- 1 Idź na spacer śladem linii Gdynia - Kokoszki (53 opinie)
- 2 30 lat od tragedii autobusowej w Kokoszkach (215 opinii)
- 3 Był las i błoto, dziś jest 6 mln pasażerów (307 opinii)
- 4 O morderstwie na jachcie i upartej nudystce (36 opinii)
- 5 Największe starcie gdańskiej "Gry o tron" (31 opinii)
- 6 Pozostałości baterii mającej bronić portu (73 opinie)
Egzekutor podatkowy. Gdzie zniknęły marki?
130 lat temu w podgdańskiej miejscowości administracja potrzebowała pół roku, by wykryć i skazać sprawcę stosunkowo niewielkiej defraudacji z państwowej kasy. Ile trwałoby to dziś?
- Pan, panie Lebbe, zalega w opłatach - powiedział. Lebbe się zdziwił.
- Ile zalegam?
- Dokładnie to byłoby 805,68 marek.
- To niemożliwe. Zawsze płaciłem jak się należy...
Ja nie wiem. Ja tylko księgi prowadzę... Idź pan najlepiej od razu do naczelnika.
Lebbe poszedł.
- Pokwitowania, panie Lebbe pan pokaże - powiedział naczelnik, więc Lebbe pokwitowania pokazał.
Naczelnik pokiwał głową, pomyślał chwilę i wezwał do siebie okręgowego urzędnika egzekucyjnego, pana Lichockiego. Odpowiadał on za egzekucję należności podatkowych w części okręgu gdańskiego.
- Czy może mi szanowny pan wyjaśnić, jak powstał niedobór w gminie Juszkowo? W księgach brak jest 805,68 marek.
Lichocki przejrzał pokwitowania, potarł ręką czoło i uśmiechnął się. - Nie ma co się martwić - rzekł ze stoickim spokojem. - Sprawę niedoboru łatwo da się wyjaśnić. Zdaje się, że były skarbnik kasy podatkowej zapisywał spłaty w różnych kolumnach. Pewno należności jednej gminy księgowane były w kolumnach innej.
- Zechce pan to jaśniej wyłożyć? - zapytał naczelnik, który na sprawach prowadzenia ksiąg się nie znał.
- Oczywiście, to proste. Pieniądze z podatków gminy Gischkau są w kasie, tyle że zapisane zostały w należnościach podatkowych innej gminy.
Lebbe od razu odzyskał spokój. Gdy opuszczał urząd, był usatysfakcjonowany, ale nie na długo. Kiedy kasie okręgowej sprawdzono stan wpływów z podatków, okazało się, że wciąż brakowało 808,68 marek. Kilka dni później Lebbe otrzymał wezwanie do zapłaty. Zdenerwował się, ale Lichocki go uspokoił. Powiedział, że sprawę sam wyjaśni i że Lebbe nie ma się o co martwić. Rzeczywiście. Pisma przestały przychodzić.
Kłopot w tym, że nie tylko gmina Juszkowo i pan Lebbe mieli problem z zaległościami podatkowymi. Z podobną sprawą musiała zmierzyć się gmina Brentowo i pan Böttcher, który sprawował funkcję zastępczego poborcy podatkowego. Pewnego razu zajechał swą bryczką pod urząd i zaszedł do kasy, by coś sprawdzić, Gdy powiedziano mu, że kasa nie odnotowała wpłaty dwóch kwot należnego podatku, złapał się za włosy.
- Jak to być może, skoro wszystko wpłaciłem...
- Ma pan pokwitowania? - zapytał główny kasjer.
- A jakże. Mam...
- Macie je przy sobie?
- Nie. W domu ja zostawił.
- To przynieść je trzeba - odparł kasjer i zagłębił się w księgach.
- Ile brakuje? - zapytał Böttcher.
- 160 i 217 marek daje razem 377.
- Do licha... - Böttcher wyszedł jak porażony. Jeszcze tego samego dnia wyszukał pokwitowania, ale do urzędu od razu nie pojechał. Robotę miał w gospodarstwie.
Kilka dni później zjawił się u niego Lichocki.
- Panie drogi, co z tymi wpłatami sęe stało, że w kasie ponad trzysta marek brakuje - zapytał Böttcher.
- Nie wiem. Ja wszystko, co mnie pan dałeś, wpłaciłem do kasy. Pokwitowania, panie Böttcher, macie?
- A jakże. Mam je tutaj - Böttcher położył plik papierów na stole.
- No to nie ma się co martwić - odparł Lichocki - Pójdź pan po jaką butelkę, to sobie wypijemy.
- Ale skąd ten brak w kasie się wziął?
Nie martw się pan. Jutro wszystko wyjaśnię...
Böttcher wziął pieniądze i wyszedł. Nie było go jakieś dwadzieścia minut, a gdy wrócił, Lichocki siedział spokojnie przy stole i oglądał paznokcie. Wyjął z kredensu dwie szklanki, odkorkował butelkę i rozlał wódkę. Najpierw wypili za zdrowie cesarza, później za zdrowie gospodyni domu, a w końcu pili za wszystko, co Böttcher trzymał w chlewie. Gdy się rozstali, Böttcher zajrzał do rachunków. Włosy stanęły mu dęba, gdy stwierdził brak pokwitowania na 217 marek...
Böttcher oskarżył Lichockiego o kradzież kwitu, ale wina egzekutora podatkowego stała się ewidentna dopiero, gdy ujawniono jego działania w sprawie gminy Juszkowo i poborcy Lebbego. Okazało się, że Lichocki podejmował przeciw niemu kolejne działania egzekucyjne, ale tylko na papierze. Wysyłał do niego monity i nakazy zajęcia, dokonał nawet konfiskaty dwóch koni i dwóch krów oraz wyznaczył termin ich sprzedaży, a z protokołu zajęcia wynikało, że świadkiem tego była pani Lebbe, ta jednak o niczym nie wiedziała.
Teraz dla wszystkich w urzędzie stało się jasne, że Lichocki przywłaszczał sobie część pieniędzy wpłacanych mu na poczet podatków, a gdy dokładniej przeliczono jego wpłaty do kasy, wówczas okazało się, że czasami zagarniał też i drobne kwoty. Żona rentiera Holza oskarżała Lichockiego o zdefraudowanie 27 marek, które wpłaciła na poczet podatku, właściciel Bahr mówił o 11,64 markach, a wytwórca piwa Lueben o 22,50 markach. Nawet, gdyby chodziło tylko o te sumy, to i tak Lichockiemu groził proces.
Ostatecznie doszło do niego 23 stycznia 1884 r. i okręgowy poborca podatkowy został uznany winnym defraudacji. Skazano go na dwa i pół roku więzienia, czyli sporo, jeśli zważyć, że dotąd Lichocki cieszył się w mieście dobrą opinią. Nie pił, nie awanturował się, nie uczęszczał do lokali o podłej konduicie. Nawet nie wiadomo, na co wydawał skradzione pieniądze...
O autorze
Paweł Pizuński
- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.
Opinie (13) 2 zablokowane
-
2011-05-23 11:28
Panie Pawle, bardzo lubię czytać Pana artykuły.
Dziękuję po raz kolejny :)
- 63 2
-
2011-05-23 13:07
więcej (1)
chcemy więcej, ciekawsze artykuły Pana Pawła niż większość powtarzanych gniotów. Panie Pawle proszę o jakąś historie i ilustracje z ulicy Altstädtischer Graben.
pozdrawiam- 27 0
-
2011-05-23 19:26
A ja poproszę coś o dawnym majątku na granicy Jelitkowa i Przymorza :)
Tam, gdzie teraz straszy gmaszysko po Wydziale Psychologii UG. Pamiętam, że jako dzieci chodziliśmy bawić się w riunach dawnych zabudowań. Teraz został tylko budynek, w którym jest galeria rzeźby i czworaki. Pamiątką po majątku jest też aleja lipowa wzdłuż ul. Piastowskiej.
- 1 0
-
2011-05-23 13:15
znowu te Polaken coś ukradli, tyle z tej opowieści treści.
- 8 14
-
2011-05-23 13:43
Czemu zdjęcia nie ładują się?
Z opisu wynika, że są ciekawe
- 7 1
-
2011-05-23 13:50
Ten Lebbe to chyba gudłej.szkoda,że autor tego nie podkreślił.
- 6 2
-
2011-05-23 14:21
Widać, że cwaniaków nigdy nie brakowało:))
- 7 0
-
2011-05-23 14:47
znikanie
czy ktoś zniknął z Twojej ulicy?
- 5 0
-
2011-05-23 16:21
dzięki za kolejną super opowieść! czy jest gdzieś archiwum pana opowiadań?! (1)
a może jakaś książka, zbiór opowiadań
- 6 0
-
2011-05-31 01:10
Bardzo dziękuję za tę ocenę
Prezentowane tutaj gdańskie historie sądowe mają ukazać się jeszcze w tym roku w formie książkowej. Znajdzie tam Pan większość opublikowanych już historii oraz kilka dodatkowych, których nigdzie indziej publikować nie będę. Dodam może jeszcze, że z powodu wymogów redakcyjnych niniejsza opowieść została znacznie skrócona. W książce dostępna będzie w pełnym brzmieniu. Pozdrawiam serdecznie!
- 0 0
-
2011-05-23 17:56
Dzisiaj jest podobnie z tą drobną różnicą, że sztos polega na czym innym.
w kasie wszystko się zgadza , bo stan jest zgodny z papierkami...
ale.... :p
wilk syty owca cała a budyń z pustą kasą miota się po U.M :-)- 6 1
-
2011-05-23 20:01
Ino Lisieckich u nas w rządzie
jest tak dużo ze nierządem zalatuje w całej europie , choć jakaś Uni-a jakowaś jest ale mafije są jak były w każdym rządzie i deliberują nad wyciąganiem za co się da i ile można -nie istnieją dla nich takie pojęcia ....spójrz na dotacje jak mataczone są jakimiś organizacjami - defraudowanie na poziomie NWO
- 8 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.