• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Tragedia "Wigier" u wybrzeży Islandii

Michał Lipka
31 stycznia 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 

Morze, w całym swym pięknie, niejednokrotnie dawało przykład swej gwałtownej siły. Nawet dziś, w dobie nieustannego rozwoju techniki, potrafi ukarać niekompetencję i ignorancję człowieka (przykład choćby wypadku "Costa Concordii"). Czasem jednak i najlepiej przygotowany statek i załoga nie są w stanie pokonać rozszalałego żywiołu. Na kartach historii polskiej floty handlowej możemy niestety znaleźć i takie wydarzenia.



W okresie międzywojennym w Polsce powstały liczne towarzystwa żeglugowe; flota handlowa przeżywała swój "złoty okres" i nieustannie się rozwijała. Niedługo przed wybuchem wojny Wincenty Bartosik, wraz z kilkoma udziałowcami stworzył Bałtycką Spółkę Okrętową, do której zakupiono trzy dość leciwe parowce, którym nadano nazwy polskich jezior: "Wigry", "Kromań" i "Narocz".

"Wigry" (dawny brytyjski "River Dart") nabyto w kwietniu 1939 roku. Był to 80-metrowy statek, który, co tu ukrywać, swoje najlepsze lata miał już za sobą, zbudowano go bowiem w 1912 roku. Dużą bolączką był również napęd jednostki - była to maszyna parowa, która z fabrycznych 8,5 węzłów w tym czasie była zdolna osiągnąć maksymalnie 7 i to przy dobrej pogodzie, bo podczas sztormu były to maksymalnie 4 węzły. Często pojawiały się też problemy z zacinającym się sterem.

Mimo wszystko od podniesienia polskiej bandery "Wigry" rozpoczęły żmudną pracę transportową, którą niebawem przerwał wybuch wojny. W tym momencie statek przebywał na Zachodzie. Po skierowaniu się do angielskiego portu załoga czekała na wyznaczenie nowych zadań, lecz pojawił się problem - Admiralicja nie wiedziała do czego można wykorzystać tak leciwą jednostkę.

Okres bezczynności trwał do roku 1942, kiedy to za sprawą trzebiących alianckie konwoje niemieckich U-Bootów, każdy statek stał się na wagę złota. Wtedy zapadła decyzja, że "Wigry" popłynie z ładunkiem soli do Islandii. Na statku dowodzonym przez kapitana żeglugi wielkiej Władysława Grabowskiego znajdowała się w tym czasie międzynarodowa, 27-osobowa załoga złożona z Polaków, Brytyjczyków, Islandczyków, Egipcjanina i Kanadyjczyka.

Rejs do Reykjaviku przebiegł spokojnie. W Islandii wyładowano cały zapas soli, a w jej miejsce załadowano mączkę rybną. 11 stycznia 1942 roku s/s "Wigry" wyruszył w rejs powrotny do Wielkiej Brytanii.

Podróż powrotna nie była już taka spokojna, ponieważ na morzu rozpoczynał się sztorm. Gdy coraz większe fale uderzały w burty statku, doszło do awarii - zdezelowana maszyna odmówiła posłuszeństwa. Załoga maszynowa pod kierownictwem pierwszego mechanika Brunona Schmidta naprawiła uszkodzenie. Kapitan Grabowski postanowił jednak zawrócić do Reykjaviku, gdzie chciał dokładnie sprawdzić i ewentualnie naprawić maszyny. Niebawem znowu dał o sobie znać leciwy wiek statku, ster coraz częściej się zacinał (zimna woda spowodowała podmarzanie przewodów sterowych) co w znacznym stopniu utrudniało sterowanie.

Z mostka widziano już linię brzegową i wydawać by się mogło, że "Wigry" niebawem wejdą do bezpiecznego portu. Niestety, na kolejne nieszczęście nie trzeba było długo czekać - po kolejnym uderzeniu silnej fali pękł trzon steru, przez co "Wigry" zdane były już wyłącznie na łaskę fal.

Nadano sygnał ratunkowy odebrany na lądzie, ale z racji silnego sztormu jakakolwiek akcja ratownicza nie była możliwa. W tym czasie fale pozrywały już większość ze znajdujących się na statku tratw i łodzi ratunkowych, a samą jednostkę cisnęły na nadmorskie skały.

Sytuacja stawała się coraz bardziej tragiczna - dwóch członków załogi zostało zmytych z pokładu, woda zaczęła wdzierać się do wnętrza statku (niektóre źródła podają informacje, że nastąpił wtedy wybuch kotła, który poranił załogę maszynową, ale dziś nie sposób jednoznacznie stwierdzić czy było tak naprawdę).

Kapitan Grabowski podjął dwie ważne decyzje: pierwsza dotyczyła opuszczenia pokładu statku przez załogę (udało się jej spuścić jedną z ostatnich szalup), druga jego samego - postanowił zostać na statku do końca. Wraz z kucharzem okrętowym, który zdecydował się na identyczny krok, reflektorem wskazywali załodze drogę do lądu.

Niestety, w wodzie rozbitków spotkał kolejny dramat - szalupa wywróciła się do góry dnem i wszyscy znajdujący się w niej marynarze znaleźli się w lodowatej wodzie. Hipotermia i duże fale zrobiły swoje - zziębnięci marynarze kolejno odpadali od szalupy i tonęli. Ostatecznie do brzegu udało się dotrzeć tylko trójce najsilniejszych z nich. Byli to radiooficer Wacław Przybysiak, drugi oficer Ludwik Smolski i marynarz Bragi Kristjansen.

Krótko po przybyciu na ląd z wycieczenia zmarł Wacław Przybysiak. Kristjansenowi udało się ostatkiem sił dotrzeć na pobliską farmę, gdzie szybko udało się zorganizować pomoc dla rozbitków. Ostatecznie katastrofę s/s "Wigry" przeżyły zaledwie dwie osoby.

Po sztormie morze wyrzuciło na brzeg ciała 18 marynarzy. Wszystkich pochowano z honorami na cmentarzu Fossvogi. W latach 60. polscy marynarze którzy zawijali do Reykjaviku odnowili grób poległych kolegów.

Nazwa "Wigry" pojawiła się ponownie w polskiej flocie handlowej w latach 60. ubiegłego wieku. Stocznia Gdynia wybudowała wtedy 15 motorowych trawlerów burtowych, którym nadano imiona polskich jezior. Jednym z nich były właśnie "Wigry".

Opinie (33) 7 zablokowanych

  • tragedia Wigry

    Autor poszedł na skróty przedstawiając historie ss" Wigry przepisał historię zawartą w książce.pana uwagi są słuszne.jeśli pan wie jakieś detale to proszę o nie jestem wnukiem członka załogi ss"Wigry" pozdrawiami

    • 0 0

  • Wspaniale, ze przyppomina sie o tragedii Wigier, ale kilka bledow (1)

    Rozumiem, ze autor artykulu bada historie Polskiej Marynarki Wojennej, sama historia statku "Wigry" i walki z uszkodzeniami i heoriczna walka jednym z najwiekszych sztormow jakie przeszly nad Islandia 15-go stycznia niezwykla. Ale na pamiec zasluguje niesamowita walka marynarzy o przetrwwanie. Statek wylodowal ladunek soli z Wlk. Brytanii ("nie zasoby") i wyszedl z ladnukiem maczki rybnej do USA (nie do Wlk, Brytanii). Bragi Kristjansson (nie Kristjansen) przetrwal cala noc w szalupie, potem 6 godzin w w lodowatej wodzie (Ci, ktorzy nie utoneli po wywroceniu szalupy, trzymali sie 6 godzin jej kilu (!). Bragi i Smolski doplyneli do brzegu. Bragi, wowczas niespelna 18 letni, nadludzkim wysilkiem dotarl (boso !) do pobliskiej farmy, co zajelo mu godzine i poprosil o pomoc dla Smolskiego, ktory zostal na na brzegu. Mieszkam w Islandii od prawie 30 lat i nawet w Islandii prasa blednie podawala miejsce rozbicia Wigier, mylac to miejsce z miejscem do ktorego dotarli Bragi i Ludwik Solski. Nic dziwnego, ze sam Pertek w swojej "Drugiej Malej Flocie" blednie pozycje podal. Pomnik polskich marynarzy odslonieto we wrzesniu 1961 r. Nie wszystkie ciiala (18) tam spoczely. Jesli autor artykulu chcialby sie ze mna skontaktowac prosze przez Konsula Honorowy Islandii w Sopocie,
    WB, Reykjavik

    • 1 0

    • dobra uwaga do autora który opisuje historie tej tragedji przepisując opisy z książki

      • 0 0

  • niepełna prawda i powielani bzdur przez autora

    Proszę pana z całym szacunkiem do pana pracy ale poszedł pan na skróty przepisując informacje o tej tragedii z książki która to zawiera wiele nieprawidłowości po pierwsze niema takiej fizycznej możliwości żeby człowiek przepłynoł jakikolwiek dystans w styczniu w wodach Islandii pierwsza bzdura którą pan przepisał bezmyślnie po drugie niema żadnej wypowiedzi tych którzy się uratowali ani opisów wydażenia uratowanych .Pisze prawnuczek Jana Chmieleckiego który był wśród załogi tej tragedii

    • 0 0

  • prawnuczek członka załogi wigry

    Z całym szacunkiem dla pana pasji pisania o czasach polskiej marynarki w czasie 2 wojny św. Tragedie Wigry przepisał pan z książki która podaje nierzetelny opis tragedii .pisze pan że do brzegu dopłynęło trzech członków załogi .skąd pan to wziął.w styczniu w tym akwenie tylko pingwin może dopłynąć do brzegu i pokonać jego strukturę chyba że ma pan dane tych którzy dopłynęli .statek bez steru powinien się rozbić u wybrzeża . Kapitan nie pozwoli opuścić statku który nie tonie.to jedno a jeśli tonie to siada razem z załogą jako ostatni i kucharza też tam bym nie mieszał to bez sensu

    • 0 0

  • Z tego, co ja tu pamiętam...

    ...to s/s "Wigry" wyróżniły się tym wśród naszych katastrof, że zginęły wprawdzie podczas wojny, ale z przyczyn niebojowych.

    • 1 0

  • bo kiedys mili panstwo statki byly drewniane a marynarze ze stali,a teraz odwrotnie (1)

    • 9 8

    • Znaczy co, marynarze teraz nie toną?

      • 4 0

  • Floty Polskiej nie ma, ale....

    Polskich Marynarzy można już niemal na każdym statku spotkać, szczególnie u Brytyjczyków i Norwegów. Też giną i umierają jak za dawnych czasów.

    • 2 1

  • jakoś tak niezręcznie było ginąć podczas wojny (1)

    nie od torped, nalotów, lecz od sztormu, to jak żołnierz ginący w łaziku w 1943, bo drzewo go przygniotło od wiatru...

    • 1 2

    • Albo jak mały człowiek, z powodu dużych ambicji i strachu pilotów - na brzozie w Smoleźsku...

      smutne to aczkolwiek prawdziwe.

      • 1 1

  • jedna mogiła (1)

    po Smoleńsku też tak powinni zrobić

    • 9 10

    • wypowiadasz się w imieniu rodzin czy z głupoty?

      • 2 2

  • dobrze się to czyta ...

    można by przypomnieć wszystkie morskie katastrofy w powojennej historii polskiej floty i z udziałem polskich Marynarzy !, niektórzy świadkowie i uczestnicy tych tragedii żyją do dziś wśród nas !...

    • 6 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak obecnie nazywa się dzielnica Gdańska, która niegdyś nosiła nazwę "Neufahrwasser"?

 

Najczęściej czytane