• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Patroni tramwajów: Elżbieta Koopman Heweliusz

Marcin Stąporek
8 lutego 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 

W szóstym odcinku naszego cyklu "Patroni gdańskich tramwajów" przedstawiamy sylwetkę Elżbiety Koopman Heweliusz. Tydzień temu zaprezentowaliśmy postać współtwórcy komunikacji miejskiej w Trójmieście - Macieja Gwiazdy, a za tydzień opiszemy konserwatora zabytków i architekta - Ericha Volmara.



Druga żona najsławniejszego gdańskiego piwowara przez wieki pozostawała postacią zapomnianą. Podczas gdy naukowcy badali i opisywali dokonania jej męża, o niej samej wspominano tylko jako o drugiej żonie i matce Heweliuszowych dzieci. Na przykład Kazimierz Kubik w bogatej faktograficznie książce "Trzy wieki nauki gdańskiej" w ogóle nie wymienił jej nazwiska.

Nieco łaskawiej potraktował ją Tadeusz Przypkowski w "Historii astronomii w Polsce", pisząc:

"Jedynie żona Heweliusza, która w pierwszych latach po ślubie współpracowała z nim przy obserwacjach, mogła choć w drobnej części kontynuować jego dzieło. Ona też z pozostawionych rękopisów zaczęła drukować już w r. 1687 Catalogus Stellarum Fixarum kontynuowany potem jako Firmamentum Sobiescianum, a wreszcie wydany pod wspólnym tytułem w 1690 r."
Dopiero w pierwszych latach XXI wieku, szczególnie przy okazji Roku Heweliusza obchodzonego w 2011 r., pojawiły się opinie oddające sprawiedliwość Elżbiecie Heweliuszowej. Pisali o niej naukowcy i dziennikarze, powstały nawet powieści oparte na motywach z jej życia - np. adresowana do młodzieży "Którędy do gwiazd?" Anny Czerwińskiej-Rydel czy "Żona astronoma" autorstwa Kornelii Stepan. Wikipedia informuje, że gdański trójkąt wolnomularski przyjął za patronów małżeństwo Jana i Elżbiety Heweliuszów. Znaczącym przejawem "rehabilitacji" Elżbiety jest także nazwanie jej nazwiskiem tramwaju Pesa Swing o numerze bocznym 1022.

Elżbieta Koopman Heweliusz jest patronką tramwaju Pesa Swing o numerze bocznym 1022. Elżbieta Koopman Heweliusz jest patronką tramwaju Pesa Swing o numerze bocznym 1022.
Wejście Elżbiety Koopman Heweliusz do grona bohaterek literackich stwarza niebezpieczeństwo, że fikcja i domysły na jej temat przemieszają się w powszechnej świadomości z faktami. Nie ma w tym zresztą nic złego; spróbujmy jednak podsumować, co naprawdę wiadomo o pierwszej astronomce.

Urodziła się w 1647 r. w rodzinie Nicholasa Koopmana i jego żony Joanny z domu Mennings. Jak wielu gdańszczan w tym czasie, Koopmanowie przybyli z Niderlandów. Ich nazwisko to odpowiednik niemieckiego Kaufmann, czyli po prostu kupiec; w zgodzie z nim, Nicholas Koopman zajmował się pomnażaniem majątku drogą transakcji handlowych.

Jego córka otrzymała solidne wykształcenie, obejmujące znajomość kilku języków i podstawy wiedzy o sztuce, co chyba stanowiło ewenement, jak na dziewczynę z jej sfery w tamtym czasie.

Gdy miała 16 lat, wydano ją za mąż za owdowiałego, 52-letniego Heweliusza. Ta różnica wieku nie była dla współczesnych specjalnie szokująca; niezwykłe było za to, że młoda i urodziwa żona prócz tego, czego się po niej spodziewano - prowadzenia domu i rodzenia kolejnych dzieci - zaczęła pomagać Heweliuszowi w nocnych obserwacjach i w opracowywaniu ich wyników. Najwyraźniej małżeństwo okazało się dobrane, mimo dzielącej ich pokoleniowej różnicy.

Podczas uczty weselnej jeden z gdańskich poetów odczytał okolicznościowy utwór, w którym żartobliwie nakazał Heweliuszowi kierowanie się według dwóch nowych gwiazd - oczu Elżbiety. Wszystko wskazuje na to, że i żona uległa urokowi męża, który musiał imponować niezwykłymi zainteresowaniami, pasją i pracowitością. Wkrótce oboje z zapałem wzięli się do obserwacji komet, czego efektem była księga "Cometographia". Wyrazem uznania astronoma dla małżonki było umieszczenie jej postaci na ilustracji przedstawiającej obserwacje nieba za pomocą dużego kwadrantu - rycina Andreasa Stecha znalazła się w dziele "Machina coelestis".

O udanym pożyciu małżeńskim świadczy przyjście na świat czworga dzieci, syna i trzech córek. Pierworodny Adeodatus zmarł w dzieciństwie, jedynie córki dożyły dorosłości i zostały wydane za gdańskich mieszczan.

Elżbieta znalazła dość sił i pasji, by wspierać męża w odbudowie obserwatorium po pożarze, który w 1679 r. strawił znaczną część naukowego dorobku. Kilka lat później, gdy choroba (zapewne niewydolność nerek) przykuła Heweliusza do łoża, Elżbieta była jego troskliwą pielęgniarką.

Gdy Jan Heweliusz zmarł w dzień swych 76. urodzin, 28 stycznia 1687 r., ona miała dopiero 40 lat i misję, by doprowadzić dzieło męża do końca. Pomogła jej szczodrość króla Jana III Sobieskiego, który pensję przyznaną Heweliuszowi obiecał płacić dożywotnio także wdowie po astronomie. Elżbieta nadzorowała druk ostatnich prac męża, sprawdzała mapy, nanosiła korekty, prowadziła też korespondencję z uczonymi z całej Europy.

Jej działania życzliwie oceniał sławny Anglik Edmund Halley, którego poznała, gdy na krótko przed pożarem, w 1679 r. wizytował gdańskie obserwatorium (pisaliśmy o tym w artykule "Piwo, gwiazdy i papuga").

Elżbieta Koopman Heweliusz przeżyła męża zaledwie o 6 lat. W grudniu 1693 r. czterdziestosześcioletnią kobietę, która wyprzedziła swój czas, pochowano obok Jana w parafialnym kościele św. Katarzyny. Żadna z jej córek, zięciowie ani wnuki nie interesowali się naukową spuścizną swych niezwykłych antenatów.

O autorze

autor

Marcin Stąporek

- autor jest publicystą historycznym, prowadzi firmę archeologiczną. Pracował w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku i Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków w Gdańsku. Obecnie jest pracownikiem Biura Prezydenta Gdańska ds. Kultury.

Opinie (14) 2 zablokowane

  • Różnica wieku (3)

    "Gdy miała 16 lat, wydano ją za mąż za owdowiałego, 52-letniego Heweliusza. Ta różnica wieku nie była dla współczesnych specjalnie szokująca"

    Niestety w wielu krajach taka różnica nadal nie szokuje i bardzo młode dziewczynki czy nawet dzieci wydawane są za mąż. Myślę, że dobrze, że się coraz więcej o tym mówi.

    • 7 9

    • To jest komentarz uszyty na miarę twoich zdolności pojęcia tematu.

      • 4 1

    • Przynajmniej się wspierali, mieli wspólny cel i pasję. Podejrzewam, że mieli lepsze życie niż większość sfrustrowanych 30 latków, od których świat oczekuje bycia najlepszymi rodzicami, awansów na min. menadżera, znajomości 10 języków obcych, wylizanego domu/mieszkania, idealnej figury i ciekawego/modnego hobby.

      • 5 0

    • Zbigniewie zabłysnąłeś inetligentnym komentarzem

      ...nie na temat, i wychwyciłeś jedyną rzecz, która do ciebie dotarła z całego artykułu. Brawo

      • 2 1

  • Fajny artykuł:-)

    • 9 0

  • Następny tramwaj pownien się nazywać von Jungingen (1)

    • 3 15

    • hehe ale głupi komentarz, cymbale

      • 3 4

  • Fajny i ciekawy artykuł

    • 11 1

  • Mamy tylu bohaterów Solidarności (1)

    a tramwajom nadaje się imiona ludzi nie tylko zapomnianych ale mających niewiele wspólnego z budowaniem polskości nauki honoru czy czegokolwiek związanego z uczciwym życiem.
    Prosze o wybaczenie ale lotnisko walesy plac Bartosiewicza to tylko wybrane przykłady.
    Jak nie tramwaj oklejony napisami w stylu lechia Gdańsk czy sortowanie odpadów to jakimiś naklejkami z imieniami pomijalnych postaci dla historii miasta i regionu.

    • 1 26

    • Ręce opadają, gdy się czyta takie zarzuty....

      1. Anna Walentynowicz, Maciej Płażyński, Arkadiusz Rybicki - to są działacze Solidarności, którzy są patronami gdańskich tramwajów
      2. Plac jest Bartoszewskiego, a nie Bartosiewicza
      3. Budowanie polskości, nauki, honoru - w tym cyklu opisano m.in. Alfa Liczmańskiego, Macieja Gwiazdę, Aleksandra Zuchtę
      4. Co takiego wiesz o żonie Heweliusza czy Stanisławie Przybyszewskiej że nie prowadziły uczciwego życia?

      • 10 0

  • Patroni gdańskich tramwajów

    Patroni tramwajów są ludżmi zasłużonymi w c a ł e j Tyśiącletniej historii Gdańska Taka była myśl przy podjęciu tej akcji. Artykuły w "trójmieście"opisują poszczególnych 'bohaterow".

    • 9 0

  • Dobre pisarstwo

    Zawsze bezbłędna polszczyzna i dopracowane artykuły. Proszę o więcej twórczości tego autora.

    • 3 2

  • Uhhh... już sobie wyobrażam dyskusję pod artykułem o Erichu Volmarze.

    Postać zasłużona dla Gdańska, bez niego prawdopodobnie przepadłoby na zawsze wiele cennych zabytków, ale jednocześnie bardzo kontrowersyjna.

    • 3 0

  • to jest paranoja

    czy chciałbyś mieć swoje nazwisko na tramwaju????? To jest juz przesada. I jak to będzie brzmiało np. informacja, że Hewelusz przejechał Kowalską na skrzyżowaniu JPII i RP

    • 0 5

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak obecnie nazywa się dawny węzeł Leningradzki?

 

Najczęściej czytane