- 1 Jak sprawa Amber Gold zmieniła prawo (94 opinie)
- 2 Piękne werandy odtworzone w kamienicy (62 opinie)
- 3 Lody Miś były serwowane na ruinach zamku (127 opinii)
- 4 Siedem pchnięć, dziura w głowie od kuli i złamana ręka (24 opinie)
- 5 Szukają szczątków legionisty na Westerplatte (81 opinii)
- 6 Po 80 latach dzwony wróciły do Gdańska (193 opinie)
29 lat od tragicznego pożaru hali Stoczni Gdańskiej
7 ofiar śmiertelnych, ok. 300 osób rannych i trauma po dziś dzień towarzysząca tym, którzy byli na miejscu. Mija 29 lat od tragicznego pożaru w hali widowiskowej Stoczni Gdańskiej. 24 listopada 1994 r. odbywał się tam koncert trójmiejskiego zespołu Golden Life. W chwili wybuchu pożaru w hali przebywało około 2 tys. osób, głównie młodych.
Byłego komendanta stoczniowej straży pożarnej oraz organizatorów imprezy z Agencji FM sąd uniewinnił. Jednak w czerwcu 2012 r. zostali oni skazani na karę roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata. W 2013 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał wyroki sądu niższej instancji.
Czekali na transmisję z rozdania nagród
Do pożaru doszło ok. godz. 21:00, już po koncercie. Wszyscy czekali na transmisję z rozdania nagród MTV, którą wcześniej zaplanowano. Gdy w głębi hali pojawił się ogień, a próba jego ugaszenia przez ochronę nie powiodła się, niedługo potem wybuchła panika. Uczestnicy wydarzenia rzucili się do jedynego wyjścia ewakuacyjnego, które nie było w pełni drożne.
Bezpośrednio w pożarze śmierć poniosły 3 osoby, w tym 13-latka stratowana przez uciekający tłum oraz operator telewizji Sky Orunia. W wyniku ciężkich obrażeń w szpitalach zmarły kolejne 4 osoby. Rannych zostało ponad 280 osób.
Piosenka, pomnik, upamiętnienie
Pod wpływem tragicznych wydarzeń zespół Golden Life napisał piosenkę "24.11.94". Słowa jej refrenu "Życie, choć piękne, tak kruche jest" umieszczono na belce podtrzymywanej przez dwie kolumny, czyli na prostym pomniku upamiętniającym tragiczny pożar. Znajduje się on w pobliżu miejsca zdarzenia przy ulicy Jana z Kolna.
Co roku hołd ofiarom składają mieszkańcy i władze Gdańska.
Wspomnienia uczestnika wydarzeń
W 2018 r. w 24. rocznicę pożaru opublikowaliśmy wspomnienia Rafała Borowskiego, który uczestniczył w koncercie jako reporter prywatnej gdańskiej telewizji Sky Orunia. Poniżej prezentujemy skróconą wersję wpisu, jaki zamieścił on na swoim blogu TestMisja, poświęconym tamtym zdarzeniom.
Cofam się w myślach...
Pożar nauczył mnie pokory. Dystansu do życia, ale chyba raczej tego chorego dystansu, nazwijmy go - lekceważącego wiele spraw.
Nie stałem się człowiekiem nadużywającym wizyt w kościele, modlącym się co rusz i dziękującym za nowe życie ze łzami w oczach. Nie, to nie znaczy, że dostałem szansę na dalsze życie i mogę sobie robić, co mi się żywnie podoba, ale przestałem się od tej pory przejmować tym, że mogę w każdej chwili umrzeć.
Właśnie ten pożar uświadomił mi to, że nie mam wpływu na to, kiedy mój czas dobiega końca. Mówię tu oczywiście o przypadkach losowych, przeznaczeniu, nie o celowym, niebezpiecznym, ryzykownym działaniu na własną rękę. Bo jeśli nie pchasz się na szczyt górski, nie zanurzasz się w otchłań oceanu, nie latasz ze skrzydłami Dedala, nie ścigasz się po ulicach miasta, po prostu nie prowokujesz losu, nie stwarzasz sobie zagrożeń, to tym samym minimalizujesz ryzyko nadejścia śmierci.
Ale nawet jeśli żyjesz spokojnie w jakiejś harmonii, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i instynktem samozachowawczym, to i tak nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia.
(...)
Doceniłem fakt przeżycia wypadku, jednocześnie nie myśląc za bardzo, co się za chwilę może stać. Trudno. Po samym wydarzeniu towarzyszyły mi obawy, jakiś strach w pomieszczeniach zamkniętych, przy dużej liczbie zgromadzonych ludzi. Tak było na samym początku, z czasem to się rozpierzchło. Nie pamiętam, ile mogło to trwać. 2-3 lata?
Lęk, sny
Jeśli chodzi o koszmary senne, to na przestrzeni tych dwudziestu kilku lat może parę razy śniło mi się coś z ogniem. Raczej miałem ten komfort, że nie nękały mnie nocą jakieś koszmary. Natomiast w ciągu dnia dzięki mojej włączonej jaźni i, co najgorsze, bujnej wyobraźni czułem nieraz niepokój w zamknięciu. W sali kinowej ten mechanizm włączał się w sekundę. Do tego przyspieszone bicie serca i duszności. Nie skupiałem się na tym, co będą grali. Pierwsze myśli: gdzie są wyjścia, jak dużo tu osób, przecież w razie czego nie zdążymy opuścić sali. Nerwowe poszukiwanie zielonych tabliczek z ludzikiem "droga ewakuacyjna" i jak daleko jest do drzwi.
Wracamy do skutków pożaru
Straciłem przede wszystkim pracę, którą kochałem, a to bezcenne. Dopiero zacząłem i po miesiącu koniec. Telewizja upadła, a ja przez pierwszy rok miałem lekarski zakaz podejmowania pracy, potem rok czy 2 marnej renty.
Mogę tylko pogdybać. Pewnie dalej bym tam działał, a było naprawdę świetnie i, co najważniejsze dla mnie, nietuzinkowo. Telewizja pewnie by się rozwijała, zwłaszcza że była pierwszą prywatną telewizją, dostaliśmy nawet potem koncesję. Wszelkie konferencje, imprezy kulturalne i sportowe, wszystkie wydarzenia niedostępne dla zwykłego śmiertelnika były "moje". Wywiady, bankiety, ta adrenalina towarzysząca przygotowaniu reportażu. To wszystko zostało mi zabrane.
Mam ogromny żal do losu, że tak się stało. Rok wcześniej umarła mi mama, z którą łączyły nas ogromne więzi, jak na ironię wyjechała do sanatorium i tam w wieku 47 lat odeszła w Dzień Matki... Potem na szybko małżeństwo, bo tak czułem, ciąża, poronienie, podjęcie poważnej pracy w TV, pożar i rozwód. Jak dla mnie to za dużo, zbyt dużo jak na 20 lat beztroskiego życia w ciepłej, domowej atmosferze, gdzie miałem wszystko.
(wpis opracował MS)
Opinie (163) 4 zablokowane
-
2023-11-24 19:46
Pamiętam
Kumple wyciągali mnie na ten koncert, ale uznałem, Golden Life?, e tam, lipa. Potem odwiedziłem ich poparzonych w szpitalu. Blizny zostały na zawsze.
- 8 0
-
2023-11-24 20:10
(1)
Pamiętam ciekawskich którzy zamiast uciekać stali i patrzyli....
- 6 0
-
2023-11-24 20:59
Zarówno w jednym albo drugim przypadku zbyt pomocni nie byli.
- 0 0
-
2023-11-24 20:55
Pytam bo juz zapomnialem. (2)
Jaka była przyczyna przesunięcia Festiwalu Piosenki z Hali Stoczni Gdańskiej do Opery Leśnej w Sopocie?
- 1 0
-
2023-11-25 15:30
Taka sama jak przesunięcie festiwalu filmowego z Gdańska do Gdyni. (1)
Polityczna.
- 1 0
-
2023-11-25 18:25
Wyobraź sobie że tego także nie pamiętam.
- 1 0
-
2023-11-24 22:09
Mój syn chciał iść ale coś nie wyszło. Mam gazetę z tamtego czasu Wieczór Wybrzeża.
- 3 0
-
2023-11-24 23:10
pamiętam
Patrzyliśmy z 7 piętra "kogi" jak się paliło...straszne bo znajomi TAM byli...nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy że to hala..ot pali się coś w stoczni..straszne wspomnienia
- 6 0
-
2023-11-25 09:20
Mialem bilety na ta impreze,ale zamiast isc wolalismy sie z moja luba pomiziac na chacie bo rodzice pojechali na balety.
- 2 0
-
2023-11-25 10:31
Gdyby nie płot przed torowiskiem być może by w ogóle nie było ofiar (1)
To właśnie on dodatkowo spowolnił ewakuacje.
- 4 0
-
2023-11-26 15:17
ale z drugiej strony patrząc obiektywnie,to po torach jeździ tramwaj,więc musiał być.
- 0 0
-
2023-11-25 14:51
(1)
Tylko szkoda że pamiętamy o tym okropnym wydarzeniu w dzień rocznicy. Sam pomik ofiar to kompromitacja urzędników miejskich. Zapuszczony około pełno śmieci , pełno butelek itp.
- 1 2
-
2023-11-26 15:15
Cmentarz jest od tego!
- 0 0
-
2023-11-25 17:12
Golden Life
ta nazwa bardzo dobrze mi się kojarzy ponieważ przez wiele lat moja firma dzięki której zarobiłem kilkanaście milionów złotych tak właśnie się nazywała :)
- 0 2
-
2023-11-29 20:20
Nie byłem na tym koncercie ale tylko dlatego, że wtedy mieszkałem w innym mieście.
W każdym razie dziś żaden koncert nie smakuje już tak jak tamte. To były naprawdę wydarzenia głęboko osobiste a jednocześnie świetnie przeżywało się je w grupie.
Nie potrafię do końca zdiagnozować dlaczego obecnie nawet wyjście z przyjaciółmi na koncert nie daje tej radości. Być może dużą rolę gra tło społeczne.
Do tego szczególnie lata 90 (i wcześniejsze) były inne. Później już rzeczywistość aż tak się nie zmieniała. Lata 90. były dzikie. Wciąż nie wiem czy dziś bardziej zawdzięczam im grubą skórę, odporność psychiczną, umiejętność radzenia sobie z problemami czy bardziej jakieś natręctwa czyli np. łapanie się za kieszenie, nerwicowe nawyki i agresywne reakcje. Dziś jadąc wieczorem SKM mam wrażenie że każdy pasażer jest w jakimś błogim świecie wirtualnym a tylko ja jestem czujny.
Ciężko zliczyć w ilu niebezpiecznych lub nieciekawych sytuacjach znalazłem się w tamtych latach a łatwo powiedzieć że później w ogóle takich nie było. Może to też powodowało jakieś inne poczucie więzi z przyjaciółmi i inne przeżycia.- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.