• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Babcia Gertruda oskarżona o szpiegostwo za kąpiele w morzu

Tomasz Kot
25 grudnia 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Barbara Bianga (z prawej). To zdjęcie zostało wysłane jej ojcu do obozu. Barbara Bianga (z prawej). To zdjęcie zostało wysłane jej ojcu do obozu.

Babcię i rodzinne koleje losu wspomina Barbara Bianga-Janczukowicz. To opowieść o Polakach, którzy urodzili się Niemcami, o tenisowych partiach z następcą tronu, prochach zamordowanego w Dachau męża przyniesionych "za karę" w dniu jego urodzin i oskarżeniu o szpiegostwo za kąpiele w morzu.


 
Gertruda Kolbe. Gertruda Kolbe.
Koleżanki zazdrościły mi takiej babci. W czasach kiedy wszyscy ubierali się szaro i buro, a kobiety powszechnie nosiły na głowie niezbyt kolorowe chustki, ona paradowała po ulicy w kapeluszu, różowej sukni z wielkimi granatowymi kwiatami, zapinanej na guziki od góry do samego dołu. Ubrania przysyłała jej córka z Anglii. I chociaż babcia nie pracowała, zawsze miała czym przyjąć gości. W rodzinie mówiło się, że nim weszliśmy, już kawa i ciasto stały na stole. Zawsze starała się dać wnukom jakiś upominek: ciastko, kilka złotych. Babcia zarabiała dając lekcje gry na fortepianie. Nigdy nie słyszałam, żeby narzekała. Nawet odrobinę. To niezwykłe, zważywszy że przed wojną była bardzo dobrze sytuowana. 

Babcia miała siedmioro dzieci. Sześć dziewczynek i jednego chłopca. Dzieci pojawiały się na świecie co dwa lata. Prawie zawsze babcia korzystała z cesarskiego cięcia. Miała swojego zaufanego lekarza rodzinnego, który przyjmował wszystkie porody. Po miesiącu babcia była już na nogach. Dziećmi zajmowały się nianie. Tak naprawdę babcia musiała się zająć dopiero wnukami. Mną i moim rodzeństwem.

Nie ważne gdzie się urodzisz, ale za kogo się uważasz

Nie zawsze wszystko szło bez problemów. Pamiętam, gdy w czasie wojny mieszkaliśmy w Domu Polskim. Babcia karmiła mnie jakąś kaszką. Trochę na siłę, bo nie chciałam jeść. Osuwałam się jej z kolan coraz niżej i niżej. W końcu, korzystając z chwili jej nieuwagi, uciekłam z pokoju na zewnątrz. Pokonałam niski płot i weszłam na pobliskie drzewo, rosnące między działką, na której stał Dom Polski, a kościołem pw. Gwiazdy Morza. Nie zeszłam z niego aż do wieczora, kiedy przyszła siostra mamy.

Babcia Gertruda urodziła się w 1888 r. w Brodnicy na Kaszubach, w rodzinie Kinder. Jej ojciec był kowalem. Całe rodzeństwo Gertrudy zostało wychowane w kulturze niemieckiej (ich potomkowie to dziś moje niemieckie kuzynostwo). Podobnie wychowana była moja babcia. Do końca życia nie mówiła dobrze po polsku, choć bardzo chciała.

Gertruda poszła inną drogą. Ona zawsze uważała się za Polkę. I chciała, żeby ją tak odbierano. Wyszła za mąż za Polaka. Starszego o dwa lata Romana Kolbe z Brodnicy. Z Brodnicy nad Drwęcą, w obecnym województwie kujawsko-pomorskim. W tamtych czasach, w zaborze pruskim, sprawy narodowościowe były czasami skomplikowane. Łatwo można było się pomylić.

Na lato zawsze do Sopotu

Dziadek Roman pochodził z polskiej rodziny z Brodnicy. Nazywał się Czołba. Po skończeniu szkół zmienił nazwisko na Colbe. Prawdopodobnie dla ułatwienia kariery w zawodzie. Był człowiekiem wykształconym, fachowcem. Nadal jednak deklarował się jako Polak. Dziadek jako inżynier bardzo dobrze zarabiał. Razem z Gertrudą mieszkali w Gdańsku. Mieszkania zmieniali chyba z kilkanaście razy. Nigdy nie kupili swojego. Widocznie nie było im to potrzebne. Przeprowadzali się ze względu na zmieniające się potrzeby. Na większe, gdy rodzina stopniowo się powiększała i potem na mniejsze, gdy kolejne dzieci wychodziły z domu.

W pewnym momencie mieszkali w dwupoziomowym mieszkaniu. W każdym pokoju był dzwonek, który miał ułatwiać pracę służbie i nianiom. Niezależnie od tego babcia w każde wakacje przeprowadzała się do Sopotu, gdzie wynajmowała kwaterę dla dzieci i siebie. Dziadek pojawiał się od czasu do czasu. Był zajęty pracą. Liczną rodzinę trzeba było utrzymać na odpowiednim poziomie.
 
Rwa kulszowa dopingiem do pływania i tenisa

Gertruda jako nastoletnia dziewczynka zaczęła mieć problemy zdrowotne. Lekarze zdiagnozowali u niej rwę kulszową, wówczas zwaną ischiasem. Rodzice wysyłali dziewczynkę do renomowanych w tamtych czasach sanatoriów i kurortów, jak Karlove Vary. Miejscowy lekarz zalecił babci Gertrudzie kąpiele w morzu, leżenie bezpośrednio na piasku plaży i wysiłek fizyczny.

Od wczesnej młodości babcia zaczęła się regularnie kąpać w morzu, plażować i grać w tenisa. Wcześniej uczyła się gry na fortepianie, ale zdrowie było ważniejsze. To dlatego babcia urządzała wakacje w Sopocie. Światowy kurort ze wspaniałą plażą i morze miała na wyciągnięcie ręki. Nie musiała daleko jeździć z gromadką pociech.

Kąpie się codziennie? Ani chybi - szpieg!

Kąpiele morskie stały się jej drugą naturą. Latem to było oczywiście plażowanie z dziećmi, z nianią. Ale nawet potem gdy dzieci dorosły, babcia chodziła się kąpać codziennie od czerwca do końca września. Na kostium narzucała płaszcz, pod pachę brała ręcznik i piechotką szła na plażę. Po pływaniu trochę poleżała na piasku i wracała.

Pływanie przysporzyło jej kłopotów. Po wojnie. Babcia nie rezygnowała ze swoich przyzwyczajeń dopóki zdrowie jej pozwalało. Proszę sobie wyobrazić starszą panią, która codziennie wychodzi kapać się na plażę. A tam w latach 40 i 50 strefa nadgraniczna. Strażnica WOP, uzbrojone patrole. Obok teren wojskowy. Willa, do której przyjeżdżał towarzysz prezydent Bierut. Ochrona, wojsko i babcia, która  chodzi codziennie się kąpać.

Zatrzymana przez wopistów nie bardzo potrafi wytłumaczyć, że nie jest szpiegiem. Tym bardziej, że słabo mówi po polsku. Próbuje wyjaśniać po niemiecku. Ani chybi V kolumna wykonuje jakieś tajne zadanie dla obcych wywiadów. Po kilku zatrzymaniach i przesłuchaniach dali babci spokój. Przyzwyczaili się.

Na korcie wygrywała z kronprincem

Gertruda Kolbe (z lewej) wygrywała w tenisa z następcą tronu Cesarstwa Niemiec Wilhelmem Hohenzolernem. Zdjęcie wykonano najprawdopodobniej w latach 1910-1914 w Sopocie. Gertruda Kolbe (z lewej) wygrywała w tenisa z następcą tronu Cesarstwa Niemiec Wilhelmem Hohenzolernem. Zdjęcie wykonano najprawdopodobniej w latach 1910-1914 w Sopocie.
Drugą pasją babci był tenis. I tak go właśnie traktowała jak hobby. Nie mniej była bardzo dobrą zawodniczką. Wygrywała zarówno z kobietami jak i z mężczyznami. Latem na kortach spędzała długie godziny. Babcia miała mocną budowę ciała, była silna. Kondycyjnie wytrzymywała parogodzinną walkę. No i to zdjęcie. Z kronprincem, następcą tronu Cesarstwa Niemiec Wilhelm Hohenzolern. Wówczas w latach 1911-13 był dowódcą 1 Regimentu Brygady Przybocznej Huzarów w Gdańsku. Mieszkał w Sopocie. Jego żonę z dziećmi można było często spotkać na plaży. Wilhelma jeśli nie na hipodromie, to na kortach, gdzie całymi dniami grywał w tenisa.

Babcia regularnie z nim wygrywała. Słyszałam o tym, że z nim grywała. Ale babcia nigdy nie mówiła o zdjęciu. W ogóle nie miała zwyczaju chwalenia się czymkolwiek. To zdjęcie zobaczyłam dopiero w tym roku na wystawie w Muzeum Sopotu. Wchodzę i widzę moją babcię na zdjęciu z kronprincem i jeszcze jedną tenisistką. Babcia pochyla głowę. Nie widać jej całej twarzy. Ale to jest Gertruda Kolbe, moja babcia. Być może była zażenowana tą sytuacją. Może grała z Wilhelmem akurat. Pojawił się fotograf. Odmówić nie wypadało.

Gdy tylko w Wolnym Mieście Gdańsku powstał polski klub sportowy Gedania, babcia natychmiast zapisała się do sekcji tenisowej. Z tego czasu ma wiele zdjęć. W opracowaniu dotyczącym historii lokalnego tenisa "Zapiski stuletniej przeszłości", jest wymieniana wśród najlepszych tenisistów klubu.
 
Odrzucone oświadczyny

Gertruda i Roman Kolbe. Niemcy przynieśli jej prochy zamordowanego w obozie w Dachau męża w dniu jego urodzin. To miała być kara. Gertruda i Roman Kolbe. Niemcy przynieśli jej prochy zamordowanego w obozie w Dachau męża w dniu jego urodzin. To miała być kara.
Babcia miała jeszcze inną pasję. Uwielbiała spotykać się z artystami: malarzami, pisarzami, muzykami. Organizowała i fundowała obiady czwartkowe, podczas których grano na fortepianie, śpiewano, artyści popisywali się swoją twórczością. Babcia nawiązywała tymi spotkaniami do słynnych obiadów czwartkowych organizowanych przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Gdańsk, Sopot, Pomorze, to była jej mała ojczyzna. Wybuch wojny był dla niej tragedią. Pozbawiono ją majątku. Przez kilka miesięcy mieszkała z nami na strychu w kamienicy przy alei Niepodległości 782, a potem przez całą wojnę w dawnym Domu Polskim przy ul. Chopina. Do obozów koncentracyjnych trafili m.in.: jej mąż, zięć i jego brat.

Dziadek Roman zginął w obozie Dachau w 1944 r. Niemcy czekali jednak z powiadomieniem babci o jego śmierci i przekazaniem urny z prochami. Przekazali wiadomość i urnę w dniu urodzin dziadka. To miała być kara.

Babcia była zawsze elegancką kobietą. Podobała się mężczyznom i miała adoratorów nawet jako starsza pani. W czasie wojny zalecało się do niej wielu Niemców. Jeden z nich w stopniu majora oświadczył się nawet babci po śmierci dziadka. Obiecywał, że zaopiekuje się całą rodziną. Nie miał szans. Niemcy od wybuchu wojny byli u babci skreśleni.

Po wojnie często bywał u niej ksiądz Paul Schuetz, proboszcz parafii pw. Gwiazdy Morza i jej lekarz rodzinny. Obaj - mimo że byli Niemcami - zostali. Tu było ich miejsce na ziemi, mimo że ich świat zniknął jak Atlantyda. Ksiądz Schuetz łączył tych wszystkich "miejscowych", którzy tu zostali. On został tu także dla nich. Pomagał im i wspierał ich tak, jak w czasie wojny wspierał swoich polskich parafian, którzy zostali pozbawieni wszelkich praw. Polskie kobiety mogły liczyć na pomoc żywnościową, a dzieci na podarki w święta.

Epilog

Babcia Gertruda po wojnie mieszkała w kamienicy na rogu ul. 3 Maja i Kazimierza Wielkiego. Zapisała się na kurs języka polskiego, który organizowano dla tzw. autochtonów, którzy chcieli nauczyć się języka. Konwersowała też po polsku ze mną i z moją siostrą.

Najczęściej podczas spacerów tłumaczyliśmy libretto z programu koncertu w Operze Leśnej (babcia Gertruda zarówno przed wojną, jak i po wojnie chodziła na wszystkie koncerty w operze). Za te lekcje babcia zawsze nam płaciła. Zmarła w 1964 roku.

Dzień przed śmiercią zaczęła rozmawiać tylko po polsku. Kiedy moja siostra odwiedziła ją w szpitalu Akademii Medycznej, dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że rozmawiają wyłącznie po polsku, a nie jak wcześniej trochę po niemiecku, trochę w łamanych polskim. Uroczystości pogrzebowe poprowadził ksiądz Paul Schuetz, który zmarł kilka lat później.
 
Zanotował:

Opinie (17) 3 zablokowane

  • (2)

    Kolejna wspaniała i ciekawa opowieść rodzinna z Pomorza!

    • 135 4

    • Piękna postać...

      • 24 2

    • Przecież tacy ludzie ,takie rodziny żyją wśród nas dzisiaj.Gdzie oni są?

      Lemingi ich zadeptały? ........Ukrywają się,przyzwoitość jest dzisiaj słabością.

      • 4 3

  • Lubie czytać takie opowieści...
    Są super, więcej takich..

    • 71 2

  • Przyjemnie się czytało... Piękna historia!

    • 52 1

  • Coś pięknego...

    Historia pewnie ma wielu takich ludzi i tylko czekać jak ich będziemy poznawać. Oby jak najszybciej...

    • 46 1

  • Bardzo ciekawy artykuł!

    • 42 2

  • Świetny artykuł!

    • 40 1

  • Polityce - NIE!

    Dużo ciekawiej czyta się artykuły jw. wypocin aferalno - politycznych jak najmniej w 2015r.

    • 21 3

  • Ciekawa historia

    Ciekawa historia oby więcej było tego typu opowieści zamiast plecenia o byle czym.

    • 22 1

  • Piękne i wzruszające.

    • 18 2

  • Ciekawe czy poszła do nieba ?

    • 2 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Co uprawiano na sopockim hipodromie, aby uzupełnić kartkowe przydziały żywnościowe mieszkańców?

 

Najczęściej czytane