• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wielki kryzys na łamach gdyńskiej prasy

Jan Szkudliński, Muzeum Miasta Gdyni
23 lipca 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 
Podczas Wielkiego Kryzysu biedowali wszyscy: prawnicy, marynarze czy robotnicy. Wykształcenie nie dawało żadnej gwarancji pracy. Podczas Wielkiego Kryzysu biedowali wszyscy: prawnicy, marynarze czy robotnicy. Wykształcenie nie dawało żadnej gwarancji pracy.

"Przymusowy przetarg! W piątek dnia 2 października 1931 r. o godz. 9.30 sprzedawać będę w Gdyni najwięcej dającemu za gotówkę 1 aparat Radjowy Philipsa z głośnikiem (...) o godz. 10.30 1 futro męskie (...) o godz. 14 1 garnitur męski i 1 garderobę (...) 7 października o godz. 11 1 samochód taksówka..." tego rodzaju ogłoszenia pojawiały się licznie na łamach "Dziennika Gdyńskiego" jesienią 1931 r. Były to rzecz jasna anonse gdyńskich komorników.



Urzędnicy poddawali pod licytację najróżniejsze rzeczy: całe baraki mieszkalne, samochody, motocykle, maszyny do pisania (najczęściej marki Remington), aparaty radiowe, meble biurowe i mieszkaniowe, ubrania, a nawet "1 sieć rybacką" (16 stycznia 1930 r.) "3 warchlaki" (14 października 1931 r.) czy też "30 redli kartofli" (26 września 1931 r.). Były i duże licytacje: 30 września przed "Pomorzanką" na Szosie Gdańskiej licytowano "20 stołów restauracyjnych i 40 krzeseł", 15 października zaś w Majątku Witomino licytować miano "15 koni, 2 muły, 4 źrebięta, 16 sztuk bydła, 13 świń, 15 owiec, 34 gęsi, 18 kaczek, 14 gołębi, 8 wozów roboczych, 3 wozy wyjazdowe, różne maszyny oraz sprzęty rolnicze i drobniejsze rzeczy używane w gospodarstwie".

Licytacja we własnym domu



Gdy licytacja obejmowała przedmioty takie, jak sieci rybackie należące do prywatnych osób, można sądzić, że traciły one w ten sposób podstawowe narzędzie pracy i tym samym znaczną część szans na samodzielne podźwignięcie się z finansowej zapaści. Choć w ogłoszeniach nie podawano wprost personaliów dłużnika ani powodów licytacji (długi handlowe czy zaległości podatkowe), określano miejsce, gdzie licytacja ma się odbyć, najpewniej tożsame z lokalem poddanej egzekucji osoby. W ten sposób nie tylko ogłaszano w mediach czyjąś niewypłacalność, ale w dodatku licytacja odbywała się wręcz u niego w domu czy podupadłym interesie. Możemy jedynie wyobrazić sobie, jakie uczucia towarzyszyły zadłużonym, odliczającym dni i godziny do zapowiedzianej wizyty komornika i potencjalnych kupców, a potem przyglądającym się licytacji i wynoszeniu utraconego w ten sposób dobytku.

Fala bezrobocia i skrajna nędza



Wątpliwym pocieszeniem był fakt, iż los ten dotykał wielu. Beznadzieję łagodzić mógł jedynie śmiech, stąd żart, zamieszczony 25 września 1931 r. w "wesołym kąciku", satyrycznej rubryce "Dziennika Gdyńskiego": "Na ulicach Warszawy: ratuj się, kto może! Komornik jedzie!".

Wielki kryzys zapoczątkowany krachem na Wall Street w 1929 r. do Polski dotarł z pewnym opóźnieniem, gdy jednak dotarł, uderzył z całą mocą. W całym kraju najsilniej ucierpiało rolnictwo wskutek spadku cen płodów rolnych. W miastach było niewiele lepiej. We wrześniu 1931 r. w Gdyni było 791 zarejestrowanych bezrobotnych, w tym 385 marynarzy. Już w październiku jednakże na łamach "Dziennika Gdyńskiego" informowano o 2106 bezrobotnych w Gdyni (wobec 251 406 w całej Polsce). Spodziewano się, że w zimie 500 gdyńskich rodzin nie będzie miało dachu nad głową, kolejny tysiąc rodzin zaś, choć dysponujących lokalem mieszkalnym, nie będzie stać na jego ogrzanie w związku z wysokimi cenami opału. Nawet licząc bardzo skromnie po cztery osoby na rodzinę oznaczało to dwa tysiące bezdomnych i cztery tysiące marznących w mieście liczącym w 1931 r. dopiero 30 tysięcy mieszkańców.

Niech czytelnicy sami obliczą, jaką część mieszkańców miasta dotknęła wówczas skrajna nędza. Kryzys obejmował różne grupy zawodowe. Nie wszyscy reagowali na czas. Już w 1930 r. większość krawców w województwie łódzkim miało być zrujnowanych, jako że "przyzwyczaili się do fałszywej kalkulacji, nieuwzględniającej w dostatecznej mierze ani podatków, ani świadczeń do Kasy Chorych (...) nie mogą sprostać swym zobowiązaniom podatkowym, wskutek tego licytuje się im nieraz ostatnie mienie".

Kryzys dotknął nawet prawników



Cytowany w gdyńskiej gazecie artykuł z warszawskiego "ABC" ostrzegał przed kryzysem w palestrze. Podstawową przyczyną było to, że "fatalnie pogarsza się wypłacalność klientów (...) są w Warszawie adwokaci, którzy obliczają swoje należności od klientów na dziesiątki tysięcy zł. Ponadto brakowało pracy ściśle gospodarczej. Wobec kompletnego zastoju w handlu (...) specjaliści od umów i kontraktów nie mają prawie nic do roboty". Powodowało to spadek cen. Jak pisano, "znane są wypadki, że młodsi aplikanci adwokaccy zgadzają się na stawanie w sprawie za 10, a nawet za 5 złotych".

Wykształcenie nie chroniło przed skutkami kryzysu. Ogłoszenie z lipca 1930 r. głosiło: "nauczycielka francuskiego (dyplom Sorbony) (...) szuka pokoju w zamian za konwersacje lub lekcje. Hasło Pośpiech".

W tej sytuacji dla legalnych warsztatów każde zamówienie - publiczne czy prywatne - było na wagę złota. "Dziennik Gdyński" z oburzeniem donosił w końcu września, że firma wznosząca gmach Państwowego Banku Rolnego (obecne PKO BP przy ul. Wójta Radtkego 53) powierzyła wykonanie mających zdobić gmach polskich orłów z kutego żelaza gdańskiej firmie "Heyking und Brüder" (ul. Wallgasse, czyli obecna Wałowa) i to "bez żądania ofert od firm miejscowych". A umiejętności po temu były, o czym świadczyć miało niedawne wykonanie żelaznych orłów dla jednego z budynków Marynarki Wojennej na Oksywiu. "Podany wypadek jest już 2-im z rzędu, świadczącym jak firma budująca gmach Banku Rolnego w Gdyni odnosi się do miejscowego rzemiosła" - kończył gniewnie autor prasowej notatki.

Problem gdańskiej konkurencji rzeczywiście był dotkliwy - w końcu było to duże i rozwinięte miasto z długimi tradycjami gospodarczymi. Przemysłowcy gdyńscy skarżyli się, że "Cały szereg firm miejscowych, nie tylko prywatnych, lecz i rządowych, kieruje zamówienia do Gdańska i utarło się mniemanie, że w Gdańsku praca pozostaje lepiej wykonana aniżeli w Polsce. Dlatego istotne było, by władze i społeczeństwo za pośrednictwem pracy popierało fachowego rzemieślnika miejscowego, gdyż przez to tylko zmniejszy się bezrobocie". Obecny na spotkaniu przemysłowców naczelnik Wydziału Ekonomicznego Komisariatu Rządu, p. Malesza, poinformował o rządowych działaniach na rzecz poprawy losu rzemiosła gdyńskiego, wezwał jednakże, by "ze swej strony także okazali dużo dobrej woli, zwalczając nieuczciwą konkurencję oraz konkurując wykonaniem i ceną z firmami zamiejscowymi".

Kryzys dotykał wszystkich i trudno było wymagać od zamawiającego, iż zgodzi się na złożenie zamówienia za wyższą cenę przy braku pewności co do terminowości i jakości wykonanej pracy. Najcięższy był oczywiście los niewykwalifikowanych robotników, którzy stanowili większość ludności. Jak pisał w końcu września 1931 r. autor podpisany jako "Lord", "jesteśmy miastem o olbrzymiej przewadze niewykwalifikowanych robotników. Jest proletarjat bardzo świeży. Gdy obserwuję na dworcu świeżo przyjeżdżających do Gdyni, wpadają mi w oczy liczne postacie nieśmiałe, zahukane, z typowym chłopskim "węzełkiem" w ręku, rozglądające się potem po mieście, po porcie, jakoś nieśmiało i bezradnie".

Znaczna część robotników pełniła prace dorywcze, zamieszkując w gdyńskich dzielnicach nędzy wyrastających na obrzeżach miasta - Grabówku czy Chyloni. Rozbudowująca się wciąż mimo kryzysu Gdynia wabiła osoby szukające jakiegokolwiek zajęcia, jednakże legalnej pracy dla wszystkich nie wystarczało. I nader często zdarzało się, że dla młodych mężczyzn pozostawała nauka "przy przejeździe kolejowym do Oksywia gdzie węgiel uczą kraść".

Dziewczęta czekał zaś "lasek buloński" naprzeciw Poczty lub "pierwszorzędne lokale na Grabówku czy Portowej". "Lord" swój długi tekst, opublikowany 27 września 1931 r., poświęcił organizowaniu miejskich kursów dla robotników celem podnoszenia ich kwalifikacji. Utyskiwał na fakt, że mimo wyklejenia przez organizatorów 700 plakatów i rozesłania tysiąca prospektów, odzew był bardzo nikły ze względu na brak współpracy pracodawców. Znaczna część robotników i bezrobotnych nie mogła zapoznać się z treścią plakatów z bardzo prozaicznego powodu - nie umieli czytać. Stąd istotna była rola pracodawców w informowaniu o kursach. Gorzko pisał "Lord": "nie oni [niepiśmienni robotnicy - red.] skompromitowali się, ale ich częstokroć dyplomowani szefowie. Ci mają inne sprawy na głowie, budują Gdynię! Istotnie, przywołując firmę wznoszącą gmach Banku Rolnego, "Dziennik Gdyński" pisze, iż firma ta "sprawą [losu bezrobotnych - red.] nie okazuje najmniejszego zainteresowania (...) zamiast przyjąć większą ilość pracowników i robotę wykonywać w godzinach przepisowych, zatrudnia swych robotników ponad godziny, a nawet w ub. niedzielę dało się widzieć około 50 robotników pracujących na budowli.

Opinia "Lorda" była jednakże nazbyt surowa. Wielu prominentnym gdynianom los bezrobotnych leżał na sercu. Ich działania celem wspierania osób dotkniętych kryzysem opiszę w jednym z kolejnych tekstów.

O autorze

autor

Jan Szkudliński

- doktor historii, badacz historii Gdyni i Pomorza, pracownik Muzeum Gdańska.

Opinie (22)

  • (2)

    Dziś tez większość gloduje a jak nie głoduje to zmuszona jest jeść syf. Taki mamy klimat.

    • 17 10

    • Tak tak, wiemy, napierw była "Polska w ruinie", a teraz "Polacy głodują".

      Czy rządzi PO, czy PiS, czy inna formacja, niektórzy zawsze będą ćpać.

      • 2 0

    • Dzisiaj wiekszosc gloduje? Z Bangladeszu piszesz?

      • 3 0

  • 791 bezrobotnych (1)

    To jest taka abstrakcyjna sytuacja że aż trudno w to uwierzyć xD Jak w porównaniu z tym wygląda wasz współczesny kraj dzisiaj?xD Całe rzesze bezrobotnych za rządowym przyzwoleniem z dotacjami za to że są nieporadni. Kiedyś jak sie nie pracowało to albo było sie własnie marynarzem z majątkiem który czekał na kampanie rejsową, albo mialo sie klopoty zdrowotne i pomagala rodzina. Jak ktoś nie pracował to nie miał żadbych pieniędzy od państwa. W dzisiejszym systemie można niechodzić do pracy i żyć na poziomie, a jak sie jeszcze fąfli naprodukuje to już wogóle na 18 lat jest sie ustawionym, a potem te fąfle będą na Ciebie zarabiać. Chyba że wezma przyklad z rodzica xD

    • 3 0

    • fąfle nie będą na Ciebie zarabiać,bo rodząc się mają już kredyt ,których i fąfle ich fąfli nie spłacą

      • 1 2

  • sto lat a w kwestii wyższości niemieckiej jakości niewiele się zmieniło (3)

    • 7 3

    • zmieniło się bardzo wiele
      niemiecka jakość to produkcja mydła z ludzkiego tłuszczu i przetapiania zębów tych co poszli z dymem na sztabki złota
      nasz przemysł według Ciebie niższy a naprawdę zaorany i wgnieciony w glebę tak,aby tam leżał
      idź kup sobie VW i jedź na arbeit do swojego Übermenscha

      • 1 1

    • (1)

      Polnische Wirtschaft (polskie gospodarzenie) - skrajna niegospodarność, brak planowania i manier oraz brud.

      • 5 1

      • W tym burdelu jaki narobili u nas wasi zwolennicy z

        PO i Nowoczesnej to czego innego czekiwac?

        • 3 5

  • "Gdy obserwuję na dworcu świeżo przyjeżdżających do Gdyni, wpadają mi w oczy liczne postacie nieśmiałe, zahukane, z typowym chłopskim "węzełkiem" w ręku, rozglądające się potem po mieście, po porcie, jakoś nieśmiało i bezradnie".

    Niewiele się przez lata zmieniło, dzisiejsi przyjezdni oglądają miasto z rozdziawioną buzią tak samo jak ci przed wojną, i węzełki też mają takie podobne, chłopskie.

    • 2 5

  • niesamowite zdjęcie

    rozpoznaję niektóre budynki a Działki Leśne to "moja ziemia"! ;)
    Zdjęcie zrobione z obecnej ulicy Słupeckiej? Pasuje mi ta willa na pierwszym planie po lewej stronie i kolejarskie kamienice w głębi.

    • 3 2

  • Tytuł dobry:

    "wielki kryzys na łamach prasy" - generalnie na łamach prasy i portali jest dramat, a nie kryzys i takie historyczne, sensowne, ciekawe teksty wiele nie zmienią... niestety

    • 6 3

  • Jaki kryzys? (1)

    W Gdyni było 2000 bezrobotnych na 30000 mieszkańców to 6,5% wiec tyle co obecnie. To co mamy teraz?

    • 6 7

    • jest róznica pomiędzy mieszkańcem a osobą zdolną do podjecia pracy.

      • 7 0

  • Dzisiaj komornik to bogaty człowiek bez serca (3)

    • 20 8

    • (1)

      Komornik to taki sam funkcjonariusz działający w majestacie obowiązującego prawa jak i gestapowiec czy UBek. Oni też działali w majestacie prawa.

      • 2 8

      • Czyli jak ci nie oddam długu to mi pogratulujesz i do komornika nie pójdziesz?

        • 8 1

    • Nie zawsze, zaciągnąłeś kredyt to go spłac, zrobiłeś dziecko to plac alimenty. W wielu przypadkach to ludzie umyślnie migają się od wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny. Także nie zawsze komornik okazuje się tym bez serca, często jest nim osoba, którą nie chce płacić np na swoje dziecko.

      • 12 8

  • Ciekawy artykuł

    • 9 1

  • Ostatnie 15 lat w Gdyni to jeszcze wiekszy kryzys miasta

    • 14 6

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (2 opinie)

(2 opinie)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Przy jakiej ulicy w 2015 roku odkryto relikty dawnego Bastiony Kot?

 

Najczęściej czytane