• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wojna na noże w Pieckach

Paweł Pizuński
30 marca 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
Tereny dawnych wsi Piecki (niem. Pietzkendorf) oraz Migowo (niem. Muggau) tworzą dziś dzielnicę Gdańska. Jednak mało który gdańszczanin używa jej oficjalnej nazwy "Piecki-Migowo". Zdecydowana większość określa dzielnicę mianem "Moreny", od nazwy tutejszej spółdzielni mieszkaniowej. Tereny dawnych wsi Piecki (niem. Pietzkendorf) oraz Migowo (niem. Muggau) tworzą dziś dzielnicę Gdańska. Jednak mało który gdańszczanin używa jej oficjalnej nazwy "Piecki-Migowo". Zdecydowana większość określa dzielnicę mianem "Moreny", od nazwy tutejszej spółdzielni mieszkaniowej.

Błahe z pozoru wydarzenie stało się przyczyną tragedii. Kradzież starego, znoszonego kapelusza spowodowała śmierć jednego z bywalców gospody we wsi Piecki.



Gospoda pana Englera stała na środku wsi, jak jaki kościół, przypominała go nawet trochę z zewnątrz. Duże okna, ściany z grubo ciosanych desek, dwuspadzisty dach i tylko krzyża oraz wieży brak. Wewnątrz skromnie, jak w kalwińskim zborze. Najzwyklejsze w świecie ławy i stoły zbite z sosnowych desek pociągniętych ciemną bejcą. Do tego okna bez firanek, gołe ściany bez upiększeń, zwykłe lampy gazowe z pomalowanych na czarno żeliwnych prętów.

Jedynie bufet był trochę lepiej urządzony. Solidna, dębowa lada, a za nią dwa kredensy z frezowanymi drzwiczkami. Za ladą młoda dziewczyna w czarnej sukni i białym fartuchu oraz właściciel lokalu rozlewający piwo do szklanych kufli. Tak wyglądała knajpa Englera w Pieckach na co dzień, jednak w soboty, kiedy w knajpie odbywały się tańce, lokal zmieniał się nie do poznania.

Stoły i ławy spychano pod ściany, przed wejściem montowano dodatkowe oświetlenie, sufit zdobiono serpentynami oraz kolorowymi lampionami, pan Engler usuwał się w cień, zamiast niego za ladą pojawiały się dwie całkiem kształtne panny w kwiecistych sukniach, a na podium orkiestra - dwóch grajków, z których jeden przygrywał na harmonii, drugi zaś na skrzypcach.

Na tańce do knajpy Englera schodziła się głównie miejscowa młodzież, ale też i z okolicznych wsi wielu obcych się złaziło. Czasami się spierali. Raz pożarli się miejscowi z obcymi, innym razem obcy pomiędzy sobą się pokłócili, kiedy indziej jeszcze to miejscowi czuli, że jakąś sprawę trzeba trochę bardziej zdecydowanie rozwiązać.

Niejednokrotnie przy tej okazji dochodziło do bójek. Raz jeden drugiemu pięścią nos rozkwasił, innym razem ktoś komuś sztachetą guza nabił, chociaż bywały też i gorsze przypadki. Raz jeden na drugiego z nożem szedł, innym razem ktoś kogoś tak w łeb zdzielił, że bez pomocy lekarza się nie obyło, nikt sobie jednak nie przypominał sporu, którego finał rozegrał się przed sądem przysięgłych. Chyba tylko jeden taki przypadek miejscowa ludność w pamięci zanotowała.

W pewien ciepły, księżycowy czerwcowy wieczór 1901 r. krew tak się w knajpie polała, że nawet miejscowy weterynarz kręcił głową z niedowierzaniem, choć niejedno w swym długim życiu widział. I pomyśleć, że poszło o rzecz z natury mało istotną. O drobiazg, błahostkę, materię szmacianą. O wypłowiały, rozczłapany i miejscami przetarty kapelusz filcowy.

* * *


Tego wieczora sala przystrojona była jak zawsze. Kolorowe lampiony i długie serpentyny zwisały z sufitu i ścian, stoły z ławami stały rzędem pod oknami, a na środku kilkanaście par tańczyło właśnie polkę. Wszyscy bawili się dobrze, ale w pewnym momencie bracia Obszerniccy stwierdzili, że czas iść do domu. Zeszli z parkietu, dopili piwo, poprawili garderobę i wtedy młodszy, August, zauważył, że gdzieś zniknął mu kapelusz.

- Dziwne... - mruknął do Bernarda - Na stole leżał.
- Pewno zabrał ci go który... - stwierdził starszy brat.

Obaj rozglądać się zaczęli za augustowym kapeluszem i w końcu dostrzegli jeden, bardzo podobny. Nie! To nie był kapelusz podobny. To był ten sam znoszony, poszarzały kapelusz, w którym August do knajpy przyszedł, tyle że teraz spoczywał na cudzej głowie. Robert Liedtke, obcy z Emaus, stał w rogu sali i podrygiwał w rytm muzyki.

- Ty! - podszedł do niego August - Kapelusz mi zabrałeś.
- Głupiś! To mój kapelusz - odrzekł tamten.

Podrygiwał chwilę, ale kiedy zobaczył, że Obszernicki pięści zacisnął, przybrał postawę obronną.

Nie wiadomo, kto pierwszy uderzył, ale finał starcia od początku był do przewidzenia. Liedtke, jako ten obcy, dostał mały wycisk, po czym wyszedł z knajpy z podbitym okiem i bez kapelusza. Miał teraz do wyboru kilka ewentualności. Mógł pogodzić się ze stratą i pójść do domu z gołą, ale całą głową; mógł wrócić do knajpy po dalsze cięgi bez gwarancji, że odzyska kapelusz, mógł też wreszcie pobiec do Emaus, by ściągnąć pomoc. Wybrał to ostatnie wyjście. Pobiegł do Emaus i wrócił do knajpy z bratem Otto oraz przygodnie spotkanym po drodze robotnikiem Rosengartem.

Istniejący do dziś dwór Uphagenów to jeden z ostatnich reliktów dawnej zabudowy wsi Piecki. Istniejący do dziś dwór Uphagenów to jeden z ostatnich reliktów dawnej zabudowy wsi Piecki.

August Obszernicki stał opodal szopy przylegającej do gospody i rozmawiał z jakimś kamratem. Jego dumnie uniesioną głowę zdobił odbity z takim trudem kapelusz, ale długo się nim nie nacieszył. Przybysze z Emaus w mig mu go zabrali, a później dostał jeszcze co nieco za swoje. Najpierw Robert Liedtke walnął go pięścią, później poprawił jego brat Otto, a na koniec też i Rosengart dodał coś od siebie. Obszernicki padł na ziemię, a kiedy się podniósł, tamtych już nie było. Poszli do knajpy uczcić odniesiony sukces.

- Piwo Tulpchen dla nas proszę - zawołał Robert Liedtke do panny za ladą, bo to on zobowiązany był piwo postawić, ale zanim dziewczę zdążyło napełnić kufle, już grubsza rozróba zawisła w powietrzu.
August Obszernicki pojawił się w drzwiach z zakrwawioną głową. Zanim podszedł do tych przy ladzie, wcześniej brata odszukał. Bernard siedział z kilkoma kamratami przy stole pod oknem i spokojnie sączył piwo. Gdy zobaczył Augusta z poranioną łepetyną, aż zatrząsł się z oburzenia.

- Kto cię Augi tak urządził...?! - zapytał zrywając się z miejsca.
- Te psy z Emaus - wystękał tamten i wskazał palcem braci Liedtke.
- No to psubraty teraz nam zapłacą...! - wycedził Bernard i sięgnął po kufel.

Jednym haustem wypił to, co w nim zostało, po czym sięgnął do kieszeni. Wyjął nóż, wysunął ostrze i ruszył w stronę tych z Emaus. August zrobił to samo. Wyjął nóż i ruszył za bratem, a za nim poszedł jeszcze ich kuzyn Paul Dombrowski i dwóch miejscowych. Orkiestra od razu ucichła, a ludzie na parkiecie rozstąpili się, czyniąc miejsce. Dwie wrogie partie stanęły naprzeciw siebie, a dookoła tłum gapiów.

- Który dźgnął mi brata... - burknął Bernard do tych przy ladzie.
Wszyscy, którzy byli tam z przypadku odeszli, a na miejscu pozostali tylko bracia Liedtke i Rosengart.

Otto Liedtke szybko przekalkulował siły. Przeciwnicy mieli przewagę liczebną, a do tego był wśród nich też Bernard Obszernicki, który uchodził w okolicy za nadzwyczaj zręcznego we władaniu nożem bufkę. Za udział w bójce siedział już w więzieniu, a tam, jak należało się spodziewać, nabył z pewnością dodatkowej wprawy i umiejętności. Rozsądek nakazywał negocjować.

- My mu krzywdy zrobić nie chcieli - powiedział Otto dość ugodowo - Lekko tylko dostał...
- Lekko?! Nożem go dźgłeś...
- Nikt z nas noża nie miał w ręku - wtrącił się Rosengart - Przewrócił się i łbem pewno o coś stuknął...

Próbował załagodzić sytuację. Stanął nawet między Bernardem Obszernickim a Otto Liedtkem, jednak sytuacja nieuchronnie zmierzała ku konfrontacji, zwłaszcza że Bernard nie przebierał w słowach.

- Łżesz - odepchnął Rosengarda - Ten pies dźgnęł Augiego nożem, ot co! - krzyknął i trzepnął Roberta Liedtke ręką.
Tak się zaczęło. Otto odepchnął Bernarda, więc Dombrowski trącił go z boku, a wtedy Rosengart uderzył tamtego z całej siły pięścią. Dombrowski nie pozostał mu dłużny. Powalił go na podłogę i zaczął okładać pięściami na oślep. Pozostali walczyli z tym samym zapamiętaniem.

Kopali, walili, dźgali tak, że dostało się przy okazji paru niezaangażowanym w spór osobom. Robotnik Friedrich Schock chciał tylko opuścić lokal. Szedł bokiem od strony zaplecza ku drzwiom wyjściowym. Kiedy przechodził obok walczących, któryś z nich dźgnął go nożem prosto w plecy. Schock przewrócił się, ale zdołał wyjść z lokalu.

Mieszkał nieopodal. Jego dom stał w sąsiedztwie knajpy Englera. Schock wszedł do kuchni, wyszukał tam porządny kij od miotły i wrócił z nim do lokalu. Bijatyka miała się właśnie ku końcowi, bo w środku były już tylko trzy osoby. Robert Liedtke leżał bez ruchu na środku sali, nieopodal niego zaś Bernard Obszernicki opędzał się z pomocą noża od Englera, który najwyraźniej chciał go złapać za kołnierz. Schock nie zastanawiał się długo. Wybił kijem nóż z ręki Obszernickiego i ten czym prędzej wybiegł z lokalu.

Liedtke żył jeszcze, ale ciężko z nim było. Tej samej nocy przewieziono go do lazaretu na Sandgrube, zmarł jednak tam 28 czerwca 1901 r. Według radcy medycznego, doktora Haase, powodem śmierci był cios zadany nożem w kark. Ostrze wbiło się między czaszkę a pierwszy krąg szyjny i spowodowało natychmiastowy paraliż. Uszkodzeniu uległ rdzeń kręgowy, a gdy w ranę wdała się infekcja, dla rannego nie było ratunku.

* * *


O śmierć Roberta Liedtkego oraz o zranienie robotnika Schocka obwiniony został Bernard Obszernicki, chociaż nie było jednoznacznych dowodów, że to on był temu winien. Mimo to podczas rozprawy przed Sądem Przysięgłych w dniu 2 października 1901 r. to on zasiadł na ławie oskarżonych jako główny podejrzany i on też poniósł najsurowszą karę. Po zsumowaniu wszystkich zasądzonych mu kar skazany został na 5 lat zuchthausu.

Pozostałych oskarżonych sąd potraktował nieco łagodniej. August Obszernicki dostał dwa, a Paul Dombrowski cztery lata więzienia.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (13)

  • "Bufka"? A nie, przypadkiem, bówka?

    • 12 1

  • Falne to

    Bardzo lubie takie opowiadania. Dziekuje

    • 19 1

  • (2)

    Panie redaktor ,,w Pieckach'' to po jakiemu, bo na pewno tak sie tu nie mowi, może u was pod radomiem lub na mazurach.

    • 2 25

    • To podaj

      prawidłową, według ciebie, formę.

      • 1 1

    • B...Nie w helu czy na helu

      • 0 0

  • Kaschubische geschichte

    "Czys tu chlopie oszalal, czy ty ni masz rozumu, karczma stoi przy drodze, a ty idziesz do dumu...??!"

    • 7 0

  • Świetnie się to czyta. Dziękuję!

    • 8 1

  • Ehhh

    Wynika z tego, że nic się nie zmienia od dekad na pieckach.

    • 7 1

  • I to są prawdziwe "pasje i emocje"

    Bieganie i kolarstwo to jest sport i w takim dziale powinno być.
    A "Obrońca Lechii wraca na Łazienkowską" to jest "z życia gwiazd"

    • 4 1

  • Skąd Pan to wie (2)

    Był tam Pan i słyszał co oni mówili ?

    • 1 8

    • ja tam byłem (1)

      i słyszałem

      • 3 0

      • Raczej-zabugowianin- chłopcze

        • 0 0

  • Opowieść fajna ,zapewne prawdziwa, ale te wyroki, 5 lat ,4 lata i 2 lata ,co to za wyroki ? zabili psa ? czy człowieka ?

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile stanowisk ogniowych liczyła 11. Bateria Artylerii Stałej znajdująca się na Kępie Redłowskiej?

 

Najczęściej czytane