• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Święta, statki i znikająca czwarta klasa w pociągach

Jarosław Kus
5 kwietnia 2019 (artykuł sprzed 5 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat "Tu mówi stacja wolnościowa Gdańsk"
Statek pasażerski s/s "Kościuszko" widoczny od strony dziobu podczas przeładunku w porcie w Gdyni. Widoczne portowe urządzenia przeładunkowe oraz wagony kolejowe. Statek pasażerski s/s "Kościuszko" widoczny od strony dziobu podczas przeładunku w porcie w Gdyni. Widoczne portowe urządzenia przeładunkowe oraz wagony kolejowe.

Dzisiaj opowieść o statkach wpływających i wypływających z Gdyni, zagranicznych wycieczkach oraz warunkach podróżowania w przedwojennych pociągach.



Kwiecień roku 1934 przyniósł gdynianom tak upragnioną "wiosnę w mieście", choć - jak pisała "Gazeta Gdańska" - nie trzeba było "szukać jej w parkach i ogrodach ani na placach targowych, gdzie z szarych straganów uśmiechały się do przechodnia wiosenne nowalije", wystarczyło bowiem otworzyć okno, by stwierdzić, że wkradła się "nawet w ciasne podwórka".

Dodajmy, że jej nadejście dało się też usłyszeć: "jeśli wiosna nie odurzyła ci wszystkich zmysłów, to napewno [!] podziałała oszałamiająco choćby na jeden, na słuch", bo oto "na dobre się już rozpoczął się podwórzowy sezon koncertowy".

Początek kwietnia 1934 to nie tylko ładna, wiosenna pogoda, ale również świąteczna radość Wielkiej Nocy, wypadającej wówczas na początku miesiąca.

Nie pozostając wszakże dłużej w świątecznej atmosferze, z kronikarskiego obowiązku wspomnijmy tylko, że te radosne z definicji święta nie miały wtedy z radością wiele wspólnego (nie do końca spełniły się więc życzenia przesłane gdynianom z pokładu "Daru Pomorza" - "zmierzającego obecnie na Wyspy Azorskie do portu Fajal").

O ile bowiem "pierwszy dzień świąt w Gdyni minął stosunkowo spokojnie" (nie licząc "kilku drobnych wypadków kradzieży i przytrzymania kilku pijaków i awanturników"), to już drugi "miał przebieg wręcz tragiczny i kroniki policyjne zanotowały aż trzy trupy...".

Wspomniane wydarzenia nie zniechęciły jednak obcokrajowców chcących ujrzeć rozbudowę słynnej Gdyni nie tylko na plakacie (a być może nawet posłuchać wyśpiewujących wiosenne trele "podwórzowych muzykantów"...)

Z początkiem nowego miesiąca, w ślad za wiosną, do Gdyni zawitali czescy automobiliści, uczestniczący w - zorganizowanym przez czechosłowacki Aero-Car-Club - "raidzie", który wystartował z Pragi "dnia 30 ub. m. wieczorem o godz. 18".

Po niespełna dwóch dniach - zostawiając za sobą Cieszyn, Katowice, Częstochowę, Wieluń, Ostrów, Poznań, Nakło i Kościerzynę - Czesi dotarli nad polskie morze, gdzie zostali serdecznie powitani przez "dyrektora Urzędu Morskiego inż. Łęgowskiego" [Stanisław Walenty Łęgowski, zamordowany przez Niemców we wrześniu roku 1939 w Piaśnicy] , któremu podarowali "dar dla portu gdyńskiego piękny puhar [!] kryształowy z napisem "Czechosłowacja braciom Polakom. Praga - 1933 i 1 kwietnia 1934".

W ślad za Czechami do Gdyni dotarła też "wycieczka rumuńska, zorganizowana przez Ligę Morską i Kolonialną" - w wycieczce uczestniczyła "młodzież akademicka z wyższych uczelni rumuńskich", której towarzyszyli "przedstawiciele wojskowości w liczbie 12 oficerów z dwoma pułkownikami na czele" oraz "liczni reprezentanci świata prawniczego i lekarskiego Bukaresztu". Rumuni byli tak "zachwyceni [dwudniowym] pobytem nad polskim morzem", że zapowiedzieli powrót z "podobną imprezą w miesiącach letnich", zamierzając wówczas poszerzyć swój program wizyty o "udział w podróży morskiej do fjordów na jednym ze statków polskich".

Niewykluczone, że Rumuni mogli liczyć na rejs "statkiem pasażerskim "Kościuszko"", który "przez dłuższy czas znajdował się w doku Stoczni Gdańskiej, celem dokonania remontu", lecz teraz - z początkiem kwietnia - "odpłynął znowu do Gdyni", skąd wybierał się "wkrótce w podróż do Wysp Kanaryjskich". Latem, równie dobrze, mógłby popłynąć w norweskie fiordy...

W tej samej stoczni przebywał też "najstarszy statek handlowy marynarki polskiej", czyli "parowiec "Rewa"", jednak już nie "celem remontu", lecz "rozbiórki" "na szmelc". W ten oto sposób dobiegała końca historia SS "Rewy", jednego z czterech statków towarowo-pasażerskich zakupionych w roku 1929 przez polsko-brytyjską spółkę armatorską "Polbryt", powstałą z inicjatywy współtwórcy idei Gdyni, inż. Juliana Rummla (1878-1954). Pod koniec lat 20. rosnący ruch emigracyjny aktywizował głównie Gdańsk i inne porty bałtyckie - Rummlowi chodziło więc o to, by emigrantów przejęła dynamicznie rozwijająca się Gdynia.

Statki "Polbrytu" miały dowozić emigrantów jedynie do portów Wielkiej Brytanii, skąd w dalszą podróż (np. do Ameryki Północnej) mogli udać się już "normalnymi" statkami pasażerskimi.

Oprócz 25-letniej "Rewy" zakupiono bliźniaczą "Łódź" oraz znacznie młodsze "Warszawę" i "Premjera". Warunki panujące na tych statkach nie należały do najbardziej komfortowych, ponieważ oprócz kilkunastu pełnoprawnych miejsc pasażerskich w kabinach nadbudówek, pod pokładem znajdowało się od 200 do 450 miejsc o bardzo niskim standardzie wyposażenia (wspólne sypialnie i jadalnie, prymitywne umywalnie i sanitariaty). W części ładowni znajdowały się chłodnie, w których transportowano na Zachód polskie mięso i masło.

Niestety, w roku 1931, z powodu wielkiego kryzysu, Stany Zjednoczone ograniczyły liczbę przyjmowanych emigrantów i "Polbryt", po przewiezieniu w ciągu trzech lat ponad 56 000 pasażerów, został zmuszony do porzucenia obsługi ruchu pasażerskiego i zajęcia się wyłącznie transportem towarów. Nic więc dziwnego, że armator zaczął pozbywać się swych "pasażerów": na pierwszy ogień poszła "Łódź", zakupiona przez Marynarkę Wojenną RP (po modernizacji służyła do roku 1938, jako baza okrętów podwodnych "ORP Sławomir Czerwiński"), zaś w roku 1934 przyszedł czas na, nieczynną już od dłuższego czasu, "Rewę"... Dodajmy jednak, że historia Polbrytu zakończyła się dopiero w roku 1952, kiedy to przedsiębiorstwo zostało zlikwidowane przez władze komunistycznej Polski.

A skoro już o niewygodach podróżowania mowa: kwiecień roku 1934 przynosił zapowiedź ważnych zmian w transporcie kolejowym. Polskie Koleje Państwowe, wraz z wprowadzeniem nowego rozkładu jazdy, likwidowały w pociągach pasażerskich wagony czwartej klasy.

Zmiany te wprowadzano głównie w zachodniej Polsce, czyli w byłym zaborze pruskim (na terenie "rosyjskiego" Królestwa Polskiego czwartej klasy nie było już od przełomu lat 70. i 80. XIX wieku).

Podział wagonów na cztery klasy pojawił się w Europie w drugiej połowie XIX stulecia: oprócz wagonów 1 i 2 klasy (o charakterystyce bardzo podobnej do dzisiejszej), pasażerowie mogli korzystać z wagonów klasy 3 (bez przedziałów z twardymi, prostymi siedzeniami) oraz 4 (wagony typu bydlęcego z ławkami naokoło, pasażerowie siadali też na bagażach).

Pociąg osobowy z wagonami II i III klasy na peronie. Zdjęcie wykonane podczas II wojny światowej. Pociąg osobowy z wagonami II i III klasy na peronie. Zdjęcie wykonane podczas II wojny światowej.
Wagony klasy 4 pojawiały się głównie w pociągach lokalnych, często wyłącznie w dni, w które odbywały się jarmarki - dzięki nim rolnicy mieli możliwość szybszego transportu sprzedawanych produktów. By uchronić "ogół ludności ziem zachodnich" przed skutkami likwidacji najtańszych połączeń, zapowiedziano w zamian "wprowadzenie odpowiednio rozbudowanej komunikacji podmiejskiej", choć - jak pokazuje przykład z Gdańska - nie zawsze najbezpieczniejszej (nawet mimo poświęcenia dzielnych kobiet z Polskiej Misji Dworcowej)...



Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 74 z 1 kwietnia 1934 r., nr 75 z 4 kwietnia 1934 r. i nr 75 z 5 kwietnia 1934 r., , "Ilustrowany Kurier Codzienny" nr 92 z 4 kwietnia 1934 r. oraz "Morze" nr 2-3 (luty-marzec) 1930 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej, Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej oraz Biblioteki Cyfrowej UMCS.

Opinie (28)

  • Przykre jest to, ze nasze tereny nadmorskie zostaly sprzedane dewelopeom (4)

    Moze za kilka lat sprawa trafi do sadu i ktos poeniesie konsekwencje. Kwiatkowski plakalby jakby zobaczyl dzisiejsza Gdynie
    Pana Panie Jarku podziiwam za ogromna wiedze i pasje oraz zbiory, ktore Pan posiada/dostaje/czyta/opracowywuje itd. Serdecznie pozdrowienia

    • 30 20

    • a które to te tereny nadmorskie deweloperom sprzedano? (3)

      no weż człowieku nie pajacuj

      • 13 12

      • gdyby nie akcja Skarbu Państwa (2)

        To stałoby się to z terenami stoczni Nauta.
        Stało się to za to z terenami po Dalmorze i ponad 200ha innych terenów wokół gdyńskiego portu. Podobnie jest w Gdańsku, gdzie tereny portowe są podzielone pomiędzy egzotycznych użytkowników a relacje włascicielskie są mocno "dziwne". Gdzie infrastrukturę buduje Państwo a czynsze dzierżawne idą na długi i nie mają związku z obrotem.
        Doprowadza to do sytuacji gdzie pieniądz przepływa sobie, nie pozostawiając śladu w miejscu gdzie powstaje. Jako skutek ideologii "sprzedawać za tyle, za ile chcą kupić" i ignorancji zarządców, którym jedynie na emeryturze zależy.

        • 5 1

        • tereny dalmoru nie są nadmorskie tylko portowe - to raz (1)

          • 1 3

          • Sa jednoczesnie portowe i nadmorskie

            A jak szukasz "nadmorskich" to poszukaj sobie "Diune City" w Mielnie, o hotel w Kolobrzegu i innych "wyczynach" wybrzezowych samorzadowcow.

            • 3 2

  • rewę (1)

    • 0 2

    • Rewę oddano na szmelc...

      Dzisiejsze: "złom" brzmi dużo gorzej :)

      • 6 0

  • Ciekawostka (2)

    Podobnie jak w Gdyni robi się np. W Anglii. Przestarzałe nabrzeża dostają nowe funkcje np. Jako dzielnica mieszkaniowa. Takie doki na Tamizą w Londynie. To jest efekt zmian w technologii budowy statków itd. Czy tego chcemy czy nie świat idzie naprzód

    • 24 6

    • londyńskie doki przestały pracować na przełomie 19/20 wieku

      Do połowy 20 wieku działały siłą rozpędu. Potem to były dzikie chaszcze, które od lat 80 usiłuje się rewitalizować. Nie robi tego kapitał prywatny a państwowe fundusze, które topią w tym gigantyczną kasę. Na początku 21 wieku poprawiono infrastrukturę na tyle, że powoli stają sie to tereny atrakcyjne dla biznesu. Który, łaskawie, tam migruje...
      Przyczyny wyłączenia londyńskiego portu są różne, niekoniecznie związane ze zmianą gabarytwó statków. GB, po prostu, ma od cholery wybrzeża i ma możliwość wyboru. Ta działalność nie została wyłączona a przeniesiona i nadal pracuje na Brytoli. Technicznym czynnikiem może być też montaż w Tamizie zapór ograniczających wpływ pływów i powodzi na miasto. Mają komfort zamiast bagna...

      Sytuacja jest całkowicie nieporównywalna z Gdynią, gdzie przez zaniedbanie i ignorancję urzędników, doprowadzono do obniżenia potencjału jednego z trzech krajowych portów.

      Czy powstało coś w zamian?
      Nie.
      Ale na wieść o nadmorskim "mieście z morza" zleciały się stada ście*wojadów, jak do padłej krowy.

      Zgodnie z prawniczą maksymą "ten winien, kto ma korzyść" należy wskazać na sąsiada, który przejął połowę obrotu kontenerowego i... się udławił. Stąd obecnie ponowne wizyty Maersk w Gdyni... To tylko taki sąsiedzki przytyk a'propos "psa ogrodnika" ale znacznie bardziej poważne sprawy odbywają się w korzytarzach ministerstw, gdzie przekierowuje się kasę w "jedynie słuszne strony".

      A centralizm "oświecony" juz przerabialiśmy i wiemy czym te urzędnicze wojny pachną. Nie wyciągnięto żadnych wniosków z lekcji, której udzielił naszej "branży morskiej" australijski emeryt... Przyszedł, włożył, pomnożył, wyjął... Wygląda prosto? I zaczął od Gdyni ale został pogoniony.

      Więc nie należy skupiać się na efektach, jakimi są efektowane czasami budynki a na procesie, który je powoduje a w szczególności na zachowaniu ciągłości kontroli interesu i przychodów.

      Za kredyt postawić "skorupę", to żaden problem...

      • 5 2

    • tak się wszędzie robi

      Tylko w nieco innej kolejności niż w patologicznej Gdyni. Która była jedną z największych stocznią Europy i najnowocześniejszym polskim portem. To w Gdyni powstały założenia transportu kontenerowego a jedyny terminal kontenerowy, który zbanktutował, był w... Gdańsku...

      W świecie najpierw buduje się nowe nabrzeża a oddaje stare.
      Nie wygasza się biznesu a miejsca.

      Jakoś w Gdyni nie widać takiego postępowania.

      • 5 1

  • Ale ja pamietam wagony pasazerskie z 4 klasa jeszcze we wczesnych latach 50-tych. (10)

    Nie podrozowalem nimi ale te biale napisy nie wyszly z mojej pamieci. Wujek pracowal na koleji w Poznaniu to czesto go odwiedzalismy i stad to wiem.

    • 11 0

    • To dlatego,

      że w PRL ta "bezklasowa" czwarta klasa wróciła do łask. Jeździło się nią na niedzielne wycieczki do lasu, do krewnych na wsi... Taki był transport po zniszczeniach wojennych .

      • 5 0

    • no ale co oznacza 4 klasa ? (8)

      w pierwszej jest perski dywan, w drugiej nie ma dywanu, trzecia to bydlęcy a czwarta to co ? sznur doczepiony do trzeciej ?

      • 0 0

      • ...bydlęcy (2)

        to właśnie czwarta klasa - taki towarowy dla ludzi; w trzeciej były miejsca siedzące...

        • 0 2

        • to w drugiej co było ? dach ? (1)

          • 0 0

          • W drugiej - twarde ławki...

            • 0 0

      • 4tą klasą jeździłem w Wielkopolsce jeszcze w drugiej połowie lat 60. (2)

        Nie były to (jak niektórzy sugerują) wagony towarowe a wagony osobowe bez wewnętrznego wyposażenia, z wejściem od czoła wagonu. Wewnątrz były jedynie ławy pod ścianami (prekursor metra?! sic! ;) ), jak był tłok, to tłum jechał na stojąco a jak "luz" to można było "uwalić" się na drewnianej podłodze.
        Miało to swoje zalety... ;)
        Nie było problemu z przewozem rowerów czy worka ziemniaków... i taki wagon bardzo przypominał obecne wagony rowerowe, szczególnie te starsze, prowizorki z dawnych poczciaków.

        • 7 0

        • Dokladnie jak piszesz. (1)

          A drewniane siedzenia byly nawet do konca la 60-tych w wagonach ale juz jako klasa 3. Raz jechalem do Poznania na Targi, to wlasnie w przedziale byly drewniane lawki. Zreszta nie wiem jak teraz ale wtedy byla inna standaryzacja pociagow. Byly pociagi expresowe, pospieszne, przyspieszone i osobowe. W taki tez sposob dostosowywano tabor i oczywiscie ceny za bilety. Najgorsze wagony dawano do powoli wleczacych sie osobowych.

          • 2 0

          • drewniane siedzenia były w SKM ce / Gdynia stocznia - Gdańsk główny

            jeszcze w 1972r !!!

            • 2 0

      • (1)

        Przeczytaj najpierw artykuł o będziesz wiedział a nie gęgaj aby gęgać.

        • 2 1

        • Anonimowy glupek

          • 1 1

  • 55 lat temu (4)

    jechałem z Warszawy do Siedlec tzw. " boczniakiem " czyli wagonem osobowym , w którym każdy przedział miał swoje drzwi prowadzące na zewnątrz wagonu ( widać go na zdjęciu ). Ale to była 3 klasa.

    • 10 0

    • 4 klasa

      to często były wagony towarowe, z rozsuwanymi drzwiami. Tak jechali przesiedleńcy przymusowi z Wielkopolski i Pomorza do GG w podczas okupacji i późniejsi Sybiracy. Po wojnie dalej używano takiego środka transportu - dobrowolnego...

      • 1 0

    • W takich wagonach były twarde ławki. (2)

      Nie pamiętam jak był rozwiązany problem toalet...

      • 0 0

      • Wystawiałeś działo za drzwi i sru. (1)

        • 0 0

        • raczej nie, pęd pociągu mógł urwać lufę...

          • 0 0

  • 3 i4 klasa

    Po wojnie jezdzilem 1947,8,9,50itd z Mama z Oruni do Straszyna do Dziatkow, Sam z kolegami z Oruni do Lipiec,na stara Radunie kompac sie oczywiscie na gape.Na te wagony mowilismy "swinskie wagony.A ta 3 klsa to byla frajda bo stopien na calej dlugosci wagonu miala,ganialismy sie z Konduktorem.

    • 1 0

  • Po wojnie

    Pawlaki jechały 4 klasą na ziemie wyzyskane

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Syn jakiego króla urodził się w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane