• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pechowe jednostki w polskiej flocie

Michał Lipka
2 grudnia 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

Wieść gminna niesie, że marynarze są przesądni i wierzą w fatum. Niektóre dziwne przypadki z historii naszej floty zdają się potwierdzać istnienie fatum, inne można w logiczny sposób wytłumaczyć.



Pech albo pijaństwo i głupota

16 listopada 1968 r. na stojącym w porcie statku m/s "Rejowiec" odbyła się skromna uroczystość - załodze wręczono sztandar Socjalistycznej Brygady Pracy oraz indywidualne wyróżnienia za wyniki we współzawodnictwie. Po zakończeniu ceremonii kapitan zaprosił gości na lampkę szampana. Ile było tych lampek i czy na pewno zawierały wyłącznie szampana - dziś już nie ustalimy.

Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż za kilka godzin "Rejowiec" miał wyruszyć w rejs na Kubę. Co jeszcze bardziej zastanawiające, nikt z gości ani z załogi zdawał się nie dostrzegać, że kapitan już pod koniec spotkania był kompletnie pijany.

17 listopada, zgodnie z planem, "Rejowiec" wyruszył w rejs. Przy wyjściu z portu na mostku był obecny pilot, który od razu miał spięcie z kapitanem. Widząc wyraźnie, że stan "pierwszego po Bogu" uniemożliwia mu pełnienie swej funkcji, zawiadomił o sytuacji Kapitanat Portu. Stamtąd przyszło lakoniczne polecenie, by kapitana zastąpił pierwszy oficer i wszystko będzie dobrze.
Sytuacja nieco się uspokoiła.

Około godziny 9 pilot opuścił "Rejowca". Pierwszy oficer kończąc swoją wachtę przekazał obowiązki trzeciemu oficerowi z wyraźnym przykazaniem, by go natychmiast wezwano w przypadku pojawienia się jakichkolwiek trudności.

"Rejowiec" ruszył wyznaczonym kursem z prędkością 12 węzłów. Niebawem na horyzoncie pokazał się niewielki statek, jakich sporo było w tym rejonie. Trzeci oficer "Rejowca" postanowił zmienić kurs statku, aby obie jednostki bezpiecznie się wyminęły. Niestety, po skończonym manewrze nie zwrócił uwagi, iż linia brzegowa, która miała być już niewidoczna znowu się pojawiła i dodatkowo... nie z tej burty co trzeba. Na nieszczęście nie trzeba długo czekać.

Załoga poczuła dwa silne wstrząsy, a statek momentalnie zatrzymał się w miejscu, ok. 3 mil morskich od brzegu NRD. Ignorując wydane mu wcześniej polecenia trzeci oficer wydał rozkaz "cała wstecz", a gdy to nie przyniosło rezultatu - "cała naprzód". Sytuacji nie poprawiło pojawienie się na mostku kapitana, który bezładnie coś bełkocząc chodził wkoło, nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się wokół.

Sytuacja stała się niebezpieczna, gdy statek powoli pochylił się na lewą burtę, a załoga odnotowała pojawienie się wody w balastach i zbiornikach paliwowych. Z pokładu "Rejowca" w eter wysłano sygnały wzywające pomoc.

Pierwszą jednostką, która przybyła na miejsce wypadku był holownik ratownictwa okrętowego "Rosomak". Opuszczony z jego pokładu nurek dokonał podwodnej oceny sytuacji. Ta nie wyglądała dobrze - kadłub "Rejowca" został rozerwany na 2/3 długości. Zarządzone przez trzeciego oficera manewry spowodowały głębsze osadzenie statku na kamienistym dnie i dodatkowo wytworzyły za jego rufą garb z kamieni i odłamków, co utrudniało ściągnięcie go z mielizny.

Choć podjęto całonocne próby wyswobodzenia statku, wszystkie one zakończyły się niepowodzeniem. Sytuacji nie poprawiło także przybycie drugiego, silniejszego holownika.

Wtedy dowództwo nad akcją ratunkową przekazano jednemu z najbardziej doświadczonych kapitanów żeglugi wielkiej, Bolesławowi Bączyńskiemu. Podjął on decyzję o częściowym rozładowaniu statku, aby zmniejszyć jego zanurzenie. Warto tu wspomnieć, że dno w tym miejscu znajdowało się ma głębokości ok. 6 metrów, natomiast "Rejowiec miał w tym czasie zanurzenie ok. 7,5 metra. Na pokład przybyli dokerzy mający pomóc załodze w przeładunku towarów na inne statki. Najbardziej obawiano się dalszego wycieku ropy oraz zamoczenia przewożonego cementu, który mógłby na lata unieruchomić jednostkę.

Przez sześć dni trwała wytężona praca, podczas której przeładowano ok. tysiąca ton ładunku. Wreszcie 22 listopada udało się oderwać "Rejowca" od dna i powoli przeholować go do portu w Świnoujściu. Po wejściu do doku okazało się, że trzeba wymienić ok. 1400 metrów kwadratowych poszycia.

Niebawem w Izbie Morskiej rozpoczęło się postępowanie mające na celu wyjaśnienie wszystkich okoliczności wypadku. Izba nie miała z tym większych problemów - jednoznacznie wykazano, iż główną przyczyną były liczne błędy popełnione przez trzeciego oficera. Prowadził on błędną nawigację, nie korzystał z urządzeń nawigacyjnych, a w chwili wypadku nie wezwał na mostek pierwszego oficera.

Ten ostatni również został obciążony winą za spowodowanie wypadku - pełniąc funkcję kapitana powinien z większą starannością przyłożyć się do wypełnianych obowiązków.

W ostatecznym werdykcie kapitan "Rejowca" utracił prawo do dowodzenia jednostkami na pięć lat, pierwszy oficer stracił możliwość pełnienia swych obowiązków na okres roku, natomiast trzeci oficer został zdegradowany do stopnia starszego marynarza. Dodatkowo zwrócono uwagę na fakt, iż o stanie kapitana w chwili wypłynięcia powinien zostać poinformowany armator i, co najważniejsze, odpowiednie służby.

W czasach, gdy w Polsce obowiązywało socjalistyczne braterstwo, zdarzało się, że realizację zamówień na budowę statków powierzano stoczniom "zagranicznym". Między innymi w bułgarskiej stoczni w Warnie zbudowano serię drobnicowców typu B-591. Te przeszło 95-metrowe jednostki o nośności 3417 TDW i prędkości 13 węzłów charakteryzowały się dobrymi właściwościami morskimi i bytowymi dla załogi.

"Jelenia Góra" - morderca kapitanów

Mimo to jeden statek z tej serii, "Jelenią Górę", marynarze nazywali "mordercą kapitanów", gdyż na jego pokładzie zginęło dwóch z nich.

Pierwszym był kpt. ż. w. Stanisław Łużyński, który w niewyjaśnionych okolicznościach po prostu... zaginął. Przeprowadzono oficjalne śledztwo, a wobec braku jakichkolwiek dowodów prokuratura stwierdziła samobójstwo poprzez wyskoczenie za burtę.

Co szczególnie ciekawe, podczas tego samego rejsu, w którym zniknął kapitan, tajemniczo zaginęło również dwóch marynarzy. Wszelkie teorie spiskowe zakładały ucieczkę całej trójki do krajów kapitalistycznych i tym podobne historie, ale oficjalnego potwierdzenia nigdy nie znaleziono.

"Jelenia Góra" ma na swym koncie również i kapitana Juliana Kowalika. W tym wypadku sprawa jest jednak mniej zagadkowa, ponieważ przy relingu znaleziono buty kapitana. Julian Kowalik wcześniej dowodził statkiem "Phenian", z którym związana jest historia nielegalnego transportu broni, o której kapitan - jak zapewniał - miał nic nie widzieć. Ponieważ jednak i tak musiałby zeznawać w tej sprawie przed Izbą Morską to w powszechnej opinii właśnie ta perspektywa skłoniła go do popełnienia samobójstwa.

Łódź starła się z falochronem i Kałsznikowem

Także "Łódź", podobnie jak "Jelenia Góra", miała na swym koncie kilka ofiar, a pierwszą nawet jeszcze przed wyruszeniem w dziewiczy rejs. Podczas ostatnich przygotowań do rejsu, pierwszy oficer wpadł do ładowni ginąc na miejscu.

Załoga nie miała też zaufania do kapitana, którym został Jerzy Pański, wcześniej konsul morski. "Pokaz" swego kunsztu dał już podczas pierwszego rejsu, gdzie jego błędne decyzje wprowadziły "Łódź" prosto na falochron w Las Palmas. Statek uwolniono dopiero po czterech dniach, a sprawa zakończyła się dla kapitana Pańskiego przed Izbą Morską, która skazała go na pozbawienie praw kapitańskich na 5 lat (niedługo po wyroku kapitan zmarł).

Pech nie przestawał prześladować "Łodzi". Kolejny wypadek miał miejsce w Kanale Kilońskim. Podczas doskonałej widoczności "Łódź" miała minąć się z radzieckim statkiem "Kałasznikow". Ten ostatni jednak chcąc ratować się przed kolizją z małym promem, który raptem pojawił się przed jego dziobem, wbił się w burtę polskiej jednostki.

Podczas kolejnego rejsu w niewyjaśnionych okolicznościach zginął pierwszy oficer (jego okaleczone ciało znaleziono potem w basenie portowym, przykute kajdankami do gaśnicy okrętowej). Czy trzeba tu wspominać jeszcze o kilku aferach przemytniczych, w których pojawiała się nazwa "Łodzi"? Ostatecznie armator mając dość pechowej jednostki sprzedał ją.

Opinie (62)

  • to nie jednostki były pechowe (2)

    pechowy był system, który promował kolesi, niedouczony kwiat awansu społecznego, aparatczyków, ludzi lojalnych, ale bezwartościowych. Tak oczywiście dzieje się przez cały czas, ale skala tego zjawiska w PRL-u była nieporównywalnie większa, niż dziś.

    A sama historia bardzo ciekawa ;)

    • 86 9

    • "Skala zjawiska była nieporównywalnie większa niż dziś"

      Ty jesteś idiotą czy rzecznikiem jedynie słusznej partii? To zresztą na jedno wychodzi.

      • 7 18

    • Bzdury !!!

      • 3 4

  • Mój wójek zginął na Kudowie Zdrój (5)

    • 22 1

    • (2)

      Zmustrowałem z Kudowy 2 rejsy przed wypadkiem .Prawie wszystkich znałem

      • 7 3

      • Sorry ale tylko kretyn mógł dał ci minusa, nie znając zupełnie specyfiki tych źle wyważonych statków.

        • 4 3

      • Mąz mojej sąsiadki tam zginął. Ale nie znalazłem go na liście ofiar. Nazwisko Zuber.

        • 0 0

    • [*]

      dla wujka twojego i wszystkich co zostali na morzu

      • 3 2

    • wÓjek

      To był jedyny wÓjek, bo inni to byli na pewno wujkowie.

      • 2 0

  • a nie taniej by było wynająć statek niż go samemu budowac?

    • 2 24

  • Pechem to jest cała

    nasza tzw. flota hehe

    • 7 23

  • (7)

    ciekawe jak w krajach zachodnich brzmiała nazwa statku 'Łódź' w komunikacji radiowej

    • 10 4

    • Loc (1)

      • 1 0

      • Nie wiem jak wymawiano "Łódź", ale wiem jak wywoływano "Wrocław"
        To był "Wroklał".
        Pozdrawiam

        • 2 0

    • pikuś

      To jest pikuś. Najlepsze jaja były ze statkiem "Police". Po przeliterowaniu nazwy kapitanat portu nie wiedział czy to żart czy mają stanąć na baczność.

      • 12 0

    • jak w czasie wojny (1)

      Po niemiecku brzmiała.

      • 0 0

      • Litzmannstadt

        • 0 0

    • ciekawostki radiowe (1)

      Statek "Kopalnia Wirek" - to" Kapalonia Lyra" tak byl wywolywany w Nigerii

      Statek "Syn Pulku" - to " Zii Bulku"

      Statek "Tychy" to " Ticzi" itp,itd

      • 3 0

      • Franciszek Zubrzycki

        Franciszek Zubrzycki był wymawiany jako Francek Zubrowski :)

        • 0 0

  • Co to jest TDW (3)

    Co to jest TDW?

    • 8 5

    • ton deadweight czyli tona nośności

      • 5 0

    • Powinno być DWT

      Pan redaktor się przeliterował.

      • 10 0

    • DWT

      tzw martwe tony

      • 0 0

  • A "Skoczów"?

    • 6 0

  • ojciec opowidał jak to kiedyś nawalony motorek lub mechanik na starym "Batorym" (2)

    ruszyli nim przy kei w Gdyni na francuskim przy dworcu morskim. czy ktoś wie coś więcej na ten temat?

    • 8 2

    • (1)

      Uruchomienie turbiny na statku to to nie jest taka prosta sprawa jak w samochodzie aby statek ruszył to trzeba wykonać kilkanaście czynności i zawsze ktoś by to zauważył.Ja niestety nie byłem na starym Batorym ale zawsze takie legendy krążą o każdym statku

      • 9 0

      • Ale turbiny to na "Stefanie" były a nie na starym "Batorym" ?!

        Co nie zmienia faktu, że statek to nie samochód :))

        • 2 0

  • jest jakaś polska flota? (4)

    większość marynarzy pracuje na filipinach??...

    • 20 5

    • nie (2)

      wiekszosc marynarzy pracuje u zagranicznych armatorow nie na filipinach a polska flota to np. polska zegluga morska w skrucie PZM

      • 7 0

      • skoczow sopot heweliusz (1)

        bylem na trzech jestem na emeryturze

        • 0 0

        • szczesliwiec

          pozdrawiam i duzo zdrowia marynarz tez emeryt

          • 0 0

    • pzm

      • 1 0

  • (1)

    Statek Konopnicka Też pechowo zaczął od pożaru w stoczni przed pierwszym swoim rejsem .W trakcie pobytu na stoczni remontowej w 1966 zapalił się rownież w siłowni by skończyć w pożarze jako kabotażowiec w Chinach a nast

    • 12 0

    • Konopnicka

      paliła się przy nabrzeżu SG mói ojciec był dżwigowym

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (2 opinie)

(2 opinie)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Wolne Miasto Gdańsk tuż po utworzeniu znajdowało się pod protektoratem:

 

Najczęściej czytane