• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Tak wyglądało Ujeścisko przed wojną

wysłuchał Jakub Gilewicz
15 lutego 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Wspomnienia przedwojennych Polaków z Gdańska
Dawniej Dorfstraße, obecnie ul. Warszawska. Dawniej Dorfstraße, obecnie ul. Warszawska.

- Ojciec mówił: nic nie wiesz, nic nie widzisz, nic nie mów. Bo strzelą ci w łeb. Dla nich byliśmy Niemcami, a wtedy nienawidziło się Niemców - mówi córka robotnika rolnego. W trzecim odcinku cyklu "Trójmiejskie opowieści" wspomnieniami dzieli się Małgorzata Konikowska z domu Dombrowska, 82-letnia mieszkanka Ujeściska.



Blachy były kwadratowe. Co tydzień całe siedem. W czwartek wieczorem mama robiła rozczyn. A w piątek wstawała wcześnie rano i wkładała blachy z ciastem do pieca. W spiżarni pachniało świeżo pieczonym chlebem. Stały tu też beczki z zasolonym mięsem i pod sufitem wisiały szynki. Codziennie było świeże mleko, a dwa razy w tygodniu babcia wołała mnie, żeby robić razem masło.

Mieliśmy spiżarnię i dwa małe pokoje w domu przy dzisiejszej ulicy Warszawskiej zobacz na mapie Gdańska: babcia Teresa, ojciec Leon, mama Rozalia i rodzeństwo: Elżbieta, Bruno, ja i Hildegarda. W 1939 roku przyszła na świat Dorota, w 1943 Ingrid, a w połowie kolejnego roku Jerzy, którego nazywaliśmy Piotr.

Siedmioro dzieci. Może nie byliśmy świetnie ubrani, ale rzeczy zawsze były czyste. I zawsze mieliśmy co jeść. Przy domu był ogródek, hodowaliśmy też kury, świnie, kozy i gęsi. A niedaleko były duże gospodarstwa bauerów. Ojciec pracował w jednym z nich - u Pranga.

Zdjęcie rodziny Dombrowskich wykonane już po wojnie. Zdjęcie rodziny Dombrowskich wykonane już po wojnie.
Stary Prang miał gospodarstwo przy stawie. Dom, stajnie, stodoły, spichrz na zboże. Jego ziemie ciągnęły się w kierunku na Łostowice i w stronę dzisiejszej ulicy Piotrkowskiej zobacz na mapie Gdańska. Zboże, kartofle, duże pastwisko dla krów i koni. Tak, mieli dużo krów. Robił przy nich ojciec bratowej, a mój ojciec przy koniach. Orał, bronował, wszystko co trzeba było w polu zrobić. Maszyn nie było. Ojciec pracował od rana do wieczora.

Mama zajmowała się domem, a my pomagaliśmy. Pielić ogródek, narwać zielska dla kóz i świń. Chodziłam też po mleko do Prangów. Codziennie dostawaliśmy siedem litrów. A tak z raz w miesiącu zaglądałam z mamą lub z siostrą do magla. Nawijało się i kręciło (śmieje się). Magiel stał za budynkiem, który miała rodzina Artura von Dührena. Był tam sklep i lokal z dużym stołem, gdzie można było wypić piwo.

W tle budynek należący do rodziny von Dühren. W tle budynek należący do rodziny von Dühren.
Raz w tygodniu mama wybierała się też po zakupy do miasta. Szło się na Emaus, a dalej jechało się już tramwajem. Byliśmy przyzwyczajeni do podróżowania pieszo. Przez kilka lat chodziłam do szkoły w Zaborni. Codziennie rano pani Marianna - nauczycielka, która na piętrze pastorówki miała swój pokoik - zabierała gromadkę dzieci i prowadziła do szkoły. Szliśmy drogą przez pola, gdzie dziś jest nowy cmentarz, a po lekcjach wracaliśmy z nauczycielką.

Później uczyłam się już na miejscu. W szkole, gdzie nauczycielem był pan Köller. Mieszkał z rodziną na piętrze ceglanego budynku, a na parterze prowadził lekcje. Był wysoki i ostry, ale każdy go lubił. Siedzieliśmy w trzech rzędach ławek i uczyliśmy się przedmiotów po niemiecku. Nie umiałam po polsku, dopiero po wojnie się nauczyłam.

Moi rodzice umieli, choć bardziej to po kaszubsku. Bo babcia i rodzice z Kaszub pochodzili. Pamiętam, że babcia aż tak dobrze nie znała języka niemieckiego, więc zdarzało się, że rodzice wieczorami gadali z nią po kaszubsku. W domu mówiło się jednak po niemiecku. Dla mieszkańców Wonneberg byliśmy Niemcami. Tyle że nie chodziliśmy do tutejszego kościoła.

Budynek szkoły, do której uczęszczała Małgorzata. Budynek szkoły, do której uczęszczała Małgorzata.
Msze mieliśmy w kościele w Emaus, bo w wiosce był kościół protestancki. Pastor Hoffmann wraz z żoną i dwójką dzieci mieszkał tam, gdzie dziś jest ośrodek zdrowia. Mieszkanie mieli na piętrze, a na parterze było biuro. Niedaleko był stary, zadbany cmentarz z piękną kaplicą, a tuż obok pastorówki stał kościół. Byłam w nim tylko raz. Córka tych, co mieli sklep wychodziła za mąż, więc po chichu wcisnęłyśmy się z koleżanką do góry na mały chór. Pięknie było w kościele. Bardzo czysto.

Zresztą w całej wiosce panował porządek. Co sobotę każdy przed swoim domem musiał sprzątnąć. A jak były żniwa i wozami wożono snopki, to wszystko było zamiatane. Bardzo czysto było. A i ludzie byli życzliwi dla siebie. Stary Prang - on był dobry człowiek. Miałam iść na uroczystość I Komunii Świętej. A że u nas był taki zwyczaj, że szło się najpierw pożegnać z sąsiadami, mama powiedziała: idź teraz do Prangów. Kiedy pojawiłam się, żona pana Pranga zeszła do piwnicy i wróciła z tortem dla mnie. Jak ja się ucieszyłam. A później Prang powiedział do żony: jedź z nią do kościoła. I pojechałyśmy bryczką.

Poza tym Prang odwiedzał nas wieczorem w wigilię Bożego Narodzenia. Przynosił ze sobą worek prezentów. Dobry człowiek.

Gospodarstwo Prangów. Gospodarstwo Prangów.
Z czasów wojny pamiętam wysokiego mężczyznę w hełmie, który jeździł na koniu. Na nazwisko miał Krüger. Trzymał porządek. O siódmej wieczorem dzieci mogły być jeszcze na dworze, ale na swoim podwórku. I tak było. Nieraz bawiliśmy się w chowanego, ale jak zbliżała się siódma, mój ojciec gwizdał. I to tak, że aż w Łostowicach było słychać. Wtedy inni mówili: Małgoś, Twój tata gwiżdże, idź do domu. To była dyscyplina. A nie tak jak to, co można zobaczyć w telewizji, gdzie dzieci mówią: co będzie tam stara gadać. Kiedyś to było szanowanie rodziców.

Pamiętam też, że podczas wojny przywożono do gospodarstw robotników przymusowych. Kobiety po 30-tce to na przykład w kuchni u bauera pracowały. Jak chodziłam po mleko, to wydawała mi je Alicja. A później front zaczął się zbliżać. Prang przyszedł do nas i zapytał, czy chcemy zostać czy jechać z nim? Ojciec zdecydował, że zostaniemy. Wtedy Prang powiedział: To idź Leon do mojego domu i tam będziesz mieszkać. Wcześniej do Niemiec wyjechała synowa Pranga z dziećmi. Udało im się. Stary Prang i jego żona nie mieli tyle szczęścia. Zabito ich gdzieś na Żuławach - tak opowiadał ich syn, który kiedyś mnie odwiedził.

1945 rok był straszny. Kiedy przyszli Ruski to koniec świata był. Te Azjaty, jak oni kobiety wyciągali... O matko jedyna...

Dwa czy trzy dni po tym, jak wkroczyli, Ruski kazali nam iść do lasu. Mówili, że będzie tu jeszcze wojna, że Niemcy będą z Gdańska strzelać. Babcia została. Poszliśmy z rodzicami. W Szadółkach była duża stodoła. Siedzieliśmy tam z okolicznymi mieszkańcami. Ale kazali iść dalej, to trafiliśmy gdzieś za Otomin. Po drodze znaleźliśmy opuszczone bunkry. Mieszkaliśmy w nich z tydzień. Do domu wróciliśmy chyba w pierwszy dzień Wielkanocy. Kościoła już nie było. Spłonęła też część budynków Pranga.

Protestancki kościół św. Jerzego zniszczony został w 1945 r. W pobliskiej pastorówce mieści się dziś m.in. przychodnia. Protestancki kościół św. Jerzego zniszczony został w 1945 r. W pobliskiej pastorówce mieści się dziś m.in. przychodnia.
Dwa dni później znowu kazali nam iść. O Boże jedyny... Ile na polach trupów leżało. Tam jedna ręka, tam noga, tam głowa. Ojciec z mamą szli z przodu, a dalej my. Pamiętam jak niosłam na plechach ponad rocznego Piotra, i strzelaninę i to, że później ojca zabrali. Nie wiem kto, czy Polacy czy Ruscy. Mężczyzn zamknęli gdzieś na Żuławach. Mama opowiadała, że ona i sąsiadka nocami chodziły z jedzeniem dla mężów gdzieś przez Orunię, hen daleko. Po czym później ich wypuścili.

A tu na miejscu w 1945 trwał szaber. U Taubów w piwnicy były magazyny z rzeczami dla niemowląt. Ubranka, smoczki, butelki. Jeden dzień i nie było nic. Brali wszystko, a było co, bo bauery to były bogate ludzie. Ojciec nie ruszył niczego. Nam też zakazał. Mówił tylko: nic nie wiesz, nic nie widzisz, nic nie mów. Bo strzelą ci w łeb. Dla nich byliśmy Niemcami, a wtedy nienawidziło się Niemców.

Pamiętam, że w czasie kiedy jeszcze wieś nazywała się Wonneberg, naciskano na ojca, aby zmienił nazwisko z Dombrowski na brzmiące bardziej niemiecko. Powiedział, że nigdy nie zmieni, bo to nazwisko, jakie dali mu rodzice.

Po wojnie nasza rodzina zamieszkała w innym budynku na Ujeścisku. A kiedy wzięłam ślub przydzielono mi i mężowi pomieszczenia w jeszcze innym. Pamiętam, że w wiele lat po wojnie zniknęła piękna kaplica na cmentarzu. Rozebrali na amen. Zasypali też jeden ze stawów, a takie wspaniałe karasie tam pływały. Wie pan, kiedyś to tak inaczej było.

Trójmiejskie opowieści to cykl, w którym mieszkańcy prezentują stare fotografie z terenu Gdańska, Gdyni i Sopotu oraz wspominają związane ze zdjęciami historie. Jeśli chciał(a)byś podzielić się swoimi opowieściami i fotografiami, napisz na adres j.gilewicz@trojmiasto.pl
wysłuchał Jakub Gilewicz

Opinie (237) ponad 20 zablokowanych

  • P.Młgorzato; (1)

    Dziękuję,że chciała pani opowiedzieć swoją historię...ja nie znalam swoich dziadków,i nie miał mi kto opowiadać tak pięknie,choć mój ojciec też pracował u Niemca , to nie bardzo chciał opowiadać , może też nie wolno było wtedy za dużo mówić.. Wspaniała opowieść.Pozdrawiam.

    • 7 2

    • Pani Małgosia , niestety zmarła:-(

      • 0 0

  • Ujeścisko (2)

    Byłam 38 lat temu mieszkanką Ujeściska. Sąsiadką pani Małgorzaty, z jej córką chodziłam do szkoły podstawowej. Bardzo się cieszę, że podzieliła się z nami swoimi wspomnieniami. Ja mogę dodać, że jako sąsiedzi, nigdy nie dawaliśmy poznać, że była pochodzenia niemieckiego. W odpowiedzi na jedno z pytań, "Co było na trasie WZ i cmentarzu Łostowickim", mogę odpowiedzieć że było to polę mojej babci.

    • 11 17

    • Ujeścisko

      Koleżanko z ławki szkolnej -pozdrawiam Cię serdecznie:-)

      • 8 3

    • wspomienia

      Witam,, to co napisalas o sobie wyglada dla mnie ze pochodzisz z rodziny Jagodzinskich.
      Chodzilem z Adamem i Markiem z Zaborni do jednej klasy,
      Mieszkalem w Ujescisku ,potem wyjechalem, ale w sierpniu wybieram sie do Polski.
      Milo bylo wrocic pamiecia do dawnych lat.
      Trzymaj sie
      Kazik M.

      • 1 0

  • Ujeścisko

    Wzruszająca historia opowiedziana przez Panią Małgosię.
    Moje dzieciństwo związane jest z rodziną Konikowskich i Dombrowskich,
    Urodziłam się w Ujeścisku.Z córką Pani Małgosi-Elą chodziłam do jednej klasy.
    Razem z innymi dziećmi chodziliśmy na pieszo do szkoły do Zabornii.
    Babcia Eli P.Dombrowska mieszkała w jednym domu/nazywano ten dom Belweder/ ,w którym też mieszkała moja babcia Marta z corką też Martą i jej rodziną.
    Często chodziłam do babci,praktycznie spędzałam tam dużo godzin w czasie wakacji,bo u babci był telewizor:-) a po drugie lubiłam bawić się z kuzynami.
    W związku z tym,że dużo czasu spędzało sie na podwórku,sąsiedzi siedzieli,rozmawiali,prali na tarach ,-miałam okazję poznać rodzinę Dombrowskich.
    Na ojca P.Małgosia wszyscy mówiliśmy Papa.
    Byli to bardzo mili ludzie.
    Z tamtego okresu mało mam zdjęć,bo czasami tylko w niedzielę przyjeżdżał na rowerze fotograf.:-)
    Pozdrawiam przy okazji wszystkich ,którzy czytają wspomnienia P.Małgosi-Ewę,Elę,Bożenę,Celinę.Ryska,Kryśkę :-)
    P.s Z córkąP.Małgosi -Elą przyjażnię się do dziś.

    • 32 6

  • dla mnie bardzo ciekawy temat..

    W miarę możliwości wrzućcie coś o Altdorf (Stara Wieś) na terenach dzisiejszego Tesco, po tamtych zabudowaniach zostały jedynie drzewa..

    • 8 1

  • Tego typu wspomnienia

    sa moim zdaniem bardzo ciekawe.
    Trzeba je spisywac, bo jeszcze chwila i pokolenie pamietajace cokolwiek z tych czasow, odejdzie na zawsze.

    • 15 1

  • A rodziny Tusków gdzieś tam w pobliżu nie było? Może też pasali krowy obok? Matka Donalda w wywiadzie chyba z 10 lat temu powiedziała że po polsku nauczyła się w latach 50-tych, a sam Donald wyznał że koledy śpiewali po niemiecku. ( to tak w ramach jaki z niego Kaszub)

    • 10 10

  • Ujescisko

    Jeszcze kilka lat temu były tu same pola, teraz same budowy... Szkoda, jednak miejmy nadzieje ze zachowa się cząstka mojego dzieciństwa w stanie nienaruszonym :)

    • 3 2

  • super artykuł, dopiero na niego trafiłem :)

    • 5 0

  • takie tam bajania

    Mnie dziwi w tych opowieściach jedno.Wszyscy byli tu niemcy ale o jakoś polskobrzmiących nazwiskach.Jeden bauer niemiecki z rodziną i setka chłopów polskich by mu robić w interesie a on na wigilie dawał dobry prezenty.Ha,ha Słowianie zawsze byli dobroduszni i łatwowierni dlatego wyrugowano nas ąż z pod Łaby(rzeka).Niemcy nie mieczem a osadnictwem i przekupstwem w większości kolonizowali te tereny .Zaraz obok nie mówię ,że polskiego ale słowiańskiego grodu zakładali swój i zaniżali ceny towarów i usług i było po wszystkim odpływ był pracownika i klient chętny na tańsze tak jak teraz (saksy u niemca i lidl w Polsce)tylko bez zakładania osad bo już mało miejsca.Taka prawda.

    • 7 3

  • pozdrawiam wszystkich z Ujesciska

    fajne to byly czasy :D

    • 1 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile stanowisk ogniowych liczyła 11. Bateria Artylerii Stałej znajdująca się na Kępie Redłowskiej?

 

Najczęściej czytane