• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pokojowe, ale pechowe samozatopienie

Michał Lipka
20 września 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 
Pechowy Stanisław Dubois. Pechowy Stanisław Dubois.

Pogoda jest zła, ale dwa zbliżające się do siebie statki widzą się na radarach. Wydawać by się mogło, że żadnego zagrożenia nie ma. Dlaczego więc doszło do zderzenia?



Podczas działań wojennych samozatopienie statku czy okrętu nie powinno specjalnie dziwić - czasami po walce czy ataku nieprzyjaciela, gdy uszkodzenia jednostki były ciężkie, trzeba było podjąć taką trudną decyzję, by ratować załogę i by sama jednostka nie wpadła w ręce wroga. W innych przypadkach przestarzałe lub uszkodzone jednostki topiono na szlakach morskich lub u wejść do portów, by maksymalnie utrudnić nieprzyjacielowi żeglugę. Znane są też przypadki samozatopienia całej floty tak, aby wróg jej nie przejął - za przykład mogą tu służyć wydarzenia ze Scapa Flow z 1919 roku, gdzie samozatopienie zamiast poddania wybrała niemiecka flota czy też z francuskiego Tulonu z roku 1942, kiedy to francuscy marynarze zatopili swe okręty. W czasie pokoju jednak przypadki samozatopienia możemy policzyć niemalże na palcach jednej ręki. W polskiej flocie handlowej miało miejsce właśnie takie zdarzenie....

Rutynowe rejsy, pełen spokój na morzu

W stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni powstały liczne udane serie statków dla polskich i zagranicznych armatorów. Jednym z udanych projektów był typ B-41, który był przeznaczony do przewozu drobnicy oraz ciężkich ładunków. Te liczące przeszło 152 metry długości i pojemności 5729 BRT, osiągające prędkość 16 węzłów jednostki obsługiwane były przez 42-osobową załogę. Jednym z tej serii był zwodowany w 1965 roku dla Polskich Linii Oceanicznych "Stanisław Dubois". Po niezbędnych testach odbiorczych statek skierowano do obsługi linii bombajskiej oraz portów Zatoki Bengalskiej. Przez szereg lat statek wykonywał rutynowe rejsy na wyznaczonych trasach. Wszystko zmieniło się w kwietniu 1981 roku.

"Stanisław Dubois" pod dowództwem kapitana ż.w. Michała Zembalskiego wyszedł z portu Gdyni z ładunkiem drobnicy. Po drodze do portu przeznaczenia znajdującego się w Wietnamie jednostka miała zawinąć do kilku portów pośrednich. Po opuszczeniu jednego z nich, Hamburga, pogoda uległa znacznemu pogorszeniu.

Jest zderzenie, ale panujemy nad tym

2 kwietnia 1981 roku na radarze "Stanisława Dubois'a" wykryto nową jednostkę. Wydawać by się mogło, że skoro oba statki widzą się na radarach, to do żadnej niespodzianki dojść nie może. Stało się jednak inaczej... Okazało się, że oficerowie i marynarze na mostkach jednostek błędnie interpretowali swe manewry, w efekcie czego 5 mil za ławicą Terschelling na Morzu Północnym doszło do kolizji - sudański statek "Omdurman" dziobem wbił się w lewą burtę "Stanisława Dubois'a", w wyniku czego woda dostała się do dwóch ładowni. Dodatkowo uszkodzony został pokład i nadbudówka.

Choć uszkodzenia były poważne, sytuacja nie była dramatyczna - załoga polskiego statku przystąpiła do akcji ratunkowej, uruchomiono pompy, które sprawnie radziły sobie z usuwaniem wody. Dodatkowo wezwano holenderskie jednostki ratownicze, które wsparły działania polskich marynarzy. "Stanisława Dubois'a" udało się bezpiecznie osadzić na mieliźnie, gdzie kontynuowano akcję wypompowywania wody. Na efekty trzeba było jednak poczekać całą noc - rano wydawało się, że statek (już bez większości wody) uda się bezpiecznie doholować do doku w Rotterdamie.

Holendrzy nie wpuszczą karbidu do portu

Niestety, na przeszkodzie stanął ładunek, który w swych ładowniach miała polska jednostka, bowiem obok różnego rodzaju drobnicy znajdowało się w nich przeszło 1000 ton karbidu. Substancja ta w zetknięciu z wodą wydziela acetylen, który jest niezwykle łatwopalnym gazem. Statek stał się zatem tykającą bombą zegarową - gdyby bowiem zdecydowano się go wprowadzić do portu, a tam przypadkowo zalano by karbid, mogłoby dojść do katastrofy.

Władze holenderskie kategorycznie odmówiły zgody na wejście "Stanisława Dubois'a". Rozpoczął się okres gorączkowych narad, które trwały do 7 kwietnia. Przez ten cały czas polskiemu statkowi towarzyszyły jednostki ratunkowe, wypompowujące nieustannie wodę z zalewanych ładowni. Z każdą chwilą podnosiło to i tak już niemałe koszty akcji ratunkowej. W międzyczasie zredukowano załogę "Dubois'a" do 12 osób - resztę odesłano do kraju.

Kapitan schodzi ostatni

Ostatecznie zapadła decyzja - polski statek postanowiono odholować na skraj głębokiego szelfu, gdzie znajdowało się cmentarzysko wraków i tam bezpiecznie go zatopić. 9 kwietnia "Stanisław Dubois" w towarzystwie holenderskich statków ratowniczych, okrętu wojennego (który miał za zadanie zapewnić bezpieczeństwo akcji i przypilnować, czy wszystkie ustalenia zostały należycie wykonane) oraz przybyłego z Polski holownika "Koral" dostał się na miejsce oddalone ok. 120 mil od Rotterdamu.

Na statku opuszczono polską banderę, wyłączono agregaty i otwarto zawory denne. Załoga rozpoczęła opuszczanie statku - zgodnie z tradycją pokład jako ostatni opuścił kapitan Zembalski. Z poziomu morza uszkodzenia wydawały się niewielkie - poza wyszczerbioną burtą i uszkodzoną nadbudówką statek był całkowicie sprawny i, co szczególnie ważne, gdyby nie pechowy ładunek, był w 100 proc. do uratowania. Co prawda kapitan "Korala" chciał spróbować wyładować karbid tak, aby statek bezpiecznie odholować do stoczni, ale na to również władze holenderskie nie wyraziły zgody. "Stanisław Dubois" utrzymał się jeszcze jakiś czas na powierzchni, po czym żywioł robił jednak swoje - statek powoli zanurzył się dziobem, pękły poszczególne grodzie, słychać było głuche wybuchy... Ostatecznie o godzinie 16:27 nad jednostką zamknęło się morze.

Hol się urwał, Pakistańczycy odpłynęli

Inna, też dość pechowa sytuacja, dotycząca polskiego statku, wydarzyła się w czerwcu 1969 roku. Na bliźniaczej do "Stanisława Dubois'a" jednostce, "Trauguttcie" wybuch pożar. Statek znajdował się wtedy na redzie portu w Karaczi. Załoga, podobnie jak i w przypadku "Dubois'a", szybko podjęła akcję ratunkową, a wsparcia udzielił jej pakistański holownik.

Polscy marynarze z racji rozprzestrzeniającego się pożaru musieli jednak opuścić pokład (nikt nie zginął), a akcję kontynuowała jednostka pakistańska. Udało się jej opanować ogień, po czym rozpoczęto holowanie "Traugutta" do portu celem dokonania niezbędnych napraw. Niestety, z nieznanych przyczyn hol się zerwał, a Pakistańczycy, nie informując o tym Polaków... zostawili statek własnemu losowi.

Polska jednostka bezwolnie dryfując, utknęła niebawem na mieliźnie, a co gorsza nie ugaszony do końca, jak się okazało, pożar wybuchł ze zdwojoną siłą. Gdy Polacy dowiedzieli się o całej sytuacji i przybyli na miejsce, na jakąkolwiek pomoc było już za późno. "Traugutt" uległ całkowitemu wypaleniu, a jego wrak ostatecznie zakupiła stocznia złomowa.

Opinie (27) 1 zablokowana

  • Super (2)

    Powinien Pan wydać książkę zbierającą takie opowieści - ja chętnie bym taką nabył. Pozdrawiam

    • 58 3

    • To w takim razie polecam książkę "FLOTA SPOD BIAŁO-CZERWONEJ" Jana Piwowońskiego. Historia Polskiej floty zarówno wojennej jak i handlowej od uzyskania niepodległości do połowy lat osiemdziesiątych. Ilustracje Adama Werki, naprawdę zapierają dech w piersiach.

      • 4 0

    • Flota Spod Biało Czerwonej JAN PIWOŃSKI

      Kolega będzie zadowolony a ja niestety coraz częściej myślę mimo całej sympatii dla pana LIPKI że ewidentnie sciaga z tej genialnej książki pozdrawiam!

      • 1 0

  • Bardzo fajny artykuł!

    Proszę o więcej takich na tym portalu!

    • 53 0

  • ciekawy artykuł plus zdjęcia na temat

    brawo !

    • 31 0

  • (8)

    42 osoby zalogi,teraz by bylo 20...ile ludzi mialo prace..

    • 8 6

    • Teraz, na takim statku (1)

      pracuje góra 12 osób... Kapitan, dwóch oficerów, elektryk, trzech mechaników, kucharz, steward i trzech marynarzy. Koniec. I wszyscy wypruwają sobie flaki. A na mniejszych jednostkach w maszynie jest tylko jeden (!) mechanik. Tzw. "singiel", zwany też przez pokład "kamikadze".

      • 8 1

      • Dzięki tym cięciom macie swoje tanie produkty w biedronce :)

        sami tego chcieliście kupując to, co najtańsze :)

        • 10 0

    • (3)

      a na sejmiku jest 80 osób załogi. Ile ludzi ma pracę!
      Tylko, że za 4 razy mniejszą pensję.

      • 0 1

      • na sejsmiku (1)

        to pensje są 10 krotnie wyższe...

        • 2 0

        • Na tym polega biznes, żeby pracownik z 3-go świata (np. Polski, Pakistanu) był przekonany, że ma 10 krotnie wyższą pensję.

          • 3 0

      • zalezy jaki duzy sejsmik.od 40 osob do max 45

        • 0 0

    • idźmy dalej tym tokiem myślenia

      Zlikwidujmy koparki i kopmy łopatami. A zamiast TIRów wprowadźmy spedycję konną. Wtedy to dopiero wzrośnie zatrudnienie!

      • 3 1

    • tylko w urzędach wprowadzenie komputerów i automatyki zwiększa zatrudnienie

      w normalnych firmach jest inaczej

      • 1 0

  • PLO była największym armatorem na świecie. Mieli tych statków setki. (3)

    Mogli je sobie topić, jak mieli taki kaprys.

    • 2 20

    • Może największym na świecie nie, ale jednym z większych w latach siedemdziesiątych.

      • 9 0

    • nie setki a 113

      pływałem na Trałguttcie na tamte lata niezły stateczek

      • 4 1

    • nie setki,okolo 140

      • 2 0

  • Świetny artykół (1)

    do kawy w pracy.

    • 9 4

    • chyba jednak lepiej słownik poczytać do tej kawki...

      • 20 0

  • Dla zainteresowanych

    Cała historia, opisana jest w Książce pod tytułem, "Ginące Frachtowce" Pana Ryszarda Leszczyńskiego.
    Osobiście polecam.

    Znam tę historię od podszewki, mój Tata był w załodze podczas kolizji...

    • 17 0

  • (3)

    śmiesznie wyglądały w tamtym czasie statki - nadbudówka na środku kadłuba, a ładownie na dziobie i rufie.
    Dodatkowo 42 osoby załogi - obecnie na statkach tej wielkości pracuje max 25 osób

    • 3 1

    • przy kursie "pod fale" kiwanie

      na środku było najmniejsze, proste

      • 5 0

    • E-klasa Maerska też ma nadbudówkę na środku kadłuba

      • 4 0

    • w tamtych latach obsadę załogi stanowili np cieśle oraz lekarze. Obecnie takich stanowisk na statkach handlowych nie ma.

      • 4 0

  • Komu zależało na tym, żeby rozwalić polską gospodarkę morską ?

    Nie ma PLO, Dalmoru, Gryfa, Odry, Jedności Rybackiej, stoczni. Zostało kilka spółeczek w teczce i ich właścicieli krawaciarzy-krętaczy

    • 17 3

  • Bravo

    Panie Michale dzięki za cykl artykulików.
    Prosimy o więcej

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Kto ufundował pomnik Jana III Sobieskiego, stojący w centrum Gdańska?

 

Najczęściej czytane