• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Patroni tramwajów: Sat-Okh (Długie Pióro)

Marcin Stąporek
4 stycznia 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 

Sat-Okh opowiada o swoim pochodzeniu


Pisarz Stanisław Supłatowicz, czyli Sat-Okh (Długie Pióro), jest pierwszą postacią opisywaną w naszym nowym cyklu historycznym "Patroni gdańskich tramwajów". W przyszłą środę przypomnimy sylwetkę alchemika i lekarza - Aleksandra Suchtena.



Patron tramwaju Pesa Swing nr 1017 to człowiek, który za życia stał się legendą i zapewne z tego powodu, choć odszedł w 2003 r., wciąż toczą się dyskusje na temat jego biografii (do dziś nie wiadomo, co w niej jest prawdą, a co wymysłem pisarza). Przeglądając różne wypowiedzi na ten temat, trafiłem na informację, że "62 proc. uczestników ankiety na internetowej stronie Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian uznało w 2005 r., że od tego, gdzie się urodził [Kanada?, Rosja?], ważniejsze jest, jakim był człowiekiem i twórcą."

Potraktujmy to zdanie jako motto. Jaki więc był Indianin z Wrzeszcza, którego młodzież przełomu lat 60. i 70. poznała dzięki telewizyjnemu magazynowi "Ekran z Bratkiem"?

Jeden z internautów tak go wspomina na forum indianie.info:

"Moje zetknięcie się z Satem datuje się na ok. 1966 r. (...) wówczas w młodzieżowych programach prowadził wspaniałe audycje o tematyce indiańskiej. Chłonęliśmy jego opowieści z rozdziawionymi gębami (jak maski w samochodzie Warszawa) i właśnie on spowodował powstanie grupek dzieciaków i młodzieży, które zaczęły chronić przyrodę, żyć w zgodzie z naturą, przerodziło to się w wielki ruch i trwało kilkanaście lat. Pamiętam, że pojawiał się na ekranie w indiańskim stroju, w pióropuszu, przy akompaniamencie bębenka śpiewał pieśni, później były opowieści, jak tam się żyło, a później rzucał lassem, nożem, czy toporkiem i zawsze trafiał w drewniany słup w swoim domu!!!! jakże mu tego zazdrościłem, w wieku ok. 6 lat próbowałem zrobić to samo i też w domu, zamiast toporka maminy tasak, zamiast słupa meblościanka kuchenna, 1-2 razy trafiłem. Sat miał ponoć trochę "czerwoną skórę", ja też miałem tyle, że na tyłku... I myślę, że właśnie Sat miał tak wielki wpływ na moje obecne życie, co przejawia się samotnym 1-3 tygodniowym grasowaniem w canoe, czy kajaku, po dzikich wertepach Mazur, Warmii, czy Kaszub właśnie według ścisłych wskazówek Sata: szanuj rzeki, lasy, jeziora i zwierzęta, a wówczas one odpłacą Ci tym samym."
Wielu młodym ludziom nie wystarczało oglądanie gawęd Sata (ubranego w skórzany strój i pióropusz) w "Ekranie z Bratkiem", a następnie w "Teleranku", a także jego aktywność w mediach, np. w popularnej gazecie harcerskiej "Świat Młodych". Niektórzy spróbowali się z nim skontaktować osobiście i jak wspominają, nie było to trudne, bo jego mieszkanie we Wrzeszczu było otwarte dla gości.

W tym czasie w PRL zaczęło kształtować się środowisko miłośników kultury indiańskiej, urządzano spotkania, zloty. Nierzadko największą atrakcją było pojawienie się samego Sata, syna Polki i - prawdopodobnie - wodza indiańskiego z plemienia Szaunisów. Wielu uczestników było pod wrażeniem jego doskonałej sprawności fizycznej, zwłaszcza że nie był już młodzieniaszkiem.

"W czasie spotkań pierwszy wstawał rano i szedł się wykąpać w jeziorze, skakał "na główkę" do wody z drzew, wygrywał zawody sportowe, przy jeździe na mechanicznym byku najdłużej utrzymywał się w siodle, najlepiej z nas posługiwał się lassem".
Na spotkania przywoził różne przedmioty, które albo pochodziły z Ameryki, albo były przez niego samego zrobione. Obdarowywał nimi uczestników, ale stawiał przy tym warunek: otrzymany prezent miał być zawsze eksponowany w widocznym miejscu, żyć i świadczyć o kulturze indiańskiej.

Jeden z członków Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian wspominał:

"Na początku, gdy Ruch powstawał, byliśmy bardzo ortodoksyjni. Staraliśmy się dość wiernie odtwarzać zwyczaje Indian, więc wybierając się na spotkania, zostawialiśmy zdobycze cywilizacyjne w domach, ubieraliśmy się w skóry i stawialiśmy oryginalne tipi. Wówczas zjawiał się "Dziadek", który na spotkanie przyjeżdżał samochodem, rozstawiał zwyczajny namiot, a w wolnych chwilach oglądał w telewizji seriale. Dzięki jego naturalnemu zachowaniu zrozumieliśmy, że ważniejszy od wizualnej otoczki jest stosunek do życia, jaki wyznają Indianie".
Dariusz Lipecki z inspirującego się kulturą indiańską zespołu Huu-ska luta, wspomina Sata, z którym zaprzyjaźnił się w 1999 r., jako człowieka pogodnego i obdarzonego ciepłym poczuciem humoru.

"Pewnego razu stał na brzegu rzeki w samych tylko kąpielówkach i palił odwiecznego papierosa. Ponieważ rzeka, w której się kąpaliśmy miała bardzo silny nurt, do brzegu przywiązaliśmy linę, której mogliśmy się chwycić, gdyby woda znosiła nas za daleko. Sznur znajdował się akurat za nogami Sata, gdy nagle ktoś pociągnął, a tym samym wepchnął go do wody. Spojrzeliśmy na rzekę i ujrzeliśmy jego białą czuprynę i rękę wystającą ponad taflę, w której trzymał papierosa. Po chwili Sat wstał i z triumfem powiedział − Nie zgasł! Nie był wcale zły" (...) Innym razem jeden z członków zespołu chciał spróbować, czy można wykonać napis na płótnie tipi przy pomocy markera. Zdenerwował tym moją żonę, która go zbeształa. Gdy wyszła z namiotu, Sat wziął marker, położył się na podłodze i podpisał się na płótnie. Wtedy do tipi znowu weszła moja żona, ich spojrzenia skrzyżowały się, a Sat zapytał: − A mi co zrobisz?"
Sat znajdował także czas na twórczość literacką. Jego książki, m. in. "Ziemia Słonych Skał", "Głos prerii", "Fort nad Athabaską" cieszyły się popularnością u czytelników i miały wiele wznowień, przetłumaczono je również na języki obce. Zajmował się również malarstwem.

Wydaje się, że odegrał też rolę - co najmniej - inspiratora dla wielu działaczy ruchów ekologicznych.

W 2000 r., a więc u schyłku życia Sata, gdański fotografik Henryk Pietkiewicz pisał tak w swoim opracowaniu poświęconym pisarzowi:

"Obecnie, gdy coraz częściej jest myślą na szlaku zachodzącego słońca, bardzo pragnąłby uratować, co się jeszcze da z Ducha Indiańskiej Wolności, indiańskiego rozumienia Tajemnicy Przyrody, indiańskiego sposobu wyrażania się poprzez Piękno. Bardzo leży mu na sercu także ochrona Pierwotnej Przyrody - jego kolebki i domu wszystkich ludzi, i innych żywych stworzeń. Niewielu jest jeszcze ludzi potrafiących żywić szacunek dla Dostojeństwa Milczącego Lasu czy Majestatu Wysokiego Nieba. Tak głębokie odczuwanie potęgi i piękna natury jest istotą sposobu myślenia i postawy Sat Okha. Stare drzewa, dzikie ptactwo, jelenie, szare niedźwiedzie grizzly - to także część jego rodziny. Cierpi więc jego serce, Indianina-Tułacza, gdy bezpowrotnie niszczeje Matka Ziemia."
Stanisław Supłatowicz zmarł 3 lipca 2003 roku. Na cmentarzu Srebrzysko żegnali go umundurowani kombatanci AK (walczył bowiem w Armii Krajowej na Kielecczyźnie), indianiści w rytualnych strojach, liczni przyjaciele i liczne miłości Sat-Okha. Na jego grobie znalazły się zioła, tytoń i orle pióra.

O autorze

autor

Marcin Stąporek

- autor jest publicystą historycznym, prowadzi firmę archeologiczną. Pracował w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku i Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Gdańsku. Obecnie jest pracownikiem Biura Prezydenta Gdańska ds. Kultury.

Opinie (52) ponad 10 zablokowanych

  • jego książki!

    Część mojego dzieciństwa, uwielbiałam je :)

    • 15 1

  • Jak w filmie....

    Zycie pisze czasami dziwniejsze i ciekawsze scenariusze niż można to sobie wyobrazić. Gdyby ktoś wymyślił taka historię powiedziano by, że jest nieprawdopodobna. A jednak ....

    • 14 2

  • (3)

    nie wiem dlaczego specjaliści od Indian nie mają o nim dobrego zdania, pytałam i nie chcą odpowiedzieć na moje pytania. Tylko same ogólniki. Jak kto takimi ogólnikami odpowiada to raczej kręci.

    • 6 4

    • bo połowę swojej biografii wymyślił ;) (2)

      • 7 4

      • cóż, człowiek kreatywny

        • 2 2

      • nic nie wymyślił...takiej wiedzy i "czucia" sie nie wymyśla......niestety hejterzy u nas ci od dawna

        • 5 5

  • Łaził za sąsiadką z bloku.

    Wiek im nie przeszkadzał, a było to niedługo przed jego śmiercią.
    Starzy powiedzieli mi, że to taki krajowy indianin.

    • 7 2

  • nie pełna historia

    szkoda że nie jest wspomniane o jego historii mamy która trafiła do łagr, w jaki sposób znalazł się w Polsce (tuż przed wojną) i jak wyglądała jego historia w trakcie wojny

    • 13 0

  • dobry pomysł z nazywaniem tramwajów, aczkolwiek art ciut późno, chyba już latem widziałem Sat Okha we Wrzeszczu

    • 8 0

  • Też zostanę patronem tramwaju. :)

    • 4 6

  • Rocco - Długa Dzida też będzie?

    • 6 6

  • Lepsze to niz Szwabskie nazwiska (1)

    Szwabskie tramwaje i szwabskie nazwiska smigaja po wolnym miescie....jak za dawnych czasow . To po co ta wojna byla

    • 8 16

    • wielcy gdańszczanie mają niemiecko brzmiące nazwiska, ale jeśli już , to nie byli "Szwabami", najwyżej "Prusakami", doucz się, a nie wyzywasz innych, w dodatku dawno nieżyjących

      • 5 1

  • Pamiętam, że gdy zaczynałem edukację jego książka Biały Mustang była lekturą

    i to obowiązkową w 2 albo 3 klasie. Naprawdę mi się podobała. A teraz? Nie ma jej w spisie lektur już od dawna i w najnowszym projekcie też nie uwzględniono... Szkoda.

    • 23 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwsze uzdrowiska w Sopocie wybudował:

 

Najczęściej czytane