• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nieuczciwy pełnomocnik

Paweł Pizuński
16 maja 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Kancelaria mecenasa Galla mieściła się w jednej z kamienic przy ul. Długiej. Kancelaria mecenasa Galla mieściła się w jednej z kamienic przy ul. Długiej.

Były rolnik poznał w karczmie bogatego przedsiębiorcę i natychmiast zdobył jego bezgraniczne zaufanie. Niezwykle majętny i równie naiwny kupiec nie tylko pożyczył nowo poznanemu mężczyźnie znaczną sumę pieniędzy, ale i uczynił go pełnomocnikiem w interesach. Już wkrótce miał tego gorzko pożałować.



Jakoś tak z nim było, że wzbudzał zaufanie. Kiedyś był rolnikiem i mieszkał na wsi, ale niespecjalnie bawiło go oranie, zasiewanie, nawożenie i te inne agronomiczne zabiegi. Z tego powodu sprzedał gospodarstwo, przeniósł się do Gdańska i proszę! Od razu dostał posadę! Kupiec B. powierzył mu prowadzenie magazynu.

Praca trudna nie była. Dbać musiał tylko, by na półkach było wszystko, czego potrzebowali sprzedawcy w sklepach pryncypała, często więc jeździł po okolicy w interesach. Odwiedzał fabryki, warsztaty, pokątnych wytwórców, a nawet rolników, jeśli taka była potrzeba, no i proszę! Wszyscy go lubili, choć miał przecież swoje za uszami. Bywało, że płacił z opóźnieniem, zdarzało się, że to i owo zwędził, a raz nawet dokument sfałszował. Dostałby za swoje, gdyby się połapali, szczęściem jednak nikt się nie zorientował.

Do Starogardu przyjechał latem 1902 r. w interesach. Miał zorientować się, czy warto będzie otworzyć w okolicy sklep kolonialny, chodził więc po miejscowych sklepach, sklepikach i straganach aż trafił w końcu do centralnej hali targowej. W sporym budynku z czerwonej cegły z dużymi drzwiami i wąskimi oknami mieściło się kilka sklepów oraz niewielka gospoda. Engelke zaszedł tam, by zjeść coś ciepłego, później zamówił również wino, no i proszę! Od słowa do słowa, od wina do piwa, poznał właściciela lokalu, pana Bahra.

Niemal od razu się zaprzyjaźnili. Można by nawet powiedzieć, że przypadli sobie do gustu, gdyby nie to, że dzieliło ich wiele. Po pierwsze wiek. Pan Bahr był jednak dużo starszy. Po drugie tusza. Engelke trzymał linię, zaś pan Bahr przynajmniej kilka funtów miał w nadmiarze. No i po trzecie wreszcie. Temperament. Engelke tryskał humorem, pan Bahr był zaś nad wyraz stateczny. Nie żartował, śmiał się z rzadka, a jeśli już się uśmiechnął, to raczej ze smutkiem niż wesołością. Nie ma co gadać! Wyglądał jakby dźwigał na barkach połowę kuli ziemskiej i Engelke w końcu nie wytrzymał.

- Coś pana gnębi, panie Bahr? - zapytał.
- A i owszem, panie Engelke - odparł tamten ze smutkiem - Nie dość, że interesy gorzej idą, to jeszcze sprawę sądową mam na karku.
- Cóż to za sprawa, panie Bahr - zapytał Engelke i tamten wytłumaczył mu wszystko po przyjacielsku.

Sprawa rzeczywiście była dość zawiła. Dotyczyła rozległych interesów pana Bahra.

- Hm... Nie ma co. Dobry prawnik jest panu potrzebny - skwitował sprawę Engelke - Znam adwokata, który byłby pomógł.
- Naprawdę? - pan Bahr jakby nabrał nadziei.
- Naprawdę. To radca Gall. W Gdańsku na Langgasse (pol. ul. Długiej) ma kancelarię. Kiedy mój pryncypał ma jakąś sprawę w sądzie, od razu do niego idzie. Nie zdarzyło się jeszcze, by nie pomógł...
- Wspaniale... - Bahr aż w krześle podskoczył.
- A widzi pan. Na wszystko znajdzie się rada. Pójdzie pan do radcy Galla, a on założy sprawę w sądzie, no i po bólu, panie Bahr - Engelke poklepał karczmarza po ramieniu - Jest tylko jeden problem. Po urzędach w Gdańsku musi pan pochodzić... - dodał i Bahr znów posmutniał.
- Nie dam rady - powiedział w taki sposób, jakby za chwilę miał się rozpłakać - Ledwo nadążam z tym, co tutaj mam na głowie. Gospoda, sklep, kantor, a tu jeszcze bieganina po urzędach... - zwiesił głowę.
- No to wspólnika sobie pan weź... - odparł Engelke bardziej żartem niż na serio, ale to wystarczyło. Bahr ponownie się ożywił.
- Mam wspólnika! I to dobrego - ku zdziwieniu rozmówcy zaśmiał się po raz pierwszy - Pan nim jest, panie Engelke....
- Ja? - tamten aż oczy wytrzeszczył.
- Tak jest! Nie będziesz pan żałował. Zapłacę panu...
- Ale przecież ja nie mogę - wystękał Engelke jakby chciał się wykpić - Uprawnień przecież nie mam.
- Dam panu uprawnienia! Pleni... Plenipo... Pełnomocnictwo wystawię - klasnął w ręce Bahr i wkrótce stosowny dokument leżał na stole.

* * *


Bahr miał rację. Engelke nie pożałował faktu, że go spotkał. Kiedy potrzebował pieniędzy, karczmarz pożyczył mu 1200 marek, a kiedy był w okolicy w delegacji, wspierał gościną. Pan Bahr też z początku nie miał co się skarżyć. Po powrocie do Gdańska Engelke rzeczywiście zajął się jego interesami. Poszedł do pana Galla, przedstawił mu sprawę i adwokat obiecał, że wszystkim się zajmie. Nie za darmo oczywiście. Potrzebne były pieniądze, niebawem więc pan Bahr otrzymał list od swego plenipotenta. Engelke pisał, że potrzeba 204 marek na załatwienie formalności i na opłacenie adwokata.

Pan Bahr ma się rozumieć pieniądze wysłał. Sądził, że jednego problemu się pozbył, ale nie! Wkrótce przyszedł następny list. Engelke prosił o dosłanie 170 marek, ponieważ trzeba było opłacić koszta sądowe. Bahr zirytował się nieco. Łatwo pisać, że potrzebne są pieniądze. Znacznie trudniej pieniądze jest zdobyć, zwłaszcza gdy ma się problemy na głowie. Dlatego pełnej kwoty nie przesłał. Wysłał tylko 90 marek, a co do brakujących 80 marek, to napisał, że Engelke otrzyma je, jak tylko odda mu pieniądze, które swego czasu pożyczył.

Bohaterowie artykułu poznali się w jednej z karczm na terenie Starogardu Gdańskiego. Na pocztówce widoczne centrum miasteczka w pierwszych latach XX wieku. Bohaterowie artykułu poznali się w jednej z karczm na terenie Starogardu Gdańskiego. Na pocztówce widoczne centrum miasteczka w pierwszych latach XX wieku.

Ze zrozumiałych względów plenipotent poczuł się urażony. Odpisał oschle, że pan Bahr już wkrótce zobaczy swe pieniądze, po czym osobiście pojawił się w Starogardzie. Zamierzał wygarnąć karczmarzowi, jak niestosowną rzeczą jest dopominanie się zwrotu marnych 1200 marek od człowieka, który niebawem otrzyma znaczny spadek i którego narzeczona dysponuje majątkiem, o którym niejeden karczmarz mógł tylko pomarzyć. Zamierzał udzielić Bahrowi reprymendy, ale zrezygnował, kiedy tylko zobaczył biedaka. Karczmarz miał minę jeszcze bardziej nieszczęśliwą niż poprzednim razem.

- Co znowu pana frasuje, panie Bahr - zapytał z troską.
- Gospoda, panie Engelke - podniósł do góry rękę i zatoczył nią koło - Muszę się jej pozbyć. Nie mam czasu się tym zajmować. Zysk niewielki, a fatygi dużo. Trzeba pilnować dostaw i załatwiać sprawy w urzędach, a ja czasu nie mam...
- Więc sprzedaj pan interes...
- Łatwo powiedzieć... Z tym też jest sporo mitręgi. Towar trzeba sprzedać, wypis w urzędzie załatwić, kupca znaleźć...
- Jak pan chce, zajmę się wszystkim...
- Naprawdę? - zapytał jak wcześniej z nadzieją, ale dużo mniejszą niż poprzednio.
- Oczywiście! Jestem przecież pana plenipotentem, co nie? - zaśmiał się Engelke i nazajutrz odjechał po uprzednim zainkasowaniu 60 marek dla mecenasa Galla.

* * *


Engelke rzeczywiście na swój sposób zajął się wszystkim. Z gospody zabrał prawie cały zapas wina, po czym część sprzedał za około 600 marek, a resztę przeznaczył na własne potrzeby. Z uzyskanych pieniędzy Bahr zobaczył ledwie niewielką część.

Podobnie było z pożyczką. Karczmarz nie mógł się doprosić wpłaty pierwszej raty, a wszelkie sugestie, by Engelke spłacił dług, ten ucinał cierpką uwagą, że całość swoich zobowiązań spłaci hurtem po załatwieniu wszystkich formalności spadkowych. Bahr przez jakiś czas czekał cierpliwie, aż w końcu nie wytrzymał. Wniósł sprawę do sądu. Co przelało czarę goryczy? Sprawa zapłaty za usługi mecenasa Galla. Okazało się, że z przeznaczonych na ten cel 354 marek, plenipotent dał adwokatowi tylko 75 marek.

Rozprawa przeciwko byłemu rolnikowi A.B. Engelkemu toczyła się 6 lipca 1903 r. przed gdańską Izbą Karną. Prokuratura zarzucała mu zaplanowane oszustwo, sprzeniewierzenie i przywłaszczenie cudzego mienia, ale z części zarzutów były plenipotent zdołał się wybronić. Na przykład oszustwo. Jak można było nazwać je zaplanowanym, skoro Engelke nie był w stanie przewidzieć, że Bahr zechce uczynić go swym plenipotentem?

Podobnie było z przywłaszczeniem. Engelke nie przywłaszczył wina z gospody Bahra, skoro ten upoważnił go do sprzedaży. W grę mogło wchodzić co najwyżej sprzeniewierzenie. Mimo to były rolnik i tak dostał za swoje. Skazany został na dwa lata więzienia za oszustwo i sprzeniewierzenie oraz na pozbawienie praw obywatelskich na okres 3 lat.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (4)

  • cóż za przejmująca historia,o taki Amber Gold sprzed 100 lat

    • 13 2

  • Na stronie niemieckie takie zdjęcia?
    Muszę tam koniecznie zajrzeć gdy tylko będę miała więcej czasu.
    Może zobaczę jak kiedyś wyglądały karczmy.

    • 4 0

  • oby wiecej takich artykulów.

    Dzieki.

    • 10 0

  • Widać ze

    Sądy działały dobrze ponad sto lat temu, a za Platfusow to się utworzyło eldorado dla złodziei

    • 7 5

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdzie odbył się pierwszy trójmiejski pokaz kinematograficzny?

 

Najczęściej czytane