• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pechowa ofiara niekompetencji pierwszego oficera

Michał Lipka
23 października 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 
Tarpon leżący tuż przy plaży, nieopodal Dakaru w Senegalu. Tarpon leżący tuż przy plaży, nieopodal Dakaru w Senegalu.

Przywileje, którymi cieszyli się rybacy w PRL-u sprawiały, że na jednostki rybackie często wchodzili nie ci najlepiej przygotowani do pracy, lecz ci, którzy "poczuli nagły i nieodparty zew morza". Bez kwalifikacji i doświadczenia doprowadzali do niebezpiecznych sytuacji, które czasem kończyły się fatalnie.



Wyprawie holownika Jantar po przewróconego Trapona poświęcono nawet materiał w Polskiej Kronice Filmowej. Wyprawie holownika Jantar po przewróconego Trapona poświęcono nawet materiał w Polskiej Kronice Filmowej.
Lata 60. i 70. ubiegłego wieku to okres wielkiego rozwoju polskiego rybołówstwa. To wtedy nasi rybacy łowili nie tylko na Bałtyku, ale również na Atlantyku oraz wodach afrykańskich. O skali zaangażowania państwa w rybołówstwo niech świadczy fakt, że w Polskim Radiu nadawano nawet specjalną audycję "Dla tych, co na morzu", którą prowadziła Bożena Walter.

W latach 1963-65 w stoczni w Gdyni, pod nadzorem inżyniera A. Kaczmarskiego, zaprojektowano i zbudowano serię rufowych trawlerów-zamrażalni typu B-23. Na ówczesne czasy były to jednostki bardzo nowoczesne: miały blisko 70 metrów długości, 1370 ton pojemności oraz osiągały prędkość 14 węzłów. Trawlery dysponowały dwoma chłodniami dla składowanych ryb (projekty chłodni opracowane zostały w Biurze Projektów Budownictwa Morskiego w Gdańsku). Miały sporą autonomiczność (czyli czas, przez który jednostka może pływać po morzu bez potrzeby zawijania do portu) wynoszącą 50 dni. Jako że przewidziane były do rejsów na wodach Afryki, wszystkie okna i drzwi wyposażono w osłony przeciw moskitom.

Pierwsze testy i rejsy spotkały się ze sporym zainteresowaniem ze strony armatorów zagranicznych. Z myślą o nich przygotowano kilka specjalnych rejsów, w których uczestniczyli m.in. Anglicy i Norwegowie.

Jako dziewiąty z tej serii zbudowany w kwietniu 1964 roku zwodowany został trawler "Tarpon".

Pierwszy rejs nowej jednostki, którą skierowano na wody afrykańskie, zakończył się pełnym sukcesem. W marcu 1965 roku, gdy "Tarpon" ponownie opuszczał polski port pod dowództwem kapitana ż. w. Włodzimierza Siemieniuka, załoga wierzyła że i ten rejs zakończy się równie dobrymi wynikami.

Już pierwsze dni zdawały się to potwierdzać - ładownie w szybkim tempie zostały całkowicie wypełnione. Armator skierował zatem jednostkę do portu w Lagos, gdzie miała zostać rozładowana i gdzie miały zostać uzupełnione zapasy.

Po krótkim postoju w porcie "Tarpon" ponownie wyruszył na łowiska. Ryba praktycznie sama "pchała" się w sieci, podczas jednego połowu na pokład wyciągano jej nawet 40 ton. Ładownie ponownie zapełniały się błyskawicznie i niebawem zapadła decyzja o podjęciu produkcji mączki rybnej.

By dać odpocząć załodze, kapitan Siemieniuk polecił wyznaczyć spokojny kurs, który miał dać wytchnienie marynarzom. Zadanie to miał wykonać pierwszy oficer Edward Stasiuk. To jeden z antybohaterów dramatu, który rozegrał się później. Stasiuk miał bowiem ukończone sześć klas szkoły podstawowej, nie posiadał wyszkolenia oficerskiego ani nawigacyjnego. Nie były go bowiem w stanie zstąpić kursy zawodowe, które pokończył. Dysponował co prawda prawie 20-letnim doświadczeniem morskim, ale na zupełnie innych stanowiskach. Funkcję pierwszego oficera sprawował pierwszy raz i to od niedawna.

Na nieszczęście nie trzeba było długo czekać...

Około północy wszyscy na pokładzie poczuli cztery wstrząsy. Gdy kapitan przybył na mostek, jego oczom ukazał się tragiczny widok: "Tarpon" praktycznie "wjechał" na plażę! Na nic zdały się manewry maszynami - kolejne fale powoli i nieubłaganie ustawiały jednostkę bokiem do wybrzeża, coraz bardziej kładąc ją na burtę.

Gdy przechył osiągnął 80 stopni stało się jasne, że dla "Tarpona" nie ma już ratunku. Wydano zatem rozkaz do ewakuacji, która sama również okazała się niezwykle trudna, gdyż duże fale wywracały szalupy i raniły ludzi. Na szczęście wszystkim udało się opuścić tonący statek, a ciężko ranny został tylko jeden z członków załogi.

W niedługim czasie prawie całą załoga wróciła do Polski - na miejscy pozostał jedynie kapitan Siemieniuk wraz z pierwszym oficerem mechanikiem.

W kraju tymczasem zapadła ważna decyzja - postanowiono podnieść i odremontować "Tarpona". Zanim jednak dopięto szczegóły, a wysłany z kraju holownik ratowniczy "Jantar" wraz z ekipą ratunkowa przybył na miejsce, upłynęło wiele czasu. Dlatego to, co ratownicy zastali u wybrzeży Dakaru, trudno było już nazwać statkiem, a słowo "wrak" samo cisnęło się na usta.

Ograbiony przez miejscowa ludność, zdemolowany przez silne fale, trawler zapadł się głęboko w piasek. Aby w ogóle myśleć o jakimkolwiek ratunku trzeba było go najpierw uszczelnić konstrukcję, a następnie spróbować postawić jednostkę w pionie. Pogoda (wysokie temperatury) nie oszczędzała ratowników, kolejne próby podniesienia kończyły się fiaskiem. Dopiero po kilku miesiącach prób, w listopadzie 1965 roku, ostatecznie podjęto decyzje o przerwaniu akcji. Nowoczesna jednostka, jaką był "Tarpon", przez kolejne lata coraz bardziej zagłębiała się w piasku i wodzie.

Co było przyczyną tego wypadku? Izba Morska nie miała z określeniem tego żadnych wątpliwości. Pierwszy oficer Edward Stasiuk błędnie wyznaczył kurs, nieprawidłowo określając wcześniej pozycję "Tarpona". Z niezrozumiałych powodów polecił wyłączyć radar i sondy.

Izba jednoznacznie oceniła jego winę dożywotnio zakazując mu pełnienia jakichkolwiek funkcji oficerskich na dużych statkach rybackich oraz na dwa lata zabraniając mu pełnienia takich samych funkcji na mniejszych jednostkach.

Opinie (33) 2 zablokowane

  • A dziś? (1)

    może jest tylko dla plażowiczów, brak własnej floty, marynarze na statkach innych bander, a wierność partyjnym ideologiom nadal w cenie.

    • 10 3

    • ? a może morze?

      ? a może morze?

      • 1 0

  • dzisiaj (1)

    Dzisiaj nie mamy takich problemów, bo nie ma polskich statków.

    • 15 1

    • a po co ci statek ?

      przynajmniej woda jest czystsza niz by była gdyby pełno takich zardzewiałych
      statków pływało i spuszczało syf do morza !

      • 1 8

  • flota (2)

    kiedyś w Gdańsku była krewetka ,sklep rybny i bar rybny-Unia zabrała flotę a dała limity, zabrała krewetkę , dała kino ,dobrze że zostawiła wspomnienia.

    • 11 2

    • To samo z Barem Aloza w Gdyni.

      Po jakiego diabla go zamknieto to nie wiem.

      • 4 0

    • Wspomnienia umrą razem z nami imało śladów zostanie po tamtych czasach bo je wymazujemy z jakąś masochistyczną zaciekłością

      • 0 1

  • Winni to przede wszystkim ci ktorzy (1)

    swiadomie postawili niedokwalifikowanego czlowieka na tak wysokim (Pierwszy Oficer) stanowisku. Takie historie zdarzaly sie w ielu krajach a nie tylko w Polsce. Najglosniejsza byla tragedia Andrea Dorii w nocy z 25/26 lipca 1956 roku. Kiedy wychadzac z zatloczonego portu nowojorskiego szwedzki statek Stockholm zderzyl sie i zatopil piekna Andrea Dorie w poblizu Nantucket Island. Kapitan Stockholmu Gunnar Nordenson natychmiast po opuszczeniu portu przez swoj statek zdal obowiazki mlodemu Trzeciemu Oficerowi Carstensowi Johannsenowi zamiast odczekac az do momentu kiedy Stockholm wyjdzie na otwarte wody Atlantyku. Niedopuszczale aby kapitan opuscil mostek kapitanski tak blisko Long Island. To byl przyklad kiedy rutyna starego wygi morskiego zawiodla na calej linii. W Nowojorskim Sadzie bylo bez liku rozpraw odnosnie tamtej tragedii. Ruch statkow w tamtym czasie byl o wiele wiekszy w rejonie Nowego Jorku dzisiaj zastapiony przez samoloty.

    • 8 0

    • stary?

      d..a a nie kapitan. jal mial goscia z rozdania bez wiedzy sam powinien wykreslic kurs i polozyc na nim statek

      • 0 0

  • KREWETKA

    Tak Krewetka przy dworcu:) Bar ktory jest tylko wspomnieniem:)Chodzilem do niego z ojcem jak bylem maly teraz mam 38l i zajadam sie tylko wspomnieniami.

    • 5 1

  • Dziękuję

    To są najlepsze artykuły na tym portalu. Sądząc po komentarzach czytających jesteśmy również inną grupą czytelników co osobiście bardzo mnie cieszy. Ja się juz dużo dowiedziałem i czekam na więcej ciekawostek. Pozdrawiam Pana Redaktora

    • 9 1

  • Drobna korekta

    Pierwszy oficer "Tarpona" nie nazywał się Stasiuk, a - Sasiuk, a cała ta historia opisana jest bardzo dokładnie w drugim tomie książki Ryszarda Leszczyńskiego "Tragedie rybackiego morza" (str. 329-352). Pozdrawam

    • 3 0

  • pseudo-marynarze

    te gumowe uszy , to byli ludzie od UB, czyli zero wiedzy i doswiadczenia , ale za to podpiepszali ludzi ile sie dalo, co kto kupil , za ile ,itp, a pozniej sie dziwili ze taki jeden z drugim plywal z gasnica na plecach, ksiazke, bym mogl o tym napisac ,ale to juz historia, skonczyly sie czasy ubeckich bandytow,a oni razem z nimi.

    • 1 3

  • czyli polska costa concordia

    • 0 1

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Co symbolizują rzeźby zdobiące Złotą Bramę?

 

Najczęściej czytane