• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sorry, taki mieliśmy klimat

Jarosław Kus
27 stycznia 2018 (artykuł sprzed 6 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat "Tu mówi stacja wolnościowa Gdańsk"

Ostatnia dekada stycznia roku 1938 nie rozpieszczała pogodą mieszkańców Wybrzeża: dawały się im we znaki "przelotne deszcze", "ostre zachodnie wiatry", a przygnębiającej atmosfery na dworze nie były w stanie zmienić nawet "częściowe rozjaśnienia". Nie poddawano się jednak rezygnacji i zniechęceniu: sopocianie radzili sobie z zimową chandrą myślami o słonecznym lecie, mając nadzieję na udany sezon turystyczny i zyski "z pokojów" wynajmowanych letnikom.



Z lektury "Gazety Gdańskiej" z 25 stycznia dowiadujemy się, że z niekorzystnym klimatem zmagali się również helscy rybacy, którzy "na skutek zablokowania dotychczas lodem Zatoki Puckiej" nie mogli dotrzeć na Hel tradycyjną drogą, postanowili więc dostarczać tamtejszym wędzarniom "szproty i inne gatunki ryb od strony otwartego Bałtyku".

Rybaków nie zrażały równie częste o tej porze roku sztormy - styczniowy poważnie uszkodził urządzenia portu rybackiego w Wielkiej Wsi (obecnie Władysławowo), ale bardzo szybko dokonano niezbędnych napraw, dzięki czemu port mógł bez przeszkód funkcjonować jako główna baza "na połowy dorszy pod Bornholm i pod Stolpmuende". Zima roku 1938 nie była dla polskiego rybołówstwa zbyt udana, także z powodu dokuczliwego "braku szprotów na wodach polskiego morza", duże nadzieje pokładano więc w połowach dorsza.

Niekorzystny klimat dawał się też we znaki niektórym gdańszczanom, choć nie miało to nic wspólnego z pogodą, o czym miał okazję przekonać się niejaki Plenikowski. Anton Plenikowski, nauczyciel z zawodu, był gdańskim komunistą (w Komunistycznej Partii Niemiec od roku 1927), reprezentującym w latach 1928-1937 w Sejmie Wolnego Miasta Gdańska (Volkstagu) partię komunistyczną (sprawował nawet funkcję przewodniczącego poselskiej frakcji komunistycznej). Pogoda dla komunistów skończyła się w Gdańsku w roku 1937 wraz z dojściem do władzy hitlerowców, którzy pozbyli się całej opozycji, likwidując lub zmuszając do samorozwiązania wszystkie partie polityczne. I to właśnie ta gwałtowna "zmiana klimatu" wygnała komunistę Plenikowskiego do krajów skandynawskich...

Z podobnych powodów gdańskim klimatem nie byli zachwyceni Polacy mieszkający w Wolnym Mieście: wśród wielu ich praw kwestionowanych przez niemiecką większość, było też prawo do edukacji w języku polskim. Wprawdzie w latach trzydziestych, na mocy porozumień polsko-gdańskich, władze Wolnego Miasta zezwoliły na wprowadzenie wykładowego języka polskiego do szkół państwowych, czyli senackich (bo początkowo w Gdańsku mogły funkcjonować tylko polskie szkoły prywatne), a status takiej szkoły przyznano również Gimnazjum Macierzy Szkolnej we Wrzeszczu, to z dostępnością do edukacji polskojęzycznej (głównie z powodu różnych niemieckich obstrukcji) nadal nie było najlepiej. Nic więc dziwnego, że "Gazeta Gdańska" postanowiła opublikować odpowiednie instrukcje dla rodziców.

Znacznie lepszy klimat panował w Gdyni: dodatniemu przyrostowi naturalnemu towarzyszyła niezwykle korzystna koniunktura dla targów na... dziewczęta! Wyjaśnijmy od razu, że nie miała nic wspólnego ze wspomnianym przyrostem naturalnym, lecz dotyczyła sztuki scenicznej. "Targ na dziewczęta" to tytuł operetki, wystawianej przez zespół Opery i Operetki z Poznania w sali Kolejowego Przysposobienia Wojskowego. Co ciekawe, główną rolę grali w tej sztuce chłopcy "od krów", czyli "cow-boye" z Dzikiego Zachodu. Z myślą o dziewczętach natomiast, "najwytworniejszy dancing Gdyni", czyli "Mascotte", urządzał wybory Miss Gdyni.

Niestety, burzowe chmury nadal zbierały się nad gdyńskim Pogotowiem Ratunkowym (o problemach związanych z jego powstaniem pisaliśmy przed tygodniem), do czego swoją lekkomyślnością i niefrasobliwością przyczyniali się sami gdynianie...

Najlepiej zatem zakończyć dzisiejszą opowieść tanecznym krokiem (wszak karnawał w pełni!): nie dość, że się człowiek trochę porusza, to jeszcze w słusznej, bo ekologicznej, sprawie. Nietańczących natomiast zapraszamy na kawę na ulicę Świętojańską...

Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 20 z 25 stycznia 1938 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.

Opinie (10)

  • Sorry (2)

    dalej mamy taki klimat, połowów nie wyłączając.

    • 8 0

    • (1)

      Nadal mamy 1938 rok.

      • 1 0

      • Nadal?

        Raczej - znowu.

        • 2 0

  • Nudziarstwo. (1)

    • 2 18

    • Poczytaj komiks.o Donaldzie kaczorze...

      • 4 0

  • ''Wolę się otruć niż iść do pracy'' (1)

    lol, to już wtedy praca w Polsce była bez sensu i również nieopłacalna ?

    • 15 1

    • To był

      tradycyjny, idealny związek: kobieta na utrzymaniu mężczyzny - tyle tylko, że mężczyzna był w obyczaju trochę do przodu; niedługo osiągniemy taką doskonałość; jejku jej! Ale że bez ślubu? Demoralizacja totalna!

      • 3 0

  • Super artykuł. Jestem wierna fanka pana artykulow. Swietne ciekawostki ,naprawde milo sie czyta

    • 18 0

  • Super

    Super artykuł !!

    • 12 1

  • Plenikowsky - Polak czy Niemiec ;)?

    Zapewne wywrotowiec-komunista Plenikowsky bylby wedlug polskiej gazety dobrym Polakiem i znakomitym dzialaczem mniejszosci polskiej w niemieckim Gdansku gdyby ... nie byl komunista ha ha ha ha :)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Czyj dom stał się pierwszym gdyńskim salonem?

 

Najczęściej czytane