• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Trałowiec M-85. Jedyna ofiara polskiej marynarki we wrześniu 1939 r.

Michał Lipka
14 stycznia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 

Jeden zatopiony okręt niemiecki, kilka uszkodzonych, w tym dwa ciężko - taki był efekt działania polskiej floty we wrześniu 1939 r.



Niemiecki generał admirał Conrad Albrecht, dowódca sił Kriegsmarine podczas ataku na Polskę. Niemiecki generał admirał Conrad Albrecht, dowódca sił Kriegsmarine podczas ataku na Polskę.
Za morską część wojny z Polską odpowiadał generał admirał (niem. Generaladmiral) Conrad Albrecht, dowódca nowo sformowanej grupy sił morskich "Wschód".

Skład podległych mu jednostek przedstawiał się następująco: 2 pancerniki szkolne, 3 lekkie krążowniki, 9 niszczycieli oraz flotylla ścigaczy składająca się z 8 jednostek. Dodatkowo w odwodzie znajdował się zespół złożony z lekkiego krążownika, 2 okrętów artyleryjskich, jednego niszczyciela i liczącej 5 jednostek flotylli torpedowców. Do tego musimy dodać jeszcze ok. 14 okrętów podwodnych oraz liczne mniejsze zespoły, jak na przykład flotylle eskortowców, trałowców czy też niewielkich jednostek pomocniczych, które spełniały głównie zadania patrolowe. Luftwaffe do ataków na polskie wybrzeże wyznaczyła ok. 150 samolotów.

Samo uzbrojenie wspomnianych wcześniej pancerników szkolnych, w skład którego łącznie wchodziło 8 dział kalibru 280 mm i 24 działa kalibru 150 mm, było silniejsze niż cała artyleria okrętowa, jaką dysponowała polska flota.

Po realizacji planu "Peking" (30 sierpnia 1939 roku), kiedy to trzy polskie niszczyciele wypłynęły w rejs do Anglii, na straży polskiego wybrzeża miało stać 16 okrętów. Łącznie na ich pokładach znajdowały się 4 działa kalibru 130 mm, 6 dział kalibru 120 mm, 2 działa kalibru 105 mm, 3 działa kalibru 100 mm i 13 dział kalibru 75 mm. Jak widać, dysproporcja w artylerii okrętowej była ogromna.

Dwa niemieckie pancerniki, które brały udział w ataku na Polskę: Schleswig-Holstein i Schlesien. Dwa niemieckie pancerniki, które brały udział w ataku na Polskę: Schleswig-Holstein i Schlesien.
Polska dysponowała jedną "perełką", jaką była artyleria nabrzeżna. Na Helu znajdowała się nowoczesna bateria im. Heliodora Laskowskiego, w skład której wchodziły 4 działa kalibru 152 mm. Oprócz tego w obronie wybrzeża mogły wziąć udział jeszcze 4 działa kalibru 105 mm i 2 kalibru 100 mm. Na swym koncie artyleria ta mogła zapisać liczne potyczki artyleryjskie, które często wymuszały przerywanie działań trałowych przez niemieckie okręty, a i pancernik "Schleswig-Holstein" podczas jednej z nich odniósł uszkodzenia.

Złe wytyczne dla polskich podwodniaków

Trzeba jasno powiedzieć, że założenia stworzone przez sztab komandora Aleksandra Mohuczego, dowódcę dywizjonu okrętów podwodnych, były błędne. Plan operacyjny "Worek" zakładał wykorzystanie jednostek podwodnych do ochrony polskiego wybrzeża, ze szczególnym uwzględnieniem głównych baz morskich na Helu i w Gdyni. Zamiast skupić się atakowaniu nieprzyjaciela, niszczeniu jego morskich linii transportowych, okręty podwodne zostały zdegradowane do roli floty przybrzeżnej. Dodatkowo ręce wiązał im rozkaz, który zezwalał im na atakowanie nieprzyjacielskich okrętów wyłącznie od niszczyciela wzwyż. Powstawało zatem pytanie: co robić w przypadku kontaktu z mniejszymi jednostkami, takimi jak trałowce, torpedowce czy jednostki patrolowe.

Rejony operacyjne polskich okrętów podwodnych we wrześniu 1939 r. Rejony operacyjne polskich okrętów podwodnych we wrześniu 1939 r.
Gdy przyjrzymy się uważnie sektorom, w jakich miały operować okręty podwodne, od razu w oczy rzuci się pozycja ORP "Orzeł". Ta najnowocześniejsza polska jednostka znajdowała się jakby za plecami innych okrętów, w głębi Zatoki Gdańskiej. Wyznaczenie tak płytkiego rejonu dla oceanicznego okrętu, jakim był "Orzeł", jest kompletnie niezrozumiałe. Oczywiście polskie dowództwo zakładało, że w tym rejonie może operować "Schleswig-Holstein", którego miał zaatakować "Orzeł", ale tak się nie stało.

Zupełnie niezrozumiałym był kolejny rozkaz kmdr. Mohuczego, by wszystkie okręty podwodne pozostawiły znajdujące się na pokładach części zamienne w bazie. W zamyśle dowódcy Dywizjonu, gdyby któryś z okrętów odniósł uszkodzenia, miał udać się do bazy celem wykonania niezbędnych napraw. W znacznym stopniu ograniczyło to autonomiczność jednostek.

Okręty podwodne atakowane, ale nie zatopione

Warto tu jeszcze nadmienić, że większość sektorów operacyjnych naszych jednostek pokrywała się z liniami patrolowania i dozoru okrętów nieprzyjacielskich. Polskie załogi przekonały się o tym praktycznie od pierwszych minut wojny. Nieustanne ataki ze strony nieprzyjaciela i brak możliwości wykonania nawet podstawowych napraw nie pozostawał bez wpływu na stan i załóg i okrętów.

ORP Sęp - jedyny polski okręt, który we wrześniu 1939 r. wykonał atak torpedowy, dodatkowo - nieudany. ORP Sęp - jedyny polski okręt, który we wrześniu 1939 r. wykonał atak torpedowy, dodatkowo - nieudany.
Jedyny atak w tym okresie wykonany został przez ORP "Sęp". Polska jednostka już 2 września zaatakowała niemiecki niszczyciel "Friedrich Ihn". Atak nie powiódł się, a polski okręt odniósł w wyniku kontrataków poważne uszkodzenia. Niemcy ogłosili, że Sępa zatopili, choć nie było to prawdą. Zresztą polskie okręty podwodne były przez nich już "wielokrotnie zatapiane". "Sępa" ponownie "zatopiono" 3 września - tym razem ten fakt głosił dowódca U-14, który wykonał na polski okręt nieudany atak torpedowy. Podobna sytuacja miała miejsce 6 września, choć tym razem dotyczyła "Żbika", którego na dno miał posłać U-22.

Najgorzej sytuacja przedstawiała się jednak na "Rysiu". Odniósł on tak duże uszkodzenia, że jako jedyna polska jednostka podwodna podczas kampanii wrześniowej musiała zawinąć do portu na Helu, by dokonać napraw.

Pozostała ucieczka, na szczęście udana

W końcu wydano rozkaz zmiany sektorów dla okrętów podwodnych, ale w tym czasie nie były już one w stanie podjąć większych działań zaczepnych. Znając ich niezwykle trudną sytuację, dowództwo wydało rozkaz podjęcia prób przedarcia się do baz alianckich (udało się to tylko "Orłowi" i "Wilkowi", pozostałe trzy okręty znalazły schronienie w Szwecji).

Jedyny sukces: zatopienie trałowca M-85

Jak zatem można by podsumować działania dywizjonu okrętów podwodnych? Błędne założenia operacyjne znacznie ograniczyły działalność tych jednostek. Mimo wielkiego wysiłku i poświęcenia załóg musiały one często - zamiast z wrogiem - walczyć o przetrwanie własnych okrętów.

M jak Minensucher, czyli "poszukiwacz min". Trałowiec M 85 był jedyną niemiecką jednostką zatopioną przez polską flotę we wrześniu 1939 r. M jak Minensucher, czyli "poszukiwacz min". Trałowiec M 85 był jedyną niemiecką jednostką zatopioną przez polską flotę we wrześniu 1939 r.
Do jedynych sukcesów możemy tu zaliczyć postawienie przez "Wilka", "Rysia" i "Żbika" zagród minowych, które miały ochraniać polskie wybrzeże. Na tych postawionych przez Żbika 1 października zatonął nieprzyjacielski trałowiec "M-85" i tak naprawdę był to jedyny sukces polskich okrętów podwodnych w kampanii wrześniowej.

Okręty nawodne

Jednostki nawodne także miały skupić się na obronie wybrzeża i w związku z tym wyznaczono im głównie zadania defensywne. Już pierwsze chwile wojny pokazały, z jakim przeciwnikiem Polacy będą musieli się głównie mierzyć. Podczas ataku ok. 30 samolotów na port wojenny w Gdyni szybko zatopione zostały bowiem OORP "Mazur" i "Nurek". Uszkodzenia odniosła też jedna z kanonierek.

Wkrótce po tych wydarzeniach, niemal cała polska flota wyszła w morze, by wykonać akcję minową pod kryptonimem "Rurka". Zgrupowanie nie uszło uwadze niemieckim lotnikom - o godz. 18 rozpoczęły się ataki na polski zespół. W ich wyniku poważne uszkodzenia odniosły "Gryf" (poległ na nim dowódca), "Mewa" i "Generał Haller". Na pokładach okrętów było wielu zabitych i rannych.

Miny wyrzucone do morza. Nieuzbrojone

Niemcom co prawda nie udało się zatopić żadnej polskiej jednostki, ale też i sama zagroda minowa nie została postawiona (głównie przez mocno kontrowersyjny rozkaz zastępcy poległego dowódcy "Gryfa" kapitana Łomidze, który krótko po skończeniu walki kazał wyrzucić do morza wszystkie miny w stanie nieuzbrojonym, a nowych nie zdołano już pobrać). Niepowiadomiony o tym fakcie dowódca ORP "Wicher" udał się w rejon zaplanowanego minowania będąc przekonanym, że osłania akcję Gryfa.

ORP Wicher - zamiast walczyć lub próbować się wyrwać z Bałtyku, został zamieniony w pływającą baterię artyleryjską. ORP Wicher - zamiast walczyć lub próbować się wyrwać z Bałtyku, został zamieniony w pływającą baterię artyleryjską.

Jedyny niszczyciel na uwięzi

Po powrocie do helskiego portu na "Wichra" czekała przykra wiadomość - podobnie jak i Gryf miał odtąd być pływającą baterią. I jest to kolejna kontrowersyjna decyzja polskiego dowództwa. O ile w kwestii "Gryfa" można ją od biedy uznać za sensowną (okręt odniósł szereg uszkodzeń, z których jedynie część udałoby się naprawić), to w przypadku "Wichra" trudno ją zaakceptować. Okręt był sprawny, nie odniósł uszkodzeń, więc można było spróbować wyznaczyć mu ambitniejsze zadanie niż stanie w porcie na uwięzi. Kmdr de Walden przedłożył plan przedarcia się na Zachód lub wykonania nocnego ataku na okręty nieprzyjaciela, ale nie znalazł on poparcia na najwyższych szczeblach wojskowych. Tym samym los niszczyciela został przypieczętowany.

Jedyna wyrównana potyczka

Gdy mówimy o powodzeniach (bo trudno użyć słowa "sukces") polskich okrętów musimy wspomnieć o jedynej walce artyleryjskiej, jaka miała miejsce 3 września pomiędzy "Gryfem" i "Wichrem" a dwoma niemieckimi niszczycielami. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że dwie mające pełną swobodę ruchów nieprzyjacielskie jednostki szybko zatopią polskie okręty, które stały zacumowane przy nabrzeżu w Helu. Stało się jednak zupełnie inaczej. W tej potyczce górą byli Polacy, którzy poważnie uszkodzili obie jednostki.

Marynarze usuwają zniszczenia, jakie powstały na niemieckim okręcie po konfrontacji z polskimi jednostkami. Marynarze usuwają zniszczenia, jakie powstały na niemieckim okręcie po konfrontacji z polskimi jednostkami.
Niestety, wygrana potyczka niczego nie zmieniła, gdyż niedługo po niej Luftwaffe przypuściła serię nalotów na port wojenny na Helu, w krótkim czasie zatapiając obie jednostki.

Bilans działań

Zatopiony na minie jeden nieprzyjacielski trałowiec, ciężko uszkodzone dwa niszczyciele, lekko uszkodzone niewielkie trałowce - tak przedstawiał się bilans strat zadanych przez polskie okręty i baterie nabrzeżne nieprzyjacielowi. Z jednej strony bilans bardzo skromny, ale z drugiej pamiętajmy, że niemieckie okręty nie zatopiły żadnego polskiego, choć zrobiło to niemieckie lotnictwo.

Podsumowując działania polskich sił nawodnych widać, że polskie dowództwo zachowywało się niezwykle zachowawczo nie pozwalając wykazać dowódcom okrętów większej inicjatywy. Zmarginalizowanie tych jednostek wyłącznie do obrony wybrzeża było niewątpliwym błędem. Jak pokazał przykład helskiej walki artyleryjskiej, Polacy w niczym nie ustępowali Niemcom i kto wie, czy gdyby doszło do walki na morzu, nie zadaliby im większych strat.

Ale obok złych planów operacyjnych, głównym czynnikiem skazującym polskie okręty na zagładę był brak jakiegokolwiek wsparcia lotniczego. Niestety sprawę lotnictwa morskiego całkowicie zaniedbano, co przełożyło się na niezwykle trudną sytuację naszych okrętów, które nieustannie były zagrożone atakami ze strony Luftwaffe.

Przy pisaniu artykułu wykorzystałem informacje z:

Edmund Kosiarz "Wojna na Bałtyku 1939" i "Polacy na morzach 1939 - 1945"
Zbigniew Domski "Operacja Worek"
Mariusz Borowiak "Mała Flota bez mitów"
Jerzy Pertek "Wielkie dni małej Foty"

Opinie (41) 1 zablokowana

  • Kto byl kim ? (2)

    Zla skladnia zdania w rozdziale "Miny wrzucone..." - powinno być : ( glownie przez mocno kontrowersyjny rozkaz kapitana Łomidze - zastępcy poległego dowódcy "Gryfa".)
    Ponadto jest to dość powszechnie przytaczana opinia deprecjonujaca kpt.Łomidze - bez proby dojścia o co mu chodzilo. Przedostal się on do Wlk.Brytanii i pelnil ważne funkcje w sztabie PMW - zatem widocznie jego przelozeni mieli inne zdanie na ten temat.

    • 7 1

    • (1)

      Pelnil funkcje ale tylko za biurkiem. Od faktycznego dowodzenia został odsuniety

      • 3 4

      • i za co minusy? Na jakim to okręcie pływał Łomidze po 39?

        i za co minusy? Na jakim to okręcie pływał Łomidze po 39?

        • 2 3

  • (1)

    Teraz to by nie przeszło. Wódz absolutny Jarosław by wydawał takie rozkazy, żę jedna nasza kanonierka by zatopiła całą ich flotę.

    • 9 5

    • Idiota.

      • 0 0

  • "Port na Helu"

    Panie znawco spraw morskich - nie "port na Helu", bo to może być równie dobrze Hel, co Kuźnica czy Jastarnia, tylko port _w Helu_.

    • 5 2

  • Blende decyzje

    Blędne decyzje wojskowe, polityczne, to tradycja norodu polskiego. Moze czas zaczac nauczac w szkole po J polskim matematyce nowy przrdmiot blende decyzje tak ze bledne beda normalne a nie bledne i Juz nikt wiecej nie bedzie cierpial a Juz napewno nie naròd polski.
    Demokracja to ciezka nauka nie dla wszystkich
    Panowie politycy

    • 2 3

  • No niestety ale Polska nigdy nie miała floty

    Ostatni sukces polskiej floty to Bitwa pod Oliwą.
    Później już było tylko gorzej.

    A istotnie to co dowództwo zrobiło w chwili wybuchu II wojny światowej, to już była naprawdę tragedia.
    Pomijając już kompletnie przestarzałe myślenie polegające na zaniedbaniu roli lotnictwa morskiego (w bałtyckim teatrze działać coś zupełnie podstawowego), sam plan ucieczki okrętów bez podjęcia walki, użycie okrętów podwodnych w roli do której kompletnie się nie nadawały.
    Do tego zapory minowe postawione w bezsensownych miejscach.

    Oczywiście wiadomo że we wrześniu wojny wygrać się nie dało, ale nie jest to też powód dla którego należało popełnić wszystkie te błędy.

    • 1 3

  • Czy myślicie ze dzisiaj było by inaczej??Tylko nie mówcie ze NATO nas obroni. Przeciez w Polsce wszystko zostało w ciągu 26 lat zniszczone. Nawet porządnego wywiadu i kontrwywiadu nie ma.Gdzie są oficerowie kształceni w Akademiach Wojskowych.Mieszkamy na Wybrzeżu ale czy ktoś słyszał o oficerach kończących Akademię Marynarki Wojennej gdzie oni się podziewają?Moze to jest tylko moje wrażenie.

    • 8 1

  • " ale podstępne sugestie typu Kaczyńskiego "wyrzucił nieuzbrojone wszystkie miny""

    O tej decyzji Łomidze już nawet za "komuny" wiele pisano. Głównie o tchórzostwie kpt. Łomidze. Gdzie jest prawda - nie wiem, ale komentarz zacytowany powyżej jest głupi.

    • 0 0

  • humanista

    "...głównie przez mocno kontrowersyjny rozkaz zastępcy poległego dowódcy "Gryfa" kapitana Łomidze,..." - ,źle skonstruowane zdanie, wprowadza w błąd, bo sugeruje, że kpt. Łomidze był dowódcą "Gryfa".
    A może tak "...głównie przez mocno kontrowersyjny rozkaz kapitana Łomidze - zastępcy poległego dowódcy "Gryfa" kmdr ppor. Stefana Kwiatkowskiego,..."

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7 (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spacer

Vivat Gdańsk! Rekonstrukcje historyczne na Górze Gradowej

pokaz, spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile przetrwała linia tramwajowa z Wrzeszcza przez ul. Chrobrego do Brzeźna?

 

Najczęściej czytane