• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Życie Gdyni latem AD 1937

Jarosław Kus
9 czerwca 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Przedstawiciele władz przed defiladą z okazji Dnia Morza w Gdyni. Widoczni od lewej do prawej: komisarz Rządu w Gdyni Franciszek Stefan Sokół, wicepremier i minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski, wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz. Przedstawiciele władz przed defiladą z okazji Dnia Morza w Gdyni. Widoczni od lewej do prawej: komisarz Rządu w Gdyni Franciszek Stefan Sokół, wicepremier i minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski, wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz.

Gdyńskie lato roku 1937 zapowiadało się niezwykle gorąco, nie tylko za sprawą spodziewanej pogody (choć ta nadal nie rozpieszczała...), lecz również za sprawą zaplanowanych na ten czas imprez.



Poza tradycyjnymi Dniami Morza, na przełom czerwca i lipca zaplanowano kolejną edycję Targów Gdyńskich.

Targi powstały na bazie organizowanej uprzednio Wystawy Rzemieślniczej, a na rok 1937 przypadała ich trzecia edycja. Wprawdzie organizatorzy nie zamierzali - póki co - konkurować z bardziej znanymi targami poznańskimi i lwowskimi, to jednak Targi w roku 1937 zapowiadały się pod wieloma względami rekordowo: udział w imprezie zamierzało wziąć ponad 400 wystawców (w roku 1936 było ich 270), których stoiska zajmowały hale i pawilony o łącznej powierzchni 3380 m kw. (w roku 1936 - 2630 m kw.). Do dyspozycji wystawców przygotowano 476 stanowisk, z których część znajdowała się już w nowej hali. Hali, o której tak z entuzjazmem pisała "Gazeta Gdańska z 10 czerwca: "na dwa blisko tygodnie przed otwarciem (...) prace budowlane przy nowej hali zostały całkowicie ukończone", dzięki czemu wystawcy mogli "przystąpić z kolei do budowy swych stanowisk". Na konferencji prasowej organizatorzy przedstawili oficjalny program uroczystości otwarcia Targów oraz zaprezentowali towarzyszące im imprezy, wśród których znalazły się m.in.: "raid [!] samochodowy", "pokaz szybownictwa" i "kongres chórów kościelnych". Organizatorzy przewidywali bardzo liczny udział publiczności, tym bardziej, że Targi odbywały się prawie w tym samym czasie, co - cieszące się ogromną ogólnopolską popularnością - Dni Morza.

Nowością trzeciej edycji Targów miało być "przedstawienie po raz pierwszy" "szerszym kołom społeczeństwa dokładnego przeglądu wzorów opakowań towarów, przeznaczonych na eksport drogą morską" - chodziło o "zarówno detaliczne opakowania (...) z uwzględnieniem gustów odbiorców zagranicznych", jak i "wzory opakowań hurtowych przeznaczonych do transportu morskiego".

Targi Gdyńskie były również doskonałą okazją do promowania turystycznych uroków Szwajcarii Kaszubskiej, "jej pięknych borów i jezior, położonych w bezpośrednim sąsiedztwie Gdyni, obejmujących powiat Kartuski, Morski (Wejherowo) i Kościerski". "Piękno Szwajcarii Kaszubskiej, jej drogi wodne i lądowe, schroniska i punkty widokowe" zamierzano wyeksponować w postaci "wielkiej mapy plastycznej", prezentowanej "w dziale turystycznym".

Następnie goście sami mogli zwiedzić ten malowniczy region, "dając prawdziwy wypoczynek nerwom i płucom" - w czasie trwania Targów była możliwość wzięcia udziału w "choćby jednodniowej wycieczce".

Gdynia spodziewała się latem owego roku prawdziwego "najazdu": oprócz zainteresowanych Dniami Morza i Targami Gdyńskimi, nad morze mieli też przybyć letnicy, a także światowej sławy szachiści.

Ale czy miasto było gotowe na rozpoczęcie nowego sezonu? Odpowiedzi na to pytanie poszukajmy w opublikowanym w "Gazecie" przedsezonowym raporcie, wybierając się na "przechadzkę po mieście" w celu dokonania "lustracji przedsezonowej".

Schwytana "na gorącym uczynku Gdynia" była miastem spokojnym; we wcześniejszych tygodniach wprawdzie "zlewana strugami deszczu" i "wentylowana huraganowymi wiatrami", jednak mogła "nareszcie w ostatnich dniach odetchnąć cieplejszym powietrzem", dzięki czemu "zaraz zrobiło się raźniej w mieście". Na ulicach "nawet trawka się pojawiła", co było tutaj zjawiskiem "nielada równie rzadkim jak gradobicie", ponieważ trawę gdynianie nagminnie wydeptywali. Trawniki udało się uchronić przed mieszkańcami depczącymi ją "bez żenady", nawet na "pryncypalnej ulicy" 10 lutego, a i to tylko dzięki... sprytnie przeciągniętemu drutowi ("Kto raz chodząc wydeptaną ścieżką zwalił się zbitą twarzą na szorstki chodnik - ten nogą nie stąpnie na zieleniec").

Miłośników zieleni martwił też brak drzew, dających w upalny dzień schronienie przed słońcem - drzewka rosnące przy ulicy Świętojańskiej, które "wyglądały jak miotły wetknięte w chodnik", w sposób oczywisty cienia zapewnić nie mogły...

Rację miał też ówczesny felietonista "Gazety", który pisał, że nic nie "wróży rychłej zmiany oficjalnej nazwy" ulicy Świętojańskiej, która - jak widzimy - do dnia dzisiejszego pozostała tylko ulicą. Zaś cienia proponował szukać nasz felietonista "pod pierwszym z brzegu rusztowaniem nowo budowanych lub remontowanych domów", których w Gdyni nie brakowało i miało wystarczyć "na całe lata i dziesiątki lat", bez obawy "by rusztowań do tego celu miało na ulicach gdyńskich zabraknąć...".

Przez pewien czas istniało również niebezpieczeństwo, że Targi zostaną dotknięte strajkiem pracowników Miejskiego Towarzystwa Komunikacyjnego, którzy wtedy właśnie walczyli o lepsze warunki pracy. M.T.K powstało w roku 1930 na bazie Towarzystwa Komunikacji Automobilowej, zajmującego się obsługą komunikacji autobusowej na terenie Gdyni od roku 1928; pod koniec lat trzydziestych M.T.K obsługiwało 14 linii autobusowych.

"Konduktorzy", "szoferzy" i "warsztatowcy" M.T.K. zawarli nową umowę z Dyrekcją, o wiele korzystniejszą niż "dotychczasowe, luźne warunki pracy". Oprócz wyższego wynagrodzenia pracownicy wywalczyli dłuższe urlopy i prawo do diet dziennych w czasie wyjazdów wycieczkowych.

Ale nawet punktualnie kursującej komunikacji miejskiej mogły zaszkodzić niezbyt szczęśliwie ustawione... znaki drogowe. Oto przykład z placu przed gdyńskim dworcem kolejowym, gdzie obowiązywał zakaz parkowania.

Znak został ustawiony tylko z jednej strony placu, przez co widoczny był jedynie dla "zajeżdżających przed dworzec od strony frontowej". Kierowcy, którzy chcieli zaparkować samochód "w obrębie dworca po przyjeździe z szosy, a więc z boku", nie widzieli "wspomnianych tablic" i... zatrzymywali się na zakazie, ponosząc tego konsekwencje. W ocenie "Gazety" "zakonspirowane tablice" nie były znakami drogowymi, lecz znakami "czasu kryzysowego i mandatowego". Patrząc obecnie na niektóre, wydumane ograniczenia prędkości i towarzyszące im fotoradary, możemy przyznać, że wiele jest prawdy w tym stwierdzeniu...

Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 131 z 10 czerwca 1937 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

Opinie (16) 1 zablokowana

  • Czyli Gdynia Design Days to nie jest nowy pomysł

    Już przed wojną w modernistycznym mieście interesowano się wzornictwem.

    • 20 1

  • Brawo Gdynia (1)

    • 19 1

    • "komisarz Rządu w Gdyni Stefan Sokół"

      Za to braw dla autora nie będzie. Franciszek Stefan jeśli już.

      • 1 1

  • Super sie czyta. Pozdrowienia dla autora

    • 14 1

  • A eleganccy panowie (2)

    zawsze z laseczką. Mogła mieć wymiar praktyczny - zamiast kija...

    • 12 0

    • Piękny, żywy język

      bez elegancji i poprawności - dlatego porywający prostotą wyrazu i dla wszystkich zrozumiały: "kongres chórów kościelnych"; "dając prawdziwy wypoczynek nerwom i płucom", "zwalił się zbitą twarzą na szorstki chodnik"... super.

      • 5 0

    • Strajki

      Strajk pracowników Miejskiego Towarzystwa Komunikacyjnego zatrudnionych na "luźnych warunkach pracy" pokazuje, jak kształtowały się podstawy dzisiejszego Kodeksu pracy. I jak przedsiębiorcy dążą do powrotu do "luźnych warunków" zatrudnienia...

      • 0 0

  • świetny artykuł

    • 9 1

  • Ooo, Chaplin w Gdyni!

    • 4 1

  • Dobry artykuł. (1)

    Posiadam też zdjęcia mojej mamy z przedwojennej Gdyni są piękne.

    • 10 1

    • A ja swoich

      pradziadków i nieżyjących już dziadków. Mam też foty nieznanych mi osób, które przypadkiem trafiły w moje ręce - ktoś w czasie wystawek wystawił pudło z fotografiami sprzed wojny. Serce się kraje, jak można w ten sposób traktować rodzinną spuściznę. Pzdr.

      • 1 0

  • Komisarz Przegroda. (1)

    • 4 0

    • Przygoda.

      • 0 0

  • Gdynia

    Uwielbiam czytać ,takie artykuły.

    • 8 1

  • i wszystko było ok do momentu aż pojawił się wielgachny szczur!

    • 7 9

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Promocja i dyskusja nad książką o historii 318. Dywizjonu Myśliwsko - Rozpoznawczego "Gdańskiego"

spotkanie

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywało się powojenne kino w Gdyni na Grabówku przy ul. Mireckiego?

 

Najczęściej czytane