• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Spisek Bartholdy'ego w XVIII-wiecznym Gdańsku

Krzysztof Kucharski
6 maja 2021 (artykuł sprzed 3 lat) 
Widok Gdańska w czasach pruskich. Widok Gdańska w czasach pruskich.

Wielki Czwartek, 28 marca 1793 r. Po mieście gruchnęła wiadomość, że pruskie regimenty mają wkroczyć do miasta i zająć je dla swojego monarchy. Ponad 20 lat pruskich blokad i szykan nauczyły gdańszczan nienawiści do Prusaków. Uważali ich za brandenburskich parweniuszy, bezpodstawnie przywłaszczających sobie dumne imię "Prusaka", od wieków oznaczające mieszkańca polskiej prowincji Prusy Królewskie.



Czy czytałe(a)ś o historii przedrozbiorowego Gdańska?

W roku 1772 pierwszy rozbiór odciął Gdańsk od Rzeczpospolitej. Pozostał on samotną, polską enklawą nad Bałtykiem. Gdańszczanie, posiadający własne siły zbrojne, liczyli na opiekę państw morskich oraz Rosji i trwali, broniąc się przed zakusami Berlina.

Niestety, w roku 1793 doszło do drugiego rozbioru, Rosja ostatecznie zgodziła się na zajęcie miasta przez Prusy. Pertraktacje pomiędzy radą miejską a generałami pruskimi ciągnęły się od początku roku. Rada, nie widząc szans wsparcia ze strony polskiego monarchy i polskiej armii, postanowiła ustąpić.

Spontaniczny zryw przeciw zaborcy



Wejście oddziałów pruskich zaplanowano właśnie na Wielki Czwartek. Prusacy wkroczyli przez Nowe Ogrody, zajęli też Wisłoujście. Jednak gdy zbliżyli się do wewnętrznych fortyfikacji miasta, przywitał ich chaotyczny, gęsty ogień broni ręcznej i artylerii. Mieszczanie i większość żołnierzy miejskich spontanicznie ruszyli bronić miasta, walki trwały cały dzień. W nocy koło bramy Świętego Jakuba gdańszczanie zdobyli pruski sztandar i urządzili z nim pochód po ulicach.

Chwilowy entuzjazm, radość z wzięcia jeńców, zdobycie Wielkiej Zbrojowni, ponoć nawet próby podpalenia spichrzów przypominały swoim porywem i kolorytem sceny znane z rewolucyjnej Francji. Niestety, 4 kwietnia, po uspokojeniu nastrojów przez radę miejską, Prusacy weszli do miasta. Rajcy założyli na znak żałoby czarne stroje, rozbrojono miejski garnizon, na budynkach publicznych zaczęto zawieszać pruskie orły.

Marzenia o walecznych wyczynach



Gdańsk i jego terytorium przed zajęciem przez Prusaków. Gdańsk i jego terytorium przed zajęciem przez Prusaków.
W tych zajściach brali też udział młodzi czeladnicy i gimnazjaliści. Wśród nich mógł być piętnastoletni wówczas Gotfryd Beniamin Bartholdy. Dla gdańskiej młodzieży ten chwilowy zryw, połączony z dużą dawką adrenaliny i euforii, musiał być nie lada przygodą. Wychowani na opowieściach o bohaterach roku 1734 sami marzyli o podobnych przygodach, walce z wrogiem i walecznych wyczynach. Realia jednak były mniej epickie. Miasto zostało wcielone do państwa silnie zmilitaryzowanego i żądającego bezwzględnego posłuszeństwa. Chwila chwały uleciała.

Młody Bartholdy należał do gdańskiej klasy średniej. Jego dziadek służył jako podoficer w gdańskim garnizonie, ojciec był znanym i cenionym perukarzem i fryzjerem. Rodzinie powodziło się na tyle, że stać ją było na kamienicę na rogu ulic Kaletniczej i DługiejMapka, w najbardziej reprezentacyjnej części miasta, tuż obok Ratusza Głównomiejskiego.

Kłótnia z rektorem Gimnazjum Akademickiego



Być może ich klientami byli nawet członkowie rady miejskiej, pruscy oficerowie i urzędnicy. Niestety, ojciec zmarł dość wcześnie, w roku 1787. Bartholdy w dzieciństwie uczęszczał do Szkoły Mariackiej, po jej ukończeniu został uczniem Gimnazjum Akademickiego. To też mówi nam dużo o statusie jego rodziny, uczelnię tę kończyła cała gdańska elita. Uczył się dobrze, na tyle, by samemu dawać korepetycje innym uczniom. Jednak charakter młodzieńca musiał być dość wybuchowy. Możemy tylko się domyślać, ze przesiąknięty zapachem prochu i potu, z ustami czarnymi od odgryzania ładunków karabinowych lub pistoletowych, walcząc na wałach w 1793, czuł się jak ryba w wodzie.

Dodatkowo hołubiony przez nadopiekuńcza matkę nie umiał wdrożyć się w zasady panujące w ówczesnym gimnazjum. Istniał obyczaj, zgodnie z którym uczniowie ostatniego roku przez dwa tygodnie mieli nosić szpadę i oddawać honory absolwentom Gimnazjum. Dla dumnego Gottfrieda było to za wiele, pokłócił się z rektorem, złożył na niego donos na policji. Policjanci nie wierzyli, że jakiś młodziak zaprząta im głowę takimi farmazonami, pogonili go i kazali przeprosić rektora Gralatha, którego ten obraził. Zapomnieli szybko o butnym dzieciaku, nie spodziewali się, że będzie on kiedyś przywódcą buntu, który na chwilę przerazi nawet Berlin. Bartholdy uniósł się dumą i do szkoły nie powrócił. Znalazł zajęcie w rodzinnym zakładzie perukarskim, który po śmierci ojca prowadziła matka.

Związek Wolnych Prusaków



Regulamin pruskiego króla dotyczący kwaterunku i służby wojsk pruskich w Gdańsku. Regulamin pruskiego króla dotyczący kwaterunku i służby wojsk pruskich w Gdańsku.
Pielęgnował swoją nienawiść do Prus. Nikt nie przypuszczał, że ten rozkapryszony młodzieniec snuje powstańcze plany. Tymczasem już od 1793 r. Bartholdy rozpoczął planowanie zrywu powstańczego przeciwko pruskiej władzy. Zainspirowany ideami francuskiej rewolucji i ruchów reformatorskich ugrupowań w Rzeczypospolitej marzył o wywołaniu powstania w Gdańsku. W przypadku innego nastolatka mogło się to skończyć na pisaniu do szuflady poematów i pamiętników.

W tym wypadku jednak Bartholdy zaczął namawiać kolegów do stworzenia tajnej organizacji, która w odpowiednim momencie porwie do walki szerokie masy, nadał jej nazwę "Związek Wolnych Prusaków". Zwerbował czeladnika pracującego w zakładzie Bartholdych, Jana Koppe, szkolnych kolegów Zyligana, Bihna, Blencka, Schweitzera, czeladnika złotniczego Krampitza. Jednak najcenniejszym, według opinii Bartholdy'ego, nabytkiem był Fryderyk Kummer, który w Gdańsku zdobył wiedzę w zakresie miernictwa i marzył o zostaniu w przyszłości artylerzystą. Przywódca spiskowców bardzo poważnie podchodził do całej organizacji, przydzielał nawet jej członkom stopnie wojskowe, potwierdzane dokumentem z pieczęcią.

Tajemnicze listy



W ten sposób Kummer został kornetem i miał być wojskowym przywódcą nowych sił zbrojnych. Jak widać, była to grupa młodych chłopców, w dużej mierze wychowana na opowieściach z czasów bohaterskich czynów oblężenia Gdańska w roku 1734, przygodach Karola XII, walkach podczas wojny o niepodległość Ameryki i rewolucyjnej Francji. Za wałami miasta ćwiczyli się w strzelaniu z pistoletów, marszach itp. Nikt za bardzo nie przejmował się garstką chłopaków, którzy bawią się w wojnę, raczej uważano to za dobre, męskie rozrywki, lepsze to niż przesiadywanie w piwiarniach.

Bartholdy naiwnie liczył na poszerzenie swojej organizacji o kogoś o wiele poważniejszego niż uczeń czy czeladnik. Spróbował nawet zwerbować diakona kościoła św. Katarzyny, znanego z antypruskiego nastawienia Jana Daniela Richtera. Richter jednak odmówił, zapewne widząc, że pomysłodawcy to grupa podrostków, ale obiecał nie wyjawić faktu istnienia spisku.

Gotfryd dbał o morale swoich współtowarzyszy. Oto zaczęły do niego przychodzić tajemnicze listy, których treścią dzielił się z kolegami. Wysyłano je z innych miast dawnych Prus Królewskich, podpisywane francusko brzmiącymi nazwiskami. Wynikało z nich, że podobne organizacje powstają praktycznie wszędzie i szykuje się większe powstanie. Później, podczas śledztwa, okazało się, że autorem tych listów był sam Bartholdy. Trzeba przyznać, że umiał manipulować innymi.

Kamienica rodziny Bartholdych. Kamienica rodziny Bartholdych.

Buntownicy zwierają szeregi



W roku 1794 wybuch insurekcji kościuszkowskiej na chwilę wzbudził nadzieję na marsz wojsk polskich na Gdańsk, upadek powstania i ostatni rozbiór pogrzebały te marzenia. Dały jednak kolejną inspirację Wolnym Prusakom. Bartholdy ogłosił wśród nich zbiórkę pieniężną na zakup broni i amunicji. Z miernym skutkiem. Ostatecznie sam wyłożył 240 guldenów, za które zakupiono szable, szpady, pistolety, zapas prochu i kul (wykonano 200 ładunków do pistoletów i 1000 do karabinów), skonstruowano 8 ręcznych granatów.

Spiskowcy opracowali nawet własne umundurowanie, miało się składać z płóciennych, białych długich spodni, białej kamizelki i zielonego, sukiennego fraka. Na głowach przyszli "żołnierze rewolucji" mieli nosić czarne, filcowe kapelusze z kokardami w kolorach zielonym, białym i czerwonym. Jeden ze spiskowców poprosił matkę o uszycie sztandaru, oficjalnie na powitanie pruskiego króla, który miał odwiedzić Gdańsk.

Wybuch powstania wyznaczono na Wielki Czwartek, 13 kwietnia 1797 r. Zgromadzono nawet zapasy żywności, ser, szynkę, chleb, wódkę i podobne wiktuały. Sztab ulokowano oczywiście w kamienicy Bartholdych.

"Najsprawniejszy siepacz"



Kamienica rodziny Bartholdych, róg ulic Długiej i Kaletniczej. Kamienica rodziny Bartholdych, róg ulic Długiej i Kaletniczej.
Feralnego dnia tragarzy pracujących w porcie nad Motławą zaniepokoiło zniknięcie ich trzech towarzyszy. Najpierw zniknął jeden z nich noszący nazwisko Zobel, któremu dobrze płatną robotę zaproponował nieco dziwny młodzieniec w zielonym fraku. Powrócił po jakimś czasie, wyraźnie ziejąc alkoholem, i zabrał ze sobą dwóch kolegów, AhlertaKitza, dawnych miejskich żołnierzy.

Zdenerwowani ich ponadgodzinną nieobecnością tragarze ruszyli na ich poszukiwanie pod adres, o którym wspomniał Zobel. Rozdrażnieni zaczęli dobijać się do drzwi i żądać wypuszczenia towarzyszy. Młody człowiek otworzył drzwi i wszyscy trzej przebywający w kamienicy na ul. Kaletniczej tragarze wyszli na zewnątrz, z zadowoleniem ściskając w dłoniach pieniądze. Całe zbiegowisko ostatecznie trwało kilka minut, ale zaniepokoiło sąsiada, pana Jana Lange, który obawiając się, że wybuchł pożar, o godz. 11 zaalarmował pruską policję.

Policjanci FliegeSchmidt ruszyli na miejsce. Fliege w duchu czuł, że to może być coś poważniejszego, gdyż 8 i 10 kwietnia do władz dotarły dość enigmatyczne anonimy, informujące o możliwości wybuchu zamieszek. Jak się wkrótce okazało, "miał nosa". Zresztą nie bez powodu w mieście zwano go "najsprawniejszym siepaczem". Schmidt pozostał na ulicy, Fliege wszedł do kamienicy. W środku zauważył jednolicie ubranych młodzieńców, którzy na jego widok uciekli schodami na górę. Pozostał tylko jeden, Bartholdy. Policjant oświadczył mu, że sąsiedzi zaniepokoili się zbiegowiskiem i aby formalnościom stało się zadość, Gotfryd musi udać się na posterunek. Tam miał złożyć zeznanie i byłoby po sprawie.

Błyskawiczne stłumienie "powstania"



Młodzieniec wyraził zrozumienie i poprosił, aby Fliege poczekał chwilę, ponieważ musi wrócić po kapelusz. W międzyczasie policjant poprosił o pomoc przechodzącego ulicą oficera, teraz już we dwóch oczekiwali w sieni na Bartholdy'ego. Ten, schodząc, zauważył umundurowaną postać. Wypadki potoczyły się w piorunującym tempie. Gotfryd wyciągnął pistolet i oddał nieudany strzał w kierunku policjanta i oficera, chwilę potem drugi (jak się okazało, były to jedyne strzały całego powstania), ci rzucili się za nim.

Część spiskowców aresztowano na miejscu, Bartholdy z kolega ukrywali się na strychu kilka kamienic dalej jeszcze kilka dni. Wreszcie ich również aresztowano, oprócz tego matkę Bartholdy'ego i wszystkich, którzy mogli mieć jakikolwiek związek ze sprawą. Prusacy wpadli w panikę, zamknięto miasto, wojsko patrolowało ulice, załadowano część armat i skierowano je na zabudowania miejskie. W domu na Kaletniczej odkryto magazyn broni, sztandar i odezwę napisaną przez przywódcę niedoszłego powstania.

Ułaskawienie na szafocie



Wieża Więzienna, w której przetrzymywano spiskowców. Wieża Więzienna, w której przetrzymywano spiskowców.
Jak się potem okazało, anonimy informujące władze o powstaniu napisał jeden z członków spisku, Schweitzer. Wspomniany już tragarz Zobel został zaproszony do pokoju, gdzie po kilku kieliszkach zgodził się dołączyć do powstania i werbować do niego kolegów, ci jednak po przyjściu na miejsce odmówili i dla uspokojenia sytuacji dano im pieniądze za fatygę. Powstanie upadło, zanim tak naprawdę się zaczęło. Kilku młodych chłopców źle obliczyło posiadane siły. Prusacy, po pierwszym szoku i zdaniu sobie sprawy, że w spisek była zaangażowana tylko garstka młodzieży, czuli się skonsternowani. Jednak wyroki, jakie zapadły, nie były łagodne. Bartholdy'ego skazano na śmierć, resztę na wieloletnie więzienie. Z czasem wyroki złagodzono. Prośba o ułaskawienie Bartholdy'ego również została wysłuchana, ale on sam miał się o tym dowiedzieć dopiero na szafocie.

Egzekucja miała się odbyć 2 sierpnia na gdańskich wałach miejskich. Skazańca wyprowadzono z Wieży Więziennej i doprowadzono przed kata, który miał mu ściąć głowę toporem. W ostatniej chwili odczytano jednak dokument, na mocy którego król zamieniał karę śmierci na dożywotnie więzienie. Sam zainteresowany zachował całkowitą obojętność, przewieziono go do więzienia w Piławie. Po wstąpieniu na tron nowego pruskiego króla Fryderyka Wilhelma III matka Bartholdy'ego wyjednała u niego amnestię dla syna, ten musiał jednak złożyć deklarację, że już nigdy nie podniesie ręki na pruskie władze.

Gotfryd Beniamin Bartholdy w roku 1802 powrócił do Gdańska, sprzedał dom rodzinny, uregulował długi. Dosyć szybko opuścił rodzinne miasto i wyemigrował do Francji, tam zaciągnął się do wojska. Po wojnach napoleońskich odnalazł jednak swoje miejsce w zrujnowanym oblężeniami i francuską okupacją Gdańsku. Pracował, udzielając korepetycji z języka francuskiego, zmarł w roku 1819.

Polski i niemiecki punkt widzenia



Polska literatura historyczna przedstawiała niedoszły zryw młodzieży jak "Spisek Bartholdy'ego", zupełnie tak jakby była to narodowowyzwoleńcza szeroka akcja gdańskiego społeczeństwa. Niemiecka historiografia raczej bagatelizowała i podkreślała lokalny charakter całego przedsięwzięcia.

Prawda jest gdzieś pośrodku. Związek Wolnych Prusaków nie był organizacją dążąca do "polskiego powstania" w Gdańsku, jego członkowie marzyli o przywróceniu wolności miastu, ale tych, które zapewniała im do 1793 roku Rzeczypospolita. Faktem jest, że ten romantyczny zryw nie jest szerzej znany mieszkańcom Gdańska, szkoda też, że do dziś nie ma na dawnej kamienicy Bartholdych chociażby małej tablicy upamiętniającej tych młodych marzycieli o wolności.

Bibliografia:

  • "Historia Gdańska", tom III, Gdańsk 1993.
  • Prorok L., "Niedoszła rewolucja", "Przegląd Zachodni", nr 5/6, 1952.
  • Loschin G., "Geschichte Danzigs von der Altesten bis zur neuesten Zeit", Danzig 1823.

O autorze

autor

Krzysztof Kucharski

animator kultury i edukator w Muzeum Gdańska, rekonstruktor, prezes stowarzyszenia Garnizon Gdańsk

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (15)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile lat w tym roku miałby Cristal?

 

Najczęściej czytane