• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Śmierć czyhała w Ikarusie. Zbrodnia sprzed 25 lat

Tomasz Kot
5 sierpnia 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Początek lat 90. Ikarus w barwach Zakładu Kominikacji Miejskiej pokonuje ulice Moreny. Początek lat 90. Ikarus w barwach Zakładu Kominikacji Miejskiej pokonuje ulice Moreny.

W czwartkową zimną noc z 24 na 25 marca 1988 r. ruch w bazie autobusowej w Gdańsku przy alei Karola Marksa 140 zobacz na mapie Gdańska (dziś to al. Gen. Józefa Hallera) był niewielki. Pracowały przede wszystkim warsztaty naprawcze przygotowujące uszkodzone autobusy do porannego wyjazdu. Około 1 w nocy nieopodal warsztatu naprawy ogumienia zatrzymał się Ikarus ze zgaszonymi światłami. Przez otwarte przednie drzwi wysiadł niewysoki mężczyzna.



Rok 1989. Ikarus na przystanku autobusowym na ul. Kościuszki w Sopocie. Rok 1989. Ikarus na przystanku autobusowym na ul. Kościuszki w Sopocie.
-Idź, idź! Poczekaj na mnie przy płocie. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko coś zrobię - usłyszał od kierowcy autobusu.

Mężczyzna ruszył powoli w kierunku ogrodzenia oddzielającego bazę autobusową od ulicy. Idąc wyraźnie się zataczał. W pewnej chwili tknięty jakimś przeczuciem obejrzał się. Potem jeszcze raz, gdy zobaczył, że autobus jedzie w jego kierunku z maksymalną prędkością. Nie zdążył zareagować. Rozpędzony, 16-tonowy Ikarus 260, wjechał w niego z impetem.

Siła uderzenia była tak duża, że wyleciała prawa przednia szyba rozbita na drobne kawałki. Autobus przejechał mężczyznę i z piskiem opon zahamował kilkanaście metrów dalej. Kierowca wrzucił wsteczny bieg i cofając ponownie najechał na leżącego na asfalcie człowieka. Potem Ikarus odjechał znikając za budynkiem.

Huk i hałas wywabiły z warsztatu Stanisława Myszkina, montera ogumienia. Myszkin dostrzegł autobus, który przejeżdża przez coś, co monterowi wydawało się workiem szmat, a potem odjeżdża szybko w kierunku budynku dyrekcji zakładu. Kiedy Myszkin podszedł bliżej okazało się, że na placu leżą zmiażdżone i zmasakrowane zwłoki ludzkie.

Przybyli na miejsce śledczy z MO chcieli ustalić tożsamość denata, który nie miał przy sobie żadnych dokumentów, a stan, w jakim znajdowały się zwłoki utrudniał identyfikację. Nikt zresztą ciała nie rozpoznał. U ofiary stwierdzono wieloodłamowe złamanie kości czaszki, zmiażdżenie mózgu, przerwanie tchawicy, złamanie kręgosłupa, żeber i miednicy oraz pękniecie wątroby.

Przesłuchania trwały cała noc. Nad ranem, po przybyciu porannej zmiany, wszystkich 27 pracowników pracujących w nocy w bazie Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego przy al. Karola Marksa (w 1989 r. dokonano podziału WPK, obecnie baza jest użytkowana przez następcę WPK - Zakład Komunikacji Miejskiej), przewieziono na badania krwi. Wszyscy byli trzeźwi.

Z zeznań pracowników wyłonił się niewyraźny obraz potencjalnego sprawcy morderstwa. Kilku kierowców przetokowych (kierowcy, którzy przestawiają autobusy w bazie, tak aby rano mogły wyjeżdżać zgodnie ze swoimi rozkładami jazdy), widziało niskiego mężczyznę z krótką brodą, w jasnej kurtce, który jeździł w nocy Ikarusem po różnych sektorach zakładu. Nikt jednak nie zapamiętał jego twarzy, ani go nie rozpoznał.

Lepiej poszło z identyfikacją ofiary. Do pracy nie przyszedł bowiem monter opon Jerzy Lisiuczek. Wezwana przez śledczych żona Lisiuczka, Krystyna, rozpoznała zwłoki męża.

Jerzy i Krystyna żyli w nieformalnym związku przez blisko dwa lata, a małżeństwem byli zaledwie od tygodnia. Mieszkali w domku jednorodzinnym będącym własnością Jerzego. Lisiuczek oprócz domu po ojcu odziedziczył także złote monety i cenne precjoza. Wszystko to Jerzy zapisał swojej żonie jeszcze przed ślubem.

Między małżonkami nie układało się jednak najlepiej. Często się kłócili. Krystyna miała do Jerzego pretensję, że często pije i wynosi z domu przedmioty na sprzedaż.

W domu Lisiuczków pokój wynajmował od kilku miesięcy Wiesław Czubkosz, kierowca autobusu, pracujący podobnie jak Jerzy w WPK. Czubkosz zwrócił uwagę śledczych, ponieważ oprócz oczywistych związków z tragicznie zmarłym, nosił wąsy i krótką brodę.

Kierowca miał jednak alibi, które potwierdziła żona ofiary. Początkowo Krystyna Lisiuczek zeznała, że Czubkosz uczestniczył w imieninach jej brata, a następnie poszedł spać do swojego pokoju przed końcem imprezy. Ona natomiast o zgonie męża dowiedziała się dopiero od milicjantów, a wcześniej nie wiedziała, dlaczego jej mąż wyszedł w nocy z domu.

Dopiero po dwóch tygodniach wdowa zgłosiła się do śledczych i opowiedziała, co naprawdę wydarzyło się feralnej nocy.

Ich troje

Krystyna znała Wiesława od października 1987 r. Poznała go na jednym z wieczornych kursów dokształcających dla dorosłych. Oboje szybko zostali kochankami. Gdy okazało się, że Czubkosz podobnie jak konkubent Krystyny pracuje w WPK, kierowca zaprzyjaźnił się z Jerzym i wkrótce wynajął pokój u Lisiuczków.

W pracy Wiesław był kutym na cztery nogi cwaniakiem. Miał cały komplet lewych kart drogowych, którymi posługiwał się, aby o dowolnej porze dnia i nocy dostać się do bazy WPK. Dzięki podrobionym dokumentom często wyjeżdżał praktycznie bez kontroli z bazy różnymi autobusami. Pojazdy uruchamiał bez kluczyków, za pomocą zapałki.

Gdy Jerzy był poza domem, Wiesław składał Krystynie liczne dowody afektu. Pod dom podjeżdżał autobusem, kiedy skończył pracę albo miał przerwę między kursami.

Feralna noc

24 marca wieczorem po imprezie Czubkosz wyszedł z domu Lisiuczków. Około północy pod dom podjechał trzydrzwiowym, krótkim "Ikarusem" 260. Czubkosz wpadł do środka i zerwał z fotela śpiącego w nim Jerzego Lisiuczka.

- Szybko, szybko, mamy interes do załatwienia - poganiał mocno już pijanego Lisiuczka.

Wiesław chwycił jeszcze stojącą na stole półlitrówkę wódki i szklankę.

- Wypijemy sobie jeszcze trochę w autobusie - rzucił do niezdarnie ubierającego się Jerzego.

O drugiej w nocy do domu wrócił rozdygotany Czubkosz. Był tylko w podkoszulku i spodniach. Nie miał na sobie kurtki, golfa i czapki, które wyrzucił po drodze do kosza na śmieci. Kazał Krystynie zgasić światło. Kobieta położyła się obok Czubkosza na łóżku w jego pokoju. Kierowca patrzył tępo w sufit.

- Jestem mordercą - rzucił w kierunku Krystyny. Kobieta milczała.

Skruszona wdowa

Po zeznaniach Lisiuczkowej Wiesław Czubkosz zostaje aresztowany. Podczas kolejnych przesłuchań o współudział w morderstwie oskarża swoją kochankę. Twierdzi, że Krystyna namawiała, aby "załatwił" Jerzego, bo ona nie może dłużej tak żyć. A jeśli tego nie zrobi, ona załatwi go sama. Podobno kobieta kręciła mu nad dłonią łańcuszkiem z krzyżykiem, twierdząc, że to pomoże mu w zgładzeniu jej męża.

Prokuratura wszczyna dochodzenie przeciwko Krystynie Lisiuczek. Po kilku miesiącach sprawa zostaje jednak umorzona z braku dowodów winy. W czerwcu 1989 r. Sąd Wojewódzki w Gdańsku skazuje Czubkosza na 25 lat więzienia. Rewizja wniesiona przez obronę do Sądu Najwyższego została odrzucona.

Opinie (78) 3 zablokowane

  • moze artykul o morderstwie na proboszczu (1)

    w Gdansku-Oliwie,przy kosciele okraglaka.

    • 11 2

    • Tam morderstwa nie było

      W tym przypadku morderstwa nie było. Ksiądz po prostu w wyniku stresu dostał rozległy zawał i zmarł na miejscu. Choć sama historia pewnie warta opisania.

      • 5 0

  • a wszystko to przez kobietę (1)

    nie poszła nawet siedzieć...

    • 18 2

    • zla kobieta !

      • 8 0

  • 25 lat (1)

    czyli wychodzi w tym roku...

    • 6 6

    • wyszedl wczesniej 10 lat temu.

      • 6 0

  • Masa Ikarusa

    ...wynosi 9 ton. Z kolei 16 ton to dopuszczalna masa całkowita :)

    • 7 1

  • Artykuł

    Dobry artykuł, przyjemnie się czyta.

    • 7 4

  • Dobre te wiecej takich artykułow pozdrawiam (1)

    • 10 2

    • masz jeszcze drugi podobny o kierowcy hondy

      to malo?

      • 0 0

  • masa trawiaco wydalająca w oparach namiętności ....

    • 1 3

  • śmierć sprzed 25 lat (2)

    odsiedział 25 lat i co z tego jestem jego najbliższą rodziną od której się odciął i jak dla mnie powinien dostać karę śmierci a nie tylko 25lat tak proszę pani ma córkę a także syna którzy się nie znają żyją zapewne niedaleko siebie
    wyszedł w ubiegłym roku ciekawe czy kontaktował się z rodziną bądź swoimi dziećmi

    • 4 12

    • (1)

      Lepiej żeby się z nimi nie kontaktował, z resztą nie sądzę aby dzieci chciały się kontaktować z nim. To już dorośli ludzie mający swoje rodziny.

      • 6 0

      • masz racje .

        • 6 0

  • morena (2)

    Na zdjeciu bloki z ulicy warnenskiej na morenie :-) . Ja pitole ale fajne :-)

    • 7 0

    • slams a nie fajne

      • 3 6

    • Wyrobka

      • 0 1

  • BEZEDURA (5)

    Artykuł fajny ale nierzetelny .
    1. Na imię miał Krzysztof i był nocnym kierowcą a wtedy nocny kierowca był trochę "uprzywilejowanym " kierowcą w WPK - takie to były czasy czyli w nocy robili prawie co chcieli .
    2. W tamtych czasach kluczyki były w stacyjkach autobusów - bezpieczeństwo ppoż .
    3.wyjazd bez karty drogowej był bardzo prosty.
    4. Krzysztofa milicja aresztowała pierwszy raz i wypuścili a potem drugi raz po tygodniu - na stałe.
    5. w dniu wizji lokalnej na bazie prawie wszyscy kierowcy byli obecni . Morderca nie chciał wyjść z radiowozu po zobaczeniu swojej matki . Kobietę usunięto z terenu a wizja odbyła się .
    Znałem wtedy Krzyśka . Odsiedział chyba 12 lat i wyszedł . W sumie wrak człowieka . Często widywałem jego kobietę z psem na spacerach .

    • 22 2

    • Prawdę prawisz (1)

      A ten pismak to szaleju się najadł i dlatego bzdury napisał.Pewnie mu dziadek naopowiadał bajek.A w ogule jak można pisać głupoty bez sprawdzenia u żródła.

      • 5 0

      • rommel i prac. WPK

        Czy was otępiło czy jak??? Romel skoro już podałeś imię sprawcy to ok ale jeśli nie macie pojęcia czy odbył karę czy nie to nie pierdzielcie głupot bo siedział do końca a że widzieliście go na ulicy to oznaczało że był na przepustce więc nie gadajcie bzdur.

        • 7 0

    • za takie morderstwo tylko (2)

      12 lat?

      • 0 5

      • a dzisiaj jest lepiej . (1)

        orto- znajdziesz w Internecie "Administracja, polityka i sad tajny w Polsce Ludowej 1950-1955" a jak już przeczytasz to zrozumiesz dlaczego tak ważne są dzisiaj zmiany w prawach sadowniczych a których tak bardzo boja sie dzisiejsi potomkowie tamtych kast ,którzy rzekomo tak bardzo martwią sie o demokracje, praworządność i trójpodział władzy

        • 1 2

        • i po lekturze 37 stron dowiem się, dlaczego ówcześni sędziowie dawali

          25 lat za tego typu morderstwa i dlaczego po połowie wypuszczano?
          Parę dni temu podali, że facet dostał 17 lat za 4 gwałty na prostytutkach. To właściwy wyrok? To ile powinni dostawać księża za gwałty na nieletnich?

          • 4 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak wyglądał pierwszy historyczny zapis nazwy miasta Gdańska?

 

Najczęściej czytane