- 1 Piękne werandy odtworzone w kamienicy (22 opinie)
- 2 Lody Miś były serwowane na ruinach zamku (122 opinie)
- 3 Siedem pchnięć, dziura w głowie od kuli i złamana ręka (23 opinie)
- 4 Po 80 latach dzwony wróciły do Gdańska (193 opinie)
- 5 Szukają szczątków legionisty na Westerplatte (81 opinii)
- 6 Zamiast Rębiechowa lotnisko na morzu (227 opinii)
Historia budowy gdańskiego ZOO
Węże były darem od "Wojsk Ludowych Wietnamu", wybiegi budowano w czynie społecznym, a odrzucone przez matki małe zwierzęta ratowano wykonując nawet... sztuczne oddychanie metodą usta-pysk. Z okazji przypadającego w tym roku 60-lecia gdańskiego ZOO przedstawiamy jego historię.
- Jeden z nich rzucił Karolowi lód w wafelku. Na co my: Proszę pana! Nie wolno karmić! A Karol podniósł lód i odrzucił. Trafił w głowę mężczyzny. A że ten nie miał włosów, lód ładnie ściekał - śmieje się Małgorzata Szulc z gdańskiego ZOO.
Raptus Karol przed wieloma laty był jedną z gwiazd ogrodu zoologicznego. Wprawdzie w starciu z cukrzycą stracił nogę, ale zasłużył się za to jako ojciec. Razem z szympansicą Kasią spłodził liczne potomstwo.
Do Gdańska trafił podobnie jak wiele innych zwierząt w czasach PRL-u: przywiózł go marynarz, który kupił małpę podczas dalekiego rejsu. Dziś takie praktyki są zakazane, ale w PRL-u ogrody zoologiczne miały wolną rękę.
- Praktycznie nie były obwarowane żadnymi normami dotyczącymi hodowli czy ekspozycji danych gatunków zwierząt. Trzeba mieć świadomość, że to były zupełnie inne czasy i warunki - opowiada obecny dyrektor ZOO Michał Targowski.
Do powstania ZOO w Oliwie wystarczył bowiem zapał ludzi, trochę materiałów budowlanych i... zgoda władz, której na początku nie było.
Wyborne napoje i reumatyzm
- Już pod koniec lat 40. powstała inicjatywa utworzenia w Oliwie ogrodu zoologicznego. Popierało ją wielu mieszkańców Gdańska, Sopotu i Gdyni, jednak początkowo władze podchodziły niechętnie do pomysłu. Dopiero dzięki wywieraniu sporego nacisku, pod koniec 1953 roku, władze uległy i wydały zgodę na założenie ZOO - tłumaczy Piotr Leżyński, pasjonat historii i twórca strony www.dawnaoliwa.pl
Lokalizację ogrodu wybrano nieprzypadkowo. Teren znany był jako Dolina Krzaczastego Młyna. Płynął tędy potok, a dolinę otaczały morenowe wzgórza porośnięte drzewami. Przed wiekami były to ziemie należące do oliwskich cystersów, w kolejnych stuleciach posiadłość i młyn znajdowały się w rękach prywatnych. Po czym pod koniec XIX wieku powstało tu sanatorium Luftkurort Strauchmühle .
Położony idyllicznie w lesie oliwskim, posiada umeblowane pokoje z balkonem, uznana dobra kuchnia, wyborne napoje - tak tutejszy hotel zachęcał do przyjazdu na pocztówkach. Bo Luftkurort Strauchmühle przeznaczony był "w szczególności dla osób potrzebujących odpoczynku".
- Kurowały się tu osoby cierpiące na schorzenia górnych dróg oddechowych i na reumatyzm. A podczas obu wojen światowych działał tu lazaret, czyli szpital wojskowy - opowiada pasjonat historii Oliwy.
Niedaleko - bo w Dolinie Radości - funkcjonowała zaś namiastka ogrodu zoologicznego. - W 1928 roku Otto Kamin założył zwierzyniec w okolicy restauracji przy dzisiejszej ulicy Bytowskiej. Opiekowało się nim powołane do życia Towarzystwo Dzikich Ogrodów, które opłacało strażników i dbało o pokarm dla zwierząt. A mieszkały tu między innymi daniele, dziki, sarny i wilki. Największą atrakcją był zaś bizon i małpy. Niestety, od około 1940 roku zwierzyniec Kamina zaczął powoli zamierać - wyjaśnia Leżyński.
Sprawa ZOO powróciła po wojnie. Początkowo budynek w dawnym Luftkurort Strauchmühle zaadaptowany został na pensjonat Państwowego Pedagogium, czyli późniejszej Państwowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Po czym, kiedy władze zgodziły się na powstanie ZOO, w Dolinie Krzaczastego Młyna ruszyły prace.
Ofiarnie pomagali mieszkańcy Wybrzeża. Tworzono prowizoryczne wybiegi, montowano klatki i przygotowywano pomieszczenia dla zwierząt. A podczas zabaw i koncertów prowadzono zbiórki pieniędzy na ZOO. Otwarto je uroczyście 1 maja 1954 r. Warunki były skromne, a wśród zwierząt dominowały rodzime gatunki. Były dziki, jelenie, wilki i żubr. Mieszkańcy z kolei przekazali do ogrodu m.in. bażanty, lisy i świnki morskie. W akcję pomocy ZOO zaangażowali się także marynarze.
Czyny społeczne i dyrektor pracoholik
Radziecki słoń był największym komunistą na świecie, a słoń kubański był młodszym bratem słonia radzieckiego. Tak głosił stary kawał. O słoniu wietnamskim nic nie wspominał. Pisała o nim za to polska prasa:
Pierwszego września powróci z dalekiego rejsu powróci do Gdyni m/s Kiliński. Na pokładzie statku znajdują się cenne dary dla oliwskiego ZOO. A więc słoń (samiec), którego na razie odeślemy do Warszawy, pięć pytonów, bociek czarny - znany w Polsce tylko z przelotów, trzy małe ptaki błotne, trzy bażanty wietnamskie i osiem małp.
Jak podaje kronika ogrodu darczyńcami były "Bohaterskie Oddziały Wojsk Ludowych Wietnamu". Do dziś w zbiorach ZOO zachowało się zdjęcie, na którym czterech pracowników ZOO dumnie prezentuje długiego węża. Drogą morską trafił też do Gdańska w latach 50. kajman Franio, obecnie najstarszy mieszkaniec ogrodu.
- Pamiętam, że na statku przypłynął do nas również krokodyl nilowy. Kilkadziesiąt lat później, kiedy byłam na obchodzie, podszedł do mnie starszy pan i zagadnął: wie pani co, mam sentyment do tego ogrodu, bo w 1964 roku przywiozłem krokodyla nilowego. Zapytałam o nazwę statku. Zgadzała się. Po czym mówię: A czy pan wie, że ten krokodyl jeszcze żyje? Emocji było co niemiara - opowiada Grażyna Naczyk, kierownik działu dydaktyki.
Darczyńcy byli hojni, przychówków było sporo, więc ZOO wymagało rozbudowy. W kolejnych dekadach ogród zamienił się w wielki plac budowy. Pracami kierował pełen energii dyrektor Michał Massalski.
- Był pracoholikiem. Od rana do wieczora przebywał w ogrodzie. W soboty i niedziele również - wspomina Teresa Gerlecka, kierownik działu kadr.
Pod okiem dyrektora przerzucono setki ton ziemi, budowano nowe wybiegi, pawilony i baseny. Pracowali między innymi uczniowie, robotnicy i opiekunowie z ogrodu zoologicznego. A wszystko w czynie społecznym.
- Na budynku administracyjnym była ogromna tablica, a na niej nazwiska wszystkich pracowników ZOO. I była rywalizacja, kto przepracuje w czynie społecznym więcej godzin. Niektórzy nawet poświęcali swój urlop, żeby tych godzin nazbierać - wspomina Teresa.
I tak w "Zestawieniu ilości i wartości czynów społecznych wykonanych w latach od 1964 do 1968" znalazły się między innymi budowa nowego wejścia do ZOO za 343 tys. ówczesnych złotych, powstanie wyspy flamingów za 682 tys. zł i wykonanie basenu dla słonia za 50 tys. zł. Ważną inwestycją była także budowa drugiej nitki ul. Karwieńskiej , na końcu której powstała pętla autobusowa.
Z powodu między innymi braku pieniędzy i materiałów powstawały też pawilony, w których zwierzęta - zwłaszcza drapieżniki - nie miały dobrych warunków. Dla ZOO niełatwe były również lata 80.
- Była bieda, był stan wojenny. To w ogóle cud, że ZOO przetrwało. Przecież w sklepach nie było nic do jedzenia, a tu trzeba było codziennie wykarmić ponad tysiąc zwierząt - komentuje obecny dyrektor.
Mimo trudnych czasów, niespodziewanie ogród zoologiczny osiągnął jeden ze swoich największych sukcesów: kondory wielkie, które jeszcze w latach 60. trafiły do Oliwy z Argentyny, doczekały się potomstwa.
Masaż serca i oszczep na bizona
Zobacz, jak Beata Czechowska wychowywała kangurzycę Tosię.
Albert lubi książki kucharskie, a Raja angielskie romanse. Zobacz, dlaczego opiekun małp czyta im książki.
Dzięki poświęceniu opiekunów udało się też uratować wiele młodych zwierząt, które odrzucone zostały przez biologiczne matki lub po prostu wymagały szczególnej opieki. Tak było choćby z szympansicą, wydrą, walabią Benetta, czy niedźwiedziem himalajskim.
- Któregoś dnia znaleźliśmy porzuconego przez samicę małego niedźwiadka. Trzeba było go reanimować, wykonać masaż serduszka, do tego ogrzać oraz zrobić oddychanie metodą usta-pysk. I udało się. Mały przeżył, zaopiekowała się nim jedna z nas, a niedźwiedź żyje do dzisiaj w toruńskim ogrodzie zoologicznym - cieszy się Anna Gembiak z działu drapieżnego.
- Pamiętam też samca walabii Benetta, który skakał po całym pokoju, po wszystkich meblach i spał prawie że w łóżku - wspomina asystent działu hodowlanego Andrzej Gutowski, który wychował niejedno zwierzę.
W historii ZOO zdarzały się jednak i tragiczne chwile. Z rąk zwiedzających zginęli niektórzy mieszkańcy ZOO. Po zjedzeniu nafaszerowanych trucizną jabłek, które wrzucono na wybieg, zdechła Bonza, pierwsza słonica w historii gdańskiego ogrodu. Otruty został także niedźwiedź polarny.
- Ponadto stado bezpańskich psów wtargnęło w latach 80. na teren ZOO. Zagryzione zostały pingwiny Humboldta, pingwiny Magellana, mary patagońskie i całe stado danieli - wylicza ze smutkiem dyrektor.
Wśród zwierząt, którym groziło niebezpieczeństwo, a które uniknęły śmierci znalazły się bizon i hipopotam nilowy.
- Na wybiegu pierwszego z nich znaleziono oszczep. Ktoś zapewne chciał upolować bizona. Z kolei na wybieg hipopotama nieznana osoba wrzuciła kulę wykonaną z żyletek. Całe szczęście, że zwierzę jej nie połknęło - opowiada wicedyrektor ZOO Stanisław Wilkaniec.
- Dziś kultura zwiedzania jest dużo większa. Przychodzą ludzie, którzy raczej są przyjaźnie nastawieni do takich instytucji jak ZOO. A być może również nasz nadzór jest lepszy - ocenia Michał Targowski.
W miarę możliwości ZOO starało się też zapewnić zwierzętom lepsze warunki. W latach 90. zlikwidowano 17 koksowni, które ogrzewały pawilony i domki. Z krajobrazu ZOO zniknęły hałdy koksu, a ogród przeszedł na ogrzewanie gazowe i elektryczne.
Rozebrano również sypiący się budynek dyrekcji i administracji, po czym wzniesiono go od nowa. W kolejnej dekadzie wybudowano nową ptaszarnię i małpiarnię, a alejki zyskały solidną nawierzchnię. W końcu powstała także długo wyczekiwana żyrafiarnia.
- Wydawała nam się wtedy najwspanialszą inwestycją, bo w historii ZOO nigdy nie było żyraf. Kilka lat temu pięć zwierząt przyjechało do naszego ogrodu i do dziś pawilon cieszy się wielką popularnością - cieszy się dyrektor.
W ubiegłym roku ZOO zwiedziło 410 tys. osób. Na ponad 130 hektarach mieszka około 250 gatunków zwierząt. Najwięcej wśród nich jest kopytnych. Choć już niedługo dział drapieżny powiększy się o stado potężnych kotów. Jak tłumaczy dyrektor: - Realizujemy kolejną wspaniałą inwestycję w historii ogrodu: nowy pawilon dla lwów z pięknym wybiegiem, który ma ponad dwa hektary powierzchni. Już niedługo, z radością, powitamy na nim lwa i trzy lwice.
Zobacz, co łączy tamarynę i cesarza Niemiec oraz przekonaj się, jak małpy mieszkają razem z włochatymi pancernikami.
Wacek lubi drapanie za uchem, Wiesław się droczy, Ludek jest sumienny, a Toto trzyma dystans. Cztery żyrafy przechodzą pieszczotliwy trening.
Miejsca
Opinie (97) 10 zablokowanych
-
2014-09-21 10:48
zoo fajne (1)
ale prosze wezcie sie za niektore zwierzatka
bo zal patrzec- 5 1
-
2014-09-21 10:52
Ogladales filmik, przrczytales artykul, poczytales komentarze? Zoo jest slabo dofinansowane. Raz na 5 lat buduja jakis obiekt, a potrzeba tych pieniedzy wiecej. Jest sporo do zrobienia a za darmo nic sie nie zrobi. Za czasow PRLu ludzie brali łopaty i robili, a teraz siedza przed komputerami i psiocza...
- 7 1
-
2014-09-21 10:57
Piekny artykul, na taki wlasnie czekalem. Życze ogrodowi zoologicznemu duzo pieniedzy, bo to jest teraz najbardziej potrzebne. Szybkiego rozwoju, nowych zoogeograficznych wybiegow i wspanialych zagrozonych gatunkow. Oby wladza miasta otworzyla oczy i zwrocila uwage, ze zoo mamy pieknie polozone, ale trzeba je jeszcze pieknie urzadzic. Duzo wytrwalosci i przede wszystkim podwyzek dla pracownikow, bo zasluguja na to bardziej niz urzednicy siedzacy na tylku.
- 16 1
-
2014-09-21 11:12
Kiedyś, dawno temu
też miałem bizona u siebie - duuuże bydle, lubił zboże - ale treblinki mu siadły i musiałem go zutylizować.
- 7 2
-
2014-09-21 12:10
Może warto wrócić do pomysłu
Czytam o ówczesnej obywatelskiej inicjatywie i robi się smutno.
Dzisiaj mamy wnioski budżetu obywatelskiego: zróbcie nam trawnik na podwórku.
Zamiera wspólnota miejsca i życzliwość.
ZOO, jak czytam, budzi pozytywne emocje.
Odczuwamy szacunek do ludzi tworzących podwaliny ogrodu.
Może warto to uszanować kontynuując ideę?
Panie Targowski.
Zrób Pan wezwanie obywatelskie :).
Określ potrzeby. Znajdą się ludzie chętni do bezinteresownej pomocy.
Napisane pompatycznie ale szczerze- 13 2
-
2014-09-21 12:19
+
Bardzo fajny artykuł. Lubię takie. Ostatnio tak bardzo spodobały mi się jedynie wspominki o browarze gdańskim.
- 3 1
-
2014-09-21 12:49
VIVAT ZOO
SUPER ,że jest takie miejsce w Trójmieście i że tak pięknieje z roku na rok!
Zawsze znajdą się tacy,którym coś nie pasuje,mają prawo do wyrażania swojego poglądu ale ......ja widzę ZOO od dziecka,i zmiany na lepsze są Ooooooggggrrrrroooomne!
Wielka zasługa w tym,ludzi którzy kochają to co robią!
Gratulacje dla Pana Dyrektora i Pracowników Oliwskiego Zoo!- 11 0
-
2014-09-21 13:21
Oliwskie nie gdańskie (1)
i przyklad nade mną że tak jest:
"Gratulacje dla Pana Dyrektora i Pracowników Oliwskiego Zoo!"- 4 1
-
2014-09-21 13:35
Miejski Ogród Zoologiczny Wybrzeża, Gdańsk - Oliwa
- 3 1
-
2014-09-21 13:26
dzisiaj jest idealna pogoda na spacer po ZOO !
- 4 0
-
2014-09-21 13:31
ZOO
Położenie i tereny wydzielone dla zwierząt super !!! Może trochę mało zwierzyny (spektakularnej) .Mam na myśli np. lwy ,tygrysy,goryle .
- 6 1
-
2014-09-21 14:22
"Był pracoholikiem. Od rana do wieczora przebywał w ogrodzie. W soboty i niedziele również "
Ja mam tak samo. Niektórzy myślą że jestem pracoholikiem, a ja po prostu wtedy nie muszę słuchać marudzenia żony.
- 4 3
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.