• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Skąd wziął się w Gdyni i jak podnoszono wrak Gneisenau

Jan Szkudliński
22 marca 2021 (artykuł sprzed 3 lat) 
Ogromny wrak zatopionego pancernika "Gneisenau" aż do 1951 roku blokował główne wejście do portu w Gdyni. Ogromny wrak zatopionego pancernika "Gneisenau" aż do 1951 roku blokował główne wejście do portu w Gdyni.

Wrak "Gneisenau" był wielki. Nawet bez znacznej części zniszczonego w bombardowaniu dziobu mierzył około 200 metrów długości i 30 metrów szerokości. Choć osadzono go na dnie, jego pokład i część burty nadal wystawały ponad powierzchnię wody.



Wielka nadbudówka dziobowa i charakterystyczny komin wznosiły się na kilkanaście metrów nad główki falochronów. Cała ta kupa żelastwa przegradzała główne wejście do gdyńskiego portu, zupełnie uniemożliwiając ruch statków.


Fotografia przedstawia zatopiony w wejściu do portu niemiecki okręt "Gneisenau". Na pierwszym planie widoczni w ujęciu od tyłu dwaj mężczyźni wpatrujący się w okręt. 
Fotografia przedstawia zatopiony w wejściu do portu niemiecki okręt "Gneisenau". Na pierwszym planie widoczni w ujęciu od tyłu dwaj mężczyźni wpatrujący się w okręt.
W pierwszych latach po wojnie, gdy port zamarzał, mieszkańcy urządzali wycieczki do wraku.

Komandor Bolesław Romanowski rozpoczyna i zamyka swe porywające wspomnienia od opisu widoku na Gdynię, gdzie "w wejściu do portu czerniał ogromny wrak Gneisenau".

Skąd jednak wziął się w gdyńskim porcie? Przybliżmy dzieje tego ciekawego okrętu.

W niemieckiej wojskowości para Scharnhorst i Gneisenau była wręcz nierozłączna, tak w dziejach armii pruskiej, jak i niemieckiej już marynarki wojennej.

"Oryginalni" Scharnhorst, czyli generał Gerhard von Scharnhorst, i Gneisenau, czyli feldmarszałek August von Gneisenau (imion mieli więcej, kto chce, niech je wszystkie sprawdzi), to para reformatorów pruskiej armii po katastrofalnej klęsce, zadanej jej przez Francuzów pod wodzą Napoleona.

Feldmarszałek August Neidhardt von Gneisenau na portrecie pędzla George'a Dawa z 1818 roku. Feldmarszałek August Neidhardt von Gneisenau na portrecie pędzla George'a Dawa z 1818 roku.
Potem, już w zjednoczonych, cesarskich Niemczech, na ich cześć nazwano parę krążowników pancernych, które w 1914 r. pod dowództwem admirała Maximiliana von Spee zasłynęły z działań przeciwko żegludze Ententy na Pacyfiku i południowym Atlantyku.

Gdy Brytyjczycy - trochę przypadkiem - dopadli von Speego, oba krążowniki przed zatonięciem stoczyły wspaniałą walkę ze znacznie przeważającym zespołem brytyjskim, co spotkało się z powszechnym uznaniem.

Nic dziwnego zatem, że w rozbudowywanej w latach międzywojennych niemieckiej marynarce ta nierozłączna para pojawiła się ponownie, tym razem jako dwa szybkie pancerniki, oddane do użytku tuż przed wybuchem wojny (von Spee także został uhonorowany, jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy, gdy na jego cześć nazwano jeden z "kieszonkowych" pancerników. "Admiral Graf Spee" w 1939 r. także miał działać na południowym Atlantyku i tam też dopadł go los w postaci samozatopienia na redzie Montevideo, po przegranej bitwie u ujścia La Platy).

Także nowe "Scharnhorst" i "Gneisenau" miały posłużyć Niemcom do polowania na aliancką żeglugę. Tym razem jednakże miały operować z portów w Niemczech.

Wojenne losy pancernika "Gneisenau"



W czasie inwazji na Norwegię starły się z brytyjskim krążownikiem liniowym "Renown" - silniej uzbrojony brytyjski okręt trzykrotnie trafił "Gneisenau", uszkadzając system kierowania ogniem i rufową wieżę. Niemcy wycofali się.

Lepiej powiodło się w czerwcu 1940 r., gdy wypad obu okrętów na Morze Północne pozwolił zaskoczyć brytyjski zespół złożony z lotniskowca "Glorious" i niszczycieli "Ardent" i "Acasta". Cały brytyjski zespół został zniszczony, lecz jeden z niszczycieli zdołał trafić torpedą "Scharnhorsta", zmuszając Niemców do powrotu do baz.

W tym samym miesiącu "Gneisenau" został trafiony torpedą brytyjskiego okrętu podwodnego i poważnie uszkodzony.

Dopiero w marcu 1941 r. oba pancerniki wykonały rajd po Atlantyku, zatapiając 22 statki i wzbudzając ogromny niepokój w dowództwie brytyjskim.

Okręty powróciły tryumfalnie do Brestu, korespondenci wojenni ruszyli pisać tryumfalny reportaż z rajdu, zaś dowodzący nim admirał Lütjens pognał do Gotenhafen, by wyprawić się ponownie na Atlantyk na pokładzie znacznie potężniejszego pancernika "Bismarck".

Wypad "Scharnhorsta" i "Gneisenau" był jednak ostatnim udanym rajdem niemieckich ciężkich okrętów nawodnych. Oba pancerniki stały się w Breście celem uporczywych ataków brytyjskiego lotnictwa.

Tymczasem zatopienie "Bismarcka" unaoczniło niemieckiemu dowództwu, że czasy bezkarnego grasowania ciężkich okrętów po szlakach konwojowych dobiegały już końca.

Wobec kolejnych uszkodzeń w wyniku bombardowań Niemcy zdecydowali się podjąć próbę zuchwałego przedarcia się do portów niemieckich, ale nie przez Atlantyk, a przez kanał La Manche, pod samym nosem Royal Navy.

Mimo poniesionych strat operacja ta, nazwana "Cerberus", zakończyła się spektakularnym sukcesem niemieckim.

Uszkodzony na minie "Gneisenau" trafił do suchego doku w Kilonii. Tam okręt został naprawiony i szykował się do wyjścia w morze i dołączenia do bliźniaczego "Scharnhorsta" i reszty niemieckich ciężkich okrętów w Norwegii.

Niemiecki pancernik "Gneisenau" na morzu w 1942 r. Niemiecki pancernik "Gneisenau" na morzu w 1942 r.
Nim jednak okręt opuścił dok, w nocy z 26 na 27 lutego 1942 r. brytyjskie samoloty wykonały silny nalot na Kilonię, starając się wyłączyć z akcji niemiecki pancernik. Jedna z bomb trafiła w dziobowy pokład "Gneisenau", zapalając ładunki prochowe wieży "Anton". Potężna eksplozja wysadziła 1500-tonową wieżę z podstawy i poważnie uszkodziła całą część dziobową jednostki. Zginęło 112 marynarzy, a okręt uratowano przed trawiącym dziób pożarem jedynie dzięki pospiesznemu zalaniu doku, w którym się znajdował.

Ostatnia podróż "Gneisenau" - do Gdyni



Kilka tygodni później okręt, w asyście starego pancernika "Schlesien", wyruszył o własnych siłach z Kilonii do Gdyni.

Plany przywrócenia sprawności jednostce były ambitne. Zamierzano zdemontować dotychczasowe uzbrojenie artyleryjskie okrętu, zastępując je sześcioma działami 380 mm w trzech wieżach (takimi samymi, jakie znajdowały się na "Bismarcku" i "Tirpitzu"). Okręt miał otrzymać także nowy dziób. Dozbrojony w ten sposób okręt byłby poważnym przeciwnikiem także dla najnowocześniejszych brytyjskich pancerników.

Demontaż wież działowych przebiegł sprawnie, lecz prace wstrzymano, gdy w początkach 1943 r. rozwścieczony brakiem sukcesów jednostek nawodnych Hitler nakazał zlikwidować większość floty nawodnej na rzecz U-Bootów.

"Gneisenau" pozostał więc rozbrojony w Gdyni. Zachował się szereg alianckich fotografii lotniczych ukazujących pancernik pozbawiony dziobu i wież działowych, stojący przy nabrzeżu Rumuńskim.

Gdy wojska radzieckie i polskie nieubłaganie zbliżały się do Gotenhafen, Niemcy przystąpili do gruntownego niszczenia urządzeń portu. Wysadzano nabrzeża, urządzenia przeładunkowe i instalacje.

Ocalałe jeszcze okręty albo wychodziły naprędce w morze, albo zatapiano je w basenach. Sam "Gneisenau" został "wklinowany" w główne wejście do portu. Okaleczony dziób okrętu oparto o falochron, rufę zaś dosunięto od wewnątrz. Okręt następnie osadzono na dnie, całkowicie blokując główne wejście do gdyńskiego portu.

Tam też zastał go koniec wojny.

Rok 1946. Zdjęcie przedstawia zatopiony  w porcie gdyńskim statek Warthe. Powyżej tafli wody znajdują się maszt i fragment pokładu na rufie statku. Na horyzoncie, po prawej stronie, widoczny wrak pancernika "Gneisenau". Fotografia pochodząca z albumu z 36 zdjęciami autorstwa Jana Bułhaka przedstawiających zniszczenia i działalność portu gdyńskiego. Rok 1946. Zdjęcie przedstawia zatopiony  w porcie gdyńskim statek Warthe. Powyżej tafli wody znajdują się maszt i fragment pokładu na rufie statku. Na horyzoncie, po prawej stronie, widoczny wrak pancernika "Gneisenau". Fotografia pochodząca z albumu z 36 zdjęciami autorstwa Jana Bułhaka przedstawiających zniszczenia i działalność portu gdyńskiego.
Długie, znacznie dłuższe od przedwojennego wybrzeże Polski usiane było wrakami. W samym gdyńskim porcie na dnie znajdował się wrak osławionego "Schleswig-Holsteina", wrak starego pancernika "Zähringen" i szeregu innych jednostek.

Blokujący wejście do portu "Gneisenau" był jedną z najpoważniejszych przeszkód na drodze do normalnego użytkowania portu. Wykonano więc drugie wejście do portu, usuwając części falochronu - to dlatego dziś port gdyński ma dwa wejścia.

Wielki pancernik to jednak nie tylko przeszkoda - to także najróżniejsze mechanizmy, których do tego czasu nie wymontowano, ale przede wszystkim kilkadziesiąt tysięcy ton wysokogatunkowej stali.

Statek pasażerski m/s "Batory" wpływa do portu gdyńskiego w asyście holownika "Tytan". Z prawej widoczny wrak pancernika "Gneisenau", na wejściu do portu. Statek pasażerski m/s "Batory" wpływa do portu gdyńskiego w asyście holownika "Tytan". Z prawej widoczny wrak pancernika "Gneisenau", na wejściu do portu.
Nic dziwnego więc, że początkowo wydobyciem jednostki zamierzali zająć się Sowieci. Bez powodzenia.

Zadanie wydobycia wraku powierzono zatem zespołowi kapitana Witolda Poinca. Skalę stojących przed nim problemów uzmysłowić pomaga fakt, że wcześniej rozważano nawet pozostawienie wraku w wejściu do portu w roli części nowego falochronu. Wrażenie robiła także postawa zagranicznych przedsiębiorstw ratowniczych, które nie zdecydowały się podjąć zadania wydobycia "Gneisenau".

Akcją wydobycia "Gneisenaua" dowodził kapitan żeglugi wielkiej Witold Poinc. Akcją wydobycia "Gneisenaua" dowodził kapitan żeglugi wielkiej Witold Poinc.
Zadanie było rzeczywiście onieśmielające. By wydobyć wrak na powierzchnię, należy albo wyciągnąć go przy pomocy napełnianych powietrzem pontonów przytwierdzonych do stropów wprowadzonych wcześniej pod wrak, albo uszczelnić część podwodną wraku i wypompować z niego wodę.

Ogromna masa "Gneisenau" wykluczała tę pierwszą technikę.

Pozostawało więc uszczelnianie, co także nie było bynajmniej proste.

Osadzając okręt na dnie, Niemcy nie poprzestali na zwykłym otwarciu zaworów dennych, by okręt wypełnił się wodą i osiadł - właściwie szczelny - na dnie. Zawory zostały jednak wysadzone, oprócz tego we wrak wystrzelono też kilka torped. Trud potęgowały radzieckie próby rozerwania wraku przy użyciu materiałów wybuchowych.

Jak pisze Tomasz Falba: "W prawej burcie okrętu znajdowała się dziura 5-metrowej średnicy", lewa burta natomiast była "rozpruta na dużej powierzchni".

Sam okręt stanowił prawdziwy labirynt przedziałów, grodzi, pokładów, w którym można byłoby zgubić się, nawet gdyby okręt stał przy nabrzeżu świeżo po remoncie; zdewastowany, ciemny, zalany wodą i mułem wrak był więc miejscem niezwykle niebezpiecznym. Tylko jednak wchodząc do niego, możliwe było uszczelnienie wszystkich mniejszych lub większych wyrw w kadłubie okrętu.

W pracach przy "Gneisenau" uczestniczył stuosobowy zespół. Przed rozpoczęciem prac zespołu ratowniczego stopniowo pocięto i usunięto nadbudówki wraku, tak by choć trochę zmniejszyć spoczywający na dnie ciężar.

Samą akcję wydobywczą rozpoczęto w kwietniu 1950 r. Najbardziej niebezpieczną pracę wykonywali nurkowie - "Dziennik Bałtycki" po wydobyciu okrętu odnotował ich nazwiska: Bronisław Sadowy, Józef Jońca, Stanisław Niklas, Mieczysław Szapiel, Edmund Wiśniewski, Władysław Szreder, Alfons Konkel, Józef Kierzka, SołtyszkiewiczDąbrowski.

Nurkowie, po skończonej pracy we wraku "Gneisenau", płuczą skafandry z błota. Zdjęcie autorstwa Janusza Uklejewskiego, zamieszczone w albumie "Nurkowie z wraku Gneisenau" autorstwa Kariny Kowalskiej. Nurkowie, po skończonej pracy we wraku "Gneisenau", płuczą skafandry z błota. Zdjęcie autorstwa Janusza Uklejewskiego, zamieszczone w albumie "Nurkowie z wraku Gneisenau" autorstwa Kariny Kowalskiej.
Pracowali półtora roku; w tym samym czasie demontowano też grube płyty pancerza burtowego, który osiągał 350 mm grubości i dociążał okręt.

6 września 1951 r., po ponad roku wytężonej pracy, rozpoczęto wypompowywanie wody z wraku. Po sześciu dniach "Gneisenau" oderwał się od dna, po czym został przeholowany do nabrzeża Śląskiego, gdzie kontynuowano jego demontaż.

Jeden z nurków pracujących we wraku "Gneisenaua". Kadr pochodzi z Polskiej Kroniki Filmowej. Jeden z nurków pracujących we wraku "Gneisenaua". Kadr pochodzi z Polskiej Kroniki Filmowej.
Dzisiaj przywykliśmy, że o poważniejszych przedsięwzięciach technicznych niezależne media informują z wyprzedzeniem i na bieżąco. W pierwszych dniach września 1951 r. jednakże "Dziennik Bałtycki" milczał na temat trwającego "ataku" na wrak "Gneisenau". Łamy gazety zajmowały propagandowe tyrady przeciwko wojnie w Korei i propagandzie "zgniłego Zachodu".

Dopiero w czwartek, 13 września, gdy sukces operacji był już znany, pierwsza strona "Dziennika Bałtyckiego" zamieściła komunikat, a kilka dni później obszerniejszy tekst Władysława Szremowicza:

"Zadanie wykonane całkowicie i przed terminem: wrak hitlerowskiego pancernika nasi polscy ratownicy wydobyli, usunęli i dostarczyli, jako cenny surowiec dla dalszego przerobu!".
Polska Kronika Filmowa z nr 40/51 z 26 września także zawiera ciekawy, półtoraminutowy materiał dotyczący wydobycia "Gneisenau" i pozyskanych z niego surowców wtórnych.

"Stal wojny przetopimy na stal pokoju!" - kwituje ówczesny lektor PKF Andrzej Łapicki.

Kliknij, by obejrzeć 1,5-minutowy film Polskiej Kroniki Filmowej poświęcony wydobyciu wraku "Gneisenau" z portu w Gdyni. Kliknij, by obejrzeć 1,5-minutowy film Polskiej Kroniki Filmowej poświęcony wydobyciu wraku "Gneisenau" z portu w Gdyni.
W całej tej entuzjastycznej medialnej relacji o kolejnym sukcesie ludowego państwa zabrakło jednak informacji o cenie - w trakcie prac jeden z nurków, Józef Kaniewski - poniósł śmierć w czasie pracy wewnątrz wraku, gdy przewód dostarczający mu powietrze został przyciśnięty jednym z ciężkich, obluzowanych elementów.

Jednak nawet zaglądając poza propagandowy sztafaż PRL-u, wydobycie "Gneisenau" było wielkim osiągnięciem. Praca nurków i ratowników oczyszczających wybrzeże Polski z wraków była bardzo cennym wkładem w odbudowę Polski po zniszczeniach wojennych, i budziła słuszny podziw społeczeństwa.

Miarą tego podziwu i popularności pracy ratowników morskich niech będzie fakt, że powieść sławnego Janusza Meissnera "Wraki" doczekała się w latach 1953-1976 co najmniej ośmiu wydań, była też tłumaczona na język niemiecki.

Okładka książki Janusza Meissnera pt. "Wraki". Powieść wydawano w Polsce wielokrotnie, wśród czytelników cieszyła się wielką popularnością. Okładka książki Janusza Meissnera pt. "Wraki". Powieść wydawano w Polsce wielokrotnie, wśród czytelników cieszyła się wielką popularnością.
Jak wynika z informacji zamieszczonych na stronach Muzeum Nurkowania w Warszawie i portalu Nurkowa Polska, różnego rodzaju książek i broszur dotyczących wydobywania wraków publikowano wówczas o wiele więcej.

Samą operację wydobycia "Gneisenau" dokumentował między innymi sławny fotografik Janusz Uklejewski - zdjęcia można znaleźć w sieci, przede wszystkim jednakże na łamach albumu Kariny Kowalskiej pt. "Nurkowie z wraku "Gneisenau".

Wydany w 2019 r. album "Nurkowie z wraku Gneisenau" Kariny Kowalskiej jest kompendium wiedzy na temat akcji pozbywania się niemieckiego pancernika z basenu portu w Gdyni. Wydany w 2019 r. album "Nurkowie z wraku Gneisenau" Kariny Kowalskiej jest kompendium wiedzy na temat akcji pozbywania się niemieckiego pancernika z basenu portu w Gdyni.
Dziś wielozadaniowa jednostka Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa nosi imię "Kapitan Poinc"; imieniem twórcy polskiej szkoły wydobywania wraków nazwano też jedną z ulic dojazdowych do Portu Północnego w Gdańsku.

Dzisiaj pozostałości "Gneisenau" można znaleźć w kilku miejscach w Polsce i w Europie. W Trójmieście znajdują się jedynie względnie nieduże elementy. W Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni znajduje się jeden z okrętowych reflektorów, zaś w Muzeum II Wojny Światowej eksponowana jest busola zdemontowana z jednej z łodzi tego okrętu, która przetrwała wojnę i była wykorzystywana w służbie portowej.

W Szczecinku obejrzeć możemy łańcuchy kotwiczne "Gneisenau", które służą tam jako dekoracyjny element Pomnika Zdobywców Wału Pomorskiego, honorującego dziś niemalże zupełnie zapomniany sukces polskich żołnierzy.

W komentarzach internetowych można także znaleźć szereg informacji o wymontowanych z wraku podzespołach, które służyły jeszcze przez szereg lat w różnych zakładach przemysłowych na terenie kraju - np. kotły miały zostać zainstalowane w jednym z zakładów w Jaśle, zaś turbiny w elektrowni w Bytowie.

Część przetopionej stali znaleźć można w Warszawie - użyto jej do budowy Pałacu Kultury i Nauki.


Powojenne losy uzbrojenia "Gneisenau"



Największe jednak wrażenie robi zachowane uzbrojenie okrętu; by je zobaczyć, musimy wyjechać poza Polskę, co w obecnej sytuacji nie zawsze jest możliwe.

Gdy w czasie wojny Niemcy demontowali uzbrojenie "Gneisenau", sprawne działa kierowali w różne miejsca Wału Atlantyckiego, by pełniły rolę baterii nadbrzeżnych.

W dawnej twierdzy Austrått (okolice Trondheim) w Norwegii zachowała się w bardzo dobrym stanie rufowa wieża artylerii głównej (wieża Cäsar), zamontowana tam przez Niemców siłami robotników przymusowych jeszcze w 1942 r.

Rufowa wieża "C" z "Gneisenau" została zainstalowana jako bateria nadbrzeżna w Norwegii. Dziś pełni funkcję atrakcji turystycznej. Rufowa wieża "C" z "Gneisenau" została zainstalowana jako bateria nadbrzeżna w Norwegii. Dziś pełni funkcję atrakcji turystycznej.
Dziś miejsce to jest atrakcją turystyczną, tym ciekawszą, że pod wieżą zachował się także skomplikowany system podziemnych pomieszczeń z kwaterami obsługi, komorami amunicyjnymi, zasilaniem, systemem dostarczania amunicji. Z pewnością warte uwagi, choćby dlatego, że to jedna z nielicznych, jeśli nie jedyna zachowana w Europie kompletna wieża artyleryjska pancernika, pozwalająca wyrobić sobie pewną orientację co do tego, jak wielkie były to okręty.

Jeśli ktoś pragnie zobaczyć cały zachowany pancernik z czasów II wojny światowej, musi wybrać się do Stanów Zjednoczonych, gdzie kilka takich okrętów zachowano jako muzea. Namiastką mogą być lufy dział okrętowych kalibru 381 mm, umieszczone przed wejściem do Imperial War Museum w Londynie.

Do Norwegii trafiła także wieża "Bruno" (czyli druga od strony dziobu) - zainstalowano ją wielkim wysiłkiem we Fjell nieopodal Bergen. Po wojnie przez dwie dekady użytkowało ją norweskie wojsko, jednakże w 1968 r. wieżę złomowano.

Działo z Gneisenaua w norweskiej miejscowości Fjell w 1963 r. Działo z Gneisenaua w norweskiej miejscowości Fjell w 1963 r.
Jej puste stanowisko zostało kilka lat temu przykryte dachem i służy jako kawiarnia z panoramicznym widokiem; nieopodal znajduje się nadal kilka pancernych płyt z wieży, dających pewne wyobrażenie o masie i rozmiarach głównego uzbrojenia okrętu.

Stanowisko, w którym do 1965 r. znajdowało się działo z Gneiesenaua, dziś jest zamienione w kawiarnię z panoramicznym widokiem. Stanowisko, w którym do 1965 r. znajdowało się działo z Gneiesenaua, dziś jest zamienione w kawiarnię z panoramicznym widokiem.
Trzecia wieża, "Anton", została, jak wspomniano wyżej, ciężko uszkodzona eksplozją po nalocie w Kilonii. Same działa były jednak sprawne, toteż Niemcy zamontowali je pojedynczo w specjalnych wieżach na Hoek van Holland u wejścia do portu w Rotterdamie. Bateria ta została po wojnie zburzona w trakcie rozbudowy portu.

Zachowały się jeszcze dwie wieże artylerii średniej "Gneisenau", z dwoma działami kalibru 150 mm każda - obie znalazły się na uzbrojeniu baterii Graadyb niedaleko Esbjergu w Danii. Także i one stanowią obecnie atrakcję turystyczną.

***


Korzystałem między innymi ze zbiorów Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej, artykułów w portalu nurkowapolska.pl, książki P. Fedorowicz "Pancerniki typu "Scharnhorst", Tarnowskie Góry 2008 i B. Romanowski "Torpeda w celu", a także artykułu Tomasza Falby "Słyszeliście... jak podniesiono z dna wrak "Gneisenaua"?" na portalu zeglarski.info.

Warto zapoznać się ze wzmiankowaną Polską Kroniką Filmową: "Gneisenau" wydobyty | Repozytorium Cyfrowe Filmoteki Narodowej (fn.org.pl) oraz fotografiami z portalu Gdynia w sieci: www.gdyniawsieci.pl - gneisenau.

O autorze

autor

Jan Szkudliński

- doktor historii, badacz historii Gdyni i Pomorza, pracownik Muzeum Gdańska.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (97)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Majówka z Twierdzą Wisłoujście

35 zł
w plenerze, wykład / prezentacja, warsztaty, pokaz

Sprawdź się

Sprawdź się

Na przełomie lat 70. i 80. warunki atmosferyczne spowodowały, że Torpedownia na Babich Dołach doznała uszkodzeń. Co się wydarzyło?

 

Najczęściej czytane