• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Żywe torpedy" w Polskiej Marynarce Wojennej

Michał Lipka
27 grudnia 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
List czytelników, który ukazał się na łamach Ilustrowanego Kuryera Codziennego, 5 maja 1939 r. List czytelników, który ukazał się na łamach Ilustrowanego Kuryera Codziennego, 5 maja 1939 r.

Kamikaze, czyli "boski wiatr" - walczyli dla cesarza Japonii, ale niewiele brakowało, by w polskiej flocie także pojawiły się takie jednostki. Uratowało nas jednak zapóźnienie technologiczne.



Spekulacje na temat wyglądu przedwojennych polskich żywych torped - jeden z branych pod uwagę modeli. Spekulacje na temat wyglądu przedwojennych polskich żywych torped - jeden z branych pod uwagę modeli.
Spekulacje na temat wyglądu przedwojennych polskich żywych torped - inny z branych pod uwagę modeli. Spekulacje na temat wyglądu przedwojennych polskich żywych torped - inny z branych pod uwagę modeli.
Japońska torpeda samobójcza typu Kaiten. Japońska torpeda samobójcza typu Kaiten.
Włoski podwodny pojazd dywersyjny. Włoski podwodny pojazd dywersyjny.
5 maja 1939 roku, przemawiając w parlamencie, minister spraw zagranicznych Józef Beck powiedział słynne słowa: "My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor".

Na reakcję polskich obywateli nie trzeba było długo czekać. W krakowskim "Ilustrowanym Kuryerze Codziennym" pokazał się list trzech młodych Polaków - Władysława Bożyczko i braci LeonaEdwarda Lutostańskich - wzywających do gotowości poświęcenia swego życia w obronie ojczyzny, służąc w szeregach... żywych torped, samolotowych bomb lub min lądowych.

Apel spotkał się z dużym oddźwiękiem i poparciem obywateli, którzy lawinowo zaczęli zgłaszać się do nowych formacji, mimo że... takich w ogóle nie było! List, który publikowała prasa, był tak dużym zaskoczeniem dla wojskowych, że początkowo nie wiedziano, co w ogóle z tym zrobić.

Polska Marynarka Wojenna, która w okresie międzywojennym nie była w stanie wyprodukować w kraju ani jednej rodzimej torpedy morskiej (opierała się wyłącznie na zakupach zagranicznych), nie miała odpowiedniego sprzętu, który mógłby zostać użyty w tego typu misjach. W Kierownictwie floty zdawano sobie jednak doskonale sprawę, że tak dużego entuzjazmu i potencjału społecznego nie wolno zaprzepaścić. Dlatego każdy ochotnik otrzymał od szefa Broni Podwodnej PMW komandora porucznika Eugeniusza Pławskiego imienny, oficjalny list z podziękowaniem za okazaną patriotyczną postawę i prośbą, aby czekać na wezwanie do stawienia się w jednostce wojskowej. Według nieoficjalnych informacji do września 1939 roku swój akces do "żywych torped" zgłosiło przeszło półtora tysiąca ochotników! A zgłaszali się niemal wszyscy - młodzi i starzy, wykształceni i nie, mężczyźni i kobiety. Z kandydatami, jak widać, nie było problemów, gorzej ze sprzętem, którym marynarka nie dysponowała!

Tu też spotykamy się ze sprzecznymi relacjami. Pomijając już sam wygląd owej broni, który w zależności od relacji albo był powiększoną torpedą ze stanowiskiem dla operatora, albo łódką z podwieszoną torpedą, aż po miniaturową łódź podwodną wyposażoną w wyrzutnie torped i nie będącą niczym innym jak pomniejszoną wersją pełnomorskich okrętów podwodnych, pojawiał się problem samego wyszkolenia. Niektórzy z ochotników wspominają, że oprócz listu z floty otrzymali również zaproszenie do Gdyni celem dalszego, bardziej już zaawansowanego szkolenia. Taka grupa mogła liczyć ok. 80 osób.

Czy podczas zagrożenia kraju powinno się powoływać "jednostki samobójcze"?

I tu, niestety, kończą się oparte na faktach przekazy, gdyż w archiwach i materiałach źródłowych ze świecą można szukać informacji na ten temat. Według wspomnień uczestników, podczas szkoleń, prowadzonych o dziwo przez oficerów wojsk lądowych (choć niektórzy wspominają o oficerach marynarki) oprócz zagadnień typowo patriotycznych pokazywano im filmy, plany i modele nowej broni. Niestety, ilu uczestników tego szkolenia, tyle jest opisów ich kształtu i formy. Niekiedy możemy natrafić nawet na nazwisko inżyniera Aleksandra Potyrały, świetnego polskiego konstruktora okrętowego, późniejszego profesora Politechniki Gdańskiej oraz kierownika Katedry Konstrukcji Okrętów na tej uczelni, który miał nawet zaprojektować pierwszą tego typu broń. Jednak żadnych oficjalnych dokumentów, potwierdzających taką konstrukcję, nie ma.

Kolejnym aspektem było samo wykorzystanie ochotników - marynarka chciała bardziej wykorzystać ich w działaniach dywersyjnych. W Sztabie Generalnym miała nawet powstać specjalna komórka zajmująca się tego typu działaniami. Życie jednak szybko zweryfikowało te plany i już podczas wojny niektórych z ochotników wcielono do... oddziału Pułku Strzelców Podhalańskich (sic!), który miał podejmować szereg działań dywersyjnych (po klęsce wrześniowej członkowie tego oddziału zasilili szeregi AK), innych wcielono do Armii Pomorze, gdzie mieli prowadzić działania w rejonach morskich i rzecznych, a jeszcze inni różnymi ścieżkami po dotarciu do stolicy brali udział w jej obronie.

Niezaprzeczalnym faktem jest, że Niemcy doskonale orientowali się w polskich planach i obawiali się ich. Dlatego też ograniczyli do minimum ruchy swych większych jednostek po wodach Zatoki Gdańskiej. Tuż po zakończeniu działań wojennych, Gestapo intensywnie szukało i wyłapywało wszystkich ochotników-kandydatów do żywych torped.

Pomimo powszechnego dostępu do wszelkiego rodzaju archiwów, nie jesteśmy dziś w stanie jednoznacznie określić, jak bardzo i czy w ogóle zaawansowane były badania nad polskimi "żywymi torpedami". Czasem spotkać można opinię, że cała ta akcja miała mieć charakter jedynie propagandowy, którego celem było wzmożenie czujności u przeciwnika. Pewne jest jednak, że nad tą niezwykłą formacją, czy istniała, czy nie, zawsze będzie roztaczała się pewna aura tajemniczości.

Opinie (101) 8 zablokowanych

  • Cóż. II RP oraz III RP wielce rózniły się.

    Jak widać z powyższego:
    Za II RP warto było ginąć nawet w oddziale samobójczym
    Za III RP nie warto ginąć nawet w regularnej armii.

    • 1 1

  • Czyste wariactwo!!

    Pomysł z gruntu idiotyczny z gatunku bohaterstwa pod publiczkę. Japońce mieli kiedyś jeszcze lepszy zamysł - chcieli wysyłać na wroga nurków-samobójców, nazywanych "Fukuryu" (jakiś smok, ale czort wie jaki). Dzisiaj coś takiego jest nie do przyjęcia, chociaż szkoda, bo może gdyby doszło do użycia tej tzw. broni przeciw Ruskim - to może szlag wytrafiałby wszystkich ówczesnych ideowców-patridiotów, i może Polska wyglądałaby troszkę inaczej (nie byłoby np. w ogóle Kaczyńskich, Macierewicza, Ziobry, Kliempy, Pyszczaka i innych)...

    • 3 2

  • Wystarczy popatrzeć na zdjęcia

    ...aż żal, że nie wylecieli w powietrze.
    Gińcie sobie gdzie chcecie. Ja zamierzam żyć dalej i robić swoje.

    • 2 2

  • No a teraz poważnie

    Zamiast idiotycznych opowieści o nawiedzonych dewotach, niech pan Doktorant opowie na przykład, jak to było z tymi niedoszłymi pancernikami dla PMW. Ja tu wiem, że PMW miała podobno otrzymać jakiś drednot po KuK Marine, że planowano przekazać nam jeden lub kilka starszych pancerników amerykańskich, a wreszcie, że dowództwo przedwojennej PMW, czy nasz ówczesny odpowiednik niemieckiego SKL - zamierzało zakupić lub nawet zbudować nowe okręty liniowe dla naszej MW. Jakkolwiek tam to wyglądało, PMW ostatecznie obeszła się smakiem, bowiem żaden pancernik pod naszym Orłem nie służył. Bandera polska zawisła na jakiś czas na "Szlezwigu", może i na "Gnajzenale", ale na poważnie to nie zawisła nad żadnym "battlewagonem". Ba - hjak dotąd mieliśmy chyba tylko JEDNĄ oficjalną wizytę pancernika obcej (tj. sowieckiej) floty we wrześniu 1934 roku.

    • 0 0

  • Będąc w armii...

    ...natychmiast wystrzelałbym całe dowództwo mojej jednostki, gdyby tylko któryś trep napomknął o samobójstwie.

    • 4 1

  • W 1939 roku byłbym emigrował do Szwajcarii

    ...albo śladem Gombrowicza odpłynąłbym za Atlantyk, gdzie miałbym święty spokój. Jakoś nie wyobrażam sobie siebie wymachującego szabelką, albo naparzającego się z kimkolwiek w inny sposób. Człowiek nie przychodzi na świat po to, by dać się posiekać w głupiej utarczce; szkoda czasu, szkoda życia. Już prędzej zrobiłbym porządek z Hitlerkiem, by były po temu możliwości.

    • 0 2

  • co za bzdury

    a juz szczególnie ta o "miniaturowej łodzi podwodnej"

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywał się najsłynniejszy partacz-bursztynnik działający w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane