- 1 Gdzie są wrota Bramy Nizinnej? (33 opinie)
- 2 Zajrzyj do międzywojennych witryn (39 opinii)
- 3 Czemu już nie ma takich imprez? (68 opinii)
- 4 Podróż koleją z Gdyni do Szwecji (7 opinii)
- 5 Morze odkryło tajemniczą łódź (62 opinie)
- 6 Willa słynnego "morskiego" malarza (154 opinie)
Były pierwszymi jednostkami od podstaw zaprojektowanymi i wybudowanymi w polskich stoczniach. Choć daleko im do wielkich krążowników, aktywnie walczyły w kampanii wrześniowej, a cześć z nich powróciła pod polską banderę po zakończeniu II wojny światowej. Mowa o trałowcach typu Jaskółka, zwanych potocznie "ptaszkami".
Gdy na mocy Traktatu Wersalskiego Polska uzyskała dostęp do morza, pojawił się problem obrony kraju od strony Bałtyku. Polska Misja Morska rozpoczęła starania o uzyskanie okrętów z floty państw pokonanych - niestety zabiegi te okazały się bezskuteczne. Ostatecznie, w roku 1920, za kwotę przeszło 7 milionów marek, kupiono cztery stare poniemieckie trałowce typu FM, które lata świetności miały już za sobą.
Po przybyciu do kraju okrętom nadano nazwy OORP "Jaskółka", "Czajka", "Rybitwa" oraz "Mewa" i skierowano do służby patrolowo - szkoleniowej. Niestety pełne ich wykorzystanie stanowiło kwestię dość problematyczną - niezwykle ubogie wyposażenie nawigacyjne pozwalało na podróże szkolne w rejonie "małego morza", czyli na trasie Gdańsk - Gdynia - Hel. Niestety szybko postępujące zużycie mechanizmów i nieopłacalność dalszych remontów spowodowały, że w roku 1931 skreślono wszystkie jednostki ze stanu floty. Rozpoczęto też prace nad rodzimymi projektami.
Polskie ptaszki
Polskie dowództwo miało już dość fuszerek i niekończącego się przeciągania budowy okrętów we francuskich stoczniach. Kontradmirał Jerzy Świrski, przy aprobacie marszałka Piłsudskiego, zadecydował, aby rozpisać przetarg na projekt i budowę trałowców w kraju. Wygrał projekt inż. Aleksandra Potyrały, a same okręty miały powstać w stoczni w Modlinie.
Przyszłe ptaszki, a miało ich być w sumie sześć, były 45-metrowymi, blisko 200-tonowymi jednostkami, uzbrojonymi w armatę 75 mm, ciężkie karabiny maszynowe i mogły dodatkowo zabrać po 20 min. Choć ich prędkość nie była może zbyt imponująca - 17,5 węzła - to rekompensowała to doskonała dzielność morska.
Sam proces budowy był dość osobliwy - okazało się, że Stocznia Modlińska nie dysponuje mocą przerobową, aby zwodować wszystkie sześć jednostek. Ostatecznie w Modlinie zbudowano 2 okręty (OORP "Rybitwa" i "Czajka"), w Warsztatach Portowych Marynarki Wojennej w Gdyni powstały trzy jednostki (OORP "Jaskółka", "Czapla" i "Żuraw" - dwie ostatnie zamówione zostały niejako w drugim rzucie i weszły do służby 31 sierpnia 1939 roku nie do końca gotowe), a w cywilnej Stoczni Gdyńskiej - ostatnia - ORP "Mewa".
Projektanci od samego początku borykali się z różnymi problemami, m.in. z formowaniem blach, rozwiązaniami wewnątrzokrętowymi oraz związanymi z budową siłowni, ale prace postępowały sprawnie. W efekcie z "ptaszków" i dwóch kanonierek utworzono Dywizjon Minowców, który w latach poprzedzających wojnę wykonywał działania szkoleniowe oraz wizyty kurtuazyjne w portach zagranicznych.
Działania wojenne
Wojna zastała "ptaszki" w porcie wojennym na Oksywiu. Niedługo potem Dywizjon otrzymał rozkaz wzięcia udziału w operacji "Rurka", której celem było postawienie dużej zagrody minowej na wodach Zatoki Gdańskiej, a w której udział miały wziąć prawie wszystkie jednostki nawodne naszej floty.
Jednak niedługo po opuszczeniu portu polski zespół zaatakowany został przez nieprzyjacielskie samoloty. Choć żaden okręt nie został bezpośrednio trafiony, uszkodzenia i straty były bardzo poważne - na stawiaczu min ORP "Gryf" poległ dowódca, kmdr Stefan Kwiatkowski i czterech marynarzy, a kilkunastu innych było ciężko rannych. Z ptaszków najbardziej ucierpiała "Mewa" - przeszło półtonowa bomba wybuchła w bezpośredniej bliskości burty jednostki, uszkodziła poszycie i zabiła oraz raniła większą cześć załogi znajdującej się na pokładzie. Ciężko uszkodzona jednostka została doholowana do portu w Helu, gdzie 3 września, podczas jednego z licznych ataków lotniczych, została zatopiona przy nabrzeżu.
Inne jednostki dywizjonu wyszły obronną ręką z ataków. Pozostałe trałowce zostały niebawem przebazowane do portu w Jastarni, gdzie polskie dowództwo, wobec ogromnej przewagi nieprzyjaciela w powietrzu, starało się chronić ostatnie pełnowartościowe jednostki morskie, jakimi dysponowało.
W tym czasie "Gryf" i "Wicher" pełniły już rolę pływających baterii, a "Żuraw" i "Czapla", wobec niepełnej gotowości i licznych usterek w mechanizmach sterów, nie odegrały już większej roli w kampanii wrześniowej.
Ciężar wykonywania zadań bojowych spoczął zatem na "Jaskółce", "Czajce" oraz "Rybitwie". Pierwszy sukces odnotowała 7 września "Jaskółka". Wraz z "Rybitwą" przeprowadzała patrol w poszukiwaniu zestrzelonych niemieckich lotników, gdy została zaatakowana przez samotny nieprzyjacielski samolot. Krótko po otwarciu ognia na "Jaskółce" zacięły się karabiny maszynowe, działo pokładowe nie zdążyło oddać ani jednego strzały, gdy, ku ogólnemu zdziwieniu załogi, Junkers nie wyszedł z lotu nurkowego i wbił się w wodę.
Niedługo po tych wydarzeniach przed trałowcami postawiono zadanie ostrzelania wojsk niemieckich rejonie Rewy. Udało się uzyskać efekt zaskoczenia - niemiecka kolumna zupełnie nie spodziewała się ataku ze strony morza i musiała się wycofać. Po powrocie do Jastarni na okręty czekał kolejny rozkaz - postawienie zagrody minowej w rejonie półwyspu Helskiego. I choć początek nie był łatwy, bo okręty weszły na mieliznę, zakończenie było w pełni udane, gdyż postawiono zagrodę liczącą 60 min.
14 września ptaszki ponownie wspierały swym ogniem polskie oddziały atakujące pozycje nieprzyjaciela od strony Mostów i Mechelinek, a czyniły to na tyle skutecznie, że przejściowo udało się nawet odbić Rewę.
Niestety były to już ostatnie działania polskich okrętów - po ich powrocie do Jastarni na port nastąpił silny nalot nieprzyjacielskiego lotnictwa. Efekty ataku były tragiczne - na "Jaskółce" nastąpił wybuch amunicji i zapłon ropy, kadłub "Czapli" został wygięty na całej długości i poszycie w niektórych miejscach zostało zerwane, "Rybitwa" była uszkodzona trafieniami dwóch bomb, które na szczęście okazały się niewypałami. Niedługo potem, decyzją dowództwa z okrętów, zdemontowano uzbrojenie, a załogi zasiliły oddziały lądowe.
W służbie niemieckiej i ponownie pod polską banderą
Po kampanii wrześniowej Niemcy wydobyli i wyremontowali "Mewę", "Rybitwę", "Czajkę" oraz "Żurawia", wcielając je do swojej floty jako poławiacze torped i patrolowce. Po zakończeniu działań wojennych, dawne polskie okręty zostały przypadkowo odkryte przez polską Misję Morską w porcie Travemunde i wróciły pod biało czerwoną banderę.
Początkowo wykonywała działania trałowe i patrolowe. "Mewę", "Rybitwę" i "Czajkę" przekształcono następnie w jednostki szkolne Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej. "Żuraw" natomiast wypełniał zadania hydrograficzne. Ostatni okres z funkcjonowania jednostek był mało chwalebny - pełniły rolę barek koszarowych. Ostatecznie "Mewę" złomowano w 1981 roku, "Rybitwę" w 1972, a "Czajkę" w 1977 roku. "Żuraw" zapisał się w historii udaną ucieczką części załogi do Szwecji, a następnie procesem pokazowym dowództwa okrętu. Nazwa "Żuraw", jako plamiąca honor ludowej bandery, nie mogła już istnieć, dlatego okręt przemianowano na ORP "Kompas". Ostatecznie jednostkę złomowano w 1998 roku.
Opinie (39) 4 zablokowane
-
2011-05-17 11:48
Świetny artykuł ! (3)
Fajne nazwy trałowców. Panie Michale poslkie historie warte uwagi.
No i trzeba uznać zasługę Pana Bogusława Michalczonka.- 1 3
-
2011-05-17 12:07
???
"No i trzeba uznać zasługę Pana Bogusława Michalczonka"
a ten to kto??- 1 0
-
2011-05-18 13:19
Bogusław Michalczonek - uczestnik II Światowego Zjazdu Gdańszczan.
- 0 0
-
2011-06-01 18:18
Zasługa p.Michalczonka
jest bezsprzeczna w kwestii rozpoznania na wraku jednego z "ptaszków". Tu nawet niewidomy widzi, że nijak ten okręt sylwetką do "ptaszków" nie pasuje.
- 0 0
-
2011-05-17 12:37
CIEKAWY
szybko fajnie i na temat
- 1 2
-
2011-05-17 15:20
I znowu to samo - nieuk do kwadratu (1)
"Ostatecznie, w roku 1920, za kwotę przeszło 7 milionów marek, kupiono cztery stare poniemieckie trałowce typu FM, które lata świetności miały już za sobą."
Szkoda, że nie sprawdził roku budowy.
"Choć ich prędkość nie była może zbyt imponująca - 17,5 węzła - to rekompensowała to doskonała dzielność morska."
A jakiej prędkości wymagać od małego trałowca ?
itd. itd. ............. aż strach, że młodzież uczy się od ignoranta- 5 1
-
2011-05-18 13:20
A jakiej prędkości wymagać od małego trałowca ?
- zawrotnej.- 0 0
-
2011-05-18 20:44
przestańcie publikować tego ignoranta
Redakcjo,
Proszę przestać robić ludziom wodę z mózgów i wprowadzać ich w błąd przez publikowanie tekstów tego NIEWIARYGODNEGO oraz CZĘSTO POPELNIAJĄCEGO POWAŻNE BŁĘDY autora.
Droga redakcjo, proszę o pokazanie autorowi tych komentarzy:
http : // fow . az . pl / forum / viewtopic . php ? f = 32 & t = 6851
http://fow.az.pl/forum/viewtopic.php?f=32&t=6851
http : // fow . az . pl / forum / viewtopic . php ? f = 23 & t = 6797 & hilit = lipka
http://fow.az.pl/forum/viewtopic.php?f=23&t=6797&hilit=lipka
... i poproszenie go, żeby (naukowo, a jakże - w końcu jest BADACZEM historii) ustosunkował się do... / obalił twierdzenia z tych komentarzy, które kłócą się z jego własnymi stwierdzeniami i teoriami (m.in. z publikacji, które tu puszczacie).- 3 0
-
2011-05-19 17:28
(1)
djęcie wraku jednego z "ptaszkow" wyrzuconego na brzeg pomiędzy Brzeżnem a Jelitkowem, na wysokości pasa startowego dawnego lotniska. O tym wraku pisze Gunter Grass w swojej książce "Kot i mysz".
absolutnie nie, radzę zajrzeć do jego "Kota i myszy". To nie jest mewa, ale Flotentorpedoboot "T 40", który zerwał się z holu w marcu 1945 r., kiedy holowano nie gotowy jeszcze kadłub z Elblaga do Kilonii. I nie będzie inaczej. Minus panie adiunkcie. Nierzetelne badania.- 5 0
-
2011-05-19 23:39
Jakie badania ??
Pozbierane ze starych książek i wikipedii - stąd tekst na poziomie gimnazjum
- 1 0
-
2011-10-07 23:23
Glasisch ma racje w 100%. Słabe badania :(@ndrew TPS
- 0 0
-
2012-11-12 16:03
Masakra
Tego sie nie da porównać z niczym totalne dno jak zawsze!. Szanowna redakcja nie czyta opini. Szkoda komentować.
- 0 0
-
2014-10-20 16:16
... na ostatnim zdjęciu to nie jest nasz trałowiec "ptaszek" tylko niemiecki okręt (a raczej to co z niego pozostało) typu 41. ... podczas holowania przez niemców był się zerwał i tak osiadł na brzegu.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.