• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sąd "niemieckiego Wschodu"

Jan Daniluk
26 listopada 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Zaginiony dowódca Szkarłatnej Nierządnicy
Gmach dawnego Wyższego Sądu Krajowego w Gdańsku (niem. Oberlandesgericht Danzig) w latach II wojny światowej przy ul. Nowe Ogrody 30-34. To właśnie w tym gmachu odbywały się rozprawy sądu specjalnego (Sondergericht). Zdjęcie zostało wykonane w 2019 r. Gmach dawnego Wyższego Sądu Krajowego w Gdańsku (niem. Oberlandesgericht Danzig) w latach II wojny światowej przy ul. Nowe Ogrody 30-34. To właśnie w tym gmachu odbywały się rozprawy sądu specjalnego (Sondergericht). Zdjęcie zostało wykonane w 2019 r.

Sąd Specjalny w Gdańsku (niem. Sondergericht Danzig) był jednym z kluczowych elementów zbrodniczej machiny niemieckiego sądownictwa na Pomorzu Gdańskim w latach II wojny światowej. Skazywał Polaków, Kaszubów, Żydów oraz Niemców na śmierć i kary ciężkiego więzienia. Jego historia do dziś pozostaje jedną z największych "białych plam" w historiografii wojennego Gdańska.



Czy czytałeś o procesie denazyfikacji w powojennych Niemczech?

Sądy specjalne (Sondergerichte) zostały powołane w Trzeciej Rzeszy specjalnie w celu rozpoznawania spraw o charakterze politycznym. Pierwsze sądy specjalne powstały niecałe dwa miesiące po objęciu władzy przez narodowych socjalistów, tj. już w marcu 1933 r. Początkowo było ich 13, w grudniu 1935 r. 27, a tuż przed wybuchem II wojny światowej (nie licząc terenu Protektoratu Czech i Moraw) aż 47.

W sądach specjalnych zasiadali tylko zawodowi sędziowie, którzy rozpoznawali sprawy w trzyosobowych składach (pod koniec wojny w dwuosobowych, a nawet jednoosobowo!). Wyroki tych sądów stawały się natychmiast prawomocne, nie przysługiwał od nich żaden środek odwoławczy.

Dla partii, która szybko postarała się opanować palestrę, obsadzając stanowiska tylko zaufanymi działaczami partyjnymi lub jawnie sprzyjającymi NSDAP sędziami, sądy specjalne stały się wygodnymi narzędziami walki ze wszystkimi przeciwnikami (prawdziwymi i wyimaginowanymi) narodowego socjalizmu.

Sądy specjalne na ziemiach polskich



Po wybuchu II wojny światowej zaczęły one powstawać także na terenach polskich wcielonych do Rzeszy. W Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie, w zasięgu działalności Wyższego Sądu Krajowego z Gdańska, z początkiem 1942 r. działało ich aż pięć: w Bydgoszczy, w Gdańsku, w Grudziądzu, w Chojnicach i w Toruniu. Pozostałe dwa (ale podlegające do 1943 r. pod Wyższy Sąd Krajowy w Kwidzynie) działały w Elblągu i Kwidzynie.

Sądy specjalne w latach konfliktu stały się jednym z najważniejszych narzędzi terroru sądowego wobec ludności. Zdarzało się, że oskarżeni często do samej rozprawy nie wiedzieli, jakie stawia się im zarzuty, a ci, którzy nie władali dostatecznie językiem niemieckim, nawet nie rozumieli przebiegu rozprawy. Możliwości obrony były często iluzoryczne. Bywało, że przydzielony obrońca nie bronił oskarżonego, był całkowicie bierny. Sądy specjalne działały szybko i stanowczo, szafując wyrokami śmierci oraz karami ciężkiego więzienia.

Według ustaleń Maximiliana Beckera, który w 2014 r. opublikował świetną monografię dotyczącą niemieckiego sądownictwa na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy (niedawno ukazało się polskie tłumaczenie książki), bilans działalności sądów specjalnych na tych terenach to ok. 5 tys. osób skazanych na wyrok śmierci, z których ok. 4,5 tys. wykonano, oraz ok. 5,5-6 tys. osób skazanych na kary więzienia. W ujęciu regionalnym większość z Sondegerichte, które działały na obszarze obecnej Polski, nadal nie doczekało się rzetelnych monografii. Dotyczy to także sądu specjalnego w Gdańsku.

Ten sam budynek na zdjęciu z początku XX stulecia. Jak nietrudno domyślić się, przetrwał II wojnę światową bez szwanku. Warto zwrócić uwagę, że gmach został podpisany nieużywanym obecnie określeniem Pałac sprawiedliwości (niem. Justizpalast). Ten sam budynek na zdjęciu z początku XX stulecia. Jak nietrudno domyślić się, przetrwał II wojnę światową bez szwanku. Warto zwrócić uwagę, że gmach został podpisany nieużywanym obecnie określeniem Pałac sprawiedliwości (niem. Justizpalast).

W cieniu bydgoskiego sądu specjalnego



Jego historia pozostaje niejako "w cieniu" działającego w tym samym okręgu "najsłynniejszego" chyba Sondergericht Bromberg, powołanego do życia 10 września 1939 r. Początki sądu specjalnego w Bydgoszczy związane są z niemieckim odwetem za tzw. Krwawą Bydgoską Niedzielę (termin ukuty przez niemiecką propagandę), czyli wydarzeniami, które rozegrały się 3-4 września 1939 r. w mieście nad Brdą. Na co najmniej 156 wyroków śmierci, jakie od września do grudnia 1939 r. zapadły we wszystkich sądach specjalnych na ziemiach wcielonych, 100 zostało zasądzonych przez sąd specjalny w Bydgoszczy...

Preludium



Sąd specjalny w Gdańsku został formalnie powołany do życia jako drugi w okręgu 24 listopada 1939 r. Oprócz bydgoskiego i gdańskiego istniał jeszcze sąd specjalny w Elblągu, który swoje początki miał w 1933 r., a po prostu przeszedł do nowego okręgu wraz z przyłączeniem do niego kilku powiatów (w tym i Elbląga) z Prowincji Prusy Wschodnie. Wiele wskazuje zresztą, że gdy 13 listopada 1939 r. w Gdańsku po raz pierwszy zebrał się sąd specjalny (sądzono wówczas Ottona Drewsa, oskarżając go o morderstwo na tle rabunkowym, do którego doszło w małej, kaszubskiej wsi Kamela), to była to właśnie zamiejscowa sesja sądu specjalnego z Elbląga.

"Krwawy sędzia"



Sąd specjalny w Gdańsku przez całą wojnę mieścił się w tym samym budynku, przy siedzibie Wyższego Sądu Krajowego (Oberlandesgericht Danzig) przy ul. Nowe Ogrody 30-34. Obsadę stanowili w większości sędziowie i prokuratorzy, którzy byli czynni zawodowo w Gdańsku już w okresie międzywojennym. Przede wszystkim ci, którzy awansowali w hierarchii sądowej już po objęciu władzy przez gdańskich nazistów.

Na pierwszym miejscu należy tu wymienić dr. Arno Beurmanna (1891-?). W gdańskich sądach zatrudniony był od 1922 r., do NSDAP wpisał się 1 maja 1933 r., krótko przed wygranymi przez partię wyborami do Volkstagu. Dał się szybko poznać jako zdeklarowany hitlerowiec. Przez działaczy opozycji parlamentarnej w Gdańsku zwany był "krwawym sędzią" ("Blutrichter"), bo zasłynął z surowości, wydając wyroki skazujące oponentów politycznych. To także jego "zasługą" jest powrócenie do zasądzania kary śmierci w międzywojennym Gdańsku, która przez 15 lat (między 1920 a 1935) nie była wykonywana.

Dr Beurmann w krótkim czasie zasądził trzy nowe wyroki śmierci. W 1938 r. awansował i stanął na czele Sądu Krajowego WMG (Landesgericht der FSD). Po wybuchu wojny został wiceprezesem nowego (utworzonego formalnie z początkiem 1940 r.) Wyższego Sądu Krajowego. Chwilę wcześniej, w listopadzie 1939 r., powierzono mu funkcję prezesa sądu specjalnego. Funkcję tą pełnił do 1942 r., kiedy na stanowisku zastąpił go (nieznany z imienia) Liermann.

Pierwsza wzmianka o sesji sądu specjalnego w Gdańsku, opublikowana w gazecie "Thorner Freiheit" 13 listopada 1939 r. Pierwsza wzmianka o sesji sądu specjalnego w Gdańsku, opublikowana w gazecie "Thorner Freiheit" 13 listopada 1939 r.

Szeroki zakres działalności Sondergericht Danzig



Początkowo jurysdykcja gdańskiego sądu specjalnego obejmowała całą rejencję gdańską, dopiero z końcem 1940 r. utworzono odrębny sąd specjalny w Chojnicach. W związku z reorganizacją systemu sądownictwa (m. in. z powodu poboru do wojska) w połowie 1943 r. zlikwidowano jednak sąd specjalny w Chojnicach, a pół roku później i sąd specjalny w Elblągu. Tym samym w latach 1944-1945 jurysdykcja gdańskiego sądu specjalnego była o wiele szersza niż pierwotnie. Zmiany zaszły także w południowej części okręgu, gdzie likwidacji uległ sąd specjalny w Toruniu i Grudziądzu (działał nadal sąd specjalny w Bydgoszczy).

Pierwsze ofiary - Żyd z Tczewa i z Gdańska



Pierwsza rozprawa przed sądem specjalnym w Gdańsku odbyła się 18 grudnia 1939 r. O próbę morderstwa i rabunku na jednym z gdańszczan oskarżono 26-letniego polskiego Żyda z Tczewa, Eryka Mauritza. Skład sędziowski nie miał najmniejszych wątpliwości co do wyroku. Dziś niestety wobec braku źródeł trudno rozstrzygnąć, czy dane osoby stające przed sądem specjalnym faktycznie dopuściły się karalnych czynów (z kategorii przestępstw pospolitych). W pokazowym, nagłośnionym przez prasę procesie skazano Mauritza na karę śmierci.

29 stycznia 1940 r. przed Sondegericht Danzig stanął 50-letni pracownik jednej z lokalnych fabryk likierów. Został oskarżony o fałszerstwo dokumentów - w 1934 r. przeprowadził się z Berlina do Gdańska i na podstawie sfałszowanych dokumentów ukrył swoje żydowskie pochodzenie. W normalnej sytuacji nie byłby to występek surowo karany, ale zastosowano paragraf "o szkodnikach rasy", jak określano Żydów, nadając sprawie nową, rasistowską perspektywę. Rzemieślnik został skazany na karę śmierci.

Jego przypadek był jednak pierwszym w Rzeszy, kiedy sąd specjalny zastosował przepis "o szkodniku rasy" i wymierzył najwyższy wymiar kary. Sprawa ta była żywo dyskutowana w stolicy i ostatecznie zamieniono karę na kilkuletni pobyt w ciężkim więzieniu (skazano jednocześnie jego byłą partnerkę, która sześć lat wcześniej brała udział w fałszerstwie).

Braki w źródłach



W kolejnych tygodniach zaczęły zapadać następne wyroki. Niestety, brakuje dziś większości dokumentów, które powinny być podstawą do opracowania dziejów sądu. Te pojedyncze zachowane są rozproszone. Część znajduje się w różnych archiwach, część w Archiwum Państwowym w Gdańsku, jeszcze inne w zbiorach berlińskich. Wiele zaginęło lub zostało zniszczonych pod koniec wojny. Niemniej jednak na podstawie doniesień prasowych i innych, pojedynczych źródeł, można pokusić się przynajmniej o nakreślenie skali zbrodniczej działalności sądu i wskazać na wybrane przypadki.

Do dyspozycji jest m. in. artykuł autorstwa dr. Arno Beuermanna, który w połowie 1942 r. opublikował tekst będący pewnego rodzaju podsumowaniem działalności kierowanej przez niego placówki. Artykuł zresztą ukazał się pod wiele mówiącym tytułem, który w tłumaczeniu brzmi następująco: "Sąd specjalny w Gdańsku - sąd niemieckiego Wschodu".

Wycinek gazety "Danziger Vorposten" z 7 marca 1942 r. z notką o wyroku na 25-letniej Margarete Reinke, skazanej na 5 lat ciężkiego więzienia za kradzież poczty frontowej. Wycinek gazety "Danziger Vorposten" z 7 marca 1942 r. z notką o wyroku na 25-letniej Margarete Reinke, skazanej na 5 lat ciężkiego więzienia za kradzież poczty frontowej.

Próba statystyki



Jeśli wierzyć danym przytoczonym przez dr. Beurmanna, w całym 1940 r. przed sądem specjalnym zapadły 83 wyroki, z czego 13 było wyrokami śmierci. W 1941 r. było ich 171, z czego 14 wyroków śmierci. Do ustalenia nadal pozostaje, ile w tych latach łącznie osób skazano, bowiem jeden wyrok mógł dotyczyć, i niejednokrotnie dotyczył, więcej niż jednej osoby. Dla 1942 r. udało się do tej pory zidentyfikować z imienia i nazwiska 65 skazanych (29 z nich skazano na śmierć), a dla pierwszej połowy 1943 r. (odpowiednio) 23 i 13. Należy z całą stanowczością podkreślić, że to wartości minimalne. Nadal trwają badania, by przedstawić możliwie pełną listę skazanych.

Za co sądzono?



Przed sądami specjalnymi sądzono niejednokrotnie za czyny popełnione nawet kilka lat (sic!) przed wojną, szczególnie jeśli można było na ich podstawie zemścić się na polskich sąsiadach, urzędnikach czy oficerach. Łamano tym samym jedną z podstawowych zasad, że prawo nie działa wstecz. Skazywano ponadto za nielegalny ubój i produkcję mięsa, posiadanie broni, słuchanie radia (to dotyczyło w pierwszej kolejności Polaków, którzy nie mogli w ogóle posiadać radioodbiorników) czy dezercję.

Szczególnie wiele spraw dotyczyło kradzieży dokonanych podczas zaciemnienia, w tym szczególności poczty przeznaczonej na front, czy przydziałowych kartek, co w realiach wojny podpadało pod osobne paragrafy "szkodzenia gospodarce wojennej" i było szczególnie surowo karane. Osobną kategorię stanowiły zabójstwa (dość rzadkie). Karalne dla Niemców były także kontakty z nie-Aryjczykami (Żydami), z jeńcami wojennymi czy przymusowymi robotnikami. Cały wachlarz pospolitych przestępstw (karanych jednak nadzwyczaj surowo, w dużym stopniu w celach propagandowych) mieszał się z czynami, które były karalne tylko z punktu widzenia rasistowskiej ideologii narodowego socjalizmu. Dla pełniejszego obrazu dodajmy, że czyny Polaków czy Żydów były sądzone co do zasady surowiej niż Niemców.

Sprawa kpt. Kasztelana



Sondergericht Danzig sądził także w różnych sprawach co najmniej ośmiu żołnierzy Wojska Polskiego, którzy brali udział w kampanii polskiej 1939 r. Sześciu z nich zostało skazanych na karę śmierci. Co ważne, postępowanie wobec nich było złamaniem konwencji genewskiej z 1929 r., bowiem z obozów jenieckich, gdzie mieli status jeńców, zostali wyciągnięci i przetransportowani do więzień i aresztów policyjnych. Bez wątpienia najsłynniejszym z nich był kpt. Antoni Kasztelan (1896-1942), oficer kontrwywiadu.

W latach trzydziestych skutecznie rozpracował siatkę niemieckich agentów w Gdyni, brał też udział w obronie Helu (był jednym z parlamentariuszy podczas omawiania warunków kapitulacji załogi). Niemcy doskonale zapamiętali sobie jednak kpt. Kasztelana i w 1940 r. wypuścili go z obozu, po czym przekazali (łamiąc konwencję genewską) w ręce gestapo. Był przesłuchiwany. Początkowo chciano skusić go do współpracy (był w młodości żołnierzem armii pruskiej, brał udział chociażby w bitwie pod Verdun), ale gdy to nie podziałało, poddano do torturom. Przewieziono go do obozu Stutthof.

Ostatecznie 13 stycznia 1942 r. trafił przed sąd specjalny i skazany został na karę śmierci "za działania na szkodę państwa niemieckiego", a prasa niemiecka przedstawiała go jako "sadystę, który znęcał się na Niemcach" w latach trzydziestych. Razem z nim skazano również dwóch jego współpracowników Tadeusza SzelągowskiegoMetodego Smalko. Cała trójka kolejne miesiące spędziła w niepewności, nie wiedząc, czy i kiedy wykonana zostanie egzekucja. Szelągowski i Smalko zgilotynowani zostali 16 listopada, kpt. Kasztelan niecały miesiąc później, 14 grudnia 1942 r. Pamiątki po oficerze można oglądać dziś na wystawie stałej Muzeum II Wojny Światowej.

Podpisywanie protokołu na koniec rozmów kapitulacyjnych w Domu Zdrojowym w Sopocie 1 października 1939 r. Pierwszy z lewej widoczny kpt. Antoni Kasztelan. Podpisywanie protokołu na koniec rozmów kapitulacyjnych w Domu Zdrojowym w Sopocie 1 października 1939 r. Pierwszy z lewej widoczny kpt. Antoni Kasztelan.

Kaszuba, polski żołnierz



Wśród osądzonych żołnierzy polskich był również podchorąży Jan Jeka, Kaszuba z Pucka. 19 grudnia 1940 r. Sąd Specjalny w Gdańsku wydał wyrok skazujący go na utratę praw publicznych i śmierć. Został uznany winnym zastrzelenia 1 września 1939 r. syna niemieckiego właściciela jednego z majątków w okolicach Chojnic. Jeka pełnił wówczas służbę w 1. Batalionie Strzelców stacjonującym w tym granicznym garnizonie. Nie znamy szczegółów sprawy, nie sposób więc określić na chwilę obecną, czy Jeka faktycznie dopuścił się zbrodni.

Należy pamiętać, że sytuacja na pograniczu polsko-niemieckim latem 1939 r. była bardzo napięta, nie brakowało incydentów i prowokacji. Po wybuchu wojny na Pomorzu Gdańskim wielu przedstawicieli mniejszości niemieckiej (Niemców posiadających polskie obywatelstwo) aktywnie wspierało Wehrmacht i niemiecką policję, nie tylko dzieląc się informacjami, ale też występując z bronią przeciw polskim czy żydowskim sąsiadom. Bliscy wskazywali, że Jeka "wykonywał tylko rozkazy", prośba o ułaskawienie została jednak odrzucona i niespełna 23-latek z Pucka został zgilotynowany 4 lutego 1941 r. Większość kar śmierci wykonywano na terenie więzienia w Gdańsku przez powieszenie, ale wybranych skazańców (jak się wydaje, głównie wojskowych) ścinano na gilotynie w więzieniu w Królewcu.

Sądzeni dezerterzy



Z biegiem miesięcy, a przede wszystkim z masowym wpisywaniem osób na III grupę Niemieckiej Listy Narodowościowej (NLN) i poborem do Wehrmachtu kolejnych roczników mężczyzn z Pomorza, przed sąd specjalny w Gdańsku zaczęli stawać także dezerterzy. Jednym z nich był 21-letni Jan Grzenkowicz, żołnierz Wehrmachtu, także pochodzący z powiatu wejherowskiego, który miał podjąć próbę ucieczki w niemieckim mundurze do Szwajcarii. 5 lutego 1943 r. został skazany na karę śmierci i utratę praw obywatelskich.

"Nie potrzebujesz mi odpowiadać"



Jedną z licznych ofiar był Polak Stefan Krüger. 16 sierpnia 1943 r. zapadł wyrok w jego sprawie. Za słuchanie zakazanych audycji w radiu został skazany na śmierć. Wyrok wykonano po niecałych trzech miesiącach, 1 listopada. Ten czas Krüger spędził w więzieniu sądowym przy Nowych Ogrodach. Zachowały się jego pożegnalne listy do żony i syna:

- Moja Kochana żono i dzieci. Donoszę Ci, że dzisiaj jeszcze jestem zdrowy i przy życiu, lecz o godzinie 15-tej dnia 1 listopada zostanie wykonana egzekucja. Daruję Ci wszystko i Bóg Ci również będzie darował wszystko, co mi uczyniłaś. Żyj zdrowo i daj na mszę świętą, to jest wszystko, o co Cię proszę. Pozdrawia Cię Twój mąż Stefan Krüger.
- Mój Synu Kochany! Bądź posłuszny matce, ucz się dobrze jakiegoś rzemiosła i pamiętaj, abyś został dobrym patriotą. Pozdrawiam Cię Twój ojciec Stefan. Nie potrzebujesz mi odpowiadać.

Skazani Niemcy i Niemki



Wśród osób, które stawały przed Sondergericht Danzig, byli także Niemcy, o czym zwykle się nie pamięta. Najczęściej byli sądzeni za różnego rodzaju kradzieże i oszustwa. Trafiały one do składów sędziowskich sądu specjalnego, ponieważ w realiach wojny niektóre z występków były w sposób szczególny napiętnowane, jak np. kradzieże popełnione podczas zaciemnienia (Verdunklung) czy działania uderzające w rynek zaopatrzeniowy, jedne z niezwykle drażliwych kwestii w sytuacji powszechnych już problemów aprowizacyjnych. Sprawy te "podciągano" pod kwestie "osłabienia gospodarki wojennej".

Częściej niż w przypadku Polaków czy Kaszubów wśród sądzonych były kobiety. Tylko w ciągu nieco ponad 30 dni, od połowy lutego do 21 marca 1942 r. za kradzieże paczek przeznaczonych na front skazano na 2, 3 i nawet 5 lat ciężkiego więzienia podczas różnych rozpraw 18-letnią Waltruad Erdmann, 20-letnią Elisabeth Kreft i 25-letnią Margaretę Reinke. Zdarzało się skazywać (i to na karę śmierci) również funkcyjnych działaczy partyjnych, jak chociażby kierownika sekcji gospodarczej obwodu NSDAP Targ Rybny (Ortsgruppe Fischmarkt) w Gdańsku Brunona Lietza, który miał wykorzystywać stanowisko i zapewniać swoim najbliższym oraz ich znajomym dodatkowe kartki na żywność i tytoń.

Symboliczny grób kpt. Antoniego Kasztelana na Cmentarzu Witomińskim. Symboliczny grób kpt. Antoniego Kasztelana na Cmentarzu Witomińskim.

Za niedozwolone kontakty



Na uwagę zwracają wyroki zasądzone za niedozwolone kontakty, najczęściej z jeńcami wojennymi. Dotyczyły one przeważnie przekazywania żywności, udzielania innej pomocy, a także romansów. Na początku września 1944 r. na 1,5 roku ciężkiego więzienia i 2 lata utraty praw obywatelskich skazano Liesbeth Lessing z Gdańska. Oskarżona została o kontakty intymne z francuskimi jeńcami z Biskupiej Górki, którzy zostali przydzieleni do jej sklepu jako pomoc. Jej położenie - z perspektywy sędziów - pogarszał fakt, że jej mąż zaginął na froncie wschodnim, a ona "swoim zachowaniem zgorszyła wrażliwość Narodu".

Koniec Sondergericht Danzig



Nie wiadomo, do kiedy dokładnie funkcjonował w Gdańsku sąd specjalny. Ostatni, poświadczony źródłowo, wyrok zapadł 15 września 1944 r. Za nielegalny ubój i handel mięsem skazano na śmierć czterech Polaków z Gdyni i jednego bezpaństwowca. Wiadomo natomiast, że większość sędziów i prokuratorów Sondergericht Danzig nie tylko przeżyła II wojną światową, ale przeszła proces denazyfikacji i już w powojennych Niemczech kontynuowała bez większych problemów karierę prawniczą.

Sprawa Wolfa



W 2012 r. odbiła się echem głośna sprawa byłego prokuratora Heinza (właściwie Heinricha Antona) Wolfa (1908-1984). Karierę prawniczą rozpoczął jeszcze w latach trzydziestych, pełniąc funkcje zarówno w prokuraturze, jak i partii, m. in. we Frankfurcie nad Menem. W 1939 r. trafił do Gdańska i do 1944 r. był prokuratorem przed sądem specjalnym. Doprowadził do skazania na karę śmierci przynajmniej pięciu osób.

Po szybkiej denazyfikacji w 1947 r. był m. in. asystentem obrońcy Alfreda Kruppa podczas jednego z procesów norymberskich. Od końca lat 40. do początku lat 60. pełnił szereg ważnych funkcji w heskich prokuraturach i związku prawników. Następnie został posłem do landtagu i miejskim radnym. Był powszechnie szanowany. Otrzymał honorowe obywatelstwo swojego rodzinnego miasta, a na jego cześć w 1975 r. nazwano także miejską halę sportową.

Choć pierwsze wzmianki o niejasnej przeszłości Wolfa z okresu 1933-1945 pojawiły się w 2000 r., to dopiero dziesięć lat później sprawa trafia na podatny grunt. Zainteresowali się nią miejscy radni, dziennikarze (artykuły na ten temat pojawiły się w 2012 r. także w polskiej prasie), wywołała wiele kontrowersji. Ostatecznie po przeprowadzeniu niezależnych badań historycznych w latach 2012-2013 odebrano mu honorowe obywatelstwo i zmieniono nazwę hali sportowej. Sprawa Wolfa stała się także pretekstem, by sprawdzić dokładniej przeszłość 400 członków heskiego landtagu pod kątem ich działalności w okresie Trzeciej Rzeszy.

O autorze

autor

Jan Daniluk

- doktor historii, adiunkt na Wydziale Historycznym UG, badacz historii Gdańska w XIX i XX w., oraz historii powszechnej (1890-1945).

Opinie (37) 8 zablokowanych

  • nomen omen (5)

    Dla partii, która szybko postarała się opanować palestrę, obsadzając stanowiska tylko zaufanymi działaczami partyjnymi lub jawnie sprzyjającymi NSDAP sędziami, sądy specjalne stały się wygodnymi narzędziami walki ze wszystkimi przeciwnikami (prawdziwymi i wyimaginowanymi) narodowego socjalizmu.

    • 48 4

    • System

      Najpierw jest nauczyciel, potem policjant i na na końcu - sędzia. Jeszcze są media i... portale spolecznosciowe urabiajace powszechne opinie. Tak działa każdy system.

      • 15 0

    • Tylko nazwa partii do podmiany i pasuje (1)

      To boli

      • 21 2

      • każdej

        partii.

        • 2 6

    • to stategia każdej władzy

      niezależnie od przymiotników.
      Ten kraj jeszcze nie jest na takim etapie, aby "władzę" było stać na samoograniczenie i obiektywizm.

      • 1 5

    • to działa w dwie strony

      do każdej partii czy grupy władzy/interesów dokleja się "grono" klientów oferujących swoje usługi i dyspozycyjność.
      Zawsze migrują tam, gdzie są benefity i oparcie dla prowadzenia własnych interesów.
      Po rosyjsku "krysza".
      Od parasola, do parasola...

      • 1 0

  • (4)

    Nacjonalistyczne zje..by to zawsze okropne parchy i przepelnieni nienawiscia tchórze mordercy, niezaleznie od kraju gdzie się zrodzili. W pełni pokazują jacy są "fajni" w momencie gdy będac u władzy doskonale wiedza, że stają sie bezkarni, tak samo jak z innymi fanami autorytaryzmów np UB i komunistami.

    Swoją drogą budynek jest przepiękny, szkoda, ze na jego miejsce już nic ładniejszego na pewno nie powstanie, wręcz przeciwnie;(

    • 23 7

    • Aktualny temat (2)

      Dyktatury przejmuja sady.

      • 9 4

      • wiadomo, kazdy przejaw panstwowosci to dyktatura, Herr Tusk Macht Frei (1)

        foliarstwo januszy prlu nie zna granic

        • 2 13

        • Janusze Piotrowicze PRLu

          • 5 1

    • przymiotnik jest zbędny

      ten typ konstrukcji psychicznej jest niezależny od pogladów. Bo pogladów nie ma a raczej przejmuje barwy silniejszego. Ma tendencję do migracji i grupowania sie wokół ośrodków władzy i pieniądza. Rozpoznany i pogoniony, przykleja sie do opozycji i agresywnych mniejszości.
      Taka mimikra i strategia przetrwania pasożyta, który wykazuje daleko posunięta nadgorliwość wobec silniejszych oraz głeboką pogardę wobec zależnych.

      • 1 0

  • (3)

    Byle by podobny artykuł nie powstał za 70 lat opisujący czasy dzisiejsze.

    • 46 13

    • lewicowego faszyzmy w brukseli (2)

      • 10 18

      • prawicowy faszysto tylko tyle masz do powiedzenia

        • 13 10

      • nie ma faszyzmu lewego i prawego

        za to jest faszyzm wschodni i zachodni.

        Zachodni kupuje.
        Wschodni zabija.

        To oczywiście opinia na podstawie danych historycznych. W Chinach uległo to zmianie i stosują obie metody "perswazji" (socjotechniki) a Rosja to naśladuje.

        Każdy może ocenić co wybiera.
        Ja wolę relację kupujący - kupowany.

        • 0 2

  • Wolne miasto Gdańsk? (2)

    Może wielbiciele wolnego miasta uświadomią sobie jakie to było wolne miasto i czy warto do tego wracać.

    • 42 26

    • Język

      Urzędowy język: niemiecki.

      • 0 0

    • A teraz Miasto Gdańsk w niewoli u pisiorow.

      • 1 2

  • Patrząc na działania sądów - wracamy do tradycji.

    • 36 8

  • Ale ta Reinke to z domu byla Biczkowski.

    • 5 0

  • Komentarze (1)

    I czemu służą te komentarze?! Autor włożył sporo pracy w ten tekst, a tu...

    • 28 2

    • wymianie opinii

      i manifestacji poglądów.

      • 2 0

  • Więcej proszę!

    W końcu naprawdę fajny artykuł. Zdecydowanie proszę o więcej tego typu! Pzd.

    • 45 1

  • Ten sąd bez zmian reprezentuje niemieckie interesy (2)

    Niezawisły. Dobre sobie. Każdy kto miał choć jedną rozprawę w tym lub innym sądzie na pomorzu dobrze wie, jakie jest prawdziwe oblicze tej niezawisłości i demokratyczności. Chyba tylko dla Hansa G i jemu podobnych 'inwestorów', którzy jak zwykle chcą rozstawiać całą Europę po kątach

    • 20 13

    • Wasza wysokość

      Sąd specjalnej troski dbający o interesy Niemiec! Rzekomo Sprawiedliwy i niezawisły , Apeluje do wszystkich pokrzywdzonych nie bójcie się nagłaśniać Patologię tegoż Specjalnego Sądu !

      • 2 5

    • sądy to nie wiem...

      ale banki mają w postępowaniu kredytowym formalne procedury badania wpływu przedsięwzięcia wnioskodawcy na gospodarkę kraju pochodzenia banku.

      • 0 1

  • Na początku lat 90-tych sądziłem w gdańskim sądzie wraz z ławnikiem, który około 50 lat wcześniej w tej samej sali(!) dostał

    Udało mu się zbiec...na Węgry i ostatecznie do Jugoslawii....

    • 9 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaki był główny powód strajków i demonstracji w grudniu 1970?

 

Najczęściej czytane