• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zapomniany gdański Czerwiec '76

24 czerwca 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
28 czerwca 1976 r. na Długim Targu i Długiej zgromadziło się - według oficjalnych danych - 80 tys. osób. Zorganizowany przez partię wiec był aż kuriozalny w swojej służalczości wobec władzy. 28 czerwca 1976 r. na Długim Targu i Długiej zgromadziło się - według oficjalnych danych - 80 tys. osób. Zorganizowany przez partię wiec był aż kuriozalny w swojej służalczości wobec władzy.

W obiegowej opinii Czerwiec '76 to Radom, Ursus i - rzadziej wspominany - Płock. Mało kto pamięta, że tamtego gorącego lata do dużego strajku doszło także w Gdańsku. Po 35 latach warto więc przypomnieć przebieg tego zapomnianego protestu.



Bezpośrednim powodem czerwcowego buntu była ogłoszona przez premiera Piotra Jaroszewicza drastyczna podwyżka cen żywności. Mięso miało zdrożeć o 69 proc., nabiał - 50 proc., warzywa - 30 proc., a cukier o 100 proc. Podwyżkę zapowiedziano wieczorem 24 czerwca 1976 r. Rankiem 25 czerwca, w szeregu polskich miast, robotnicy porzucili pracę. Najpoważniejsze protesty miały miejsce w województwach: warszawskim, radomskim, elbląskim, łódzkim, gdańskim i szczecińskim. W obawie przed rozlaniem się fali strajkowej władze ograniczyły łączność telefoniczną i teleksową. Mimo to, strajki ogarnęły blisko sto zakładów na terenie 24 województw. Pracę przerwało 70-80 tys. ludzi. Należy jednak podkreślić, że tylko w Radomiu, Ursusie i Płocku robotnicy opuścili zakłady i wyszli na ulice, co doprowadziło do starć z milicją, zniszczeń oraz śmierci dwóch manifestantów.

Gdański protest miał zupełnie inny charakter. Tutejsi robotnicy zbyt dobrze pamiętali masakrę z 1970 r. Bojąc się prowokacji ze strony Służby Bezpieczeństwa, woleli nie wychodzić na miasto i rozpoczęli strajk okupacyjny. Do strajku przystąpiło 10 tys. pracowników Stoczni Gdańskiej im. Lenina, oraz część załóg ZREMB-u, BUDIMOR-u i Zakładu Remontowo Montażowego Wojewódzkiego Związku Spółdzielni Mleczarskiej w Pruszczu Gdańskim. W niektórych zakładach załogi podjęły pracę, lecz wyraźnie zwolniły jej tempo. Gdański strajk był jednym z największych w kraju.

Przed południem 3 tys. wzburzonych robotników otoczyło dyrekcję Stoczni Gdańskiej. Żądali wyjaśnień i spotkania z przedstawicielami władz. Dyrektor Klemens Gniech bezskutecznie nawoływał ich do powrotu do pracy. Reszta załogi - w obawie przed prowokacją - pozostała na swoich wydziałach. Do stoczni pospieszył I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR Tadeusz Fiszbach i wicewojewoda Jan Mariański.

Rozpoczęto nerwowe rozmowy. Fiszbach zaczął wystąpienie od niefortunnego zwrotu "towarzysze". "Tłum odpowiedział mu jednomyślnie: nie jesteśmy towarzyszami, jesteśmy obywatelami, towarzysze to jesteście wy, biurokraci, ludzie dyktatury" - czytamy w relacji opublikowanej przez emigracyjne pismo "Aneks". W słownym starciu z rozgoryczonymi robotnikami przedstawicielom władz zabrakło argumentów. Ich przemówienia przerywane były gwizdami i gniewnymi okrzykami. Manifestanci żądali cofnięcia podwyżek i przybycia do Gdańska Edwarda Gierka. Narzekali na braki w zaopatrzeniu, trudne warunki mieszkaniowe i uciążliwą pracę. Postanowili kontynuować strajk i zorganizować ponowny wiec w dniu następnym.

Jeszcze 25 czerwca rząd ugiął się pod presją robotniczych manifestacji. "Towarzysze, pomyliliśmy się w ocenie nastrojów społeczeństwa" - stwierdził w rozmowie ze współpracownikami Gierek. Wieczorem Jaroszewicz odwołał zapowiedzianą przez siebie dzień wcześniej podwyżkę. Uczynił to w sposób pokrętny, ani słowem nie wspominając o strajkach. Jednocześnie, na uczestników strajku spadły "ciche" represje. SB poddała ich inwigilacji, a z pracy zwolniono niemal sto osób, głównie pracowników Stoczni Gdańskiej. Wśród zwolnionych znalazł się m.in. Jan Zapolnik.

Władza robiła dobrą minę do złej gry. Wycofanie podwyżki odtrąbiono w reżimowych mediach jako efekt "konsultacji" ze społeczeństwem i przykład skutecznego działania "socjalistycznej demokracji". Na polecenie Gierka, w całym kraju zaczęto organizować wiece poparcia dla partii i rządu. Jak łatwo się domyślić, w telewizji przedstawiano je jako całkowicie spontaniczne. W rzeczywistości były one reżyserowane. W Komitecie Centralnym określano nawet kolejność wystąpień poszczególnych mówców.

Gdański wiec odbył się 28 czerwca 1976 r.
, dokładnie w dwudziestą rocznicę masakry poznańskich robotników. Manifestację zorganizowano na Długim Targu i ulicy Długiej. Ponad tłumem powiewały transparenty z hasłami: "Kolejarze zawsze z partią", "Marynarze trzymają kurs na socjalizm", "Stoczniowcy pozdrawiają tow. Gierka", "Tow. Gierek możecie liczyć na gdańskich portowców", "Uchwały partii w pełni wykonamy", "Młodzież zawsze z partią", "Odcinamy się od wichrzycieli ładu i porządku" i "Chcemy lepiej żyć - lepiej pracujmy". Kolejni mówcy - a byli wśród nich Tadeusz Fiszbach, kilku robotników, chłop, studentka i rektor Politechniki Gdańskiej - zgodnie potępili "sprawców zakłóceń porządku publicznego i niszczenia mienia".

W powziętej na wiecu rezolucji zapisano: "Głęboko ubolewamy, że i na ziemi gdańskiej, ziemi patriotycznej i zaangażowanej klasy robotniczej, pojawiły się próby zdezorganizowania pracy. Wyrażamy głębokie potępienie dla postaw i aspołecznych działań, jakie miały miejsce w Radomiu i Ursusie. Żądamy ukrócenia wszelkich przejawów warcholstwa". Zdaniem redakcji "Głosu Wybrzeża", "rezolucję przyjęto burzliwymi oklaskami, po czym zgromadzenie zostało zakończone". Wiec trwał godzinę.

Tyle wersja oficjalna. A jak było naprawdę? Znacznie mniej spontanicznie. "Uczestnicy manifestacji zorganizowanej dla poparcia władzy zostali wyznaczeni według listy z góry ustalonej przez biurokrację i policję - czytamy w relacji opublikowanej przez "Aneks". - Byli to różni kierownicy, urzędnicy, zaufani członkowie partii. [...] sprowadzono [także] specjalnymi autobusami »wiernych« lub tchórzy z innych miast. Podczas całej manifestacji okna wychodzące na ulicę Długą w Gdańsku były pełne milicjantów. Mieli oni krótkofalówki. Na placu Długi Targ pełno było typów, których zadaniem było oklaskiwanie oraz manifestowanie entuzjazmu. Jednakże, na nieszczęście, znaleźli się również zwykli przechodnie i turyści, którzy wybuchali śmiechem, widząc tę dobrze zorganizowaną komedię. W dzienniku telewizyjnym pokazano gdańską manifestację jedynie z daleka - niewyraźne ujęcia filmowane z samolotu. Trzeba było, oczywiście, mieć specjalny znaczek pod klapą marynarki, by móc wziąć udział w tej dobrze strzeżonej manifestacji". Informację o "doborze" uczestników wiecu potwierdzają także dokumenty SB.

Czerwcowe wiece przypominały bardziej orwellowskie "seanse nienawiści" niż spontaniczne manifestacje. Po latach nawet komunistyczni decydenci oceniali je krytycznie. Sam Gierek stwierdził, że "wiece te zostały w wielu miastach przygotowane w sposób wręcz kabaretowy". Zdaniem Jaroszewicza, nie były one "politycznie pożyteczne". Szkoda tylko, że obaj przywódcy dostrzegli tę smutną prawdę dopiero po latach.

Ale dlaczego zapomniano o gdańskim strajku z czerwca 1976 r.? Nie jest przesadą stwierdzenie, że dekada lat 70. upłynęła w Trójmieście w cieniu grudniowej masakry. Całkiem możliwe, że wydarzenia z 1970 i 1980 r. zatarły w ludzkiej pamięci znacznie słabsze wspomnienie czerwcowego protestu. Czerwiec nie pasował też do heroicznej mitologii "polskich miesięcy". Zarówno w 1970 - jak i w 1980 r. - roszczenia robotników wykraczały poza przysłowiową "kiełbasę". Tymczasem, w 1976 r. strajkujący nie sformułowali nawet własnych postulatów. Zaprotestowali po prostu przeciwko kolejnej podwyżce. Strajk trwał zbyt krótko, aby wyjść poza kwestie stricte ekonomiczne. Po latach nie było zatem specjalnie czym się chwalić.

Paradoksalnie, obraz "milczącego" w 1976 r. Wybrzeża utrwalił niewygodny dla władz komunistycznych "Człowiek z żelaza" w reżyserii Andrzeja Wajdy. W jednej ze scen, pani Hulewiczowa wspomina, iż Maciej Tomczyk - główny bohater filmu - dowiedziawszy się, że "w Radomiu i Ursusie były wystąpienia robotników", postanowił zorganizować solidarnościowy strajk w Stoczni Gdańskiej: "I wtedy coś go poderwało. Chciał zrobić w stoczni jakiś protest, ale ludzie za dobrze pamiętali swój własny grudzień, nie ruszyli się". Scena ta jest bardzo wzruszająca, lecz kompletnie nieprawdziwa.

Piotr Brzeziński - autor jest historykiem, pracownikiem gdańskiego Oddziału IPN, współautorem albumu "Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni".

Opinie (80)

  • Plujecie na demolrację, nie widzicie rożnic (1)

    Będziecie mieli czego chcecie , jedna partie i jednego wodza.

    • 2 0

    • Niestety po 10 latach Twoje słowa się sprawdziły

      • 0 0

  • Jest rok 2021 - rządzi PiS - seanse nienawiści są w TVP, Radiu Maryja, itp.

    • 0 0

  • Dlaczego

    milicja nie reagowała?

    • 0 0

  • Ale tłumy...

    co?

    • 0 0

  • Pamiętam te strajki. W tym czasie byłem młodym robotnikiem na K5 Stoczni Gdańskiej.Pamiętam wspaniałe
    , budowane w stoczni statki. A dziś ? cmentarzysko. Mam nadzieję, że ludzie jeszcze się opamiętają i sprawcy tego raju jeszcze za to zapłacą.

    • 3 1

  • (2)

    Jak najbardziej piszę prawdę. Wyrzuceni z pracy w latach 70. nie mogli dostać innej pracy, przynajmniej jakiś czas. Wyrzuceni z pracy w latach stanu wojennego np. artyści czy dziennikarze imali się rozmaitych prac, często jako taksówkarze. Nigdzie nie napisałem, że władza wyrzucała WSZYSTKICH związkowców z pracy. To by oczywiście była głupota, tacy głupi nie byliście. Bez niewolników właściciel niewolników też nie jest nic warty. Dla opanowania sytuacji w zakładach pracy wystarczyło wyrzucić przywódców związkowych. Gdybyście wyrzucili wszystkich, to produkcja by stanęła i wtedy nawet rząd by się nie wyżywił.

    • 1 1

    • skutki zwycięskiej walki:

      1. Zadłużenie państwa 800 mld i rośnie w przerażającym tempie.
      2. Bezrobocie sięgające prawie 20% przed wejściem do UE, teraz powyżej 10%, dzięki emigracji zarobkowej.
      3. Bardzo wysokie koszty życia.

      takich przykładów można mnożyć, zamiast pisać jak to artystach, napisz co dzięki temu mamy.

      • 0 1

    • artyści i dziennikarze pracowali jako taksówkarze, nie no naprawdę ta okrutna władza im taki los sprawiła. Ale dzięki tej heroiczna walce z złym systemem, dokonali tego czego chcieli, już nie mamy przemysłu okrętowego, ludzie wyjeżdżają za granicę (za pracą), teraz bez przemysłu wszyscy mogą być artystami i dziennikarzami, bo gdzie indziej tu pracować. W dużych miastach może tego tak nie widać, ale w małych miejscowościach sytuacja słabo wygląda.

      • 0 0

  • Demonstrowali i strajkowali bo wiedzieli, że jak ich wyrzucą z roboty to znajdą drugą pracę (5)

    nierzadko lepiej płatną,ponieważ istniał przymus pracy.

    • 12 8

    • (3)

      Wyrzuceni z pracy za politykę dostawali "wilczy bilet" i nie było dla nich pracy. Przymus pracy musiał w tym wypadku ustąpić przed ważniejszymi aspektami-przecież nie można było popierać wroga ustroju socjalistycznego.

      • 3 0

      • (2)

        wchodzi na to, że 10 mln członków solidarności powinno mieć "wilczy bilet", nie mieli? oooo nie piszesz prawdy? szkoda.

        • 1 1

        • (1)

          Nigdzie nie napisałem, że władza wyrzucała WSZYSTKICH związkowców z pracy. Tacy głupi nie byliście. Gdybyście podczas stanu wojennego wyrzucili 10 mln ludzi z pracy, to cała produkcja by stanęła i wtedy "rząd by się nie wyżywił". Dla spacyfikowania załóg pracowniczych wystarczyło wyrzucić (a często zamknąć) samych przywódców związkowych.

          • 0 1

          • ale i tak osiągnęliście sukces, przemysłu okrętowego już prawie nie ma. Teraz głośno można wykrzyczeć "Victory"! walka o to żeby ludzie za pracą musieli jechać za granicę i wiele innych rzeczy z którymi ludzie muszą się teraz zmagać. Oczywiście nie liderzy strajkujących oni żyją sobie dobrze.

            • 0 1

    • co ty bredzisz

      co ty bredzisz koleś, sam to wymysliłeś - "lepiej płatną" - raczej partia pilnowała aby tak nie było

      • 1 4

  • możecie liczyć na gdańskich portowców (2)

    czy misię zdaje że ten transparent jest trzymany przez aktywiste partyjnego a pózniej znanego działacza ? Solidarności

    • 26 3

    • nawet nazwisko mozna podac (1)

      facet politykowal po 1989 w nowej rzeczywistosci o starej jakby zapomnial

      • 7 0

      • a gdzie jest teraz? :]

        • 1 0

  • Dziś tego typu "obywatele"są zwykle najgorliwszymi wyznawcami PISowskich "idei" a ich uluibionym zajęciem jest palenie opon.

    • 2 0

  • dużo było na tym wiecu ... (2)

    czyli nie wszyscy popierali Solidarność.

    • 0 1

    • W 76 nie był solidarności (1)

      a na takie wiece spedzano ludzi , wykorzystując lęk przed odmawianiem wladzy. ten lęk spowodowł upokorzenie które w końcu doprowadziło do wybuchu. Wspomnienie Ojca: "Kolego partia organizuje wiec przyjdziecie? poprzecie? nie macie czasu? a dzieci macie? a mieszkanie? syn chce studiować? paszport? o duzo chcecie a od siebie nic?

      • 1 1

      • a fakt jest taki ....

        przemysł okrętowy w Polsce upadł. Ideały, ideałami, a za pracą trzeba jechać za granicę. Stoczniowcy wasze dzieło.

        • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Przy jakiej ulicy znajduje się Dom pod Murzynkiem?

 

Najczęściej czytane