- 1 Przymorze kiedyś i dziś. Porównujemy zdjęcia (145 opinii)
- 2 "Banany jedzą tylko dzieci bardzo bogate" (36 opinii)
- 3 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 4 Nietypowa willa prezesa banku nad miastem (55 opinii)
- 5 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. Część 2 (12 opinii)
- 6 Duży gmach w centrum powstał w 8 miesięcy (40 opinii)
Krwawa jatka tuż po wojnie w centrum Gdyni
Dwóch milicjantów, szemrane interesy i kilka butelek wódki. Co może wyniknąć z takiego połączenia? Zgadliście - nic dobrego.
Kierownik warsztatu nie wiedział, że Topas nie jest już milicjantem, a do urzędu przyszedł w poszukiwaniu pracy. W trakcie rozmowy obaj byli milicjanci doszli do porozumienia w sprawie interesu, jaki razem zrobią. Szczegóły postanowili omówić w pobliskiej restauracji "Locarno".
Wkrótce dołączyli do nich znajomi Frycka, ze Spółdzielni Marynarki Wojennej z Sopotu, którzy przywieźli samochodowe części na handel, zamówione przez kierownika warsztatu. Po wypiciu kilku flaszek wódki i paru piw Frycek poszedł załatwiać kolejny interes. Topasa zostawił w warsztacie. Tym bardziej, że wyglądał na mocno pijanego. W międzyczasie goście z Sopotu rozładowali przywiezione części, nie zwracając uwagi na coraz bardziej natarczywe zaczepki ze strony pijanego i ponawiane żądania okazania dokumentów. Po rozładunku sopocianie wyjechali w drogę powrotną. W warsztacie został jeden z nich - Jan Jukiel, który miał spisać do rozliczenia przywiezione podzespoły.
Strzały w warsztacie
Po odjeździe ciężarówki krążący po warsztacie Topas wchodzi do pomieszczenia wulkanizatorni.
- Ty. Coś za jeden? Dokumenty. - Były milicjant usiłuje wcelować wskazującym palcem w łatającego dętkę Zenona Kulera. Paluch zatacza jednak koła, jakby jego właściciel znajdował się na pokładzie statku.
Wskazany wzrusza ramionami i właśnie ma się odwrócić tyłem do pijanego, gdy nagle w ręku Topasa pojawia się rewolwer. Teraz tańcząca ręka wycelowana jest mniej więcej w Kulera.
Przerażony chłopak wyciąga w kierunku napastnika portfel z dokumentami. Ten wyrywa mu z rąk wszystko. Dokumenty rzuca na stojący obok stół, a portfel chowa do tylnej kieszeni spodni.
- Teraz marynarka - pijany jest nieustępliwy. Chłopak zdejmuje marynarkę. Topas przeszukuje ją i rzuca na brudne podłoże.
- Zniszczy mi pan ostatnią marynarkę - protestuje Kuler.
- Nie będzie ci już więcej potrzebna - napastnik uśmiecha się szyderczo.
Do pomieszczenia wchodzi starszy od Kulera Mieczysław Łopek, również pracownik warsztatu. Topas kieruje broń w jego stronę i żąda dokumentów. Łopek, poganiany pistoletem, niechętnie wykonuje polecenie. Jego portfel też trafia do kieszeni napastnika. Trzymając obu pracowników na muszce Topas podchodzi do okna warsztatu i woła znajdującego się na podwórzu Jana Jukiela. Po wejściu do pomieszczenia Jukiel zostaje pchnięty w plecy lufą rewolweru i zagoniony do kąta, w którym stoją już dwaj pracownicy warsztatu. Odmawia jednak oddania dokumentów. Wściekły Topas strzela w ziemię tuż obok opornego więźnia. Portfel Jukiela wędruje do napastnika. Do pomieszczenia wchodzi kolejna osoba nieświadoma tego, co dzieje się w środku. Tym razem jest to kierownik Marian Frycek, który na widok Topasa z bronią staje jak wryty.
- Dokumenty! - ryczy pijany z bronią.
- Piłeś ze mną, a teraz chcesz dokumentów i robisz problemy - Frycek jest wyraźnie zdenerwowany.
- Ręce do góry! I dokumenty! - Topas wali rękojeścią pistoletu w biurko, na którym się opiera.
- Znam procedury. Nie możesz tak... - Frycek nie kończy, bo lufa pistoletu Topasa opiera się o jego piersi. Szybko wyjmuje portfel i rzuca na stół. Po tym staje obok uwięzionych, ale dość blisko okna.
- Bezpieczeństwo! Pomocy! Milicja! - Frycek woła w kierunku podwórza. Od bramy i ulicy dzieli go jednak spora odległość.
- Jestem Polakiem z krwi i kości - rzuca od rzeczy Topas, wymachując bronią.
- Pomocy! - właściciel warsztatu krzyczy ponownie.
- Jestem z "dwójki". Teraz przemówią kolty - napastnik kontynuuje swoją pijacką przemowę.
W tym momencie otwierają się drugie drzwi kanciapy, prowadzące do dalszych pomieszczeń. Staje w nich Jan Potkiewicz, kapral gdyńskiego UB. Być może przechodził Świętojańską i usłyszał wołanie Frycka. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że przyszedł dowiedzieć się o swój motocykl, który oddał w piątek do naprawy.
- Człowieku, co robisz z tą bronią? Kapral jest zdumiony widokiem.
- Ręce do góry - Topas teraz mierzy w Potkiewicza.
- Ratuj nas kapralu. Chcą nas wystrzelać - wrzeszczy Frycek.
- Odłóż broń - kapral Potkiewicz podchodzi krok bliżej, nieznacznie sięgając po pistolet do kabury.
Topas strzela do Potkiewicza. Ten pada na ziemię. Jak się potem okaże strzał jest śmiertelny, gdyż trafia kaprala prosto w serce. W tym samym momencie więźniowie rozbiegają się w różne strony.
Kuler z Fryckiem uciekają na podwórze. Topas strzela dwukrotnie w ich kierunku. Trafia jednak tylko Frycka, który przebiega jeszcze kilka metrów i pada dopiero na środku podwórza. Kuler biegnie dalej. Zatrzymuje się dopiero w komisariacie milicji przy ulicy.
Łopek i Jukiel rzucają się na Topasa. Pijany odwracając się w kierunku nadbiegających zdąży jeszcze raz wystrzelić, raniąc Jukiela w nogę. Po chwili mężczyźni wpadają na niego i obalają na ziemię. Broczący krwią Jukiel wyrywa z ręki Topasa pistolet i grzmoci go kolbą po głowie. Łobek dusi mężczyznę. Obaj tłuką go i kopią jeszcze długo po tym, jak niedawny napastnik traci przytomność.
Tymczasem z głębi warsztatu wybiegają pozostali pracownicy zaalarmowani strzałami. Łopek podchodzi do wstrząsanego konwulsjami Frycka. Pod głowę konającego podkłada zwiniętą marynarkę. Po pewnym czasie do warsztatu przyjeżdża milicja i pogotowie, zaalarmowani przez Kulera. Pogotowie zabiera do szpitala znajdującego się w ciężkim stanie Topasa. Ciała zabitych trafiają na stół sekcyjny.
Zaskakujący epilog
Dalszy przebieg sprawy nieco się komplikuje i plącze. Podstawowe akta przepadają. I to na tyle skutecznie, że zamiast dalszych dokumentów w teczce znajduje się tylko karta datowana na styczeń 1956 r. jedynie z nazwiskiem mordercy, bez pozostałych danych osobowych, z adnotacją o zaginięciu akt.
Pełne dane mordercy i protokół jego dwóch przesłuchań zachowały się w aktach dotyczących zastrzelonego Potkiewicza, a właściwie jego żony Moniki. Mordercą okazał się pochodzący z Wielkopolski 28-letni Leon Topas. Przed wojną marynarz na okręcie podwodnym "Wilk". Kilka dni przed wybuchem wojny trafił do szpitala w Helu z powodu zmiażdżenia ręki, którego doznał na okręcie. Przez dwa lata przebywał w stalagu. Po zwolnieniu pływał jako mechanik na niemieckich okrętach handlowych.
Zwolniony ponownie z powodu niesprawnej ręki imał się różnych zajęć. W kwietniu 1945 r. zgłosił się do milicji. Prawdopodobnie został z niej zwolniony i od lipca znajdował się bez stałego zajęcia i bez środków do życia mimo, że paradował w mundurze marynarza, w jakich chodzili funkcjonariusze oddziałów milicji morskiej. Topas został przesłuchany w szpitalu. Przebywał w nim, jak wynika z dokumentów, jeszcze we wrześniu. Cały czas zajmowała się nim UB. W drugim i ostatnim istniejącym protokole przesłuchania Topas przyznaje się do przynależności do organizacji "dwójka", działającej na szkodę Polski.
Struktura i działania grupy są tak chaotyczne i przeczące sobie, że w praktyce uniemożliwiałyby działalność takiego ugrupowania. Jest niemal pewne, że były to całkowite wymysły. Przesłuchiwany podaje jednak personalia blisko dwudziestu - zapewne Bogu ducha winnych osób - z Gdyni, Rumi i Wejherowa jako członków organizacji. Nie wiadomo, jak dalej potoczyły się losy mordercy z warsztatu i członków rzekomej organizacji wywrotowej. Zgoła nieoczekiwany przebieg miały dzieje żony zastrzelonego funkcjonariusza UB.
41-letni Jan Potkiewicz pochodził z okolic Wilna. Dwukrotnie służył przed wojną w wojsku polskim jako podoficer. W latach 1923-25 brał nawet udział w specjalnej operacji, w której polscy żołnierze przebrani za policjantów zwalczali litewską partyzantkę (podporządkowaną rządowi Litwy w Kownie). W latach 30. osiedlił się i pracował w gdyńskim porcie. Brał udział w kampanii wrześniowej i trafił do stalagu. W 1945 r. wstąpił do PPR i UB.
Wraz z żoną mieszkał przy ul. Malborskiej w Gdyni. Niepracująca żona Monika pozostała bez środków do życia. Już we wrześniu napisała pierwsze podanie do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego o jednorazowe przekazanie jej pensji męża za wrzesień i przyznanie zapomogi. A było o co walczyć. W ówczesnej, powojennej rzeczywistości, gdy niemal nie było pieniędzy na rynku, a ludzie często pracowali za jedzenie, Potkiewicz zarabiał 1200 złotych. Dla porównania w 1945 r. burmistrz Świebodzina zarabiał średnio 1314,30 zł. W kolejnych pismach w latach 1945-46 Monika Potkiewicz starała się o rentę po mężu, kiedy to świadczenie uzyskała. Kolejne pisma w 1947 r. wysyłała już z więzienia w Wejherowie. Została ona skazana na trzy lata pozbawienia wolności za współpracę z okupantem na mocy art. 2 dekretu Kodeksu Karnego z dnia 10 grudnia 1946 r. (!)
Wiadomo, że potrzebowała pieniędzy na adwokata i od stycznia 1948 r. otrzymywała rentę do więzienia. Kolejny ślad Moniki Potkiewicz pojawia się w 1965 r. Wówczas władze resortu bezpieczeństwa i władze PRL czują się już na tyle pewnie w nowej Polsce, że poszukują rodzin i potomków funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i MO, którzy zginęli "utrwalając władzę ludową". Z reguły ustalenie miejsca pobytu i warunków życia poszukiwanych osób zlecane są miejscowym komendom milicji. W notatce wywiadowczej gdyńskiej milicji można przeczytać, że Monika Potkiewicz mieszka samotnie w suterenie domu przy ulicy Tatrzańskiej w Gdyni. W suterenie o powierzchni 6 m kw. nie ma bieżącej wody i prądu. Kobieta nie utrzymuje kontaktów z nikim, a jej renta wynosi 670 złotych miesięcznie (średnia pensja w 1965 r. wynosiła wówczas 1867 zł.). W rezultacie na biurko prezesa gdańskiego oddziału PZU trafia pismo, w którym towarzysze z Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej sugerują iż: "w tej sytuacji wskazane jest podwyższenie świadczeń rentowych i poprawienie warunków mieszkaniowych".
* Nazwiska wszystkich osób zostały zmienione
Opinie (22) 1 zablokowana
-
2014-05-03 09:30
piekny szkic milicji (3)
niech obecni funkcjonariusze MO się uczą jak się łapie przestępców a nie skupiają się głownie na pijących piwko lub przekraczających prędkość :/
- 44 6
-
2014-05-03 10:59
gimbaza (1)
Jak to jest że gimbaza zawsze wie najlepiej. Jak dorośniesz to zmienisz zdanie. Oby nastało to jak najszybciej.
- 2 8
-
2014-05-07 16:19
Przed "że" stawiamy przecinek.
- 0 0
-
2014-05-03 15:48
chyba jestes w innnej epoce
- 0 2
-
2014-05-03 09:35
Można ciekawie napisać? Można!
Ciekawy artykuł, jak zwykle czekany na więcej.
- 45 1
-
2014-05-03 10:03
UB (1)
Dzisiaj funkcjonariusze różnych maści i ich rodziny oraz potomkowie dalej mają najwięcej. Więc władze się dobrze postarały. Reszta zarabia tylko na chleb.
- 29 7
-
2018-02-02 11:45
jesteś idiotą
- 0 0
-
2014-05-03 10:05
Ciekawy artykuł (1)
miło się czyta tylko czemu nazwisko właściciela warsztatów w artykule prasowym jest zasłonięte??
UDANEJ MAJÓWKI WSZYSTKIM!!- 15 0
-
2014-05-08 17:44
Ciekawy artykuł
To proste pracował dla UB .Rodzina żyje .
- 0 0
-
2014-05-03 10:42
Sądząc po "szkicu" (1)
Milicjanci zatrzymali się w rozwoju na poziomie 6-latka.
- 8 5
-
2014-05-06 11:15
mylytjanty
w tamtych czasach nikt o wyższym poziomie rozwoju nie szedł do milicji:)
- 0 0
-
2014-05-03 10:54
"W rezultacie na biurko prezesa gdańskiego oddziału PZU trafia pismo..."
PZU czy ZUS??
- 8 0
-
2014-05-03 11:05
To Monika czy Maria panie redaktorze?
"W kolejnych pismach w latach 1945-46 Maria Potkiewicz starała się o rentę po mężu, kiedy to świadczenie uzyskała."
"W notatce wywiadowczej gdyńskiej milicji można przeczytać, że Monika Potkiewicz mieszka samotnie..."Odpowiedź redakcji:
Dziękujemy za zwrócenie uwagi. Treść została poprawiona.
- 14 0
-
2014-05-03 11:47
(1)
Do wora z ubekami i do wisly!!!!
- 17 4
-
2014-05-04 23:46
Do wora z Trojmisto.pl. i do Wisły:-D
- 3 1
-
2014-05-03 12:09
Na fotce
ten zamordowany to toczka w toczkę banderowski bańdzior , strach się bać !!!!!
- 8 2
-
2014-05-03 15:06
Kogo interesuje przeszłość. Żyje się dziś i teraz a nie wspomina starocie. (1)
Zabawa się liczy, puby, kluby to jest ważne a nie stare historie, które nic nie wnoszą do naszego życia.
- 3 31
-
2014-05-03 15:51
Pewno twoje życie zacznie się i skończy na zmywaku w pubie . Ale zawodówkę skończ.....
- 11 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.