• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

XVIII-wieczne zalecenia na czas zarazy

Michał Ślubowski
12 marca 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. Część 2
Londyńska ulica podczas wielkiej plagi w 1665 roku. Londyńska ulica podczas wielkiej plagi w 1665 roku.

Epidemia dżumy, która nawiedziła Gdańsk w 1709 roku, zebrała upiorne żniwo - niemal 25 tys. mieszkańców zostało ściętych kosą Czarnej Śmierci. Jeden z gdańskich lekarzy, Johann Christoph Gottwald, brał czynny udział w zwalczaniu choroby. Medyk przeżył i stał się autorem szczegółowej relacji, w której opisał szczegóły tego ponurego okresu w dziejach miasta.



Czy czytałe(a)ś o zarazach, które nawiedziły ludzkość w minionych wiekach?

Gdańszczanin opublikował swoje wspomnienia w języku niemieckim w 1710 roku. Dwa lata później zostały one przetłumaczone na język angielski, dzięki czemu mogły być wydrukowane w jednym z pierwszych międzynarodowych periodyków naukowych: w angielskich Philosophical Transactions. Poniższe fragmenty są przetłumaczone właśnie z tego wydania.

Podczas tej nierównej walki z chorobą Gottwald zapłacił straszliwą cenę, ponieważ zaraza dostała się do jego domu i zabrała niektórych członków rodziny. W swojej relacji napisał:

- 26 czerwca. Moja córka (mająca około sześć i pół roku) poczęła się skarżyć na nietypowy ból głowy. Podałem jej krople z bezoaru oraz eteryczne sole trzeźwiące. Po czterech godzinach zachowanie dziewczynki było już zmienione: miała puste spojrzenie, rozdęte ciało, które było targane silnymi konwulsjami, chociaż nie trwały one długo. Po wszystkim jednak leżała w stanie paralitycznym i niemożliwym było przywrócenie jej przytomności. Żadne lekarstwa, których użyliśmy, nie pomogły, dlatego na trzeci dzień zmarła. Tego samego dnia moja żona zapadła na niebezpieczną chorobę, ale po kilku dniach miała za sobą najgorsze. Była przykuta do łóżka na długi czas, a dzięki pomocy innych lekarzy w końcu odzyskała zdrowie.
Zobacz także: Zarazy i epidemia w historii Gdańska

W swojej szczegółowej pracy doktor Gottwald wiele pisze o okolicznościach i postępowaniu zarazy.

Epidemia strachu



Epidemia choroby łączyła się z równie groźnym zjawiskiem, jakim było rozprzestrzenienie się strachu. Normalny, zwyczajny tryb życia zmieniał się: zamierał handel, ludzie unikali kontaktu ze sobą, zaś śmierć stawała się codziennością. Zaraza była niewidzialnym wrogiem, z którym ciężko było walczyć, zaś nieuchronność jej nadejścia wywoływała w ludziach najróżniejsze postawy - niektórzy potrafili zostawić swoich krewnych, inni z podejrzliwością patrzyli na najbliższych sąsiadów. Odnotowywano również zwiększoną przestępczość. Oczywiście współcześnie nie dostrzegamy tak ekstremalnych zjawisk, jednak obawy przed najbliższą przyszłością dotykają również naszego społeczeństwa.

Gottwald zapisał:

- Zanim ta okropna katastrofa dotknęła nasze miasto, wielu ludzi (nie wyłączając najsilniejszych) było targanych wewnętrznym strachem, niepokojem i trwogą, które prowadziły do drgawek i gwałtownego bicia serca oraz bólów pleców. Wielu z tych ludzi wpadło w bezdenną rozpacz, myśląc, że już stali się ofiarami moru. Takie obserwacje można było poczynić przede wszystkim w lipcu, sierpniu oraz wrześniu. Wesołe i dodające otuchy rozmowy były świetnymi lekarstwami na te przypadłości, jednak inni byli na nie odporni do tego stopnia, że poddali się wielkiej melancholii, od której pomarli.
Nawet wykształcony na najlepszych uniwersytetach medyk musiał ustąpić przed takim przeciwnikiem, jakim był obezwładniający strach. Warto jednak zwrócić uwagę, że lekarskim zaleceniem na tę przypadłość była pogoda ducha oraz rozmowa, co i również dzisiaj powinniśmy stosować.

Portret Johanna Christophera Gottwalda, rycina F. C. Göbela za rysunkiem M. Wernerina. Portret Johanna Christophera Gottwalda, rycina F. C. Göbela za rysunkiem M. Wernerina.

Spacer na mieście? Nie, dziękuję



Jednym z najbardziej skutecznych i najczęściej spotykanych sposobów na walkę z epidemią było odosobnienie lub ucieczka z miasta. W 1709 roku zbudowano w mieście specjalnie miejsca (lub przeznaczono na ten cel istniejące gmachy) dla osób dotkniętych dżumą. Gottwald nazywa te budynki Pesthouses, Domami Zarazy, i były one standardową metodą stosowaną w całej Europie. Te swoiste szpitale według Gottwalda były zaopatrzone we wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, łącznie z nadzorcami i służącymi. Na pokrycie tych kosztów zebrano wielkie sumy pieniędzy.

Oczywiście w najlepszej sytuacji byli najbogatsi, którzy uciekali do swoich wiejskich rezydencji lub w ogrodach urządzali specjalne kwatery, wynajmując ludzi do opieki nad sobą. Gottwald wspomniał przy okazji pisania o lekach stosowanych na dżumę: wielu wybrało również, martwiąc się o powietrze, życie na wsi zamiast w mieście. Na podstawie tej wzmianki można założyć, że gdańskie społeczeństwo wykazało się solidarnością.

Zobacz także: Ślady epidemii cholery widać do dziś

Jednocześnie władze miasta próbowały ograniczyć wstęp do miasta osobom podejrzewanym o chorobę. Już w 1708 roku wydano specjalne rozporządzenia, które pozwalały na przekroczenie bram miejskich osobom, które legitymizowały się tzw. paszportami, czyli świadectwami zdrowia. Znów narzuca się analogia ze współczesnością: przecież i u naszych granic wszyscy są poddawani kontrolom sanitarnym, podczas których wypełniają tzw. karty lokalizacyjne. Sprawdzano również wwożone towary. Na oszustów czekała chłosta na pręgierzu lub nawet szubienica.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w tej kwestii można zarzucić patrycjuszom pewne zaniedbania, ponieważ kupcy obawiali się... strat w swoich interesach.

Niekiedy jednak strach okazywał się zbyt duży, a instynkt przetrwania nakazywał ludziom ucieczkę jak najdalej od miejsca epidemii. Dokładnie w ten sposób podczas epidemii 1709 roku postąpił lekarz Johann Georg Kulmus (brat sławnego gdańskiego anatoma Johanna Adama Kulmusa). Ten wszechstronnie wykształcony lekarz w momencie, gdy zaraza zbierała największe żniwo, opuścił miasto. Co więcej, na światło dziennie wydostała się korespondencja Kulmusa oraz Nataniela Gerholda, która była źródłem wielu plotek oraz nieprawdziwych informacji o stanie miasta. Opublikowany list Kulmusa przyniósł miastu wiele strat, zarówno wizerunkowych, jak i materialnych. Po powrocie do Gdańska Johann Georg resztę życia spędził w konflikcie z władzami miejskimi. Zresztą wielu z tych, którzy próbowali za wszelką cenę opuszczać miasto, umierała później w jego najbliższym otoczeniu, pozbawiona jakiejkolwiek opieki: dlatego przestrzegano przed rosnącą paniką.

Sam Gottwald potępił podobne zachowania:

- Koniec końców strach opanował serca samych lekarzy (którzy są przecież uważani za ludzi uczonych i doświadczonych), że niektórzy nawet opuścili miasto. Najbliżsi nie odwiedzali swoich krewnych, owładniętych chorobą, ani nie pomagali im w żaden sposób. Niekiedy nawet rodzice nie odwiedzali własnych dzieci, chociaż mieszkali z nimi w jednym domostwie.

Higiena to ważna rzecz



Już trzy wieki temu zdawano sobie sprawę z tego, jak ważną kwestią była higiena - zarówno w wymiarze osobistym, jak i w pilnowaniu schludności przestrzeni miejskiej. Ludziom nakazywano dbanie o czystość własnych ciał, częstą praktyką było również puszczanie krwi. Zażywano również szereg medykamentów mających wywołać zwiększoną potliwość.

Co się zaś tyczy ulic miasta:

- Wozy i dwukółki krążyły po mieście od rana do późnej nocy - te pierwsze do przewożenia zwłok, drugie zaś do przewożenia chorych do szpitali. Oprócz zwykłych przykościelnych cmentarzy powstały też inne, wytyczone poza murami miasta. (...) Cała możliwa ostrożność była przedsięwzięta, aby ulżyć najbiedniejszym (których w mieście jest wielka liczba), oraz aby utrzymywać ulice oraz budynki w należytym porządku.
Miejsca często uczęszczane przez ludzi okadzano (między innymi jałowcem oraz tymiankiem). Przez dym podawano wiernym komunię - taka sytuacja miała miejsce podczas epidemii w 1602 roku w Oliwie. Niezwykle popularne było też palenie tytoniu, które miało pomagać w odpędzeniu od siebie groźby zarażenia się - stąd na rycinach z epoki można dostrzec między wargami ludzi drewniane fajki.

Wnętrze XVII-wiecznej apteki Wnętrze XVII-wiecznej apteki

Apteczka zarażonego



Doktor Gottwald wiele miejsca poświęcił również najróżniejszym medykamentem, mającym w jego mniemaniu pozytywne działanie na organizm dotknięty chorobą. Nie zapomniał o alkoholu: Najpowszechniejsza brandy była odradzana i zakazana, zamiast tego zalecało się francuską brandy, która przynosiła wielkie korzyści: przynosi ulgę od strachu i niepokoju.

Wielu szukało ratunku i medykamentów na własną rękę, często padając ofiarą szarlatanów i oszustów: pragnienie zrobienia jest niestety uniwersalną bolączką, o czym świadczy niedawny artykuł o sprzedawaniu herbatek i amuletów, mających pomóc chronić się przed koronawirusem. Doktor Gottwald stanowczo potępiał podobne praktyki: Domowe zioła, owoce z ogrodów i inne rośliny, które powodują wzdęcia, a także mocno solone i marynowane mięsa, były niedozwolone, ale ludzie nie przejmowali się tym za bardzo, oprócz garstki najostrożniejszych.

Skoro wiemy, co było odradzane, zatem jakie preparaty były wskazane w 1709 roku?

- Wśród nieskomplikowanych leków stosowanych doustnie były: dzięgiel chiński (Radix Angelicae), kalamus (Calamus Aromaticus), mirra czerwona (Murrha rubra), siarka (Suplhur), saletra (Nitrum), ruta (Ruta) i tym podobne. Z leków bardziej złożonych prym wiodły: driakiew, różne medykamenty z octu morowego, kołaczyki, różne proszki, nie wyłączając prochu strzelniczego. Niektórzy wytrwale pili własny mocz - jak im to pomogło, jakie czerpali z tego korzyści, najlepiej wiedzieli oni sami. Ci [lekarze], którzy byli zobowiązani do częstego kontaktu ze swoimi pacjentami, robili użytek z octu przygotowanego na tę właśnie okoliczność, a którego zapachem przesiąkali.
Zalecany był również umiar w jedzeniu oraz piciu, jednym słowem - zdrowa dieta. Oczywiście dzisiaj mamy inne pojęcie na temat zdrowego odżywiania. 300 lat temu podczas epidemii odradzano spożywania m.in. jajek na twardo, ryb, nabiału, ogórków, i wszelkich tłustych potraw. Dla chorego najlepsze było piwo, wino, ocet, kwaśne owoce oraz niektóre przyprawy - w tym tymianek oraz rozmaryn. Dla organizmu dobry był również wysiłek fizyczny, pocenie się oraz przede wszystkim - zachowanie spokoju, ponieważ nadmierne emocje mogły ułatwić dżumie zaatakowanie człowieka.

Nauka sprzed wieków



Zaraza w 1709 roku była jedną z najgorszych, które kiedykolwiek dotknęły Gdańsk. Przez pół roku dżuma zabrała ze sobą 25 tys. mieszkańców miasta. Chociaż straty w ludności szybko były wypełnione nowymi ludźmi, którzy swój nowy dom widzieli właśnie nad Motławą, pamięć o zarazie została. Sam Johann Christopher Gottwald pomimo nieszczęść, które spadły na jego rodzinę, przeżył epidemię. Swoje ostatnia lata życia (zmarł 1 sierpnia 1713 roku) spędził, m.in. dbając o swoją wielką kolekcję przyrodniczych osobliwości (tzw. Gottwaldianum), której zalążek odziedziczył po swoim ojcu.

Chociaż realia 300 lat temu znacznie różniły się od współczesności, możemy wynieść kilka lekcji z bolączek, które niegdyś trawiły gdańszczan. Kluczowe powinno być zachowanie spokoju, ponieważ strach może prowadzić do równie negatywnych zjawisk jak sama choroba. Należy pamiętać o swoich krewnych, sąsiadach, bliskich oraz jednocześnie dbać o higienę swoją oraz przestrzeni, w których funkcjonujemy.

I raz jeszcze powtarzając za doktorem Gottwaldem: Wesołe i dodające otuchy rozmowy były świetnymi lekarstwami na te przypadłości...

O autorze

autor

Michał Ślubowski

Popularyzator historii Gdańska, autor bloga Gedanarium i podcastu Historia Gdańska dla każdego oraz współautor podcastu Makabreski, poświęconego mrocznym historiom z przeszłości regionu.

Opinie (46) 4 zablokowane

  • wirus gdzie jestes

    Boga proszę a żeby mnie wirus dopad to nawet w tym temacie chyba wniosek odrzucił ale ja będę dalej szukał , może ktoś zna kogoś konkretnie zarażonego to bym chętnie przeją od niego to chorupsko bo mi jest na rękę go złapać

    • 0 0

  • Teraz każą nam się modlić i śpiewać piosenki na mszach (2)

    Jest gorzej niż było w wieku xviii, polska to taki zaścianek Europy, ludzie wierzą że wirusa pokanają jak na tacę dadzą 50 zł. Może to i lepiej jak by się społeczeństwo przerzedziło?

    • 18 24

    • dlaczego nawet teraz najważniejsze dla ciebie jest oczernianie Kościoła (1)

      I walka z jego wiernymi? O co ci chodzi? Po co to komu?

      • 0 2

      • to nie jest oczernianie tylko prawda , bo co modlą się i modlą i modlą a zaraza zamiast coraz

        mniejsza to coraz wieksza

        • 0 0

  • (11)

    Niby było gorzej, ale przynajmniej dziewczyny były bardziej naturalne, bez mózgów wypranych ajfonem ehh;(

    • 52 23

    • A chłopaki?

      • 0 0

    • lol

      a faceci? normalnie umieśnieni bez steryd i waleczni a nie te piczki co teraz sa ze bez mamuski sobie nie poradzą

      • 0 0

    • (3)

      I bez sztucznych rzęs, karpich ust i doklejanych paznokci oraz spalonych ciał solariami.

      • 23 1

      • (1)

        za to z ubytkami w uzębieniu, myte od święta, z pełnym owłosieniem i bez dezodorantów.

        • 12 7

        • i co że z owłosieniem?

          jakiś fetysz masz?

          • 1 0

      • incele

        • 4 2

    • tez bym uciekł na wioske do siebie, ale ozeniłem sie z tempa dzida po politechnice

      jak to mozliwe, ze ci po wyzszym technicznym maja najwiekszy problem z instynktem samozachowawczym? wyprano im mozgi na tych studiach czy to taki typ człowieka?

      • 0 0

    • i dało sie pogadać normalnie a nie na massengerze , i człowiek nie był w stanie szoku jak zobaczył rano bez makijarzu

      • 2 2

    • Ty głąbie!

      Twój komentarz nie ma nic wspólnego z treścią artykułu, a opinia odbiega od wyznaczonych norm. Popraw się.

      • 3 5

    • Tak, dziewki były piękne, czyste i mądre.

      A faceci pachnący i pełni kultury.

      • 21 1

    • jakby to chłopcom ajfony mózgów nie prały

      • 17 5

  • Osowianin (2)

    Mojej rodzinie nie straszny korona wirus ale brak jedzenia.Ponieważ ludzie wykupili całe jedzenie ze sklepów.

    Dziękuję wam

    • 8 13

    • Daruj sobie uwagi o braku jedzenia - ludzie z okresu choćby Wielkiego Głodu na Ukrainie czy II wojny światowej by Cię wyśmiali. To, że w Biedronkach wyczyszczono mrożonki nie znaczy, nie ma jedzenia.

      • 2 0

    • lol

      o wirusie sie trabi od 3 miesiecy trzeba bylo sie przygotowac

      • 2 0

  • Piwo i wino?

    Wchodzę w to! :D

    • 0 2

  • (5)

    Panie Michale. To jest wirus, jak grypa. To nie jest żadna zaraza. Pan idź do szkoły po podsawową wiedzę i nie strasz Pan ludzi.

    • 9 41

    • Czytanie ze

      Zrozumienien. Przeslanie jest takie ze jezeli kwarantanna i higiena trzy wieku temu pomogła w walce z zaraza, to czemu ma teraz nie pomoc

      • 1 0

    • Grypa to zaraza i kobiety to tez zarazy. Przynajmniej Genowefy.

      • 3 2

    • tylko 30 razy bardziej śmiertelny...

      • 2 0

    • pani genowefo

      dzień dobry pani genowego, niestety szkoły zamknięte! pozdrawiam

      • 4 0

    • Gienia a ty do kościoła zasuwaj

      • 3 2

  • Ludzie bardziej od tego że umrą boją się że nic nie zeżrą (3)

    • 22 3

    • (2)

      Bardziej niż śmierci boję się pustej michy. Co to za rzycie bez schabowego

      • 4 0

      • co to jest "rzycie"? Nie ma takiego slowa. (1)

        • 3 1

        • Rzyć

          To musi być liczba mnoga od staropolskiego "rzyć", a tak na marginesie, to mam to nomen omen w rzyci.

          • 0 1

  • (2)

    anna kruger z weglowego targu
    pozdrawia

    • 5 1

    • Już... spalona

      W dawnych czasach okadzano domostwo bursztynowym kadzidłem

      • 1 0

    • No ba...

      Anna Kruger - "ostatnia czarownica z Gdańska". Polecam Twojej uwadze film "Hocus Pocus" z boską Bette Midler :) Pozdrawiam serdecznie!!!

      • 2 0

  • "Klinika chorób zakaźnych" Prof. Bincera (RIP) (3)

    Przede wszystkim arcyciekawy artykuł. Dziękuję! Jako od urodzenia gdańszczanin i do tego starszy wiekiem muszę w tym miejscu - w kontekście chorób zakaźnych - wspomnieć prof. Wiktora Bincera (biogram możecie przeczytać w Gedanopedii). Ponieważ jestem już starszym panem, to nie wiem czy dzwoni mi w dobrym kościele - z tego co pamiętam profesorostwo Bincerowie miszkali w takim jednym domku gdzie teraz taka jedna włoska knajpka i mieli syna, który zginął albo w Powstaniu Warszawskim albo nad Anglią (Bitwa o Anglię) ale raczej to pierwsze, gdyż mieszkali potem z nianią syna (?). Jeżeli ktoś coś to proszę o sprostowanie. Starość jest jednak straszna ;)

    • 11 3

    • P.S. (2)

      Nie wykluczone, że to syn prof. Włodzimierza Mozołowskiego brał udział w Bitwie nad Anglią, no to wtedy syn prof. Bincera zginął chyba w powstańczej Warszawie... A propos zarazy to polecam książkę Marqueza "Miłość w czasach zarazy" a tak to mam nadzieję, że JE ks abp. Metropolita Gdański gen. S.L. Głódź podejmie - w porozumieniu z Panią Prezydentką Gdańska Aleksandrą Dulkiewicz - decyzję o odwołaniu Mszy Św. w ramach codziennej transmisji - bez udziału wiernych - na stronie Archidiecezji Gdańskiej. Tak mi mówi moja intuicja a jestem już starszym panem. Starszych trzeba się słuchać!

      • 2 0

      • I tak tobie dopomusz Bog...

        • 0 0

      • ok

        • 0 0

  • Zaraza

    Ludzkość niewiele się zmieniła wczoraj w aptece pani chciała sprzedać mi maseczkę za7 zł niedawno kosztowała 20 groszy jak wynajdą szczepionkę to kto dostanie najpierw dopowiedzcie sobie sami

    • 6 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Majówka z Twierdzą Wisłoujście

35 zł
w plenerze, wykład / prezentacja, warsztaty, pokaz

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwszym kinem w Gdyni, otwartym w 1926 roku, było:

 

Najczęściej czytane