• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Poskromienie nierządnicy

Paweł Pizuński
2 czerwca 2010 (artykuł sprzed 13 lat) 
Rycina, przedstawiająca ostatnią drogę Elsy Beyer, pochodzi z druku pt. "Gewandte Rede der armen offenbahren Sunderin 
Elisabeth Beyers sonsten Fuhrmans Else genandt...", wydanego w Gdańsku w 1664 r. Rycina, przedstawiająca ostatnią drogę Elsy Beyer, pochodzi z druku pt. "Gewandte Rede der armen offenbahren Sunderin 
Elisabeth Beyers sonsten Fuhrmans Else genandt...", wydanego w Gdańsku w 1664 r.

Sprawa przyciągnęła uwagę wszystkich, bo miała posmak sensacji. To, że dwie kobiety - Maria Corneli i Regina Zaykowska - przyłapane zostały na nierządzie, niczym szczególnym nie było. Sensacją było jednak to, z kim obie niewiasty, a zwłaszcza Maria Corneli, ten nierząd praktykowały.



Zapytane, czy nie wstyd im trudnić się tak szpetnym zajęciem, broniły się mówiąc, że inni też cudzołożą.

- Może my i grzeszne jesteśmy, ale same nie grzeszyłyśmy - twierdziły. - Z szanowanymi ludźmi my się zadawały.

Kobiety podały nazwiska kilku powszechnie szanowanych ludzi z Gdańska, z którymi miały sypiać. Szokowało szczególnie jedno nazwisko. Władze surowo zakazały je wyjawiać, by niecnym pomówieniem nie narazić na szwank dobrego imienia obywatela. Ale złe języki nie śpią i wkrótce w Gdańsku huczało od plotek i domysłów.

- Mówią, że to któryś z rajców miejskich - twierdzili jedni. - Jeśli tak, to obu niewiastom współczuć należy - odpowiadali drudzy. - Czemuż to? - No bo gdańscy rajcy starzy są i tłuści, jak wieprze... - Bzdury gadacie - powiadali inni. - Nie rajca to był, lecz pewien zamożny kupiec... - Temu jeszcze trudniej dać wiarę - odpowiadali sceptycy. - A to niby dlaczego? - No bo bogatego kupca stać na lepszą babę, niż te dwie chudziny.

Maria Corneli i Regina Zaykowska szpetne nie były, ale do potomkiń Afrodyty rzeczywiście było im daleko. Obie chude były tak, że kości spod skóry wystawały, a do tego blade były i mizerne, jak ktoś, komu śmierć do oczu zagląda. W swoich pomówieniach długo zresztą nie wytrwały. Wyparły się wszystkiego, gdy sędziowie pokazali im, jak bardzo szkodzą sobie i innym, rozpowszechniając w mieście kłamstwa. Wtedy zeznały, że to, co mówiły, usłyszały od swej znajomej, Elsy Fuhrmann.

* * *
Elżbietę Beyer dobrze znali w Gdańsku wszyscy, ale najlepiej poznali ją ci, którzy dbać mieli o moralność publiczną. Blada i chuda, jak Corneli czy Zaykowska, była córką jakiegoś woźnicy, wszyscy nazywali ją więc Elsą Fuhrmans. Nierządem trudniła się od dłuższego czasu i od dłuższego też czasu straż miejska regularnie zabierała ją do aresztu z jakiegoś zaułka, w którym czekała na klienta.

Elsa poddana została przesłuchaniom w ratuszu, ale nie zaprzeczyła temu, co powiedziały o niej Corneli i Zaykowska. Potwierdziła, że wśród jej klientów było wielu szacownych obywateli miasta i nie wyparła się tego nawet wówczas, gdy sprowadzono ją do ratuszowych piwnic i pokazano, co grozi tym, którzy innych fałszywie oskarżają.

- Może jestem potępiona, ale co mam robić? Do pracy mnie nie chcą, bo siły mnie opuściły, a straszną rzeczą jest być głodnym. - Głodem grzechu nie tłumacz. Zresztą nie o twój żołądek tu chodzi, lecz o dobre imię tych, których pomówiłaś... Podtrzymujesz swe zeznania? - Podtrzymuję... Prawdę mówiłam. - Wiesz, że przed sądem staniesz? - Wiem.

* * *
Elżbieta Beyer, Maria Corneli i Regina Zaykowska stanęły przed sądem 16 lipca 1664 r. Gdy wprowadzono je na salę rozpraw, widać było po nich skutki dłuższego pobytu w areszcie. Twarze miały brudne, włosy zmierzwione, oczy podkrążone i podbiegłe krwią.

Sędzia zaczął czytać zarzuty. Gdy powiedział, że "Elsa Fuhrmans porządnych ludzi fałszywie oskarżała i pewnego uczciwego mieszczanina tego miasta w oszczerczy sposób gdzieniegdzie przed ludźmi obmawiała", na sali rozległy się groźne pomruki.

- Czy oskarżone Corneli, Zaykowska i Beyer winne są zbrodni nierządu? - zapytał sędzia, gdy już wszystkie formalności zostały dopełnione. - Winne są w obliczu sądu i Boga wszechmocnego - odrzekł woźny sądowy. - Jaka kara za takie przestępstwo jest im pisana? - Chłosta przy pręgierzu i wieczne wydalenie z obszaru i jurysdykcji miasta Gdańska. - Czy oskarżona Corneli winna jest fałszywemu pomówieniu? - ponownie zapytał sędzia. - Winna jest w obliczu sądu i Boga wszechmocnego - odrzekł woźny. - Jaka zatem kara ma być jej wymierzona? - Napiętnowanie żelazem... - Czy oskarżona Elżbieta Beyer winna jest daniu fałszywego świadectwa? - sędzia znów zapytał. - Winna jest w obliczu sądu i Boga wszechmocnego. - Jaką więc dodatkową karę ma ponieść? - Kat ucho ma jej odjąć przy pręgierzu. Kara mądra to i sprawiedliwa - odrzekł na koniec sędzia i zamknął rozprawę.

Motłoch był zadowolony, oskarżone płakały...

* * *
Wielu ludzi próbowało zgłębić prawa, jakimi rządzi się tłum, ale nikomu, jak dotąd, to się nie udało. Kiedy karano Zaykowską, ludzie zachowywali się w miarę spokojnie. Lżyli i drwili z niej w chwili, gdy kat wymierzał jej chłostę, kiedy zaś na wozie wywożono ją z miasta, ludzie obrzucali ją śmieciami i przekleństwami.

Do ekscesów doszło przy wyświęcaniu z Gdańska Marii Coreli. Gdy kat rozżarzonym prętem wypalał jej piętno na ciele, motłoch śmiał się i chwalił kata, kiedy zaś wozem wywożono ją z miasta, szarpano ją i oblewano nieczystościami, a w jej kierunku poleciało kilka kamieni. Była to jednak tylko uwertura przed tym, co miało się dziać podczas wymierzania kary Elżbiecie Beyer.

Gdy doprowadzono ją do pręgierza, motłoch wymyślał jej i wygrażał pięściami. Kiedy kat wymierzył jej 28 uderzeń rózgą, tłum zgęstniał, skończyła się bowiem południowa msza w kościołach. Kiedy Elsie odcinano ucho, motłoch był wyraźnie rozradowany, gdy zaś wsadzano ją na wóz, wrzeszczeli wszyscy. Wśród niebywałego zgiełku kobietę zawieziono w stronę bram miasta i nikt wtedy sobie nie żałował. Ciskano w nią różnymi przedmiotami, najczęściej błotem, kamieniami i nieczystościami z rynsztoka. Wóz wywiózł Elsę Beyer za miasto.

Porzucono ją na poboczu drogi na Chełm. Gdy z pomocą któregoś z urzędników sądu wysiadała z wozu, nakazano jej iść przed siebie i uprzedzono, że jeśli kiedykolwiek do miasta powróci, wówczas zostanie stracona. Chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie i tłum na pożegnanie obrzucił ją przekleństwami, a co gorliwsi rzucali w jej kierunku kamienie. Śmiali się, gdy któryś trafił.

Zostawili ją w spokoju, gdy w pewnej chwili upadła. Leżała tam jeszcze nazajutrz rano, aż w końcu ktoś zainteresował się, czy jeszcze żyje. Gdy stwierdzono zgon, pogrzebano ją tam, gdzie leżała. Na poboczu drogi. Nawet nie wiadomo, czy ktoś zatknął krzyż na jej grobie.

Kilka dni później jakiś wierszokleta ułożył pieśń, którą pięknie wydrukowano i którą kolportowano w całym mieście. Pieśń miała być przestrogą dla kobiet takich, jak Elsa. Według twórcy grzeszna dusza zmarłej miota się po śmierci gdzieś pomiędzy piekłem a czyśćcem. Jest świadoma ciężaru swych win, wie, że spotkała ją sprawiedliwa kara i błaga o wybaczenie wszystkich, których skrzywdziła swymi pomówieniami...

* * *
Tekst jest próbą ukazania rzeczywistych wydarzeń, jakie rozegrały się w Gdańsku w 1664 r. Powstał na podstawie zapisów sentencji wyroków kryminalnych, wydawanych w Gdańsku w latach 1558-1700 oraz kilkustronicowego utworu wierszowanego na temat śmierci Elsy Beyer, wydanego w Gdańsku w 1664 r.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (62) ponad 10 zablokowanych

  • Czy ma to znaczyć,

    że dzisiaj rajcy miejscy z tym najważniejszym postępują tak samo i są bezkarni? Czy chcesz pokazać ,że czas na wybranie innych ?

    • 0 0

  • można nie dupcyć a gawiedż cygana powiesi

    Dziwna i smutna chistoria,zawsze tak bywało,gawiedż dzisiejsza radują takie chistorie
    Córka wożnicy została ukarana najdotkliwiej,rzuciła oszczerstwa i naruszuła dobre imię tamtych dwóch kobiet
    .Tojest grzechem rzucanie oszczerstw i grzechem było kiedyś i grzechem pozostanie na wieki
    Dzisiaj tez wiele uszu nadawało by się do obcięcia,ale czy to kto widzi?Motłoch

    • 0 2

  • Jak widać po większości komentarzy,

    niemal całkowita wymiana mieszkańców miasta nic nie zmieniła i po kilku wiekach motłoch gdański jaki był, taki jest i teraz. To pewnie ten słynny gdański "genius loci". Założę się, że po wyjściu z kościołów tak samo byście, nakręceni przez lokalny kler i polityków, "nierządnicę" ukamienowali za mówienie niewygodnej prawdy.

    • 1 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak w krzyżackim gdańsku nazywano różańce?

 

Najczęściej czytane