• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak milicja puściła na wolność "Skorpiona"

Krzysztof Wójcik
24 kwietnia 2018 (artykuł sprzed 6 lat) 
Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary. Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary.

Po drugim zabójstwie milicja miała w swoich rękach "Skorpiona", największego mordercę w historii Polski, ale puściła go na wolność. Potem Paweł Tuchlin zamordował i okaleczył na całe życie czternaście kobiet. Książka Krzysztofa Wójcika "Skorpion" ujawnia kulisy wypuszczenia mordercy na wolność w marcu 1980 roku.



13 marca 1980



Było pół godziny po dziesiątej wieczorem. Z nieba wolno spadały na ziemię drobne płatki śniegu, kiedy Stanisław Starczewski wracał ze swoją żoną Wandą do domu w Kiełpinie Górnym pod Gdańskiem.

Świeży śnieg trzeszczał pod butami na ścieżce wydeptanej w śniegu, wiodącej z przystanku autobusowego przez pole. To droga na skróty i mieli nią niespełna 2 kilometry do domu. Oboje wracali z zakupów i krótkiej wizyty u rodziców Wandy, mieszkających w centrum Gdańska. Przyjechali ostatnim czerwonym autobusem linii 167.

Stanisław szedł z przodu, jakieś cztery metry przed swoją żoną, przyspieszał, bo w obu rękach targał siatki z zakupami, a gumowe rączki wciskały mu się niemiłosiernie w skórę dłoni. Był zmęczony po robocie, chciał jak najszybciej dojść do mieszkania i położyć się w ciepłym łóżku. Na co dzień ten 27-latek pracował w Komendzie Miejskiej Milicji Obywatelskiej w Gdańsku.

Wanda dreptała nieco wolniej za nim. Wiedziała, że nikt za nią nie idzie, bo jako jedyni wysiadali na przystanku w Kiełpinie. Po pół kilometra dalej mijali sypiącą się stodołę i ruiny opuszczonej rudery, w której nikt już nie mieszkał. Sunęli jak dwa cienie cienką ścieżką w stronę domu. Wanda obejrzała się i zdziwiona zauważyła ciemną postać mężczyzny, który pojawił się znikąd i teraz szybkim krokiem szedł za nimi.

- Staszek, zobacz, jakiś facet idzie ścieżką, a przecież nikt na przystanku nie wysiadał - zwróciła uwagę kobieta.
- Nic to. Pewnie nie zauważyłaś - uspokajał Stanisław.

Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary. Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary.
Wanda mimo to czuła się lekko zdenerwowana. Co chwilę oglądała się za siebie i widziała, że nieznajomy cały czas się zbliża. W pewnej chwili zauważyła, że mężczyzna idzie tylko metr za nią. Na plecach prawie czuła jego oddech. Miała wrażenie, że zaraz w nią wejdzie. Kiedy tak nieznajomy za nią dreptał, Wanda nieco się uspokoiła, bo pomyślała, że to jej brat, który zwykle wieczorem wychodził na przystanek autobusowy odebrać swoją żonę przyjeżdżającą z Kartuz. Pewnie sobie robi żarty. Nawet nie odwracała się do tyłu, żeby zobaczyć twarz śledzącego. Nie zdenerwowała się także wtedy, gdy kilka razy nadepnął jej na piętę i podeszwą obtarł skórę jej czarnych trzewików.

- Nie wygłupiaj się. Przecież wiesz, że mnie nie przestraszysz, bo idę ze Staszkiem - mówiła nie odwracając głowy pewna, że za nią drepcze brat Gienek.
Mężczyzna nie odzywał się. Milczał. Wanda nadal się nie oglądała, bo jej trzewiki niebezpiecznie ślizgały się między grudami śniegu na słabo przetartej ścieżce, gdzie wiejący wiatr zdążył usypać zaspy. Zwłaszcza że skrót wiódł przez pagórek, na którym stała chałupa Starczewskich. Słyszała jedynie szuranie butów po śniegu. Kiedy skrót przez pole doszedł do wiejskiej drogi prowadzącej do domu Starczewskich, Wanda obejrzała się. Nikogo za nią nie było. Przestraszona rozglądała się dookoła. Mężczyzna zniknął. Jakby zapadł się pod ziemię. Wanda zrobiła kilka kroków i rozglądała się po krzakach, które z obu stron otulały gościniec. Pomyślała, że brat musiał skoczyć w krzaki i tak dojść do ich mieszkania. Ruszyła za mężem w stronę domu. Kiedy weszła na podwórko, zobaczyła brata, który majstrował przy zdezelowanym składaku.

- Głupie żarty się ciebie trzymają! Czemu za mną lazłeś przez pół pola? - zła zaczepiła Gienka.
- Wandzia, ale ja nigdzie nie wychodziłem. Cały czas siedziałem w domu. Teraz wieczorem to majstrowałem przy rowerze - odpowiedział jej brat.
- To może syn sąsiada chodził gdzieś wokół domu? - próbowała uspokoić się Wanda, choć w myślach dziwiła się, że wybrał drogę przez wysoki śnieg.

Obydwoje ze Stanisławem weszli do mieszkania. Kilka minut później Wanda przypomniała sobie, że rano rozwiesiła pranie na sznurze wiszącym między słupkami.

- Stasiu, chodź pomóż mi zwinąć bieliznę z podwórka. Nie chcę chodzić po nocy sama - powiedziała do męża.
Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary. Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary.
Kiedy wyszli na ogród, Wanda cały czas myślała o tym, kto mógł za nią iść. Poszła w stronę ścieżki wiodącej w stronę domu sąsiada i szukała śladów na śniegu. Nic nie znalazła. Wtedy naprawdę się wystraszyła. Przecież on nie mógł zapaść się pod ziemię. Musi czaić się gdzieś w ciemności.

- Stasiu, za mną nie szedł syn sąsiada. To musiał być ktoś obcy. Sprawdźcie te krzaki, bo ten gość musi być w zaroślach. Pewnie się ukrył! To może być złodziej! - głośno mówiła Wanda.
Gdy tylko to powiedziała, z chaszczy wyskoczył wysoki, szczupły mężczyzna. Wielkimi susami zaczął gnać przez pole wzdłuż wydeptanej ścieżki w stronę przystanku w Karczemkach. Nie mógł szybko biec, bo pole pokrywał gruby dywan śniegu i co rusz uciekinier wpadał w zaspy. Stanisław i Gienek pogonili za nieznajomym. Szybko go złapali, bo mężczyzna w końcu przewrócił się w kolejnej zaspie. Chwilę potem wprowadzili go do otwartej werandy. Ten nic nie mówił, a jedynie głośno dyszał. Musieli chwilę poczekać, bo Wanda poszła do matki po klucz od mieszkania. Kiedy kobieta wróciła, Stanisław i Eugeniusz wprowadzili nieznajomego do pokoju. Wanda zauważyła, że teraz jest rozpięty, a jak mąż go zatrzymał, jego palto było szczelnie zapięte na wszystkie guziki. "Pewnie się rozpiął na werandzie" - rzuciło jej się przez myśl.

Starczewski mający za sobą kilka lat służby w milicji szybko zabrał się do rzeczy:

- Dawaj dowód osobisty. Jestem z milicji - powiedział. - A ty Wandzia leć do sołtysa i dzwoń na komendę. Niech przyślą tu radiowóz, żeby go sprawdzić - zwrócił się do żony.
- Nazywam się Paweł Tuchlin. Ja tylko wyszedłem na spacer. Chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza... Nic złego nie zrobiłem - tłumaczył nieznajomy i wręczył Starczewskiemu dokumenty.
- Paweł Tuchlin, syn Bernarda i Moniki, urodzony dwudziestego ósmego kwietnia tysiąc dziewięćset czterdziestego szóstego roku w Górze, czasowo zamieszkały w Gdańsku Przeróbce na ulicy Siennej dwanaście "a", zatrudniony w zetenteka, jako kierowca wózków transportowych, numer dowodu osobistego en-ef... - czytał dane z zielonego dokumentu brat Wandy, a Starczewski zapisywał je w swoim milicyjnym notesie.

Wanda już dzwoniła z domu sołtysa do oficera dyżurnego Komendy Miejskiej Milicji Obywatelskiej w Gdańsku. W tym czasie do domku na wzgórzu przyszła żona Gienka Pawłowskiego, Maria. Zwykle koło jedenastej wieczorem wracała z pracy z Kartuz. Szła tą samą ścieżką przez pole, którą kilkanaście minut wcześniej brnęli Starczewscy.

Domownicy długo czekali na milicję.

Dopiero o pierwszej w nocy pod dom Starczewskich podjechała biało-niebieska nyska. Do ich mieszkania weszło dwóch mundurowych: sierżant Ryszard Bierówka i kapral Andrzej Szarmack.

- Oto nasz amator nocnych spacerów po krzakach - Starczewski przywitał funkcjonariuszy.
- Pokaż chłopie, co masz w kieszeniach - sierżant zaczął przeszukanie Tuchlina.

Ten w ogóle się nie bronił. Wydawał się spokojny. Nie protestował, tak jakby cała ta sytuacja była dla niego normalna. Podniósł ręce do góry i poddał się rewizji.

Milicjant kolejno wyciągał z kieszeni zgniłozielonej kurtki Tuchlina trzy paski, dwa cienkie do wieszania radia tranzystorowego na ramieniu i jeden gruby oraz okulary przeciwsłoneczne. Drobiazgi położył na stole. Tuchlin miał też przy sobie szesnastokartkowy zeszyt w kratkę na szkolenie elektryków oraz kartkę z imionami dziewczyn i obok zapisanymi kwotami pieniędzy.

- To mówisz, że na spacer sobie przyszedłeś w nocy i akurat siedziałeś w krzakach, jak cię nakryliśmy? - Starczewski patrzył w oczy zatrzymanemu.
- Ja tylko spacerowałem - udawał niewinnego Tuchlin.
- Dlaczego miałeś te paski w kieszeniach? - drążył sierżant.
- Jak wiało, to przewiązywałem grubym paskiem kurtkę, żeby mi nie podwiewało od dołu - tłumaczył zatrzymany.
- A czemu nie masz po prostu tego paska w spodniach? - dopytywał. Wtedy Tuchlin milczał. Nie potrafił wydukać żadnego wytłumaczenia. Tylko patrzył w podłogę i nerwowo szurał z butami.
- A radio masz? Przecież paski na tranzystor też trzymasz w kieszeniach...
- Nie - krótko odburknął Tuchlin.

Wanda Starczewska miała świeżo w pamięci dwa ostatnie zabójstwa kobiet - Ireny HinzAnastazji Erecińskiej. Słyszała o nich od męża milicjanta. Chodziły jej po głowie, zwłaszcza że obydwa miały miejsce stosunkowo niedaleko ich domu. Niestępowo, Zakoniczyn i Kiełpino Górne tworzyły trójkąt rzucony na zachód od Gdańska.

Gdy Tuchlin był wyprowadzany z mieszkania Starczewskich, rzuciła do milicjantów:

- Czy to nie jest czasem ten, co niedaleko zabił dwie dziewczyny?
Tuchlin gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał wprost w oczy Wandy. Tej aż ciarki przeszły po plecach. Wejrzenie Tuchlina trwało ułamki sekund. Nikt poza kobietą nie zwrócił na nie uwagi, bo mężczyzna momentalnie spuścił wzrok na podłogę. Już więcej na nią nie spojrzał. Nic też nie powiedział. Wyszedł z milicjantami. Kobieta wystraszyła się, ale nikomu nie powiedziała o tym zdarzeniu. Po zabraniu Tuchlina Starczewski poszedł jeszcze na werandę i oparł się o parapet. Wtedy zauważył rzucony tam wielki wiązar pochodzący od kół lokomotywy. To element łączący koliska zamachowe parowozu. Tak ciężkim prętem z pewnością można było zabić...

14 maca 1980



Po zatrzymaniu w Kiełpinie Górnym Paweł Tuchlin noc spędził na dołku w komisariacie MO w Gdańsku. Po kilku wyrokach za kradzieże i odsiadce w różnych kryminałach, więzienne kojo to nie była dla niego pierwszyzna.

Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary. Materiały fotograficzne milicji wykonane podczas wizji lokalnych, podczas których Paweł Tuchlin demonstrował, w jaki sposób atakował i mordował swoje kolejne ofiary.
Czekał na rozliczenie, bo sierżant Bierówka wyskrobał w nocy notatkę na temat Tuchlina, którą zostawił oficerowi dyżurnemu:

"Nadmieniam, że w/w idąc za tymi osobami (małżeństwo Starczewskich) starał się, aby go nie zauważono, tzn. chował się za przydrożne drzewa oraz krzaki, aż doszedł do zabudowań, gdzie schował się w krzakach i tam został ujęty przez domowników. Przy w/w znaleziono okulary słoneczne oraz dwa paski, w związku z czym zachodzi podejrzenie o dokonywanie gwałtów. Tuchlina sprawdzono w kartotece, gdzie figuruje z art. 208 oraz 199 kk. Doprowadzonego przekazano wraz z notatką do dyspozycji dyżurnego komisariatu II Gd.-Śródmieście."
Tego samego dnia podobną notatkę na komendę, ale miejską zawiózł Starczewski. Do pisma dołączył metalowy wiązar, który znalazł na swojej werandzie już po zabraniu Tuchlina z domu. W piśmie napisał o narzędziu porzuconym przez ujętego "amatora nocnych spacerów".

Po południu przesłuchaniem Tuchlina zajął się sierżant Józef Michałowski z gdańskiego posterunku. Nie podejrzewał, że może mieć przed sobą mordercę dwóch kobiet - pręt i pismo Starczewskiego zaległy w papierach komendy miejskiej na Nowych Ogrodach. Tuchlin podczas przesłuchania spokojnie siedział na krześle. Sprytnie kierował rozmowę na temat swoich kradzieży.

- Byłem karany za kradzież szafy ubraniowej i narzędzi z terenu Rafinerii Gdańskiej - tłumaczył Tuchlin. - Dostałem trzy lata więzienia, ale całości nie odsiedziałem. Wyszedłem na przedterminowe zwolnienie po dwóch latach i dziewięciu miesiącach odsiadki. Po wyjściu z kryminału zatrudniłem się w ZNTK w Gdańsku-Przeróbce, gdzie pracuję do dziś. Jestem kierowcą wózków akumulatorowych.
W czwartek, 26 kwietnia, o godz. 18, w Galerii Bałtyckiej w Gdańsku odbędzie się premiera książki "Skorpion" z udziałem autora. Wstęp wolny. W czwartek, 26 kwietnia, o godz. 18, w Galerii Bałtyckiej w Gdańsku odbędzie się premiera książki "Skorpion" z udziałem autora. Wstęp wolny.
Michałowski nie wyczuł, że Tuchlin specjalnie opowiada o kradzieżach, żeby odciągnąć go od podejrzeń o zabójstwa. A sam miał też polecenie od szefa posterunku, by ten wątek dokładnie sprawdzić. O gwałty, o których pisali jego koledzy w notatce, w ogóle nie pytał. Tuchlin świetnie grał i miał też mocne alibi na nocną wycieczkę.

- Trzynastego pracowałem do godziny czternastej. Potem byłem na Politechnice Gdańskiej na kursie elektryków. Tramwajem dojechałem do dworca i tam wysiadłem, żeby dojechać do hotelu robotniczego na Przeróbkę. Wsiadłem w pierwszy nadjeżdżający autobus i dojechałem gdzieś poza miasto, ale nie wiem dokładnie dokąd. Pierwszy raz tam byłem.
- I co dalej się działo? - pytał sierżant.
- Wysiadłem z autobusu i poszedłem kawałek, ale po chwili zawróciłem, aby wrócić na przystanek. Wtedy zostałem zatrzymany. Przy sobie miałem siatkę z zeszytem na kurs elektryków. W kieszeniach miałem pasek do radia tranzystorowego, a okulary przeciwsłoneczne zabrałem z pracy, żeby zostawić w hotelu - łgał Tuchlin. - Ja żadnego przestępstwa nie dokonałem.

Michałowski wykonał jeszcze szybki telefon do dyrekcji ZNTK. Potwierdził, że Tuchlin pracował na Przeróbce i doszkalał się na elektryka. Opowieść szczupłego mieszkańca hotelu robotniczego o podróży w nieznane autobusem trzymała się kupy. Milicjant nie podejrzewał, że właśnie tak wyglądały wędrówki mordercy kobiet. Doszedł do wniosku, że nie ma co trzymać Tuchlina i puścił go wolno. Kiedy dostał na biurko pismo Starczewskiego o tajemniczym pręcie, Tuchlin już był w hotelu na Siennej. Milicjant nie próbował tej sprawy wyjaśnić. Metalowy wiązar zawieruszył się gdzieś na komendzie na Nowych Ogrodach i nigdy nie dotarł do Michałowskiego.

Tuchlin atakował i mordował kobiety przez kolejne trzy lata. Został zatrzymany w maju 1983 r. Cztery lata potem wykonano na nim przedostatni wyrok śmierci w PRL.

Nazwiska ofiar "Skorpiona" zostały zmienione. nazwiska świadków i oficerów Milicji są prawdziwe.

O autorze

autor

Krzysztof Wójcik

Dwukrotny laureat nagrody Grand Press za ujawnienie afer korupcyjnych na wydziale prawa Uniwersytetu Gdańskiego oraz w pomorskim wymiarze sprawiedliwości. Autor książek: biografii Ryszarda Krauzego „Depresja miliardera”, „Mafii na Wybrzeżu” oraz „Psów wojen. Od Wietnamu po Pakistan – historii polskich najemników”.

Opinie (204) ponad 10 zablokowanych

  • (7)

    I mlotek owijal w bandaz zeby go w brzuch nie ziebil

    • 65 2

    • Byla nawet piosenka o nim (4)

      "a gdybym byl mlotkowym, w fabryce z mlotkiem szalal" Dzis juz nie ma tego zakladu na Zaspie Towarowej skad "wypozyczyl" pomalowany firmowo na zielono mlotek z napisem zntk

      • 10 4

      • Blad (1)

        Mlotek pochodzil z zntk na przerobce

        • 22 0

        • stacja kolejowa tak sie nazywala

          • 4 2

      • Zakosił młotek z zntk w przeróbce

        • 9 1

      • mlotek zakosil z zntk na przeróbce.

        • 14 1

    • Paweł , to w GDansku sie zle kojarzy.. (1)

      • 14 4

      • Buahahaha

        • 7 3

  • Może zrobić tramwaj z napisem Paweł Tuchlin? (1)

    • 7 10

    • juz o tym pisaliśmy.

      • 7 1

  • kazdy zna źródło (2)

    Milicja mogła ująć sprawcę już w listopadzie 1979 r. Pod Gdańskiem zaatakował 18-letnią Irenę H., a w rzece Raduni obok miejsca napadu zgubił narzędzie zbrodni – młotek. W metalu wybity napis ZNTK, czyli Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego. Milicja otrzymała listę osób pobierających narzędzia, ale nie było na niej Tuchlina. Przesłuchali każdego, kto miał odnotowane, że pobrał młotek - wszyscy mieli wiarygodne alibi. Prawdopodobnie magazynierka przeoczyła go i nie odnotowała w książce lub młotek po prostu ukradł. W ZNTK przepracował jedynie dwa tygodnie.

    Obuch młotka był starannie owinięty bandażem, ponieważ, jak później wyjawił morderca, młotek ziębił go w brzuch, gdy nosił go w spodniach szukając ofiar.

    6 stycznia 1983 roku w Komendzie Wojewódzkiej została powołana specjalna grupa pod kryptonimem "Skorpion" składająca się z 11 osób.

    Paweł Tuchlin został zatrzymany 31 maja 1983 r. w wieku 37 lat, pod pozorem podejrzenia o kradzież drewna i parnika. W czasie przeszukania w jego gospodarstwie znaleziono między innymi ukryty w bagażniku samochodu Warszawa o numerze rejestracyjnym GDM 1418" młotek, na którego trzonku znajdowała się krew ofiar.

    "Tuchlin przez pół roku przebywał na obserwacji psychiatrycznej w Szczecinie, postrzegany był jako miły i uczynny. Odkrył w sobie uzdolnienia plastyczne, wygrał nawet konkurs na lepienie rzeźb z chleba. To dobre tworzywo, wymieszany ze śliną chleb daje się znakomicie formować, a potem zastyga w kształcie, jaki mu nadano. Tuchlin wykonał w ten sposób trzy makiety pochwy, ozdobił je nawet naturalnym włosiem. Zakochał się w pani doktor psychiatrii, zaczął pisać do niej listy, żeby nie lekceważyła go, bo dopiero przy nim może poznać, co znaczą słowa "prawdziwy mężczyzna". Jedną z tych pochw podarował jej w prezencie. Pani doktor doznała rozstroju nerwowego.".

    W toku śledztwa Paweł Tuchlin przyznał się do 10 zabójstw i 11 usiłowań. Jak sam twierdził w czasie przesłuchania, mordował, by poczuć się lepiej. Na rozprawie odwołał jednak zeznania twierdząc, że do przyznania się zmusili go funkcjonariusze MO. Sąd wojewódzki w Gdańsku, wyrokiem z dnia 6 sierpnia 1985 r., skazał Pawła Tuchlina za 9 zabójstw i 11 usiłowań popełnienia morderstwa na karę śmierci. Sąd Najwyższy utrzymał wyrok w mocy, a Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok przez powieszenie wykonano 25 maja 1987 r. w areszcie śledczym w Gdańsku przy ulicy Kurkowej 12. Po śmierci odcięto mu głowę, zanurzono w słoju z formaliną, który następnie gdzieś zaginął. Został pochowany – oficjalnie – na cmentarzu w Pieniążkowie, gmina Gniew. Nieoficjalnie – na gdańskim cmentarzu Łostowickim w jednej z kwater NN. Według mecenasa Marka Maja, obrońcy Tuchlina na etapie śledztwa, grabarze przed zamknięciem wieka nasikali do trumny"

    • 18 1

    • Nie pomineli go (1)

      Pracowal na poczatku na czarno i nie widnualo jego nazwisko nigdzie , a narzedzia pibieral na konto kogo innego, dlatego go nie zlapali wczsniej . Zona niwilq ze o niczym nie wie , ake dostawala w orezecie pierscionku i inna bizutrie , ktora kradl ofiara juz po smierci

      • 3 1

      • nie na czarno tylko byl na stazu

        w takim zakladzie panstwowym na pkp nie pracowal nikt na czarno a zatrudnienia mialo sie w klepane w dowodzie.

        • 6 0

  • Nie nadalbym dziecku na imie Paweł. Podobnie jak po wojnie ludzie unikali nadawania Adolf (3)

    juz lepiej Janusz nawet

    • 17 6

    • Raz niegrzeczny Pawełek, Nałapał w pudełko pchełek; I żeby zrobić kawał Tacie,

      Nasypał pchełek Tacie w gacie;

      A teraz patrzy straszny zdrajca;
      Jak Tata drapie się w .....

      • 8 0

    • Debilku obrażasz imię używane od XII wieku - Janusz. (1)

      A jak ty masz na imię?

      • 1 7

      • mam jeszcze starsze

        • 7 1

  • Trójmiasto ? Robicie reklamę. Za darmo?

    Artykuł to reklama książki Krzysztofa Wójcika.

    • 6 3

  • Panie Krzysztofie Wójcik dobry artykuł. (2)

    W tygodniku CZAS przeczytałem (lata osiemdziesiąte XX wieku) historię człowieka, który przez Milicję Obywatelską został aresztowany za zabójstwa Skorpiona. Był zmuszany przemocą fizyczną i psychiczną do zeznań. Przyznał się. Milicjanci obiecali, że jak się przyzna i okaże skruchę to pójdzie do więzienia, nie dostanie wyroku śmierci. Przyznał się. Milicja zniszczyła mu życie.
    Na szczęście przez przypadek złapano Tuchlina.

    • 16 4

    • Pomyliles mordercow

      Ta chistoria dotyczy wampura z bytowa-leszka penkakskiego , jtory juz jest na wolnosci

      • 4 3

    • przeciez to jest reklama

      ty to naiwny jestes.

      • 2 3

  • kara ieci...ale w mèczarniach (4)

    Obrzydliwy typ

    • 39 6

    • Dostał karę śmierci i została ona wykonana.

      • 6 1

    • (1)

      Stos.

      • 5 4

      • stos to za mało

        • 3 3

    • Chodzi ci o karę czy o zemstę?

      • 3 3

  • (3)

    autentyczne - "zmieńcie pozorantkę bo ta mnie nie podnieca"

    • 59 12

    • ze cie policjantki nie podniecaja

      • 4 7

    • Bohater utworu DDT. Pawełku pamiętamy!

      • 4 4

    • minusy za co?

      • 17 5

  • Za czasow tuchlina mieszkanie w Gdansku to bylo cos mimo, ze Pawel troche zaklocal spokoj. (2)

    Obecnie inny Pawel uprzykrza zycie mieszkancom miasta

    • 22 15

    • DEBILU zamilknij. (1)

      Pomyliłeś fora

      • 5 9

      • a tobie co sie nie podoba? wypij ziolka. :)

        • 5 3

  • jedna z ofiar

    spoczywa na cmentarzu w Giemlicach k. Cedrów Wielkich.

    • 9 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Ilu mieszkańców zakładał plan zabudowy Gdyni, stworzony w 1925 roku?

 

Najczęściej czytane