• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rocznica zatopienia Gustloffa. Czy jest co obchodzić?

Mariusz Pająk
30 stycznia 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Zdjęcie "Wilhelma Gustloffa" cumującego w 1939 roku w porcie w Gdańsku. Zdjęcie "Wilhelma Gustloffa" cumującego w 1939 roku w porcie w Gdańsku.

30 stycznia mija okrągła rocznica jednej z największych tragedii morskich, czyli zatopienia statku "Wilhelm Gustloff", do czego doszło w 1945 r. Czy jest to rocznica warta obchodzenia? - pyta Mariusz Pająk, gdyński radny dzielnicy i działacz społeczny.



Artykuł archiwalny z 2015 r.

Proponuję, aby rozważania na ten temat rozpocząć od przypomnienia historii. Po zajęciu Gdyni we wrześniu 1939 roku, niemiecki okupant od razu przystąpił do usuwania wszelkich śladów polskości. Zamknięto i zlikwidowano polskie instytucje, organizacje i urzędy. Rozpoczęto masowe aresztowania, egzekucje, wysiedlenia i represje wobec mieszkańców. Systematycznie przejmowano majątki prywatne i państwowe.

W ramach działań germanizacyjnych zmieniono nazwy ulic i usunięto wszelkie polskie symbole, a miasto otrzymało nazwę Gotenhafen - Port Gotów, choć wcześniej niemiecka nazwa miasta brzmiała Gdingen. Tereny portu i stoczni zamieniono w największą bazę Kriegsmarine na Bałtyku, która stała się dużym ośrodkiem zaopatrzenia, bazowania oraz remontu okrętów.

W mieście pozostawiono jedynie ok. 5 tys. wykwalifikowanych polskich mieszkańców z rodzinami i około 80 rybaków - Kaszubów.

Pod koniec października 1939 roku w ramach akcji "Inteligencja" rozpoczęły się w Piaśnicy masowe egzekucje, które były kontynuowane do początku kwietnia 1940 roku. Historycy oceniają, że ofiarą ludobójstwa dokonanego w lasach piaśnickich padło od 12 do 14 tys. Polaków.

Obóz Stutthof, założony 2 września 1939 roku, usytuowany niedaleko wsi Stutthof, miał odegrać szczególną rolę w realizacji rozwiązania kwestii polskiej na terenie Pomorza Gdańskiego.

Wczorajsi dobrzy sąsiedzi stali się konfidentami, katami oraz panami życia i śmierci dla tysięcy Polaków i Żydów. Ludzi zamieniano na wytatuowane cyfry, a wiwatujące rozhisteryzowane tłumy niemieckich "praworządnych" obywateli III Rzeszy, witały Adolfa Hitlera we wrześniu 1939 roku w Gdańsku.

Dlatego też, gdy pod koniec 1944 roku naloty aliantów i nadciągający od wschodu II Front Białoruski, zaczęły budzić w niemieckich okupantach poczucie strachu i niepewności, nikt z Polaków nie współczuł okupantom. Uciekając z Prus Wschodnich Niemcy, w ramach operacji "Hannibal" szukali drogi ucieczki m. in. przez morze. Okręty transportowe MS "Wilhelm Gustloff", MS "Goya" oraz parowiec SS "Steuben", przekwalifikowane na statki transportowe dla wojska, zostały przeznaczono do przewożenia niemieckich uciekinierów.

Tablica upamiętniająca ofiary zatopienia statków Wilhelm Gustloff, Steuben i Goya, wisi w kościele oo. redemptorystów przy ul. Portowej w Gdyni. Tablica upamiętniająca ofiary zatopienia statków Wilhelm Gustloff, Steuben i Goya, wisi w kościele oo. redemptorystów przy ul. Portowej w Gdyni.
Pod koniec stycznia 1945 roku w swój - jak się okazało - ostatni rejs z Gdyni do Kilonii wypłynął przeładowany "Wilhelm Gustloff".

Na statku znajdowało się około 10 tys. osób, w tym 173 członków załogi, 918 oficerów i marynarzy 2 Dywizjonu Szkoleniowego Okrętów Podwodnych, ok. 400 dziewcząt pomocniczego korpusu Kriegsmarine, które były wojskowymi telefonistkami, telegrafistkami, maszynistkami oraz pielęgniarkami, 162 rannych żołnierzy Wehrmachtu, 4 424 uciekinierów, wśród których znajdowali się gestapowcy z rodzinami, funkcjonariusze organizacji Todta, junkrzy, działacze NSDAP i rodziny urzędników niemieckiego aparatu terroru. Na pokładzie byli także niemieccy cywile, którzy swój byt na terenie Prus Wschodnich i Pomorza zawdzięczali wysiedleniu i przejęciu majątku rodowitych mieszkańców.

30 stycznia w późnych godzinach wieczornych, przy mijaniu Ławicy Słupskiej na wysokości Łeby, motorowiec "Wilhelm Gustloff" został zlokalizowany przez radziecki okręt podwodny S-13, dowodzony przez komandora podporucznika Aleksandra Marineskę. Wystrzelone trzy torpedy dokonały dzieła zniszczenia, w ciągu godziny posyłając na dno okręt wraz z uciekinierami.

W wyniku zatopienia transportowca zginęło ponad 9 tys. osób - była to największa katastrofa morska w historii.

Warto jednak pamiętać, że Niemcy sami zgotowali swoim obywatelom taki los.

Od 1940 r. "Wilhelm Gustloff" służył jako okręt pomocniczy i był bazą szkoleniową dla 2 Dywizji Okrętów Podwodnych, czyli jednostką wojenną. Podczas swojego ostatniego rejsu statek płynął uzbrojony i w wojskowym kamuflażu. Co za tym idzie, nie spełniał warunków statku szpitalnego, był natomiast jednostką floty wojennej, a cała załoga znajdująca się na pokładzie stała się uczestnikiem działań wojennych.

Dziesięć dni później podobny los spotkał parowiec "Generał von Steuben", na pokładzie którego zginęło około 4,9 tys. osób. Natomiast 16 kwietnia 1945 roku u wybrzeży południowego cypla Mierzei Helskiej zatonął transportowiec "Goya", pochłaniając około 6,8 tys. istnień ludzkich.

Opisane tragedie morskie nie były jednak jedynymi, jakie miały miejsce w czasie II wojny światowej. Zatopienie niemieckich okrętów pomocniczych wzbudza współczucie u wielu osób, ale należy pamiętać, że wśród ofiar byli przede wszystkim funkcjonariusze i protagoniści państwa, które za cel postawiło sobie wymordowanie kilku narodów, w tym polskiego, i zrobiło wiele, by te plany zrealizować.

Wiele kontrowersji może budzić zachowanie komandora dowódcy S-13 Aleksandra Marineski (zatopił nie tylko "Gustloffa", ale i "Steubena"), ale jak w takim razie ocenić zachowanie pilotów Luftwaffe, którzy siadając za sterami Heinkla-111 7 listopada 1941 roku storpedowali i zatopili radziecki okręt szpitalny s/s "Armenia", na którym zginęło ok. 5 tys. osób?

Warto też zauważyć, że tragedia "Gustloffa", "Steubena" i "Goi" podsunęła nazistom pomysł na bezwzględne rozprawienie się z tysiącami więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych.

"Cap Arcona" zatonął wraz z 4,3 tys. ludzi na pokładzie - przede wszystkim byli to więźniowie obozów koncentracyjnych w Niemczech. W ten sposób oprawcy pozbyli się świadków swoich zbrodni. "Cap Arcona" zatonął wraz z 4,3 tys. ludzi na pokładzie - przede wszystkim byli to więźniowie obozów koncentracyjnych w Niemczech. W ten sposób oprawcy pozbyli się świadków swoich zbrodni.
Wczesną wiosną 1945 roku obóz koncentracyjny Neuengamme w Hamburgu był jednym z ostatnich jeszcze nie wyzwolonych przez wojska alianckie. Gdy front się zbliżył, jego więźniów przewieziono na wschód, do w portu w Lubece. Tam wsadzono ich na statek "Cap Arcona", dwa frachtowce SS "Athen" i SS "Thilbeck" oraz na SS "Deutschland IV", które zmieniono w pływające więzienia. Zmieszczono w nich ok. 9,4 tys. więźniów bez pożywienia i wody, bez podstawowych leków dla chorych i rannych. Zamknięto ich w kajutach i ładowniach, bez światła i dostępu do świeżego powietrza.

Na flagsztokach i masztach statków-więzień powiewały bandery III Rzeszy i żaden z nich nie posiadał oznaczeń Czerwonego Krzyża. Tak oznakowane transportowce, pomimo ostrzeżeń Brytyjczyków i nakazu powrotu do portu, pozostawały na redzie.

W wyniku brytyjskich bombardowań, na "Cap Arcona" zginęło ok. 4,3 tys. osób, a na "Thielbek" ok. 2,8 tys. osób.

Jedynie dowodzący statkiem "Athen" kapitan Nibmann, znając treść ostrzeżenia Brytyjczyków, wywiesił białą flagę (mimo stacjonowania na pokładzie uzbrojonego oddziału SS i uzbrojonych marynarzy Kriegsmarine), porozumiał się z komendantem portu w Neustadt i zawinął do portu. Dzięki temu uratował życie blisko 2 tys. więźniom.

Mariusz Pająk jest miłośnikiem historii Gdyni, historycznym i społecznym publicystą, przy tym wieloletnim radnym miasta, a także przewodniczącym Rady Dzielnicy Wielki Kack.
Mariusz Pająk

Opinie (388) ponad 50 zablokowanych

  • oto mój artykuł sprzed paru lat na ten temat (6)

    29 marca 2007 wyemitowano dokumentalny film (Discovery) nt. zatopienia statku niby pasażerskiego "Wilhelm Gustloff". "Dziennik Bałtycki" (25 stycznia 2004) zapoznał swych czytelników z ową historią, która warta jest omówienia, choćby z powodu rozmaitych interpretacji tego tragicznego wydarzenia. Z jednej strony ukazano losy sympatycznej pani o polskich personaliach (Łucja Bagińska, wyszła za mąż za żołnierza Wehrmachtu - Gerharda Rybandta), która przeżyła katastrofę, jednak 9343 osoby zginęły (w tym ok. 5 tys. dzieci). Na pokładach było jednak około 1400 żołnierzy i marynarzy oraz 162 rannych żołnierzy.

    Zatem - jak traktować ową jednostkę? Jako statek pasażerski, okręt wojenny czy statek-szpital? (Zaznaczony tekst - cytaty z gazety).
    Pani Łucja była w szoku i krzyknęła - Jezus! Gdzie moje dziecko!? Dzisiaj ktoś powie - co to ma za znaczenie, ale zadam pytania, choć aż wstyd je zadawać (przed samym sobą, zwłaszcza wobec nieszczęścia owej miłej kobiety): w jakim języku krzyknęła pani Łucja oraz - gdyby Niemcy jednak wygrały wojnę - to w jaki sposób pisałoby się nazwisko i imię pani Łucji oraz cóż daliby Polsce (...) - jej mąż służący w Wehrmachcie i syn Hans Jurgen? Nawiasem mówiąc, pani Łucja wspomniała, że po latach korespondencyjnie zgłosił się do niej wątpliwy dżentelmen z Niemiec - Ten mężczyzna podszywa się pod mojego zmarłego synka, prosił o zaświadczenie, aby wyciągnąć rentę od państwa. Zatem - nie tylko Polacy cwaniaczą w systemie rentowym...

    Z drugiej strony mamy Rosjanina, ukazanego jako podejrzanego typa - Komandor podporucznik Marinesko miał od kilku tygodni nóż na gardle. Jako dowódca sowieckiego okrętu podwodnego S-13 pilotował jego remont w Finlandii. Nudę skracał sobie zakrapianymi alkoholem wypadami w miasto. Pijackie orgie na okręcie i opuszczenie jednostki będącej w stanie wojny mocno zdenerwowały sowieckich admirałów. Komandorowi dano jeszcze jedną szansę - hańbę żołnierskiego munduru miał zmyć krwią Niemców. W przeciwnym wypadku groziło mu rozstrzelanie.
    No tak, Niemcy walczyli po rycersku i dla idei, zaś niecni Rosjanie byli szantażowani i musieli mordować szlachetnych najeźdźców niosących wolność i cywilizację na Wschód. I takie stereotypy będą obowiązywać w przyszłości - dobrzy a prześladowani Niemcy oraz źli a zapijaczeni Rosjanie.

    • 19 1

    • cd. (5)

      Przewodniczący Związku Ludności Niemieckiej w Gdyni - *Gustloff* nie był uzbrojony, był typowym statkiem pasażerskim. Zginęło na nim pięć razy więcej osób, niż na *Titanicu*, w większości kobiety i dzieci. Chcemy uczcić pamięć wszystkich, którzy zginęli. 30 stycznia, w kościele przy ul. Armii Krajowej organizujemy nabożeństwo w 59. rocznicę zatopienia statków pasażerskich *Wilhelm Gustloff* i *Goya* przez sowieckie okręty podwodne.
      Czyżby to był typowy statek pasażerski? I przy ulicy Armii Krajowej (dobrze, że nie Ofiar Piaśnicy!) będą opowiadać sobie o "typowych statkach pasażerskich"?

      Zamieszczono także wywiad z p. Korsakiem - W Gdyni Redłowie znajdowała się bardzo ważna fabryka, w której produkowano elementy do niemieckich samolotów. W 1944 r. zaczęto wywozić ludzi i urządzenia do Niemiec. Kiedy Armia Czerwona była koło Koszalina, pomyślano o *Gustloffie*. Samochód załadowano urządzeniami pomiarowymi i kontrolnymi, na których Niemcom bardzo zależało. Przy zakładach lotniczych mieściła się komórka gestapo, która załatwiła miejsce dla samochodu.

      A może pasażerów zaokrętowano nie tyle "przy okazji", ale także aby zamaskować wojskowy ładunek? Ale o tym strona niemiecka milczy.

      Kto wie, że *Wilhelm Gustloff* otrzymał imię po zamordowanym w Szwajcarii przedstawicielu NSDAP? Ciekawe, jak zachowaliby się dzielni dowódcy U-Bootów, gdyby zauważyli statek *Kalinin*, wymykający się z otoczonego Leningradu, z ludnością cywilną na pokładzie? Zatoczyliby koło i odpłynęli na większe łowy? Według rycerskich a szlachetnych starogermańskich zasad?

      No to jak? Statek przewoził tylko niewinnych cywilów? A urządzenia wojskowe, a żołnierze i marynarze? Ilu Polaków, Żydów, Rosjan, Francuzów nacisnęłoby wówczas guzik, wysyłając torpedy w kierunku owego nieszczęsnego okrętu, skoro zadane rany przez okupanta były ciągle świeże, zaś lista osobowo-towarowa była nieznana? A ponadto pora nocna i - jeśli cokolwiek było widać - to swastyki na flagach oraz nazwisko (przedstawiciela partii uznanej za zbrodniczą podczas procesu w Norymberdze) na burtach? Nie dzisiaj, ale wówczas. Ilu?

      W filmie na Discovery tragedię określono jako największą katastrofę morską. Kapitana Marinesko nazwano niepokornym oficerem. Rosjan ukazano jako mścicieli, którzy w odwecie za faszystowskie akty ludobójstwa, zabijali wroga, także kobiety i dzieci. Ale też pewien świadek zeznał - Załoga *Wilhelma Gustloffa* biła po rękach tonących, aby nie przeciążyli łodzi ratunkowych. Zatem (to tylko teoretyczne rozważania) - za śmierć ilu osób odpowiadają Rosjanie, skoro na statku pasażerskim (jeśli już tak twierdzi strona niemiecka) było kilkakrotnie więcej ludzi niż dozwalają przepisy dotyczące statków tego typu, nie było właściwej liczby łodzi ratunkowych oraz sami Niemcy nie kwapili się do ratowania towarzyszy podróży? Na zakończenie filmu - Świat w obliczu wojny nie zauważył tragedii, ani przez wiele lat nie chciał pamiętać o jej ofiarach.

      • 3 0

      • cd. (4)

        Rok później, w równą rocznicę tragedii, tenże "Dziennik Bałtycki" (28 stycznia 2005) wraca do wątku.
        Mija 60 lat od zatopienia Wilhelma Gustloffa. Gdy wypływał z Gdyni w swój ostatni rejs, 30 stycznia 1945 roku, na pokładzie wiózł 10 582 osoby, czyli 5 razy więcej niż słynny Titanic. Woda pochłonęła 9 343 ludzkie życia, w tym ok. 5 tys. dzieci.
        Zginęło zatem jednorazowo tyle osób, co niemal każdego "pracowitego" dnia ginęło ludzi w czeluściach komór gazowych w niemieckich obozach koncentracyjnych (właściwiej - zagłady), z czego niemal połowa to były również dzieci, podobno gorsze od niemieckich, bo głównie żydowskie i polskie. Gdyby Niemcy chcieli opłakiwać wszystkie ofiary wojny we właściwej proporcji, to nie wystarczyłoby im łez...

        W ramach akcji Hannibal, w której brały udział 4 statki, miał bezpiecznie przerzucić II Dywizję Szkoleniową Łodzi Podwodnych (918 żołnierzy) i przy okazji zabrać uciekinierów z Prus Wschodnich.
        Należy więc podkreślić, że główną rolą "statku" była walka z naszymi sprzymierzeńcami, zatem był to jednak okręt wojenny i każdy żołnierz walczący z niemieckim agresorem miał nie tylko prawo, ale obowiązek zatopić okręt noszący na kadłubie znienawidzoną swastykę oraz nazwisko niemieckiego faszysty. Uczynił to radziecki okręt podwodny, ale gdyby zapytać polskich podwodniaków o problem sumienia, zwłaszcza tych, co stracili bliskich w Powstaniu Warszawskim, podczas którego niemieccy faszyści bezlitośnie rozstrzeliwali ludność cywilną, w tym niewinne dzieci...

        Opowiada Łucja Bagińska z Gdyni, jedyna żyjąca dziś na Wybrzeżu osoba uratowana z katastrofy. - Nie chciałam wyjeżdżać z Gdyni. Namówiła mnie sąsiadka. Mój mąż był wcielony do Wehrmachtu i walczył na froncie wschodnim. Po Gdyni krążyły straszne wieści o okrucieństwie Armii Czerwonej.
        Pani Łucja w zeszłym roku również udzieliła wywiadu - wyszła za mąż za żołnierza walczącego u boku Hitlera. Czy wiedziała wówczas, co Niemcy wyczyniali z rodzinami żołnierzy polskich i radzieckich broniących swych ojczyzn? Czy słyszała o okrucieństwie cywilizowanej armii niemieckiej? "Kurier" (31 stycznia 2005) także przeprowadził wywiad z p. Łucją, jednak nie zapytał jej jak mieszkała i co zwykle jadała podczas początkowo zwycięskiej wojny toczonej przez wodza i męża (gdzie mieszkała, to wiemy - w byłej wówczas Gdyni, czyli w Gotenhafen, skąd wyrzucono dziesiątki tysięcy Polaków, a wielu z nich wymordowano w lasach pod Piaśnicą oraz w obozie zagłady Stuthoff). Natomiast lektor przeczytał, że w kilka godzin po wypłynięciu z Gdyni została przerwana droga do wolności. Niefortunne rozumowanie polskiego dziennikarza - czyżby nasze wojska walczące o polską Gdynię niosły naszym rodakom (a za Polkę uważa się p. Łucja, no może od 1945...) niewolę? Z pewnością, gdyby rejs przebiegł szczęśliwie, to Polka Łucja mieszkałaby w Niemczech, ciesząc się niemieckimi wnukami jako... Niemka, przecież nie Polka! I nie nazywałaby się ani Bagińska, ani Łucja.

        • 5 0

        • cd. (3)

          Opowiada badacz wojennych katastrof morskich, Hans Schön, autor wielu książek (także wystąpił w filmie na kanale "Discovery"), w tym o Gustloffie. - Od 1940 roku przy nabrzeżu na Oksywiu pełnił rolę pływających koszar. Choć Gustloff normalnie zabierał 2 tysiące ludzi, to my przygotowaliśmy 5 tysięcy miejsc, a na pokład weszło... ponad 10 tysięcy osób!
          Potwierdza zatem, że był to wrogi nam okręt wojenny (koszarowiec). Ponadto, gdyby Niemcy zabrali dopuszczalną liczbę osób, to Rosjanie mieliby na sumieniu jednak 5 razy mniej ofiar. Zatem kto odpowiada za śmierć 8 tysięcy Niemców? Jeśli polski konspirator zabrał na akcję niemowlę, aby przewieźć w wózku bibułę i podczas strzelaniny zginęłoby owo dziecko, to czyż oskarżylibyśmy okupanta o wyjątkowe barbarzyństwo?

          Był 30 stycznia 1945 roku, godzina 21.16. Przez radio transmitowano przemówienie Hitlera. Gdy zaczęto grać hymn, nagle usłyszeliśmy przerażający huk.
          Gdyby ktoś chciał zrealizować groteskowy film, to nic lepszego by nie wymyślił - po ryku wodza nawołującego do walki z całym niedobrym światem oraz podczas grania znienawidzonego (niemal przez cały świat) hymnu (słuchanego codziennie przez p. Łucję) III Rzeszy (państwa o władzach uznanych przez świat za zbrodnicze), zniecierpliwiona ręka boska nareszcie pokierowała ateistyczną torpedę we właściwym kierunku. Może Bóg niepotrzebnie czekał aż tak długo i kara była zbyt wysoka? Może to dopust boży za obóz Auschwitz-Birkenau, który został (oficjalnie) odkryty dla świata parę dni wcześniej, zaś teraz jest nazywany polskim obozem zagłady? Dawniej także nieco się zagapił i urządził krwawą łaźnię w Sodomie i Gomorze. Mógł stopniować karę... Czyżby Bóg popełnił błąd?

          Prawdopodobnie Niemcy uwierzyli w szczęśliwą gwiazdę czuwającą nad miastem Gdynia - Gotenhafen (Port Gotów) to nazwa fonetycznie zbliżona do pojęcia Bóg/Gott, co mogło zachęcać dowództwo niemieckie oraz ludność cywilną do masowego eksodusu** z zagrabionego polskiego portu ku (niech i tak będzie) wolności. Zbytnia ufność powodowała systematyczne zwiększanie liczby ewakuowanych ludzi w kolejnych rejsach. Nieopodal Gdyni leży Hel. Może kojarzono tę nazwę raczej z niemieckim słowem hell (czujny, dźwięczny, jasny, oczywisty, żywy). Tragedia potwierdziła wszystkie znaczenia owego słowa, oprócz ostatniego. W pysze zapomniano o bogini śmierci w mitologii germańskiej o imieniu... Hel/Hella. Zresztą po niemiecku (podobnie) Hölle to piekło. W innym germańskim języku, angielskim, wyraz hell oznacza właśnie piekło tudzież piekielne męki. Rozziew pomiędzy niebem a piekłem okazał się dla tysięcy Niemców zupełnie niewielki, jak odległość pomiędzy oboma miastami (i fonetyczna "odległość" ich niemieckich znaczeń), pośród których odeszli na wieczną wachtę. Führer opętał ich umysły i być może w ostatnich swych minutach przeklęli go - zbyt późno! Szkoda, że nie wystarczyło im wcześniej odwagi...

          • 3 0

          • cd. (2)

            Przy opacznym rozumowaniu, które zaprezentowało wiele zachodnich redakcji twierdzących, że straszliwe obozy zagłady budowane przez Niemców na polskich ziemiach są jednak polskie, można dojść do równie logicznego wniosku, że te upiorne torpedy były... niemieckie. Zostały przekazane w darze od narodu radzieckiego, wprawdzie wbrew woli narodu panów, jednak umieszczono je na jeszcze pływającym terytorium Wielkich (choć coraz mniejszych) Niemiec, zatem w owej chwili stały się niemieckie! Nie był to akt przyjaźni pomiędzy jeszcze niedawnymi sojusznikami (patrz słynna braterska defilada na ulicach Brześcia), ale niewątpliwie można dostrzec pewną logikę nazywania torpedy niemiecką, skoro ludobójcze obozy nazwano polskimi... Przy tejże logice, również atomowe bomby zrzucone na dwa azjatyckie miasta można byłoby nazwać bombami japońskimi...

            Jakże rozmaicie recenzowane są książki poświęcone owemu morskiemu dramatowi... Tragedia Gustloffa (autor - wspomniany Hans Schön)
            recenzja - -
            "Tragedia Gustoffa" to wstrząsająca relacja naocznego świadka ocalałego z jednej z największych katastrof morskich w historii. To jednocześnie bogato ilustrowany, unikalny dokument o bestialskim zatopieniu statku ewakuacyjnego dla uchodźców niemieckich z Prus Wschodnich. Jednak przede wszystkim, to hołd oddany 9343 ofiarom, w tym 5000 tysiącom kobiet i dzieci, które zginęły w sztormową, mroźną noc 30 stycznia 1945 roku.
            Jedno słowo (bestialski) określa jednoznacznie stanowisko recenzenta. Łatwo dzisiaj oceniać zatopienie niemieckich statków/okrętów, zbombardowanie Drezna czy Hiroszimy? W szczególności uproszczona ocena i jej łatwość wypowiadania przychodzi w umysłach ludzi, którzy nigdy nie przeżyli piekła wojny, nie utracili (właśnie w bestialski sposób!)bliskich oraz nie musieli wykonywać kontrowersyjnych rozkazów w imieniu swych narodów.

            Wilhelm Gustloff. Zagłada przyszła z głębin (autor - Andrzej Soysal)
            recenzja - -
            Powieść dokumentalna poświęcona tragedii "Wilhelma Gustloffa". W niezwykle poetycki sposób opisuje skomplikowane losy bohaterów, którzy starali się w tych trudnych latach wojny odnaleźć miłość i szczęście. Którzy wiedzieli czym jest odwaga, poświęcenie, patriotyzm. Którzy mimo wszystko pamiętali o znaczeniu słów: nadzieja oraz wiara. Szczególnej wymowy książce dodają archiwalne zdjęcia ukazujące wojenny Gdańsk i kluczowe postaci historyczne.

            • 2 0

            • cd. (1)

              Ale jakże inna jest recenzja - -
              Jakaż była rozpacz wśród rozbitków, gdy potężny, szary kadłub ciężkiego krążownika z pełną szybkością przemknął obok tonącego "Wilhelma Gustloffa." Gdyby komandor Henigst, dowódca krążownika zdecydował się na zastopowanie silników i przystąpienie do akcji ratunkowej, mając do dyspozycji wyszkoloną załogę, szalupy i tratwy ratunkowe, można byłoby założyć, że dodatkowo kilka tysięcy rozbitków byłoby uratowanych!"

              Informacja z "ostatniej chwili" (http://www.trojmiasto.pl -
              W piątek w Mozaice (30 marca 2007, godzina 19.00, wstęp wolny) odbędzie się spotkanie z Andrzejem Soysalem, kapitanem żeglugi wielkiej oraz autorem książek: "Zaręczy na Transatlantyku", "Tajemnice dalekich rejsów", "Rywale z podwórka", "Wilhelm Gustloff. Zagłada przyszła z głębin". Autor czeka na zainteresowanych.

              PS1 Wprawdzie Inny słownik języka polskiego PWN 2000 definiuje termin katastrofa jako tragiczne wydarzenie, w którym ginie wiele osób lub dochodzi do dużych strat materialnych, ale szereg podanych przykładów zawęża jednak to znaczenie do wypadków technicznych (katastrofa lotnicza, kolejowa, tankowca) oraz katastrof naturalnych (trzęsienie ziemi, susza). Zapewne wielu z nas ma wątpliwości, czy zbombardowanie tamy, wysadzenie pociągu, spalenie czołgu, storpedowanie okrętu podczas wojny jest katastrofą... Podobnie - czy zburzenie wieżowców WTC było katastrofą budowlaną (takie padało wówczas określenie).

              PS2 Już na początku wojny, we wrześniu 1939, niemiecki okręt podwodny zatopił (bez ostrzeżenia, ale podobno... omyłkowo) pierwszy (podczas II wojny światowej) pasażerski statek Athenia, który bezsprzecznie był wyłącznie statkiem pasażerskim. Na pokładzie przewoził ok. 1400 Amerykanów, Kanadów*, Brytów* i Irlandów*. Ponieważ morze było spokojne i posiadano do dyspozycji ok. 1800 miejsc w szalupach, przeto straty były stosunkowo niewielkie - ok. 120 osób. Niemcy (po swojemu) wykorzystali tragedię zrzucając winę na swych wrogów w artykule "Churchill zatopił Athenię". Gdyby naziści wieźli na okręcie Wilhelm Gustloff przepisową liczbę osób (ok. 2000), to straty byłyby niewielkie (proporcjonalne, czyli ok. 200 osób). To Niemcy Niemcom zgotowali aż tak tragiczny los, a odpowiedzialność próbują zrzucić na innych. Czyżby nie dostrzegali pokrętnej manipulacji? Nie rozwinę tematu kto rozpoczął tę wojnę, ale powinniśmy zauważyć różnicę pomiędzy zbójem a napadniętym przechodniem, który niespodziewanie zastosuje dolegliwe odwetowe środki.

              • 3 0

              • cd.

                * - propozycje dla geografów i polonistów
                ** - exodus jest polskim nieporozumieniem językowym (powinno być eksodus)

                PS3 cytat o dowódcy radzieckiego okrętu podwodnego - Wikipedia:
                11 stycznia 1945 Marinesko wyszedł na swój piąty patrol bojowy (drugi na S-13), który uczynił go najsłynniejszym z radzieckich podwodniaków. 30 stycznia 1945 S-13 napotkał i storpedował na północ od Łeby okręt pomocniczy Kriegsmarine ms Wilhelm Gustloff, jak się okazało, wywożący II dywizję szkolną okrętów podwodnych oraz uchodźców niemieckich z Prus Wschodnich. Ze statkiem utonęło, według różnych szacunków, od 6000 do 9000 niemieckich cywilów, marynarzy i żołnierzy, przez co jego zatopienie stało się jedną z największych, a według niektórych największą katastrofą w dziejach żeglugi. W dalszym ciągu tego samego rejsu, 10 lutego 1945 S-13 storpedował i zatopił u polskich wybrzeży transportowiec ms Steuben, z którym zginęło ok. 3000 Niemców, w większości żołnierzy. Marinesko zatopił statki o największym łącznym tonażu spośród radzieckich podwodniaków - 42 557 BRT.

                • 3 0

  • Trzeba po prostu pamiętać, a nie jakieś obchody organizować. (1)

    Dla Polaków ważniejsze są inne wydarzenia historyczne. Niech obchody tragedii Gustlofa organizują sobie Niemcy w Niemczech. Proste.

    • 14 2

    • Dobrze prawisz czlowieku...

      • 2 0

  • Pająk ty ciulu posPRLowski (6)

    kilka dni po 70 rocznicy wyzwolenia Oświęcimia takie artykuły są nie na miejscu

    • 1 20

    • widać (1)

      nie stracił rodziny w wojnie.

      • 1 4

      • Pająk

        odkurz portret swojego wodza na ścianie i obchodź, a tutaj nie jątrz

        • 1 8

    • kaszub

      a kaszubi to niemcy

      • 0 6

    • Czytaj ze zrozumieniem (1)

      Artykuł ma pokazać ogrom tragedii jakiej winni są Niemcy, a nie ich gloryfikować i czcić, zatem doskonale to wpisuje się w tragedię oświęcimską, o czym niektórzy chcą zapomnieć. Jak nie umiesz przeczytać ze zrozumieniem to nie obrażaj innych.

      • 6 1

      • póki co Pająk

        piszesz o cywilach i złych rosjanach, pisz ze zrozumieniem

        • 0 8

    • fakt

      szkoda na takich ludzi czasu, niech się jara swoją pasją podjudzania ludzi

      • 0 2

  • 30 stycznia 1933 Adolf Hitler został mianowany kanclerzem Rzeczy (1)

    taka koincydencja

    • 3 2

    • otoż to! może połączyć obie te tragedie?

      Tablica pamiątkowa powinna obejmować oba te wydarzenia, nie tylko jedno z nich, bowiem to drugie wynika z pierwszego

      • 3 0

  • Nie ma sensu pamiętać tych "rocznic" a tym bardziej ich obchodzić. Może jeszcze na urodziny jakiegoś gestapowca pojedziemy?

    Proponuje jeszcze pomnik stalinowcom postawić.

    • 6 2

  • Znów ten Gustlov (1)

    Pomyślmy raczej o Piaśnicy? Tam zamordowano 12 tysięcy Polaków.!
    Kiedy Niemcy wkroczyli do Polski mieli już przygotowane listy z nazwiskami osób, które trzeba wyeliminować- czyli zamordować.
    My mamy współczuć "biednym wygnańcom". Sami tu się pchali i chcieli nas zniszczyć
    Już przecież nawet nie mówi się, że to Niemcy napadli na Polskę i mordowali , ale naziści (nie wiadomo skąd się wzięli).
    Teraz trzeba włazić Niemcom w..., bo mają forsę!
    A jak oni zachowują się w stosunku do nas - sprawy transportu przez ich kraj i in...
    Przestańmy roztkliwiać się nad niemieckimi ofiarami wojny, którzy po prostu zbierali żniwo za swoich zasiewów!

    • 23 4

    • Nie mieszajmy dwóch systemów monetarnych jak mawiał klasyk

      Obecne stosunki z Niemcami to jedno a wojna to drugie. Nie wiem dlaczego mielibyśmy w jakikolwiek sposób obchodzić te "rocznice"? Cieszyć się że okupanci, szpicle i gestapowcy poszli na dno czy smucić? Raczej cieszyć, mimo że znajdzie się zaraz jakiś baran co powie że na pokładzie było całe 10 biednych dzieci i 200 bezzębnych staruszek.
      Więc albo się cieszyć, albo obojętnie być cicho nad tą trumną i tyle.
      Nie ma sensu tańczyć na grobie stalinowców ani hitlerowców, jednak na pewno to nie powód do smutku i "obchodzenia" rocznicy

      • 4 0

  • Takie pytanie nie przystoi, komuś kto reprezentuje Radę Dzielnicy. (2)

    Takie pytanie absolutnie nie przystoi, komuś kto reprezentuje Radę Dzielnicy. Artykuł przedstawia treści jedynie podsycające (zastanówmy się kto już tak kiedyś robił w przeszłości... i jaki efekt osiągnął?) Jak widać Pan Pająk nie zapoznał się z faktami,które na szczęście uzupełnili czytelnicy. Właśnie Panie Radny, czy byłoby co obchodzić, gdyby zginęło Panu i wielu znajomym w tym samym czasie niewinne dziecko? Zastanówmy się...

    • 4 8

    • PO to go wybrali

      • 1 4

    • Szanowny Panie Radny

      Proponuję wznieść obelisk lub założyć tablicę ku czci marynarzy, którzy zatopili najwięcej hitlerowskich jednostek wojennych, skoro nasi marynarze nie mogli pomścić niemieckich ofiar (Polaków) na Pomorzu.

      • 1 1

  • tak tak

    a obóz w SZTUTTHOFIE TO BYŁ OŚRODEK WCZASOWY !!!!!!!!!!!!!!!! w samym tylko marszu śmierci zginęło 17 tys. ludzi w półtora miesiąca, pędzonych w mrozie , głodnych ,w skąpych ubraniach ,wycięczonych . a guslof to była tragedia ciekawe to jest k...a m...ć bidulki ci Niemcy jak oni cierpieli ........a wojne kto wprowadził w życie Maikel Jakson PYTAM się ?

    • 16 1

  • WYOBRAŹ SOBIE PAJĄK (2)

    jak to Niemcy obchodzą w serwisach internetowych zatopienie polskiego statku....
    pomyśl głąbie jak jątrzysz
    wyborcy cię rozliczą.

    a co do redakcji - już dawno podejrzewałem rewizjonistyczne ciągoty.

    • 7 9

    • .. i potępiają samych siebie

      śmiech na sali

      • 0 0

    • oj Pająk

      ileś to tyś się wycierpiał "za ta polska mofa"

      • 2 4

  • Babcia mej Zony. (2)

    Babcia mej małżonki . Kochana Leokadia razem z rodziną tylko przypadkowo nie zostały zaokrętowane na Gustlofa. Inaczej by się potoczyły moje i mych dzieci losy.

    • 1 7

    • znalazłbyś polską małżonkę Tadziu

      a tak musisz po niemiecku kolędy śpiewać.

      • 9 1

    • Ba, gdybym dostał zaproszenie do "smoleńskiego" TU, to losy mojej rofddziny także by się

      inaczej potoczyły... Gdyby Hitlera matka poroniła, to nie byłoby Holokaustu.

      • 5 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

"Film Polski" w lutym 1982 roku wycofał z rywalizacji o Oscara dzieło Andrzeja Wajdy. O który film chodzi:

 

Najczęściej czytane