• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wymuszona wspólnota (przed)małżeńska

Paweł Pizuński
28 marca 2011 (artykuł sprzed 13 lat) 
Jaśkowa Dolina w XIX wieku. To tu spacerowali tuż po poznaniu się Wilhelmina Freyschmidt i czeladnik kominiarski Borkowski. Jaśkowa Dolina w XIX wieku. To tu spacerowali tuż po poznaniu się Wilhelmina Freyschmidt i czeladnik kominiarski Borkowski.

Relacja z procesu Wilhelminy Freyschmidt umieszczona została w ówczesnej prasie pod tytułem "Komunizm". Warto o tym wspomnieć, by pojąć, co w XIX wieku ludzie rozumieli pod tym pojęciem. Według nich komunizm znaczył mniej więcej tyle, co pospolita kradzież.



Spacer po Jaśkowej Dolinie. Spacer po Jaśkowej Dolinie.
Była niedziela. Słońce świeciło tak mocno, że już około południa trudno było w Gdańsku wytrzymać. Kto żyw wychodził poza bramy miasta, by wśród łąk, lasów i pól napełniać płuca powietrzem wolnym od wielkomiejskiego kurzu i smrodu. Większość spacerowała po Jaśkowej Dolinie i tam też spotkało się dwoje ludzi. Wilhelmina Freyschmidt poznała czeladnika kominiarskiego Borkowskiego.

Od razu zawiązała się pomiędzy nimi nić sympatii. Zaczęło się od przypadkowej wymiany uśmiechów, później była krótka, obojętna na pozór rozmowa, wreszcie wspólny spacer skąpaną w słońcu alejką, zakończony przy stoliku jakiegoś lokalu z tańcami. On zaproponował mały posiłek, ona propozycję skromnie przyjęła, on zawołał kelnera, ona wybrała potrawę, on przeszukał kieszenie i wtedy... kompromitacja. Rycerski kominiarczyk zapomniał o pieniądzach.

- Nie przejmuj się - wspaniałomyślnie machnęła ręką dama - Ja mam pieniądze. Jednego pięknego talara - uśmiechnęła się i wyjęła błyszczącą monetę. - Za to możemy się bawić cały dzień.

- Czy ja wiem... To jakoś tak głupio jest, żeby kobita za chłopa płaciła - strapił się.
- Bierz i nic się nie martw. Później mnie oddasz... - odpowiedziała wesoło. Nieomal wcisnęła mu talara do ręki.

Borkowski był zachwycony. Pomyślał, że spotkał w końcu kobietę, z którą można się dogadać. Nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się ciemno...

* * *

Gdy dochodzili do Bramy Oliwskiej było już grubo po jedenastej. Minęła północ, kiedy dotarli do kamienicy, w której mieszkała Freyschmidt. Rozmawiali o przyjaźni, o relacjach damsko-męskich i o związku, jaki ich łączy, gdy nagle ona zauważyła, że nie ma klucza do domu, w którym mieściła się jej skromna kwatera. Strapiła się bardzo, ale teraz to on wyratował ją z opresji. Rycerski kominiarczyk zaproponował, by udała się do jego skromnego mieszkanka. Dama wspaniałomyślnie dała się namówić i krótko potem oboje byli u niego. Wypili coś, porozmawiali trochę, pożartowali i poszli spać.

Następnego ranka, gdy ona jeszcze spała, Borkowski pędem ruszył do pracy. Wrócił do domu późnym wieczorem i tutaj czekała na niego spora niespodzianka. To, że w swym skromnym mieszkanku lubej już nie zastanie, wiedział, ale tego, że wraz z nią zniknie również i jego odświętny surdut, już się nie spodziewał. Zdenerwował się, tym bardziej, że w jednej z jego kieszeni zostawił cygarniczkę z cygaretami i munsztuczek (ustnik od fajki).

Natychmiast ruszył na poszukiwanie lubej, ale zanim ją znalazł, dowiedział się, że Freyschmidt zdążyła się już jego surduta pozbyć. Jeden z kolegów powiedział mu, że zastawiła go w lombardzie. Fakt ten wprawił Borkowskiego w nastrój dużo bardziej wybuchowy, niż poprzednio. Szukał jej, gdzie się dało i w końcu spotkał na jednej z ulic, gdy rozmawiała z koleżanką. Spodziewał się, że zacznie się tłumaczyć lub nawet przepraszać, ale ona uśmiechnęła się tylko na jego widok.

- Coś ty zrobiła z moim surdutem?! - Borkowski nieomal krzyknął. - Jakim prawem ty go zastawiła?
- A co ja miała zrobić, jak my pieniądze wszystkie wydali...
- To ty swoje rzeczy zastawiaj, a nie moje.
- Ale wczoraj ty sam mówił, że to, co twoje, to i do mnie należy.
- Ja co takiego mówił?
- No tak. Ty przecie sam powiedział, że my już jak mąż i żona prawie, więc my współ... - przez chwilę zastanawiała się - wspól... wspólnotę majątkową mamy.
- Czy ty kobito dobrze się czujesz? - spojrzał na nią z politowaniem.
- Czemu ty tak do mnie mówisz? - wyglądała jak ktoś dotknięty do żywego. - Jak ty jadł i pił za moje, to ja wyrzutów ci nie robiła, ale kiedy ja co twojego ruszyła to mówisz tak, jakby ja ci co ukradła...
- No bo ty też i jak złodziejka postąpiła...
- Ty chamie jeden... - zdenerwowała się. - To ja ci zawierzyła, wszystko bym ci oddała, a ty mnie od złodziejek wymyślasz... Łajdak! Łajdak i łotr nikczemny!
- Ty sobie uważaj...
- Nic do mnie nie mów ty chamie...

Dwie wielkie łzy spłynęły jej po policzkach. Starła je ze złością, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła śpiesznie. Borkowski wiele się nie zastanawiał. Zgłosił sprawę w prokuraturze.

* * *

Wilhelmina Freyschmidt stanęła przed sądem 3 czerwca 1861 r. Prokurator zarzucał jej pospolitą kradzież, ale ona do winy bynajmniej się nie poczuwała.

- To jest prawda, że ja jego surdut zastawiła, ale przecież ja miała do tego prawo...
- Kto dał pani takie prawo? - zapytał prokurator rozbawiony nieco całą sytuacją.
- Jak to kto? - Freyschmidt była zdziwiona. - On miał mnie się przecież jakoś odpłacić za to, co dostał ode mnie.
- Zechce się pani jaśniej wyrażać. Za co pan Borkowski miałby się odpłacić?
- Jak to za co? A za co jadł i pił wtedy, jak my się spotkali? Za moje jadł...
- Czy pan Borkowski zobowiązał się w jakiś sposób zwrócić pani tę należność?
- A jakżeby nie? Mówił, że mnie odda...
- Czy surdut, cygarniczka i munsztuczek miały być formą spłaty tej należności?
- Mówił, że mnie pieniądze odda...
- Pani zdaje się nie zrozumiała mojego pytania - przerwał jej prokurator. - Zapytam raz jeszcze. Czy pan Borkowski zgodził się, by w zamian za poczęstunek na spacerze zastawiła pani jego surdut w lombardzie?
- No nie... - speszyła się Freyschmidt na krótko. - Ale to samo się przeze siebie rozumie. Borkowski miał takie samo prawo do mojego talara, jak ja miała do jego surduta, więc jak on może tu gadać o kradzieży...
- A dlaczego zabrała pani cygarniczkę? - zapytał przewodniczący sądu, też trochę już rozbawiony
- Ja o cygarniczce nic nie wiedziała.
- A co stało się z munsztuczkiem? - zapytał prokurator.
- Munsztuczek ja też sprzedała - Freyschmidt przyznała otwarcie.
- Czy pan Borkowski o tym wiedział? - prokurator zaśmiał się.
- Jak on mógł o tym wiedzieć? Przecie on nawet nie wiedział, że ma go w kieszeni - przyznała z rozbrajającą szczerością.

* * *

Sąd wykazał mało zrozumienia dla prawniczego zmysłu Wilhelminy Freyschmidt. Bardziej trafiały mu do przekonania argumenty prokuratora i dlatego po krótkiej naradzie uznano ją winną pospolitej kradzieży. Ku jej wielkiemu oburzeniu sąd skazał Wilhelminę Freyschmidt na miesiąc więzienia.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (11) 2 zablokowane

  • komunizm = socjalizm

    Dziś wszyscy mamy taką wymuszoną wspólnotę czyli wielu poszło by siedzieć za to jak gospodarują sobie cudzą własnością . Ale miło jest poczytać jak kiedyś ludzie myśleli i szanowali prywatną własność, nasuwa się wniosek jeśli kiedyś było można to dziś też ! fajne opowiadanie :)

    • 17 2

  • (3)

    W jakim języku Pan Borkowski i Frau Freyschmidt ze sobą rozmawiali?
    Trudno mi określić gatunek tej trzymającej w napięciu i niepewności powieści. Może zatem coś zaproponuje od siebie: kolejne grafomańskie flaki z olejem.
    Z niecierpliwością czekam na kolejną powieść z cyklu: obdukcja lekarska pana Helmuta Schmidta po pobiciu przez panią Brunhildę Schmidt, bo zupa była za słona.

    • 3 29

    • A kto każe Ci to czytać?!

      • 9 4

    • Sądzę, iż Pan Borkowski który mieszkał w mieście Gdańsku który w większej części zamieszkany był przez ludność niemieckojęzyczną potrafił porozumiewać się w języku niemieckim :).

      • 4 0

    • Wychodzi na to, że

      w bazarowo-chłopskim wariancie polskiego.

      • 0 0

  • Miłosne problemy Borkowskich (1)

    Ciekawi mnie geneza napisu wyrytego na głazie leżącym w TPK, o ile dobrze pamiętam, w rejonie Alei Brzozowej za Osiedlem VII Dwór.
    Głosi on: "Tu leży (spoczywa?) miłość Borkowskiego". Strach pomyśleć, że może to być ta Freyschmidt.

    • 3 2

    • za czasów wąsatego malarza tą Freyschmidt

      by wysłali na wakacje do Ravensbruck za zhańbienie rasy ze słowiańskim untersmenschem.

      • 1 2

  • Jakie gładkie były wtedy ulice!

    A jak dzisiaj wyglądają Kwietna, Podhalańska, Słoneczna, Liczmańskiego?!
    Magistrat uraczył mieszkańców Oliwy kocimi łbami!
    Nawet na Bismarcka lepiej położono ten bruk a teraz jak wygląda!
    Tam gdzie jeżdżą autobusy ZTM - na ul. Ob. Westerplatte położono kostkę, na ulicy Bytowskiej - dojazd do Dworu Oliwskiego - położono kostkę, a na pozostałych dla hołoty - kocie łby!

    • 4 1

  • dobre!!!

    • 2 2

  • No i właśnie w XIX wieku bardzo dobrze rozumieli co to znaczy komunizm (1)

    Jak się ludziom zabiera owoce ich pracy w podatkach, akcyzach i innych formach kradzieży, to to jest właśnie pospolita kradzież. Zresztą wg tej definicji komunizm nadal trwa i ma się coraz lepiej dzięki Donkowi i całej socjalistycznej UE i bandzie czworga w składie PO/PiS/PSL/SLD.

    • 11 2

    • Czy jeżeli udasz się do restauracji

      nażresz się, napijesz, a potem kelner przynosi ci rachunek, to uznasz to za kradzież czy naturalną sprawiedliwość? Podaję ten przykład, gdyż państwo działa w sumie w podobny sposób - korzystasz z usług i dóbr publicznych (np. drogi, oświetlenie ulic, edukacja, służba zdrowia, ochrona bezpieczeństwa i mienia), więc musisz w jakiś sposób za to zapłacić, a rachunek jest tu w formie podatków. To naprawdę dość prosty układ i nawet korwinolubny cymbał powinien to pojąć.

      • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Miasto Gdańsk w XVI w. było:

 

Najczęściej czytane