Jedną z cech czasów powstania obecnej linii
SKM, przełomu lat 40 i 50-tych było wchodzenie kobiet w zawody dotąd zastrzeżone wyłącznie dla mężczyzn, a maszynistą pociągów elektrycznych łatwiej było zostać niż w parowozach. Już więc na pierwszym kursie dla maszynistów pociągów elektrycznych, w roku 1950 znalazła się pani
Bronisława Kałdowska. Pierwszą jazdę kwalifikującą na stanowisko pani Bronisława zaliczyła w dniu 5 marca 1951 roku. Pracowała prowadząc pociągi elektryczne 800 V, a od lat 70. także 3kV, doskonale radząc sobie z obowiązkami aż do emerytury, na którą odeszła w latach 80. Obecnie w trójmiejskiej SKM-ce pracują zięć i wnuk pani Bronisławy, sama zaś emerytka cieszy się dobrym zdrowiem i mieszka na Kaszubach. Na łamach Głosu Wybrzeża wspominała w roku 1975 m.in., że niektórzy podróżni nie bardzo zgadzali się z duchem nowych, socjalistycznych czasów - starsi panowie wręcz rezygnowali z jazdy pociągiem prowadzonym przez kobietę, a kontroler ruchu PKP chciał koniecznie usunąć ją z kabiny, gdy akurat była bez munduru, strasząc: "Niech no tylko wróci maszynista!". W historii SKM były jeszcze panie maszynistki:
Zofia Kierzenkowska,
Genowefa Witkowska,
Barbara Młodzieniewska i
Ewa Reszke.
O wiele trudniej było zostać maszynistką parowozów, gdzie
praca była zdecydowanie cięższa, zwłaszcza w czasach współzawodnictwa pracy, jazdy na gorszym węglu i z wydłużaniem przebiegów między płukaniem kotła i naprawami. Było kilkanaście takich prób na sieci PKP, podjętych również na przełomie lat 40 i 50. Opisał je
Andrzej Adler w książce "W parowozowni i na szlaku" wydanej w roku 1984. Pierwszym znanym przypadkiem była pani
Genowefa Skowron z parowozowni Legnica. Panie maszynistki
Rozalia Szreder i
Jadwiga Błaszczyk prowadziły m.in. pociąg wiozący delegatki Śląska na odbywający się w Warszawie Kongres Ligi Kobiet w marcu 1951 roku. Codzienność okazywała się jednak bardzo trudna - usterki parowozów dla drużyn kobiecych zwykle były nienaprawialne z braku tężyzny fizycznej, a i częste, z tego samego powodu, były też przypadki opóźnień pociągów czy nawet wygaszania parowozów na szlakach. Zwykle już po kilku miesiącach dla wszystkich stawało się jasne, że trzeba takie eksperymenty zakończyć. Do wyjątków należały jedynie panie ("obywatelki / towarzyszki")
Krystyna Wiśniewska z Olsztyna, która pracowała do 1958 roku i
Teresa Rzepnicka ze Szczecina, pracująca na parowozach do roku 1969.