• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

ORP Orzeł: od tchórzostwa do bohaterstwa

Michał Lipka
7 lutego 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 
ORP Orzeł (III), kóry brał udział w rejsie poszukiwawczym swojego najsłynniejszego poprzednika. ORP Orzeł (III), kóry brał udział w rejsie poszukiwawczym swojego najsłynniejszego poprzednika.

To najsłynniejsza i zarazem najbardziej tragiczna historia okrętu podwodnego polskiej floty. To na nim bohaterska postawa załogi została zestawiona z tchórzostwem dowódcy. To ten okręt jako jeden z pierwszych zatopił niemiecki statek z wojskiem zmierzający do wybrzeży Norwegii. Wreszcie to on, jako jedyny, zatonął w niewyjaśnionych po dziś dzień okolicznościach.



ORP Orzeł w Gdyni



Po przykrych doświadczeniach z budowanymi we Francji okrętami, dowództwo polskiej floty zaczęło rozglądać się za innymi wykonawcami. Wybór padł na Holandię, która w tym czasie cieszyła się sporą renomą. Dodatkowo kraj zgodził się, by większość (przeszło 80 proc.) zapłaty za kontrakt została spłacona w polskich produktach rolnych. Pozostała kwota miała pochodzić z tzw. Funduszu Obrony Morskiej, czyli dobrowolnych składek wpłacanych przez wojskowych i  osoby cywilne.

Zdecydowano się na zamówienie dwóch jednostek. Projekt techniczny powierzono polskiemu inżynierowi pracującemu w Holandii - Kazimierzowi Leskiemu. Według założeń, nowe okręty podwodne miały być większe (typu oceanicznego) od jednostek typu Wilk, dużo od nich nowocześniejsze i szybsze, miały też móc długo operować poza swą bazą. Było to zgodne z forsowaną przez kontradmirała Jerzego Świrskiego koncepcją przeprowadzania działań na dalekich szlakach komunikacyjnych.

Uzbrojenie planowanych okrętów było imponujące - 12 wyrzutni torpedowych, 1 działo kal. 105 mm, 1 podwójne działko kal. 40 mm oraz podwójny karabin maszynowy kal. 13,2 mm. Zakładana prędkość wynosiła 20 węzłów na powierzchni i 9 węzłów pod wodą.

Stępkę pod pierwszy okręt położono 14 sierpnia 1936 roku. Budowa posuwała się szybko także 15 stycznia 1938 roku, podczas uroczystego chrztu jednostki nadając jej imię ORP Orzeł. Podczas samego wodowania doszło do nieprzyjemnego zdarzenia - zamarzły smary i okręt utknął na pochylni. Po kilku godzinach prób i dopiero po użyciu lokomotyw ORP Orzeł po raz pierwszy spłynął do wody. Niektórzy odebrali to jako nie najlepszy znak...

Niebawem wyznaczono komandora podporucznika Henryka Kłoczkowskiego na stanowisko dowódcy okrętu. Miał on opinię jednego z największych fachowców podwodnego rzemiosła - był absolwentem licznych krajowych i zagranicznych kursów podwodnego pływania, na jednostkach typu Wilk przeszedł wszystkie oficerskie stanowiska. Tuż przed przejęciem "Orła" dowodził ORP Żbik.

Rozpoczęto próby stoczniowe i wtedy po raz kolejny dał znać o sobie pech - podczas cumowania "Orzeł" uderzył w pomost łączący nabrzeże z pontonem cumowniczym. Warto podkreślić, że jednostką dowodził wtedy holenderski kapitan (wymogi stoczniowe - Polacy obserwowali w tym czasie wypełniane funkcje i uczyli się okrętu) a same uszkodzenia na szczęście okazały się powierzchowne. 2 lutego 1939 podniesiono uroczyście biało czerwoną banderę a trzy dni później "Orzeł" udał się w rejs do Gdyni. Choć jednostka pojawiła się w porcie już 7 lutego, oficjalnego i uroczystego powitania dokonano 10 lutego, w dniu Święta Marynarki Wojennej - wtedy też na kiosku "Orła" zamontowano pamiątkową tablicę informującą, że okręt powstał dzięki składkom Funduszu Obrony Morskiej.

ORP Orzeł - II wojna światowa



Gdy wybuchła wojna, "Orzeł", w przeciwieństwie do "Żbika", nie był w stanie od razu opuścić portu. Zaważyła na tym decyzja dowódcy, który w przeddzień pozwolił wszystkim podoficerom mieszkającym w Gdyni na nocleg w domach. Dopiero w okolicy godziny 7 rano znalazł się w morzu, gdzie zapoznano się z planem Worek. "Orłowi" przypadł do patrolowania wewnętrzny rejon Zatoki Gdańskiej od latarni w Jastarni po ujście Wisły. Wyznaczenie takiego obszaru z jednej strony wydawać by się mogło dziwne - występują tam liczne płycizny, co znacznie utrudniało manewrowanie. Polskie dowództwo planowało jednak przeprowadzenie ataku na większe jednostki nieprzyjaciela, jak na przykład pancerniki Schlesien i Schleswig - Holstein, ale niestety planów tych nie udało się zrealizować.

Pierwsze dni wojny upłynęły nad wyraz spokojnie - dowódca obserwował powierzchnię morza przez peryskop, a sam okręt nie był ani razu atakowany. 4 września pozorny spokój jednak się skończył, gdyż około godz. 15 nieprzyjacielski samolot wykrył i zaatakował Orła bombami głębinowymi. Był to pierwszy atak, jaki przeżyła załoga.

Jak się niebawem okazało, miał on wymierne efekty na losy okrętu, bo od tego czasu zaczęły zachodzić zmiany w zachowaniu komandora Kłoczkowskiego. Podjął on samowolną decyzję o opuszczeniu sektora bojowego i rejsie w rejon Gotlandii. Wśród załogi zaczął rozpowszechniać opinie, że wojna jest już przegrana i należy uważać, aby niepotrzebnie nie stracić życia.

Tego typu zachowanie należy jednoznacznie ocenić jako niedopuszczalne, zwłaszcza że dotyczyło osoby dowódcy, który zawsze powinien świecić przykładem. Niebawem komandor zaczął uskarżać się na bliżej nieokreśloną dolegliwość i zamknął się w swojej kajucie. Sytuacja była patowa - z jednej strony na okręcie był dowódca, który nie mógł dowodzić, z drugiej nie przekazał okrętu swemu zastępcy. Dodatkowo w wyniku bombardowania uszkodzeniu uległa sprężarka w maszynowni, a pokładowe naprawy nie dały rezultatu.

ORP Orzeł - Tallin



Na wysłane przez pierwszego oficera, kapitana Jana Grudzińskiego pytanie co robić dalej, Dowództwo poleciło wyokrętować Kłoczkowskiego w którymś z portów Szwecji lub Finlandii. Tak się jednak nie stało - decyzją dowódcy okręt skierował się w stronę estońskiego portu w Tallinie. Po przybyciu na miejsce kmdr Kłoczkowski udał się do szpitala... zabierając ze sobą wszystkie swoje prywatne rzeczy, łącznie z maszyną do pisania i strzelbą.

Zgodnie z prawem międzynarodowym, jednostka walczących stron w porcie neutralnym może przebywać wyłącznie 24 godziny. Po przekroczeniu tego czasu zostaje internowany. Dalej jest też zapis, że w przypadku gdy okręt spotka w porcie jednostkę cywilną drugiej ze stron konfliktu, ma prawo opuścić port dopiero w 24 godziny po wypłynięciu statku - miało to zapobiec ewentualnemu pościgowi i atakowi. Jak się niebawem okazało, w tallińskim porcie cumował niemiecki frachtowiec, który szykował się do rejsu. Kapitan Grudziński otrzymał zezwolenie na przedłużenie pobytu Orła o 24 godziny. Niebawem jednak na pokład wszedł silny oddział marynarzy, a dowodzący nimi estoński oficer poinformował zaskoczonych Polaków o internowaniu jednostki. Wobec zaskoczenia i znacznej przewagi wszelki opór był bezcelowy. Orła przeholowano w głąb basenu portowego i rozpoczęto jego rozbrajanie po wcześniejszym zabraniu większości map i dziennika pokładowego.

Już od pierwszych chwil polska załoga rozpoczęła przygotowania do ucieczki - marynarze zaczęli ochoczo "pomagać" w rozbrajaniu okrętu, w efekcie czego udało się na pokładzie zatrzymać kilka torped oraz m.in. nie dopuszczono do rozłączenia wałów śrubowych. Dzięki pomysłowości jednego z bosmanów udało się również wysondować dokładną głębokość basenu portowego. W nocy z 17 na 18 września przygotowania zostały zakończone i po obezwładnieniu estońskich strażników Orzeł powoli skierował się ku ujściu portu. Sytuacja stawała się niebezpieczna, gdyż początkowo zaskoczeni Estończycy otrząsnęli się i po zapaleniu dużych reflektorów rozpoczęli ostrzał Orła. Na szczęście spaliny diesla osłoniły nieco polski okręt. Niestety, u wyjścia z portu Orzeł utknął na podwodnej skale. Dopiero po kilkunastu minutach i wytężonej pracy silników oraz pomp udało się opuścić wreszcie port i bezpiecznie się zanurzyć.

Ucieczka Polaków wywołała liczne ataki wrogiej propagandy - załogę oskarżano o zamordowanie estońskich strażników (już niebawem okazało się to było to kłamstwo, gdyż obaj cali i zdrowi zostali wypuszczeni) i zatopienie radzieckiego statku, co było nieprawdą.

Uszkodzony okręt, pozbawiony dokładnych map i ze zmęczoną załogą, operował na Bałtyku aż do 7 października, kiedy to dowódca zdecydował o przejściu do Wielkiej Brytanii. 14 października 1939 roku, po kilkudniowym operowaniu w rejonie Skagerraku, ORP Orzeł nawiązał kontakt z Brytyjczykami i eskortowany przez HMS Valorous wszedł do portu Rosyth. Załoga mogła wreszcie troszkę odpocząć, a okręt skierowano do doku celem wykonania niezbędnych napraw.

Remont ORP Orzeł



Po remoncie "Orzeł" został włączony w skład II Flotylli Okrętów Podwodnych. Niestety na drodze do pełnego bojowego wykorzystania okrętu stanął brak pełnego uzbrojenia - nadal brakowało m.in. zamków do działa. Wobec tego zdecydowano się na powierzenie Orłowi funkcji okrętu eskortowego na wodach przybrzeżnych. Po dwóch takich rejsach Dowództwo II Flotylli zaproponowało kapitanowi Grudzińskiemu odbycie rejsu również w charakterze eskortowca, ale już na dalszych wodach - wobec zgody jednostkę skierowano wraz z konwojem do Bergen. Następnie Orzeł odbył cztery patrole bojowe na wodach norweskich. Piąty z kolei zakończył się wielkim sukcesem, z którego jednak sojusznicy nie wyciągnęli odpowiednich wniosków.

8 kwietnia 1940 oficer wachtowy wypatrzył na horyzoncie strużkę dymu. Po podejściu bliżej wezwanemu dowódcy udało się odczytać nazwę jednostki - Rio de Janeiro, i port macierzysty - Hamburg. Po wynurzeniu, wezwano statek do zatrzymania maszyn. Niemcy jednak nie posłuchali, wobec czego Orzeł strzelił salwę ostrzegawczą z karabinów maszynowych co zaowocowało zastopowaniem maszyn i spuszczeniem łodzi. Niemcy postanowili grać na czas, a radio przechwyciło wygnały wzywające pomocy - niebawem też na horyzoncie zaobserwowano szybko zbliżające się jednostki. Kapitan Grudziński ostrzegł jednostkę o odpaleniu torpedy, która ostatecznie chybiła. Dopiero za drugim razem statek został storpedowany, ale zatonął dopiero po trzeciej torpedzie. Jak się okazało był to zakamuflowany transportowiec wojska, które miało być użyte do walk w Norwegii. Niestety informacja o tym została całkowicie zlekceważona przez aliantów.

Orzeł odbył jeszcze kilka patroli na których szczególną uwagę zwracano na małe jednostki nawodne oraz samoloty nieprzyjaciela. 23 maja 1940 roku Orła skierowano na kolejny patrol na Morze Północne. Na początku czerwca radiostacja bazy wysłała na polski okręt rozkaz polecający zmianę sektora. W kolejnym rozkazie polecono ponownie zmienić mu rejon operacyjny, aż wreszcie nadszedł rozkaz odwołujący Orła do bazy. Gdy minął wyznaczony termin zaczęto się niepokoić - wysłano kolejny sygnał wzywający polski okręt do podania pozycji. Podobnie jak i poprzednie i ten pozostał bez odpowiedzi...

Oficjalnie w komunikacie z 11 czerwca 1940 roku Kierownictwo Marynarki Wojennej oficjalnie potwierdziło stratę ORP Orzeł. Do dziś nie wyjaśniono co stało się z okrętem i całą 62 osobową załogą - nie udało się również zlokalizować wraku, choć było już co najmniej kilka ekspedycji poszukiwawczych (w tym ta najsłynniejsza w której udział brał ORP Orzeł (III)). Najczęściej przytaczane hipotezy mówią o wejściu na minę, tragicznej pomyłce sojuszniczego okrętu podwodnego czy też niespodziewanym ataku lotniczym. Pośmiertnie całą załoga została awansowana na wyższy stopień a dodatkowo kmdr ppor Jan Grudziński odznaczony został Złotym Krzyżem Virtuti Militari.

Na koniec warto przyjrzeć się jeszcze kmdr Kłoczkowskiemu - estońscy lekarze szybko wypisali go ze szpitala, co tylko potwierdziło domysły o symulowaniu choroby.

Po zajęciu Estonii przez Związek Radziecki Kłoczkowski został aresztowany, a więzienie opuścił na mocy amnestii. Po utworzeniu w ZSRR Armii Polskiej wstąpił w jej szeregi i ostatecznie przedostał się do Anglii. Tam stanął przed Polskim Sądem Morskim - obciążały go spisane zeznania załogi "Orła" oraz wspomnienia tych, którzy nie zginęli wraz z okrętem (wcześniej zostali przeniesieni na inne jednostki). Ostatecznie Kłoczkowskiego skazano na 4 lata więzienia oraz degradację do stopnia marynarza - wyroku nie wykonano. Po wojnie osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie zmarł w 1962 r.

Opinie (49) 6 zablokowanych

  • bosman

    Mój stryj był bosmanem na ORP ORZEŁ:(

    • 7 2

  • "Do dziś nie wyjaśniono co stało się z okrętem"

    ... złomiarze

    • 3 1

  • uuuuuuuuuuuuuuu (1)

    oceaniczny okret podwodny wewnatrz zatoki gdanskiej????????///////pewnie szkoda ze jeszcze ze mar woj nie miala lotniskowca to tez im by bylo bardzo przydatne patrolowac zatoke gdanska. bez komentarza , ale chyba to jest temat zeby szybko o tym zapomiec

    • 6 3

    • własnie tacy "eksperci" najbardziej zaraz po pseudohistorykach szkodzą MW, siedzą w fotelach i dumają, że za duży, albo za mały, lub woda za słona i morze za głębokie. po co myslec, po co analizować skoro w jednym zdaniu można zawrzeć "wszystko"

      • 0 3

  • bzdura

    okrety na baltyku bez baz nie mialy szans....to byl nowoczesny okret lepszy od ubotow7

    • 7 0

  • Skandaliczny i zwyczajnie oczerniający kmdr. Kłoczkowskiego "artykuł” (4)

    ignorujący współczesne badania, dostepne publikacje w PRASIE FACHOWEJ (np. MSiO) oraz dostępne w bibliotekach i archiwach ŹRÓDŁA, co gorsza dla autora są internauci którzy prezentują publicznie w oparciu o te dokumenty HISTORIĘ między innymi na forum Lądowej Obrony Wybrzeża dzieki którym można tu godnie odpisać.

    Ten artykuł dowodzi wprost, na jakim to niesamowitym poziomie jest historia na ug.

    "Gdy wybuchła wojna, "Orzeł", w przeciwieństwie do "Żbika", nie był w stanie od razu opuścić portu. Zaważyła na tym decyzja dowódcy, który w przeddzień pozwolił wszystkim podoficerom mieszkającym w Gdyni na nocleg w domach. Dopiero w okolicy godziny 7 rano znalazł się w morzu, gdzie zapoznano się z planem Worek."

    * Z dokumentów wprost wynika, że ORP "Orzeł" opuścił port na Oksywiu około 6:35 przez wyjście północne. Przypuszcza się że powodem było to, że większość okrętów w porcie oddała cumy. Wiadomo także, że kmdr Kłoczkowski był na pokładzie Orła w czasie porannego "zwiadowczego" nalotu niemieckiego. Wiadomym jest również, że bezpośrednio po nalocie samolotów zwiadowczych o godzinie 5:30 kmdr. Kłoczkowski rozmawiał przez telefon w budynku Dowództwa Floty na Oksywiu z kapitanem A. Mohuczym, od którego wówczas otrzymał rozkaz wyjścia w morze. Dokładnie tak samo rozkazy otrzymał np. kmdr B.Krawczyk dowódca O.R.P. Wilk.

    "Jak się niebawem okazało, miał on wymierne efekty na losy okrętu, bo od tego czasu zaczęły zachodzić zmiany w zachowaniu komandora Kłoczkowskiego. Podjął on samowolną decyzję o opuszczeniu sektora bojowego i rejsie w rejon Gotlandii."

    * 4 września rano Orzeł wykonując rozkaz zbliżenia się do Gdańska wpłynął w pole minowe postawione dzień wcześniej przez ORP Wilk, o którym to fakcie nie był uprzedzony, gdy szczęśliwie przeszedł przez miny napotkał niemieckie okręty ZOP. Jednostki niemieckie regularnie przeszukiwały rejon i wyparly Orła na północ. Mając zaminowaną drogę powrotną do sektora i brak celów kmdr Kłoczkowski rozpoczął odwrót na północny wschód w kierunku sektora ORP Ryś i tam został zbombardowany pomiędzy godziną 15 a 20. 6 września ORP Orzeł znalazł się w spokojnej okolicy Gotlandii w celu naprawy usterek wynikłych z bombardowania 4 września a także kalibracji urządzeń nawigacyjnych oraz określenia pozycji, Orzeł przebywał w okolicach wyspy do nocy z 7 na 8 września, kiedy skierował się do nowego sektora wyznaczonego mu przez Dowództwo rozkazem o zmianie sektorów. Z polskich OP tylko Wilk i Orzeł objęły nowe sektory. Okręt przebywał u wybrzeży Prus Wschodnich aż do czasu odejścia w kierunku Estonii. (po około 6 dniach! Od objęcia sektora)

    Wśród załogi zaczął rozpowszechniać opinie, że wojna jest już przegrana i należy uważać, aby niepotrzebnie nie stracić życia.

    * Teorie takie były wysnuwane przez niektórych oficerów już w Wielkiej Brytanii załoga i podoficerowie je zwyczajnie wyśmiali.

    Tego typu zachowanie należy jednoznacznie ocenić jako niedopuszczalne, zwłaszcza że dotyczyło osoby dowódcy, który zawsze powinien świecić przykładem. Niebawem komandor zaczął uskarżać się na bliżej nieokreśloną dolegliwość i zamknął się w swojej kajucie. Sytuacja była patowa - z jednej strony na okręcie był dowódca, który nie mógł dowodzić, z drugiej nie przekazał okrętu swemu zastępcy.

    * Objawy chorobowe brzucha u dowódcy okrętu, załoga zauważyła już na tydzień przed wybuchem wojny. Natomiast teoria o objawach choroby żołądkowej na skutek nerwów to fikcja która została wysnuta dopiero w Wielkiej Brytanii na podstawie interpretacji oświadczenia ze Szwecji przez oficera prowadzącego dochodzenie

    Na wysłane przez pierwszego oficera, kapitana Jana Grudzińskiego pytanie co robić dalej, Dowództwo poleciło wyokrętować Kłoczkowskiego w którymś z portów Szwecji lub Finlandii. Tak się jednak nie stało - decyzją dowódcy okręt skierował się w stronę estońskiego portu w Tallinie.

    * Kpt. Grudziński, co oczywiste nie miał prawa wysyłać żadnych depesz bez rozkazu dowódcy! I tak było! To sam kmdr Kłoczkowski poinformował Hel, że nie jest w stanie dowodzić okrętem. Co to rejsu do Estonii to w zgodzie z dokumentami Kierownictwa Marynarki Wojennej polskie okręty podwodne zawijając do portów neutralnych w pierwszej kolejności miały płynąć do przyjaznej Polsce, Estonii.

    Po zajęciu Estonii przez Związek Radziecki Kłoczkowski został aresztowany, a więzienie opuścił na mocy amnestii. Po utworzeniu w ZSRR Armii Polskiej wstąpił w jej szeregi i ostatecznie przedostał się do Anglii. Tam stanął przed Polskim Sądem Morskim - obciążały go spisane zeznania załogi "Orła" oraz wspomnienia tych, którzy nie zginęli wraz z okrętem (wcześniej zostali przeniesieni na inne jednostki). Ostatecznie Kłoczkowskiego skazano na 4 lata więzienia oraz degradację do stopnia marynarza - wyroku nie wykonano. Po wojnie osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie zmarł w 1962 r.

    * Do 1942 kmdr Kłoczkowski przebywał w sowieckich więzieniach. Po przedostaniu się do Wielkiej Brytanii obciążali go NIE członkowie załogi i podoficerowie, którzy do końca życia podważali oskarżenia! lecz tylko OFICEROWIE z zalogi. Kmdr został uwolniony od zarzutu symulowania choroby co do pozostałych zarzutów podejrzewa się że wyrok zapadł zanim zaczęła się w ogóle rozprawa i byl polityczny. W 1946 roku ten wyrok Sądu Morskiego został zakwestionowany przez prokuratora Najwyższego Sądu Wojskowego, który wniósł o rewizję sprawy na korzyść skazanego, wniosek ten niestety nie miał dalszego biegu.
    Po wojnie kmdr Kłoczkowski pracował w stoczni w New Hampshire która to stocznia budowała okręty podwodne dla US Nawy. Całkiem nieźle jak na tchórza autorze?

    Zastanawia mnie któż to będzie następny? Po nazwaniu tchórzami dowódców ORP Orzeł i poprzednio ORP Gryf na kogóż padnie tym razem? Może na dowódcę Westerplatte? Bronił się wszak tylko 7 dni. A może na Pułkownika Dąbka, że popełnił honorowe samobójstwo? Kto wie? W każdym bądź razie niewątpliwie wymaga to niesamowitej odwagi by z pozycji fotela nieżyjących tak dzielnie od tchórzy... umarli wszak sie nie obronia...

    • 28 2

    • (1)

      Nie porównuj mjr. Sucharskiego - oficera wywiadu do płk. Dabka - dowódcy liniowego z krwi i kości. Zachowanie Sucharskiego na Westerplatte to zupełnie inna sprawa, podobnie kwestia obrony tylko przez 7 dni.
      O sprawie "Orła" były obszerne i rzetelne artykuły pewnego badacza
      w magazynie "Odkrywca" kilka lat temu. Było tam wiele informacji rzucających złe światło na postawę oficerów Orła, w tym przede wszystkim Grudzińskiego.

      • 1 5

      • co do artykułu w Odkrywcy to masz rację

        ale słowa "Bronił się wszak tylko 7 dni" użyłem w domysle w cudzysłowiu i z ironią(edytor tej strony wyciął go) osobiście nie sądzę by można było wymagać dłuższej obrony od odizolowanej pozbawionej wsparcia ciągle ostrzeliwanej i bombardowanej "prowizorycznej" placówki i co by kto nie sądził o dowódcy to dla mnie jest on bez dwóch zdań Bohaterem.

        • 8 0

    • Najważniejsze są fakty...

      Panie Rejtan, Pański wywód mnie nie przekonuje i jest tendencyjny. Jest kilka faktów, które dobitnie świadczą, że tchórzem był i to co robił wynikało z jego złej woli. Wielokrotnie przytaczano jego wypowiedzi o bezsensie walki i konieczności chronienia własnej rzyci, co już powinno dawać do myślenia. Są opisy oficerów mówiące o tym, że zachowywał się jak przerażona baba, a jego ulubionym miejscem był kiosk i okolice koła ratunkowego. Pod Gotlandię zwyczajnie czmychnął, nie wykonując rozkazu przemieszczenia się w rejon Piławy. Napotkanego statku nie wylegitymował rzekomo dlatego, że nie mógł doczytać się nazwy - biedaczek nie był w stanie odróżnić "BREMEN" od "BERGEN". Jak się zatrzymuje podejrzane statki, pokazałby mu Jan Grudziński, gdyby mu zechciał przekazać dowództwo. Kłoczkowski zwyczajnie nie chciał ujawniać atakiem swojej pozycji, bo miał cały czas pełne portki. Odmówił wyokrętowania na Helu, bo tam było niebezpiecznie. Choć w rozkazach nie było mowy o Tallinie, tam własnie skierował okręt, choć bliżej miał Szwecję, ale wydawała mu się mniej atrakcyjna, bo nie było tam znajomych. Po wpłynięciu do Tallina dziwnie ozdrowiał i według członków załogi zachowywał się z wigorem. Zresztą po trzech dniach badań wyrzucono go ze szpitala, bo po prostu nic mu nie było. Nikt rozsądny nie napisałby takiej relacji o swoim dowódcy, a jednak to zrobiono. Gdyby był niewinny, to poruszyłby niebo i ziemię, by tę niewinność wykazać, albo zażądać jej udowodnienia, choć przecież to zrobiono. On do swojej śmierci (17 lat) nie podjął żadnych kroków w tym kierunku. Niech Pan, Panie bosman przeczyta sobie uzasadnienie wyroku (http://orzel.one.pl/photogallery.php?album_id=14), to może zmieni zdanie. Być może Kłoczkowski był malowanym oficerem, na czas pokoju, ale ja skłaniam się raczej do zdania tych, którzy sądzą, że jego psychika nie wytrzymała stresu związanego z zamkniętą przestrzenią, która na dodatek w każdej chwili mogła zostać zalana. Pan pisze, że w czasie wojny pracował w stoczni, a ja wyczytałem, że pływał na amerykańskim statku przewożącym amunicję, gdzie dosłużył się stopnia I oficera. Może na powierzchni był bardziej odważny i zwyczajnie nie nadawał się na podwodniaka? Teraz już niczego nie można stwierdzić na pewno, trzeba po prostu zawierzyć faktom, a te przemawiają przeciwko niemu...

      • 1 1

    • I jeszcze jedno...

      Jeśli Kłoczkowski nie mógł z jakichś powodów liczyć na sprawiedliwość sądów, powinien zrobić to, co zrobiłby każdy z nas - napisać wspomnienia, w których przedstawiłby, jak się według niego sprawy miały. Każde polonijne pismo na Zachodzie wydrukowałoby je na pierwszej stronie, a my moglibyśmy teraz prowadzić sensowną dyskusję. Nie zrobił tego, bo widocznie pogodził się z myślą, że nie ma nic na swoje usprawiedliwienie i najlepiej będzie zejść wszystkim z oczu i żyć nowym życiem. Potwierdziły to nieudane próby rewizji wyroków, które jednak podejmował lecz nie potrafił przekonać sądów do swoich racji.

      ps.1 Major Sucharski i Henryk Kłoczkowski, to ten sam casus...
      ps.2 zdanie z poprzedniego mojego postu: "Gdyby był niewinny, to poruszyłby niebo i ziemię, by tę niewinność wykazać, albo zażądać jej udowodnienia,..." powinno brzmieć: "Gdyby był niewinny, to poruszyłby niebo i ziemię, by tę niewinność wykazać, albo zażądać udowodnienia winy,..."

      • 1 1

  • a Pan Lipka to doktorat z czego robi?

    każdy artykuł to wycinki z internetu lub z innych szmatławych opracowań! jestem ciekawy czy Trójmiasto sprawdziło czy ten Pan naprawdę jest doktorantem a jak jest to gdzie on ten doktorat pisze - na chemii - bo takie same pojęcie o historii ma jak studenci chemii. Żenada że coś takiej jest publikowane

    • 11 1

  • Nazbyt szybko

    Miły panie autorze-doktorancie, nazbyt szybko i w dodatku w sposób wysoce nietaktowny "rozprawia" się pan z kmdrem Henrykiem Kłoczkowskim. Opiera się pan najwyraźniej na opiniach czy materiałach wielokrotnie przytaczanych i tysiąckroć powielanych - choćby tylko przez J.Pertka. Peretek z oczywistych powodów o wszystkim nie mógł wiedzieć, pisząc swoje zgrabne opowieści opierał się przede wszystkim na opiniach ludzi, którzy wrócili po wojnie z emigracji.
    Zarzut tchórzostwa w obliczu wroga nie został udowodniony w procesie przed sądem. Więc dlaczego ma pan zamiar w dalszym ciągu powielać kłamstwo?Udowodnienie komuś tchórzostwa np. przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości mogłoby skończyć się dla pana dramatycznie.

    • 7 1

  • Zdjecie (1)

    Orzel wchodzi do portu jest odbiciem lustrzanym. Sluza kotwiczna byla tylko na lewej burcie. ZW

    • 2 0

    • foto

      To zdjęcie jest nie tylko lustrzanym odbiciem, ale także zostało mocno "poprawione" co doskonale widać w przypadku "fal" na pierwszym planie :)

      • 0 0

  • Historyk

    Historyk badacz historii Marynarki Wojennej. Gdyby sie trochę znal, nie publikował by fałszywego zdjęcia; ORP ORZEŁ wpływa do portu. ORP nigdy nie miał tablicy na sterburcie. I ważniejsze posiadal tylko jedna śluzę kotwiczna na lewej burcie. Na temat innych osób które publikują ORP SEP jako Orla, Orzeł nie posiadał w pobliżu dziobu czterech podłużnych wyciec. Proszę sprawdzić. Przykro ze moja Gdynia tak mało sie zna na Historii. Wina komandora Kloczkowskiego tez nie jest tak oczywistal skazany za inne uchybienia.

    • 3 1

  • Tablica fundacyjna

    Wielokrotnie ogladalem zdjecia prezentujace tablice na kiosku ORLA. Zaciekawilo mnie dlaczego tal napis pokreslony, pokazywal 12 linii. Podokladneanalizie udalo sie odczytac Jozefa Pilsudskiego, napisane Tlustym drukiem. Po dlugim czasie stwierdzilem ze linii jest 13. Pozniej znalazlem artykul ORZEL w prasie z epoki, gdzie juz latwo bylo odczytac tresc. Chcialbym sie dowiedziec kto zafalszowal napis i w jakim czasie. Dlaczego to juz latwo sie domyslec. !3 przesadna, skazywala ORLA na kleskie. Tak ze wszystkie wyprawy, ktore oferowaly sie powrocic z tablica, nie powioda sie. Tablica nawet jesli by byla na ORLE znajdowac sie Mogla by w Mesie Oficerskiej, razem ze stebrnym ryngrafem ,ofiarowanym przez rodziny marynarzy. Mysle ze takiego wotum nikt by nie chcial na pokladzie. Na Kiosku? tablica z bialego metalu, swietny reflektor dla przeciwnika

    • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (2 opinie)

(2 opinie)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak to dzielnica Sopotu?

 

Najczęściej czytane