• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Marynarskie bunty, nie tylko na pokładzie

Michał Lipka
30 kwietnia 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 

W wojsku odmowa wykonania rozkazu traktowana jest jako ciężkie przestępstwo i karana z całą surowością. W historii polskiej floty obok pięknych kart zapisanych licznymi przykładami męstwa i poświęcenia znajdziemy i takie, które kładą się cieniem na ten obraz. Do niektórych takich wykroczeń doszło jednak ze szlachetnych przesłanek.



Gdy po odzyskaniu niepodległości do polskiej floty zaczęli nadciągać pierwsi ochotnicy pilną potrzebą stało się stworzenie dla nich pierwszego ośrodka szkoleniowego. Pod koniec roku 1918 w okolicach Warszawy znajdowało się już przeszło 600 oficerów i marynarzy spod różnych zaborów. Ich sytuacja bytowa, podobnie jak i całego odradzającego się młodego państwa Polskiego, była niezwykle trudna. Wobec pogarszających się warunków, część z ochotników zdecydowała się wstąpić do innego rodzaju sił zbrojnych. Niektórzy z pozostałych rozpoczęli przygotowania do buntu.

Trudne początki w Modlinie

Spisek został jednak odkryty przez pułkownika marynarki Bogumiła Nowotnego, a decyzją Naczelnika Państwa grupę najbardziej krnąbrnych marynarzy postanowiono przenieść do Twierdzy Modlin. Początkowo wydawało się, że sytuacja została opanowana, jednak część marynarzy uzbrojona w broń maszynową i ręczną uprowadziła pociąg, którym udali się na Pragę. Po przybyciu na miejsce udało im się opanować koszary oraz aresztować wszystkich tam obecnych.

Buntownicy żądali m.in. wypłaty zaległych poborów, zwolnienia ze służby oraz przydzielenia bezpłatnych biletów, aby mogli wrócić do domów. Wyłącznie dzięki zdecydowanej postawie i działaniom pułkownika Nowotnego udało się nie dopuścić do rozlewu krwi, do akcji bowiem przygotowany był już silny oddział piechoty, która w przypadku braku porozumienia miał stłumić bunt siłą. Ostatecznie najbardziej niepokornych marynarzy wydalono z szeregów floty.

Podobna sytuacja niedługo potem wydarzyła się ponownie w Modlinie. Tuż po odzyskaniu niepodległości zdecydowano że w Twierdzy powstanie pierwsza baza Marynarki Wojennej - niestety brakowało w niej niemalże wszystkiego. W oknach - szyb, kanalizacja nie wszędzie dochodziła (a zimą dodatkowo często zamarzała), a o jednolitym umundurowaniu początkowo można było tylko pomarzyć. Jednak dzięki staraniom porucznika Eugeniusza Pławskiego sytuacja powoli ulegała zmianie.

Jedną z takich grup przybyłych do Modlina stanowili marynarze-ochotnicy z byłej floty niemieckiej. Oficer werbunkowy po wstąpieniu w szeregi marynarki obiecywał im "złote góry" - zamorskie rejsy szkoleniowe na licznych okrętach polskiej floty (która w tym czasie dysponowała zaledwie jednym okrętem i była to jednostka wojenna wyłącznie z nazwy), komfortowe warunki koszarowe (co wobec wspomnianej wyżej sytuacji w Modlinie dalekie było od rzeczywistości) czy wreszcie atrakcyjne wynagrodzenie (co wobec trudnej sytuacji ekonomicznej państwa również było czczą obietnicą).

Gdy marynarze przybyli do Modlina, przeszli się ulicami miasta i zobaczyli warunki panujące w twierdzy, doszli do słusznego wniosku, iż zostali oszukani. W "ekspresowym" tempie rozbroili oficera dyżurnego i ogłosili bunt mający na celu poprawę warunków ich przyszłej służby. Na wieść o tym ogłoszono alarm i powołano pod broń oddział piechoty. Kto wie, jakby skończyła się cała ta sytuacja, gdyby nie postawa komendanta portu, kpt. mar. Stanisława Hordliczki, który załagodził całą sytuację. Udało się odzyskać zabraną oficerowi dyżurnemu broń, oraz przekonać "poznaniaków" do pozostania w morskiej służbie. Było z nimi co prawda jeszcze kilka problemów (zdarzyła się nawet sytuacja odmówienia wykonania rozkazu, co ostatecznie skończyło się aresztowaniem i osadzeniem w więzieniu skąd osadzeni wysłali list pełen pogróżek do por. mar. Pławskiego) ale na szczęście z czasem polepszeniu uległy warunki bytowe i sami marynarze przyzwyczaili się do początkowych trudów służby.

Bunty w obliczu wroga

Znacznie gorzej przedstawiała się sytuacja, jaka miała miejsce pod koniec obrony wybrzeża w 1939 r. Ostatnim punktem oporu na wybrzeżu, odciętym od reszty kraju był Rejon Umocniony Hel. Tymczasem wobec informacji o kapitulacji poszczególnych punktów oporu w Polsce i zajmowania przez nieprzyjaciela coraz to nowych terenów, część powołanych rezerwistów oraz ludność cywilna zaczęła nawoływać do poddania się. W niektórych miejscach cywile rozpoczęli nawet wywieszanie białych flag. Gdy na miejsce przybył patrol, który polecił ich zdjęcie, został pobity i rozbrojony. Na miejsce szybko skierowano kompanię żandarmerii, na której widok mieszkańcy się zreflektowali i oddali zabrane wcześniej karabiny.

Choć zachowanie ludności cywilnej można od jakoś zrozumieć, to zachowania rezerwistów już zdecydowanie nie. W jednej z kompanii przeciwdesantowych doszło do skrajnych przypadków defetyzmu - cześć marynarzy opuściła swe stanowiska i pod białymi flagami udała się w w stronę portu handlowego, aby drogą morską przedostać się do okupowanej już Gdyni. Marsz ten został powstrzymany przez inne jednostki. Buntowników postawiono przed obliczem komandora Włodzimierza Steyera, który dał im szansę "odkupienia" swych win na pierwszej linii frontu (część z prowodyrów aresztowano).

Podobna sytuacja miała również miejsce w kolejnej kompanii przeciwdesantowej z tą różnicą, iż buntownicy rozbroili wysłanych do zaprowadzenia porządku żandarmów. Dopiero przybyła na miejsce kompania Korpusu Ochrony Pogranicza wprowadziła porządek i aresztowała wszystkich buntowników. Trzeba tu zaznaczyć, że i zbuntowanych potraktowano niezwykle łagodnie aresztując ich lub wysyłając ponownie do walki. Tymczasem według regulaminów wojskowych bunt w czasie wojny karany był śmiercią. Jednakże admirał Józef Unrug i komandor Steyer nie chcieli dodatkowo zaogniać i tak trudnej sytuacji.

Bunt w obliczu zachowawczego dowódcy

Co dziwne i ciekawe wśród historii buntów i wypowiedzeń posłuszeństwa, znajdziemy również taką, u podstaw której leżały słuszne przesłanki. W listopadzie 1939 roku na dowódcę ORP "Błyskawica" wyznaczono komandora podporucznika Jerzego Umeckiego. Kadra oficerska była tą nominacją zaskoczona, gdyż Umecki wcześniej dowodził wyłącznie małymi jednostkami oraz żaglowcem szkolnym ORP "Iskra".

Już wkrótce okazało się, że obawy oficerów były słuszne. Komandor Umecki, dowodził - delikatnie mówiąc - nad wyraz ostrożnie, a część podejmowanych przez niego decyzji zdawała się niezrozumiała. Gdy zameldowano mu o wykryciu nieprzyjacielskiego peryskopu, komandor nakazał... zmniejszenie prędkości i sam, przez lornetkę, zaczął go wypatrywać. Nie trzeba tu mówić, co by się stało, gdyby okręt podwodny w tym czasie odpalił torpedę do wolno płynącego polskiego niszczyciela.

Gdy storpedowano jeden ze statków konwoju, a na pomoc rozbitkom ruszyły łodzie z "Błyskawicy", Umecki bardzo szybko rozkazał mim wracać na okręt rzekomo obawiając się storpedowania (na szczęście rozkaz nie dotarł do załóg szalup).

Rzeczą całkowicie nie do przyjęcia w zachowaniu dowódcy był również charakter prowadzonych przez niego rozmów z podległymi mu oficerami, podczas których komandor poddawał w wątpliwość celowość prowadzenia wojny oraz przesadnie podkreślał liczne niebezpieczeństwa czyhające na marynarzy na morzu. Podkreślał, że najchętniej opuściłby zajmowane stanowisko na rzecz innej funkcji na lądzie.

Wobec takiej defetystycznej postawy grupa oficerów "Błyskawicy" zdecydowała się na niespotykany dotychczas krok - wnieśli pisemny meldunek do Szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej, w którym żądali zdjęcia z okrętu dowódcy. Zapowiedzieli, że w przeciwnym razie nie wypłyną z nim na kolejny patrol. Sytuacja stała się głośna, a admirał Świrski musiał tłumaczyć się z niej Naczelnemu Wodzowi. W konsekwencji komandor Umecki został zdjęty z okrętu i postawiony przed sądem polowym za szerzenie defetyzmu i za dopuszczenie do powstania konfliktu na pokładzie okrętu. Zapadł wyrok miesięcznego pobytu w twierdzy (wyrok zawieszono na czas wojny) oraz pozbawienia możliwości powtórnego zaokrętowania (do końca wojny pełnił funkcje wyłącznie na lądzie).

O "buntownikach" z "Błyskawicy" również nie zapomniano. Postawiono im bowiem zarzuty o "uchybienie czci należnej dowódcy". Początkowo przeniesiono ich do dyspozycji Szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej. Na szczęście sąd uznał, że działali mając na celu wyższe dobro i skazał każdego z nich na 7 dni aresztu kabinowego. Jak widać, ten ostatni przykład pokazuje, że nie zawsze "białe jest białe, a czarne jest czarne".

Opinie (17) 1 zablokowana

  • a mnie sie spodobał bunt amerykańskich marines w stosunku do sopockiej złotówy ! (2)

    • 21 7

    • i bunt żołądka podczas sztormu

      • 3 1

    • jak to,przeciez ci marines kochali sie wczesniej z twoja matka?!!

      • 0 1

  • błyskawica (3)

    miała jeszcze bunt po wojnie, czemu o tym cicho?

    • 9 0

    • może coś więcej?

      • 2 0

    • Błyskawica? A może raczej Żuraw?

      • 1 1

    • ???

      o buncie na Błyskawicy nie słyszałem, o Żurawiu (Kompasie) tak...przybliż jak możesz te pierwszy temat

      • 1 0

  • ludzie są ludźmi tylko...

    Chciałoby się żeby w naszej historii były same piękne karty i tylko szlachetni i dzielni bohaterowie, ale rzeczywistość bywała różna. Dobry artykuł - ku uwadze bezkrytycznych "wybielaczy" naszych burzliwych dziejów.

    • 9 0

  • Teraz jak (1)

    przypłyną nasi "przyjaciele" amerykańscy to taryfiarze powinni skrzyknąć się przez CB i spuścić im ... tzn godnie ich powitać i 3, czy tam 4tej RP.

    • 5 2

    • I

      chciwe złotówy znowu dostaną łomot co im się należy !!!

      • 1 5

  • (1)

    tylko czemu notatka o Blyskawicy z 1939 roku ilustrowana jest jej zdjeciem z czasów patroli atlantyckich?
    czyżby zwyczajowy "profesjoanlizm"?

    • 2 2

    • nie ma to jak się czepiać

      hm...bo może to zdjęcie okrętu jest najbardziej znane? nie ma to jak się czepiać...brak słow...

      • 3 2

  • Polecam "Plamy na banderze" Borowiaka (1)

    Zainteresowanych takimi historiami o polskiej MW odsylam do wspomnianej książki.

    • 1 0

    • trochę naciągane to dziełko

      tak pod Fakt albo SE

      • 0 0

  • Super... (2)

    Weszłam tu tylko dlatego, że przeczytałam zamiast "bunty", "buty"...

    • 2 0

    • wlasnie ja tez tak czytam na glownej

      Marynarskie buty, nie tylko na pokładzie - sobie mysle oco kaman ?!

      • 0 0

    • ...

      Blondynka...?

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku do Sopotu wróciły tradycyjne kosze plażowe?

 

Najczęściej czytane