- 1 Idź na spacer śladem linii Gdynia - Kokoszki (63 opinie)
- 2 30 lat od tragedii autobusowej w Kokoszkach (218 opinii)
- 3 Był las i błoto, dziś jest 6 mln pasażerów (309 opinii)
- 4 Pozostałości baterii mającej bronić portu (73 opinie)
- 5 Największe starcie gdańskiej "Gry o tron" (31 opinii)
- 6 O morderstwie na jachcie i upartej nudystce (36 opinii)
Upamiętnili poległych we Wrzeszczu lotników
Prosty, brzozowy krzyż, a na nim siedem medalionów ze zdjęciami młodych mężczyzn. Pasjonaci historii upamiętnili w ten sposób brytyjskich pilotów, którzy 11 lipca 1942 zostali strąceni przez Niemców nad Wrzeszczem. Polegli wzięli udział, w pierwszym podczas II wojny światowej, skoordynowanym nalocie alianckiego lotnictwa na niemiecki Gdańsk. Upamiętniający ich krucyfiks znajduje się w lesie pomiędzy ulicami Do Studzienki i Jaśkowa Dolina, w miejscu, w którym roztrzaskał się samolot Królewskich Sił Powietrznych.
- To przede wszystkim kwestia ludzkiej przyzwoitości. Po prostu smutno mi się zrobiło, że przez tyle lat nikt nie upamiętnił tych ludzi, którzy oddali swoje życie w walce z hitlerowskimi Niemcami. Z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że ten epizod II wojny światowej jest gdańszczanom praktycznie w ogóle nieznany. Stwierdziłem, że jeśli ja nic nie zrobię w tej kwestii, to nikt inny mnie nie wyręczy - tłumaczy Urban.
Owocne badania archeologiczne
Przez ponad rok zbierał informacje, w tym także bezpośrednio w archiwach brytyjskich, aby ustalić dokładne miejsce, w którym 11 lipca 1942 roku rozbił się czterosilnikowy bombowiec typu Avro Lancaster z siedmioma osobami na pokładzie. Wreszcie udało mu się ustalić, że do katastrofy doszło na zboczu wzniesienia - do 1945 roku oznaczanego na mapach jako Wzgórze Zinglera (niem. Zinglershöhe) - które znajduje się w lesie pomiędzy ulicami Do Studzienki i Jaśkowa Dolina.
- Moje przypuszczenia potwierdziło badanie gruntu przy użyciu magnetometru, który udostępnili koledzy z Elbląskiego Stowarzyszenia Eksploracyjnego Ilfing. Wynikało z tego, że w ziemi wciąż zalegały resztki wraku bombowca. W związku z tym, zwróciłem się do wojewódzkiego konserwatora zabytków o zgodę na eksplorację tego terenu. Gdy tylko ją uzyskałem, zebrałem grupę ok. 30 pasjonatów z całej Polski i 28 kwietnia przeprowadziliśmy wspólnie badania archeologiczne - relacjonuje Urban.
Pasjonatom udało się wówczas wydobyć ze zbocza wzniesienia aż kilkadziesiąt różnego rodzaju pozostałości brytyjskiego samolotu, głównie fragmentów poszycia, ale również tłoki silników, tarcze przyrządów pokładowych czy tabliczki znamionowe. Jak zapewnia nasz rozmówca, wszystkie odnalezione artefakty zostaną niedługo przekazane na rzecz Muzeum II Wojny Światowej.
Krzyż wyrastający z emblematu RAF-u
Jeszcze tego samego dnia, po zakończeniu prac wykopaliskowych, poszukiwacze ustawili w miejscu katastrofy skromny pomnik. Ma on formę wysokiego na ok. 1,5 metra, łacińskiego krzyża, wykonanego z dwóch brzozowych gałęzi. Na podłużnej belce krucyfiksu umieszczono siedem medalionów, wykonanych z kolei drewna sosnowego, na których znajdują się fotografie poległych lotników. Pod każdą z nich umieszczono imię, nazwisko oraz wiek upamiętnionego.
Wokół pomnika usypano z różnokolorowego żwiru emblemat Królewskich Sił Powietrznych (ang. Royal Air Force), czyli czerwony punkt otoczony dwoma pierścieniami: białym (wewnętrzny) i niebieskim (zewnętrzny). Ta kolorystyka odzwierciedla barwy, które widnieją na fladze Wielkiej Brytanii.
- W planach mamy również ustawienie obok krzyża pamiątkowej tablicy, na której umieścimy informacje dotyczące okoliczności śmierci brytyjskich pilotów. Niestety, jej wykonanie przekracza obecnie nasze możliwości finansowe. W najbliższym czasie spotkam się w tej sprawie z członkami Rady Dzielnicy Wrzeszcz Górny. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać ich do naszego pomysłu i uzyskać dofinansowanie - uzupełnia Urban.
Losy szczątków załogi
Urbanowi udało się również dość szczegółowo odtworzyć losy szczątków brytyjskiej załogi, w skład której wchodziło trzech Anglików - w tym jeden urodzony w Republice Południowej Afryki - dwóch Kanadyjczyków, Nowozelandczyk i Australijczyk. Bezpośrednio po katastrofie zostały one pogrzebane przez Niemców, ale nie na żadnym z gdańskich cmentarzy, a tuż obok leja, który powstał w miejscu rozbicia się bombowca. Urban uzyskał tę informację od mężczyzny, który tuż po wojnie uczęszczał do przedszkola przy Jaśkowej Dolinie i wielokrotnie mijał w drodze do niego mogiły oznaczone drewnianymi krzyżami.
Natomiast w 1948 roku szczątki pilotów RAF-u zostały ekshumowane z Gdańska i przewiezione do Malborka, gdzie spoczęły na Cmentarzu Wojennym Wspólnoty Brytyjskiej (ang. Malbork Commonwealth War Cemetery). Ich grób składa się z siedmiu, położonych tuż obok siebie marmurowych stel.
- W brytyjskim archiwum odnalazłem dokument, z którego wynika, że w grobie w Malborku złożono tylko trzy trumny. Nasuwa się pytanie, czy z lasu we Wrzeszczu ekshumowano wszystkie ciała? Wbrew pozorom, wciąż żyją ludzie, dla których odpowiedź na to pytanie ma ogromne znaczenie. Podczas zbierania informacji o badanym przeze mnie wydarzeniu udało mi się skontaktować z panią Lynn Berry z Kanady, która jest bliską krewną jednego z pilotów. Jak mówiła, jej rodzina przez długie lata czyniła usilne starania, aby poznać dokładne okoliczności jego śmierci. I bardzo to przeżyła, gdy wreszcie uzyskała je ode mnie - kwituje Urban.
Jak już wspomniał nasz rozmówca, upamiętniony z jego inicjatywy epizod II wojny światowej pozostaje praktycznie nieznany w świadomości społecznej. I nic dziwnego, gdyż po 1945 roku doszło w Gdańsku do niemal całkowitej wymiany ludnościowej.
Przybliżmy więc pokrótce wydarzenia, które rozegrały się nad Motławą blisko 76 lat temu.
Cel: zniszczenie terenów stoczniowych
W pierwszych latach II wojny światowej, niemieccy gdańszczanie praktycznie nie odczuwali jej skutków. Ich miasto znajdowało się wtedy daleko od teatru działań wojennych i poza zasięgiem alianckiego lotnictwa. O okrucieństwach wojny wywołanej przez III Rzeszę przypominały im jedynie informacje o śmierci członków ich rodzin czy znajomych, którzy ginęli na dalekim froncie w mundurze Wehrmachtu czy Waffen SS.
Sytuacja zmieniła się wieczorem 11 lipca 1942, kiedy to nad Gdańsk nadleciała eskadra złożona z 26 brytyjskich bombowców typu Avro Lancaster. Był to pierwszy podczas II wojny światowej skoordynowany nalot alianckiego lotnictwa na nadmotławskie miasto, które stanowiło ważny ośrodek stoczniowy pracujący na rzecz niemieckiej marynarki wojennej - Kriegsmarine. Tutejsze stocznie były bowiem jednym z głównych producentów u-bootów, czyli okrętów podwodnych.
I to właśnie tereny stoczniowe były głównym celem Królewskich Sił Powietrznych. Planu jednak nie udało się zrealizować, a złożyły się na to dwie kwestie. Po pierwsze, na przeszkodzie stanęła gęsta warstwa chmur, z których padał ulewny deszcz, co uniemożliwiło pilotom rozpoznanie topografii Gdańska. Po drugie, nalot rozpoczął się jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Niemcy natychmiast dostrzegli wrogie samoloty i uruchomili w stan gotowości obronę przeciwlotniczą.
Gdzie spadły brytyjskie bomby?
Nalot, który rozpoczął się ok. godz. 21.30, trwał około dwóch godzin. Samoloty, które nadleciały w sześciu falach, zrzuciły na Gdańsk ponad 56 ton bomb.
- Zburzone zostały 22 domy, 19 kolejnych zostało uszkodzonych - głównie w rejonie współczesnego Błędnika, a także Osieka i Zamczyska. Około 1300 osób pozostało bez dachu nad głową. Pięć obiektów przemysłowych zostało trafionych, ale wśród zrzuconych bomb dwie okazały się niewybuchami. Bomby spadły także niedaleko Stoczni Wojan na Martwej Wiśle oraz blisko miejskiej elektrowni. Większość chybiło jednak najważniejszych celów - obu stoczni. Mimo tego straty - ubytki w drogach, zniszczenia instalacji - samej Danziger Werft zarząd tej stoczni wycenił na 250 tys. reichsmarek. Trafione zostało ponadto zachodnie skrzydło szpitala Diakonisek na Nowych Ogrodach, na którego dachu ustawione było działo, a także niewielki dworek przy Am Olivaer Tor. Uszkodzonych zostało szereg ulic, część torowiska koło dworca głównego. W blisko setce domów wypadły szyby z okien - wylicza Jan Daniluk, doktor historii, specjalizujący się m.in. w badaniu historii Gdańska w XIX i XX wieku.
Straty brytyjskie
Niemcom udało się zestrzelić 2 spośród 26 brytyjskich bombowców. Jedna z trafionych maszyn rozbiła się - jak już wspomniano we wcześniejszej części artykułu - w lesie we Wrzeszczu. Miejsce, w którym rozbiła się załoga drugiego Avro Lancastera pozostaje do dzisiaj nieznane. Źródła na ten temat są nadzwyczaj rozbieżne. Jedne wskazują na gdańską dzielnice Siedlce, inne na okolice oddalonego o aż ok. 40 km Nowego Dworu Gdańskiego.
Blisko 90 ofiar śmiertelnych
W wyniku nalotu zginęło ok. 90 osób. Statystyki dotyczące dokładnej liczby ofiar są rozbieżne. Jedne źródła, np. raport w archiwach Wehrmachtu, do którego dotarł Jan Daniluk, podaje liczbę 87 zabitych. Inne źródła, np. najpoczytniejszy gdański dziennik - Danziger Neueste Nachrichten (dosł. Gdańskie Najnowsze Wiadomości) - w artykule z dnia 13 lipca 1942 roku, a więc dwa dni po rajdzie brytyjskich bombowców, podaje liczbę 89. Do publikacji załączono nawet listę nazwisk ofiar. Wśród nich znalazło się kilka polsko brzmiących, np. Wojewski, Wilschewski, Wielinski, Rudzinski czy Petrowski.
- Z moich informacji wynika, że wskutek bombardowania bezpośrednio zginęło lub z powodu odniesionych ran zmarło 87 osób, z czego 44 do północy 11 lipca. Wśród ofiar było 11 dzieci, 7 diakonis i kilka pielęgniarek ze zbombardowanego szpitala, 11 członków cywilnej obrony przeciwlotniczej, jeden żołnierz oraz jeden jeniec wojenny. Mnóstwo było rannych. Żywe osoby udało się wyciągnąć z ruin jeszcze czterdzieści godzin po nalocie, we wtorek 13 lipca - wylicza Daniluk.
Uroczysty pogrzeb na Srebrzysku
Zrzucenie brytyjskich bomb na Gdańsk został skwapliwie wykorzystane przez niemiecką propagandę, która przedstawiała to jako "nieludzki nalot terrorystyczny". Oczywiście pomijano milczeniem fakt, że było to logiczną konsekwencją choćby nalotów na Anglię, przeprowadzanych regularnie przez Luftwaffe od 1940 roku.
- W ciągu kolejnych kilku dni całe miasto żyło praktycznie tylko tym tematem. Nacisk położono właśnie na wysoką liczbę ofiar wśród cywili, w tym w szczególności zniszczenie szpitala. Trumny ze zmarłymi wystawiono przez pewien czas na widok publiczny na placu przed Teatrem Państwowym. Ofiarom ataku z Gdańska urządzono uroczysty pogrzeb 16 lipca na cmentarzu na Srebrzysku - relacjonuje Daniluk.
Plotka o polskich lotnikach
Co ciekawe, wśród członków Polonii Gdańskiej, którzy w okresie II wojny światowej stanowili nie więcej niż kilka procent mieszkańców miasta - krążyła zaskakująca pogłoska dotycząca nalotu.
- W niektórych relacjach można natrafić na informacje, jakoby wśród Polaków rozpowszechniła się w 1942 r. plotka, że... brytyjskie bombowce były prowadzone przez polskich pilotów, na co miała wskazywać "duża skuteczność" bombardowania. Pogłoska ta miała wszystkie znamiona myślenia życzeniowego i w pewnym sensie odzwierciedlała stan ducha nielicznej jeszcze przy życiu Polonii w Gdańsku. Pośrednio dowodzi ona także o skuteczności polityki dezinformacyjnej Niemców na temat szkód wyrządzanych przez wrogie samoloty. Obiektywnie brytyjski nalot należy uznać - pod względem skali dokonanych zniszczeń - za nieudany - podsumowuje Daniluk.
Opinie (187) 7 zablokowanych
-
2018-06-05 08:19
Spokojnie
Już prawdziwi patrioci, czyli Sebixy wyklęte, wypiją pół piwa i wezmą sobie na cel te krzyże
- 11 9
-
2018-06-05 08:10
Pan Urban to świetny nauczyciel :)
- 21 1
-
2018-06-05 07:52
Fajny artykuł poproszę. O jeszcze fajne ciekawostki
Pozdro dla pana od artykułu
- 36 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.