• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wracać, czy nie? Dylematy polskich marynarzy po II wś.

Michał Lipka
30 sierpnia 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Wydawać by się mogło, że po zakończeniu II wojny światowej polscy marynarze, wrócą na pokładach polskich okrętów do Ojczyzny, dalej pełniąc swą ofiarną służbę. Niestety, powojenne realia okazały się zupełnie inne.



Podczas działań wojennych w skład polskiej floty weszły łącznie 22 okręty (od ścigaczy po lekkie krążowniki), z których utracono osiem (krążownik ORP Dragon, niszczyciele OORP Wicher, Grom, Orkan i Kujawiak, okręty podwodne OORP Jastrząb i Orzeł). Na wieczną wachtę odeszło ponad 400 marynarzy i oficerów. Polska Marynarka Wojenna na Zachodzie obecna była podczas osłony przeszło 800 konwojów. Polskie okręty przeprowadziły ponad 1100 patroli topiąc łącznie 54 nieprzyjacielskie okręty i statki oraz zestrzeliwując przeszło 30 samolotów.

Gdy ostatnie strzały umilkły pojawiło się pytanie "co dalej"? W Wielkiej Brytanii dalej działał Rząd na Uchodźstwie, w Polsce natomiast formował się nowy, który zyskiwał akceptację kolejnych państw na arenie międzynarodowej. Sytuacja wojska w odradzającej się Polsce była ciężka, gdyż brakowało m.in. wykwalifikowanej kadry oficerskiej.

Starano sobie radzić z tym na różne sposoby, m.in. awansując podoficerów (wtedy też powstało powiedzenie "nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera", co jasno oddawało stan wyszkolenia takich "oficerów"). W tym czasie do Polski przybyła z "bratnią pomocą" radziecka misja wojskowa, której przedstawiciele zajęli większość średnich i wyższych stanowisk - dowódcą Marynarki Wojennej został w tym czasie radziecki kontradmirał Nikołaj Abramow.

Takie działania pozwalały co prawda zapełnić luki kadrowe oraz w minimalnym stopniu pozwolić na szkolenie nowych oficerów, ale z drugiej strony były otwarcie krytykowane przez kadrę przedwojenną, która pamiętała inwazję radziecką z 17 września 1939 roku oraz Katyń i dlatego nie chciała wracać do takiej "nowej"Polski.

Zadanie przekonania jak najliczniejszej grupy do zmiany decyzji otrzymał attaché morski w Londynie, kmdr dypl. Jerzy Kłossowski. W imieniu władz wojskowych (w tym m.in. marszałka Michała Roli-Żymierskiego) proponował wysokie stanowiska w Marynarce wojennej w zamian za powrót do kraju (m.in. komandor Stanisław Dzienisiewicz miał objąć stanowisko Dowódcy Floty). Kadra oficerska przyjęła Kłossowskiego w sposób chłodny dając mu wyraźnie do zrozumienia, że traktuje go jak zdrajcę. Choć jego misja zakończyła się niepowodzeniem, "ziarno" zostało jednak zasiane.

Polscy marynarze podzielili się na dwa obozy - jedni deklarowali chęć pozostania na Zachodzie, inni chcieli jak najszybciej wracać do Ojczyzny. W pierwszej grupie znaleźli się ci, którzy albo pozakładali rodziny, albo po prostu nie zgadzali się na to, co dzieje się w powojennej Polsce.

Obie grupy patrzyły na siebie z dużą podejrzliwością. Doszło do kuriozalnej sytuacji - gdy ktoś głośno zadeklarował chęć powrotu do kraju z miejsca stawał się "zdrajcą" i "wrogiem ojczyzny".

Sytuacji nie ułatwiała również postawa brytyjskiego rządu - Anglicy traktowali bowiem powracających do Polski jako repatriantów i zażądali oddania okrętów, które wcześniej przekazali polskiej flocie. Panowała wówczas dość powszechna opinia, że Stany Zjednoczone będą chciały uderzyć na komunistyczny Związek Radziecki wywołując jednocześnie III wojnę światową.

Admirał Jerzy Świrski, będąc przekonanym o rychłym rozpoczęciu kolejnych działań wojennych i nie uznając Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, odmówił powrotu do kraju okrętów, które w 1939 roku opuściły Polskę. Miało to co prawda znaczenie czysto propagandowe, ale nie odniosło niestety większego znaczenia. Grupa oficerów przygotowała już dokument, który określał zasady powrotu do Polski. Jego twórcy, czyli kmdr Stanisław Dzienisiewicz, kmdr ppor Borys Karnicki i kpt mar Józef Bartosik odmeldowali się u admirała Świrskiego, zgłaszając chęć powrotu do Polski. Dla Świrskiego musiał to być spory szok - obawiał się m.in. że w ślad za powszechnie znanym i lubianym Dzienisiewiczem pójdą kolejni oficerowie. Do dziś nie wiadomo jakich argumentów użył Świrski, ale wspomniani oficerowie zmienili zdanie i zdecydowali się pozostać w Anglii (ostatni z nich - Józef Bartosik - pozostał nawet w służbie brytyjskiej, gdzie dosłużył się stopnia admiralskiego w Royal Navy).

Choć grupa oficerów i marynarzy chcących powrócić do kraju znacznie się zmniejszyła, nadal było ich wielu. Na ich czele stał kmdr Bolesław Romanowski, który niebawem objął dowództwo nad ORP Błyskawica (jedynego okrętu, który opuścił Polskę w 1939 r. i wciąż dysponował jakąkolwiek wartością bojową), który miał wrócić do kraju. Ostatecznie niszczyciel dopłynął do Polski 4 lipca 1947 r.

Do czego tak naprawdę po tych wszystkich latach wrócili oficerowie i marynarze? Zaczęło się od przywitań, gratulacji i nominacji na stanowiska w sztabach i jednostkach liniowych. Nie trwało to jednak długo. W 1949 roku stanowisko Ministra Obrony Narodowej objął radziecki oficer Konstanty Rokossowski, który rozpoczął czystki w Wojsku Polskim. Znany i szeroko opisywany w literaturze "proces komandorów", "wilcze bilety" dla kmdr Dąbrowskiego i Romanowskiego, liczne wyroki więzienia stały się wtedy codziennością, ale to już zupełnie inna historia...

Opinie (46) 3 zablokowane

  • AKTUALNE TYLE LAT PO WOJNIE.WYJECHAC?

    • 0 3

  • Dylematy polskich marynarzy

    Hm,
    kazda zawirucha niesie z soba i za dylematy ludzkie. A w tak zlozonyn i
    podzielonym spoleczenstwie jak polskie- szczegolnie.
    Obecnie szczegolnie prubuje sie podciagac te tragedie ludzkie pod
    wygodne polityczne nastroje i ich duch.
    Ktos powiedzial ze " emigracja to nie intelektualisci " i to prawda--
    mowie z autopsji jako emigrant lat 50-tych.

    • 8 0

  • Dylemat powrotu do kraju zawsze jest trudny.

    Polska to jest mój kraj , jestem u siebie. Nikt nie ma prawa powiedzieć mi ty .... .
    Ale z drugiej strony były pytania: co mnie tam czego , do czego mam wracać. Nie było internetu. Propaganda z obu stron. Z większościa powacających obchodzono się okrutnie. Polski sentyment często przegrywał z rozsądkiem. Srodowisko i mentalność angielska była daleka od naszej. Uczyli się życia od nowa. Wielu nie przygotowanych do zycia na lądzie. Pracowałem i rozmawiałem z wieloma po obu stronach mórz Bałtyckiego i Północnego. Trudny czas i trudne tematy, których obecna młodzież nie zrozumie, choć byłyby to najbliższe osoby. Dlatego historia jest tak bardzo ważna w życiu rodziny i narodu. Dziwi fakt , że obecny rząd chce abyśmy zapomnieli o własnej historii. Rozumię , że rodzina Tusk nie jest zainteresowana ( być może) historią dziadka z Wermachtu , ale dlaczego pozbawiać cały naród ?

    • 12 1

  • Pływałem w latach 70-tych z marynarzami , którzy wrócili do Polski.

    Dla wszystkich z nich to był szok , chyba , że pozbyli się wszystkiego co polskie i przyjeli bezgranicznie sowieckie standardy. Na statku był "oficer " polityczny , który zajmował sie tylko propagandą systemu sowieckiego. Już po wyjściu do kapitalistycznego miasta w Europie cała ta propaganda dostwała w łeb. Wielu marynarzy pozostawała zagranicą. Pamietać należy , że na wyjazd zagranicę Polski mogło wyjechać niewielu .

    • 3 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak obecnie nazywa się dzielnica Gdańska, która niegdyś nosiła nazwę "Neufahrwasser"?

 

Najczęściej czytane