- 1 Zajrzyj do międzywojennych witryn (37 opinii)
- 2 Czemu już nie ma takich imprez? (68 opinii)
- 3 Willa słynnego "morskiego" malarza (154 opinie)
- 4 Podróż koleją z Gdyni do Szwecji (7 opinii)
- 5 Legenda Marynarki Wojennej ma 100 lat (25 opinii)
- 6 Morze odkryło tajemniczą łódź (62 opinie)
Sprawa Skorpiona. Egzekucja i pochówek
Do księgarni trafiła właśnie książka opisująca sprawę seryjnego zabójcy kobiet Pawła Tuchlina, ps. Skorpion, który grasował na Pomorzu na przełomie lat 70. i 80. Przy tej okazji rozpoczynamy publikację cyklu artykułów, w których przybliżymy wybrane aspekty tej wstrząsającej historii. Nasz cykl powstał na podstawie rozmów z autorem książki, gdańskim adwokatem i doktorem nauk prawnych Adrianem Wrocławskim. W pierwszym odcinku przybliżymy, jak naprawdę wyglądała egzekucja i pochówek zbrodniarza.
- Sprawa Skorpiona z Pomorza - ostatni żyjący świadkowie
- Egzekucja Skorpiona z Pomorza
- "Był taki spokojny przed egzekucją"
- Traumatyczne przeżycie dla świadków egzekucji Skorpiona z Pomorza
- Nie było kwatery skazańców, ani chowania "pod płotem"
- Skorpion z Pomorza został pochowany na Cmentarzu Łostowickim
- Oddanie moczu do trumny
- Skorpion z Pomorza - teorie
- Ponury żart potraktowany dosłownie
- Post scriptum, czyli ostatni list Skorpiona z Pomorza
- Pierwsza na rynku monografia o sprawie Skorpiona z Pomorza
To wręcz nieprawdopodobne, jak wiele mitów narosło wokół ostatnich chwil życia Skorpiona, a także losów jego zwłok.
Czytaj więcej: Tysiąc stron o seryjnym zabójcy Skorpionie
Relacja tych wątków, która wyłania się z wielu artykułów prasowych i książek reportażowych jest po prostu fikcją opartą na plotkach. Ich nagromadzenie, w skądinąd najmniej istotnej części sprawy Tuchlina sprawiło, że właśnie od niej rozpoczniemy opowieść o wydarzeniach, które wstrząsnęły Pomorzem na przełomie lat 70. i 80. Otóż nie jest prawdą, iż Tuchlin wpadł w histerię na widok stryczka i błagał kata o litość. Zwłoki zbrodniarza nie zostały przed pochówkiem zbezczeszczone czy okaleczone. Wreszcie kolejnym kłamstwem jest informacja, jakoby zostały one złożone w anonimowej mogile. Jak było naprawdę?
Sprawa Skorpiona z Pomorza - ostatni żyjący świadkowie
Doktorowi Wrocławskiemu udało się odnaleźć osoby, które brały udział w egzekucji i pamiętały jej przebieg. Autor książki spotkał się z każdym z naocznych świadków i uzyskał od nich relacje, co działo się 25 maja 1987 r. w celi śmierci gdańskiego aresztu. Co istotne, spotkanie z rozmówcami zostały przeprowadzone indywidualnie i w różnych terminach. Waloru wiarygodności dodaje także fakt, że od dawna nie mieli oni ze sobą żadnej styczności.
Czytaj więcej: Dawna cela śmierci w Gdańsku
- Skonfrontowane ze sobą relacje były całkowicie spójne, pokrywały się w najdrobniejszych szczegółach, pomimo upływu lat. Egzekucja przebiegła zgodnie z procedurą. Tuchlin został wyprowadzony pod szubienicę przez funkcjonariuszy Służby Więziennej nie z celi, ale z pokoju komendanta pawilonu, u którego pił kawę. Dlaczego tam przebywał? Chodziło o to, aby do ostatniej chwili nie domyślił się, że właśnie zbliża się jego koniec i nie popadł w obłęd. Pamiętajmy, że skazani nigdy nie byli powiadamiani o terminie wykonania wyroku. Tuchlin dobrowolnie opuścił pokój i bez oporów dał się zaprowadzić pod szubienicę - tłumaczy dr Wrocławski.
Egzekucja Skorpiona z Pomorza
Egzekucja Skorpiona rozpoczęła się o godz. 17. Wybór właśnie tej pory nie był przypadkowy. Późnym popołudniem zostali powieszeni w Gdańsku wszyscy skazani, którym wymierzono "karę na gardle" na podstawie Kodeksu karnego z 1969 r., zwanego potocznie Kodeksem Andrejewa. Zbliżała się wówczas pora apelu wieczornego i w areszcie przebywały dwie zmiany ochrony, a poza tym brak było osób postronnych tj. przebywających na widzeniach, dokonujących czynności procesowych z osadzonymi itp.
- Relację, jakoby więźniowie przyglądali się ostatniej drodze Tuchlina po korytarzach aresztu i uderzali metalowymi przedmiotami w kraty swoich cel, trudno określić inaczej niż dodawanie niepotrzebnej dramaturgii. Zresztą, w gdańskim areszcie nie było ani wtedy, ani dziś żadnej celi zamykanej wyłącznie samą kratą, jak to często widać na amerykańskich filmach. Wszystkie cele były zamykane dodatkowo drewnianymi drzwiami - kontynuuje nasz rozmówca.
"Był taki spokojny przed egzekucją"
Po wprowadzeniu Tuchlina do celi śmierci, prokurator sprawdził jego dane, odczytywał mu sentencje wyroków - Sądu Wojewódzkiego i Sądu Najwyższego - po czym informował go o nieskorzystaniu przez Radę Państwa z prawa łaski. Przed założeniem pętli na szyję pozostało już tylko zapytanie Tuchlina o ostatnie życzenie. Zgodnie z prawem, mógł prosić w zasadzie o wszystko, a prośba musiała zostać spełniona, o ile nie przesuwała zbytnio egzekucji - a dokładnie nie dłużej niż o godzinę - nie naruszała zasad moralności ani powagi egzekucji.
Skazani prosili zazwyczaj o możliwość wyspowiadania się, napisania listu pożegnalnego do rodziny albo zapalenie papierosa. Nic nie stało na przeszkodzie, aby spełnić łącznie wszystkie życzenia. Tuchlin skorzystał tylko z możliwości odbycia spowiedzi. Wyspowiadał go zakonnik przybyły z kościoła św. Jakuba przy ul. Łagiewniki 63 w Gdańsku, do którego akurat zatelefonowały władze aresztu z prośbą o oddelegowanie spowiednika.
Czytaj również: Kościół, co wszystkie ściany ma krzywe, a nadal stoi
- Tuchlin wysłuchał sentencji wyroku z obojętnym wyrazem twarzy. Nie zdradzał żadnych emocji. Raczej był już wtedy pogodzony ze swoim losem. Obecny przy egzekucji zastępca naczelnika aresztu podsumował to w następujących słowach: "Byłem zdziwiony, że on będzie taki spokojny. Myślałem, że trzeba go będzie trzymać za ręce i nogi, a on spokojnie stał." Tuchlin nie szamotał się i nie krzyczał. Nie klękał przed katem i nie błagał o darowanie życia. Gdyby było inaczej, to zostałoby to zapamiętane, ponieważ egzekucje "trudne", gdy skazany walczył o życie były w zasadzie wielką rzadkością. O spokoju Tuchlina świadczy fakt, że nawet nie chciał przysługujących mu proszków uspokajających, a także że nie miał zawiązanych oczu przepaską. Był do końca wszystkiego świadomy i - jak zauważył stojący przy nim funkcjonariusz - widocznie przygnębiony - ucina spekulacje autor książki.
Traumatyczne przeżycie dla świadków egzekucji Skorpiona z Pomorza
Po zakończeniu spowiedzi, kat ustawił Tuchlina - który został wcześniej skuty kajdankami przez funkcjonariuszy Służby Więziennej - na zapadni szubienicy, a następnie założył stryczek na szyję. Po zaciśnięciu pętli, pomocnik kata naciągnął linę za pomocą przymocowanego do ściany kołowrotka. Gdy lina została odpowiednio napięta, kat nacisnął pedał nożny, który otwierał zapadnię o głębokości ok. metra.
Kat i jego pomocnik wykonali powierzone im zadanie zgodnie "ze sztuką", śmierć nastąpiła błyskawicznie. Niezaznajomionym z historią najwyższego wymiaru kary należy się wyjaśnienie, że podczas poprawnie wykonanej egzekucji w Polsce skazany nie umierał przez uduszenie, lecz poprzez przerwanie rdzenia kręgowego.
- Wszyscy świadkowie, z którymi rozmawiałem, wspominali, że obecność przy egzekucji była dla nich ciężkim przeżyciem. Oni nie byli zwyrodnialcami, długo musieli dochodzić do siebie. Nawet dzisiaj opowiadanie o tym nie jest prostą sprawą - ocenia dr Wrocławski.
Nie było kwatery skazańców, ani chowania "pod płotem"
Zgodnie z ostatnim etapem procedury wykonywania kary śmierci, zwłoki Tuchlina wisiały na szubienicy przez 20 minut. Po ich upływie, lekarz stwierdził zgon. Następnie zwłoki zostały zdjęte ze sznura i przeniesione do wykafelkowanego pomieszczenia, które przylegało do celi śmierci. Jeszcze tego samego dnia zostały przewiezione służbową nysą na Cmentarz Łostowicki, gdzie czekał już na nie wykopany grób.
Nie jest żadną tajemnicą, gdzie grzebano ciała straconych w Areszcie Śledczym w Gdańsku po 1956 r., czyli po zakończeniu okresu stalinizmu. Do końca lat 70., skazańców chowano na Cmentarzu Srebrzysko. Gdy na wspomnianej nekropolii powoli wyczerpywały się miejsca, pochówki przeniesiono na Cmentarz Łostowicki. Skazani byli chowani na koszt Skarbu Państwa w kwaterach, gdzie odbywały się bieżące pochówki. Między bajki można włożyć twierdzenia, że skazańców chowano gdzieś "pod płotem", bez szacunku należnego zwłokom w kulturze łacińskiej i bez jakiegokolwiek oznaczenia grobu.
W hołdzie ofiarom "Skorpiona". Poruszająca wystawa Doroty Nieznalskiej
Skorpion z Pomorza został pochowany na Cmentarzu Łostowickim
W publikacjach poświęconych sprawie Skorpiona można przeczytać sprzeczne informacje na ten temat lokalizacji jego mogiły. Według jednych, jego szczątki spoczęły w jego rodzinnych stronach, tj. na cmentarzu w Pieniążkowie w powiecie tczewskim. Według kolejnych, spoczęły na Cmentarzu Łostowickim, skąd po kilku latach zostały ekshumowane i przeniesione na pieniążkowski cmentarz. Ostatnia wersja stanowi, że pogrzeb zbrodniarza odbył się na Cmentarzu Łostowickim, a puste, porośniętą trawą miejsce po nagrobku znajduje się tam po dzień dzisiejszy.
- Nie ma wątpliwości, że prawdziwa jest ostatnia wersja. Podobnie jak w przypadku innych straconych, mogiła miała formę ziemnego kopca zwieńczonego drewnianym krzyżem. To nieprawda, że był to grób anonimowy. Na przymocowanej do krzyża tabliczce wypisano imię i nazwisko Skorpiona - a nie inicjały "N.N." [nikomu nieznany - dop. red.] - a także daty urodzin i zgonu. Istnieje nawet pismo Aresztu Śledczego w Gdańsku, skierowane w dniu egzekucji do Zakładu Zieleni, w którym zamówiono wykonanie takiej tabliczki. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych była ona zamocowana na krzyżu. Faktem jest, że grób był regularnie dewastowany. Zdarzały się przypadki, że odwracano krzyż, oblewano grób smołą, a nawet podpalano. Z tego względu, w późniejszym czasie usunięto tabliczkę z jego nazwiskiem - zapewnia dr Wrocławski.
Oddanie moczu do trumny
W niemal wszystkich publikacjach poświęconych Skorpionowi przejawia się informacja o zbezczeszczeniu jego zwłok. Tuż przed złożeniem ich do grobu, grabarze mieli otworzyć wieko trumny i oddać do niej mocz. To kolejna miejska legenda.
- Grabarze nie chowali Tuchlina sami. Jego pochówek był nadzorowany przez funkcjonariuszy Służby Więziennej, gdyż obawiano się, że informacja o pogrzebie mogła wyciec z Zakładu Zieleni, w którym rankiem, 25 maja 1987 r., zamawiano tabliczkę z nazwiskiem i kupowano trumnę. Wówczas byłoby niemal pewnym, że pogrzeb byłby zakłócony. Rozmawiałem o tym z jednym z tych funkcjonariuszy. Wyjaśnił, że w żadnym wypadku nie dopuszczono by do otwarcia trumny, a co dopiero nasikania do niej. Zresztą, fakty mówią same za siebie. Pogrzeb Tuchlina odbył się niezwłocznie po wykonaniu kary śmierci. Dlaczego właśnie wtedy? Przede wszystkim po to, aby właśnie uniknąć ewentualnego zbezczeszczenia zwłok przez gapiów, poprzez np. wywleczenie ich z trumny. Strażnicy czuwali nad tym, aby do tego nie dopuścić, a mieliby zezwolić na coś podobnego grabarzom? - pyta dr Wrocławski.
Skorpion z Pomorza - teorie
Nasikanie przez grabarzy do otwartej trumny to niejedyny sposób, w jaki sposób rzekomo zbezczeszczono zwłoki Skorpiona. W niektórych publikacjach można spotkać się z szokującą informacją, że wkrótce po egzekucji jego głowa została odcięta i włożona do słoja zalanego formaliną. Według jednej wersji, dekapitację przeprowadzono na polecenie kogoś z wysokiego szczebla lokalnych władz, kto po prostu chciał zachować sobie głowę słynnego zbrodniarza na pamiątkę.
Według innej wersji, słój miał zostać przekazany gdańskiej Akademii Medycznej na cele naukowe. Dziwnym zbiegiem okoliczności obie wersje są zgodne co do tego, że nie wiadomo, kto miał przeprowadzić dekapitację, w czyje dokładnie ręce miała trafić zakonserwowany czerep Tuchlina, ani gdzie obecnie się on znajduje. Mecenas Wrocławski nie zostawia na tej historii suchej nitki.
- To całkowity nonsens. I chyba największy, który dotyczy tej sprawy. Ta historia niedwuznacznie sugeruje, że w wykonanie kary śmierci na Tuchlinie byli zaangażowani sadyści, co po prostu nie ma nic wspólnego z prawdą. Jak już mówiłem, dla wszystkich osób zaangażowanych w egzekucję było to naprawdę trudne doświadczenie i wręcz podłością byłoby podejrzewać o takie praktyki. A zresztą, do czego byłaby komu ta głowa potrzebna? - tłumaczy nasz rozmówca.
Ponury żart potraktowany dosłownie
Gdzie w takim razie szukać źródeł tej makabrycznej pogłoski? Zdaniem adwokata, odpowiedź na to pytanie jest banalna. To wynik nieporozumienia, które potem zaczęło żyć własnym życiem. Najprawdopodobniej, jego początków należy szukać w ponurym żarcie opowiadanym w resorcie, że biorąc pod uwagę skale "dokonań" Tuchlina, warto by zachować jego głowę na pamiątkę. Tego typu praktyki rzeczywiście miały miejsce w XIX wieku. Jej przykładem jest np. wypreparowanie głowy seryjnego zabójcy Diogo Alvesa z Portugalii.
Czytaj więcej: Muzeum Kryminalistyki. Tu odnajdziesz ślady nie tylko Skorpiona
- Moim zdaniem, ktoś zapewne dosłownie potraktował żart, dopisał do niego resztę i historia
zaczęła żyć własnym życiem aż na końcu została jako fakt historyczny ujęta w Wikipedii. Najwidoczniej ktoś naiwnie uwierzył, że taka praktyka jest możliwa także w Polsce końca lat 80. A tymczasem byłoby to niczym więcej, jak tylko przestępstwem znieważania zwłok, zagrożonym ówcześnie karą pozbawienia wolności do lat trzech - uzupełnia dr Wrocławski.
Post scriptum, czyli ostatni list Skorpiona z Pomorza
Jak już wcześniej wspominano, ostatnim życzeniem Tuchlina przed pójściem na szafot było wyspowiadanie się. Pozostawił jednak po sobie list, który napisał do osoby, utrzymującej z nim wówczas regularny kontakt. Został napisany na kilka godzin przed śmiercią, gdy Tuchlin nie miał jeszcze świadomości zbliżającej się egzekucji. Jednak administracja aresztu nie zdecydowała się na jego wysłanie. Dlaczego?
Prawdopodobnie, list został odkryty kilka dni później, gdy rozliczano rzeczy Tuchlina, wyniesione po jego śmierci z celi. Wobec faktu, że rodzina została już powiadomiona o wykonaniu wyroku, nie chciano robić makabrycznej niespodzianki i wysyłać listu "zza grobu". Jest to o tyle uzasadnione, że wszystkie listy Tuchlina były regularnie wysyłane. A było ich naprawdę sporo. Przez cały, niemal trzyletni pobyt w izolacji więziennej wysłał 240 listów.
- Ze względów etycznych uznałem, że pomimo ogromu zbrodni popełnionych przez Tuchlina, miał on prawo liczyć, że list ten zostanie doręczony. Dlatego też podjąłem się doręczenia tego listu adresatowi i historia zakończyła się pozytywnie. Jednakże zarówno treść tego listu, a także fakt jak zareagował adresat, niech pozostanie ostatnią tajemnicą sprawy Skorpiona - kończy swoją opowieść dr Wrocławski.
Pierwsza na rynku monografia o sprawie Skorpiona z Pomorza
Książka "Skorpion. Sprawa zabójcy Pawła Tuchlina i seryjnych przestępstw na tle seksualnym na Pomorzu, popełnionych w latach 1975-1983" to pierwsza tego typu publikacja na rynku wydawniczym. Z pewnością zainteresuje ona każdego, kto zawodowo zajmuje się prawem karnym lub naukami pokrewnymi. Nie zawiodą się również pasjonaci historii, pomimo iż lektura jest naszpikowana specjalistyczną terminologią. Proces jej powstawania trwał blisko cztery lata, a jej objętość wynosi 933 strony.
Doktor Wrocławski napisał ją w oparciu o rozmowy z kilkudziesięcioma osobami, które były zaangażowane w wykrycie, proces i wreszcie egzekucję Tuchlina. Wśród nich znajdują się funkcjonariusze milicji, którzy tworzyli grupę operacyjną "Skorpion" i postanowili się podzielić swoimi bogatymi i nierzadko osobistymi wspomnieniami.
Oprócz relacji naocznych świadków, adwokat przeanalizował także wszystkie istniejące akta tej sprawy. Nie tylko sądowe akta, ale i akta z postępowania przygotowawczego, w tym nadzorcze, poszukiwawcze, penitencjarne, spraw wyłączonych od osobnych postępowań, umorzonych czy korespondencję między różnymi organami. To łącznie ok. 100 tomów dokumentacji aktowej, co przekłada się na ok. 35 tys. kart.
Najistotniejsze materiały z tej sprawy, np. opinie biegłych czy uzasadnienia wyroków, zostały zamieszczone w całości, aby czytelnicy mogli wypracować własne wnioski, a także były użyteczne w innych pracach badawczych. Treść uzupełnia kilkadziesiąt unikatowych ilustracji, np. wszelkie sporządzone portrety pamięciowe Tuchlina.
Monografia o sprawie Skorpiona została wydana nakładem oficyny naukowej Adam Marszałek w listopadzie 2020 r. W cenie 72,45 zł można ją już zakupić w sklepie internetowym wydawcy: www.marszalek.com.pl.
Kryminalne Trójmiasto.
Rozpocznij quizOpinie wybrane
-
2021-01-23 14:09
(1)
W przypadku wyjątkowo drastycznych i sadystycznych zbrodni,powinna być kara śmierci.Przy takim zagrożenii jest zawsze szansa na ocalenie czyjegoś życia,bo zbrodniaż bedzie bał sie stryczka.Mowi sie o humanitaryżmie.Tuchlin go miał ?.?..Po za tym miesiąc potwora w wiezieniu to koszt 3.500 zl.
- 37 3
-
2021-01-24 11:03
Ks
3500zl??????? Smiech !!!!! Wlicz w to wynagrodzenie ,premie funkcjonariuszy więziennych oraz psów, wiezien ma 2,50 dziennej diety pies więzienny dziennie ma 17 zl
- 0 0
-
2021-01-24 18:29
Mnie poruszyła informacja, że z jednej strony osoby obecne przy egzekucji bardzo emocjonalnie ją przeżyły, a jednocześnie ktoś zachował sznur z szubienicy, co w moim przekonaniu jest mroczną pamiątką.
- 13 0
-
2021-01-23 16:49
Na Siedlcach przy zejściu z Kolenii Zręby zaatakował kobietę która cudem przeżyła i do dziś żyje na Siedlcach (3)
pamiętam jego wizję lokalną właśnie w miejscu napadu, mnóstwo milicjantów z karabinami, szedł ściśle otoczony milicjantami w sandałach, ludzie krzyczeli, na miejscu była kobieta którą próbował zabić.
- 22 1
-
2023-11-09 12:52
Milicjanci raczej sandałów nie nosili.
- 1 0
-
2021-01-29 13:47
Sandały to mało taktyczne obuwie dla milicji, cud że im nie uciekł
- 6 1
-
2021-01-23 17:33
Miała szczęście, że przeżyła!
- 13 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.