• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Największe jednostki z gdańskich stoczni

Michał Lipka
19 lutego 2019 (artykuł sprzed 5 lat) 
Badanie modelowe wodowania bocznego kadłuba żaglowca "Gwarek" w Ośrodku Hydromechaniki Okrętu Ceto w Gdańsku. Próby przeprowadzono pod kierunkiem dr. Tadeusza Zdybka i mgr Tomasza Otto. Gwarek miał być wyposażony w trzy maszty obrotowe. Ostatecznie na bazie tego kadłuba zbudowano pięciomasztowy żaglowiec "Royal Clipper". Badanie modelowe wodowania bocznego kadłuba żaglowca "Gwarek" w Ośrodku Hydromechaniki Okrętu Ceto w Gdańsku. Próby przeprowadzono pod kierunkiem dr. Tadeusza Zdybka i mgr Tomasza Otto. Gwarek miał być wyposażony w trzy maszty obrotowe. Ostatecznie na bazie tego kadłuba zbudowano pięciomasztowy żaglowiec "Royal Clipper".

W gdańskich stoczniach powstał niejeden naprawdę ciekawy okręt, statek czy żaglowiec. Dziś przedstawimy historię kilku największych z nich.



Dobra koniunktura międzynarodowa panująca w Europie pod koniec XIX wieku sprawiła, że Ferdinand Schichau, działający dotąd w Elblągu, postanowił 15 stycznia 1889 roku zwrócić się z pytaniem do władz Gdańska, o możliwość nabycia terenów pod budowę stoczni. Rozmowy dość szybko sfinalizowano i 14 lutego podpisano umowę sprzedaży ok. 50 ha gruntów.

Od Klawittera przez Schichaua i Lenina - historia gdańskich stoczni


Schichau zdecydował się na Gdańsk, ponieważ miasto dysponowało dobrze rozwiniętą siecią linii kolejowych, co umożliwiało łatwy transport niezbędnych do budowy statków elementów, jak również mogło zaoferować duża liczbę wykwalifikowanych robotników stoczniowych.

Widok na stocznię Schichaua w Gdańsku. Widok na stocznię Schichaua w Gdańsku.
Prace przy budowie stoczni postępowały szybko: w latach 1890 - 1892 działały dwie pochylnie, a do roku 1905 dobudowano kolejne pięć. Oficjalne otwarcie gdańskiej filii stoczni Schichaua miało miejsce w 1892 roku. Od tego momentu na pochylniach powstawały kolejne jednostki pasażerskie i handlowe. Do nich z czasem dołączyły również zlecenia na budowę okrętów.

Zamówienie na dwa transatlantyki



Można by długo wymieniać listę powstałych tu jednostek, ale nas najbardziej interesuje zamówienie, które w 1912 roku złożył Norddeutscher Lloyd, jeden z największych ówczesnych armatorów w Europie. Zlecił on budowę dwóch bliźniaczych transatlantyków.

Plany były imponujące - jednostki miały bowiem mieć pojemność 34 354 BRT, długość blisko 233 m i dzięki dwóm maszynom parowym miały osiągać prędkość 18 węzłów. Na pokładzie, oprócz 733 osobowej załogi, mogło podróżować 1792 pasażerów (513 w I klasie, 574 w II klasie i 705 w klasie III). Armator dla swych nowych statków przewidział nazwy "Columbus" oraz "Hindenburg". Jak pokazała historia, były to największe jednostki wybudowane do 1945 roku w Gdańsku.

Choć prace nad pierwszym z transatlantyków postępowały szybko, a w grudniu 1913 odbyło się wodowanie "Columbusa" (co warte odnotowania - matką chrzestną była żona najstarszego syna cesarza Wilhelma II), budowę przerwał wybuch wojny.

"Columbus" - "Homeric": z transatlantyka wycieczkowiec



O nieukończonej jednostce (stan prac wynosił 80 proc.) przypomniano sobie po kapitulacji Niemiec. Wtedy to na mocy postanowień Traktatu Wersalskiego zapadła decyzja, by transatlantyk w ramach reparacji wojennych przekazać Wielkiej Brytanii. Zainteresowanie nabyciem jednostki zasygnalizowała kompania White Star Line, pod flagą której pływał także "Titanic".

Prace stoczniowe szybko dokończono i statek udał się w rejs do Southampton, gdzie ostatecznie doposażono i przygotowano do pierwszego rejsu. W międzyczasie zapadła również decyzja o zmianie nazwy i tak niedoszły niemiecki "Columbus" stał się brytyjskim "Homeric".

Zaprojektowany i zbudowany w stoczni Schichaua w Gdańsku transatlantyk Columbus, został zatopiony przez własną załogę w grudniu 1939 r. Zaprojektowany i zbudowany w stoczni Schichaua w Gdańsku transatlantyk Columbus, został zatopiony przez własną załogę w grudniu 1939 r.
15 lutego 1922 transatlantyk wypłynął w rejs do Nowego Jorku i na tej linii pływał aż do roku 1932. Armator był co prawda zadowolony ze swojej jednostki, ale szybko okazało się, że jest ona powolna. Zapadła decyzja, by w 1923 roku przebudować napęd (węgiel zastąpiono olejem), dzięki czemu "Homeric" mógł osiągnąć prędkość blisko 20 węzłów.

Z czasem jednak zaczęły pojawiać się nowsze i szybsze transatlantyki, w związku z czym jednostkę skierowano do rejsów wycieczkowych. Właśnie w tej roli "Homeric" pływał aż do roku 1936, kiedy to sprzedano go na złom.

"Hindenburga" - "Columbusa" załoga sama posłała na dno



Historia drugiego z zamówionych transatlantyków jest bardziej pechowa. Stępkę pod jego budowę położono w 1914 roku, ale prace przerwał wybuch wojny. Po jej zakończeniu, w przeciwieństwie do swojego bliźniaka, ta jednostka miała faktycznie trafić do pierwotnego armatora. Zaplanowaną jednak pierwotnie nazwę "Hindenburg" zmieniono na "Columbus".

Podczas wodowania, które zostało zaplanowane na 17 czerwca 1922 roku, kadłub statku zablokował się na pochylni. Na nic zdały się gorączkowe prace stoczniowców - statek ostatecznie udało się zwodować dopiero w sierpniu.

Ostatecznie "Columbus" wszedł w skład floty Norddeutscher Lloyd jako największa i najnowocześniejsza wówczas jednostka. Pech jednak nie opuszczał jednostki. W 1927 roku doszło na niej do poważnej awarii jednej z maszyn parowych. Naprawę, a w zasadzie modernizację całej maszynowni, przeprowadzono dopiero w 1929 roku. Dzięki temu prędkość "Columbusa" wzrosła do 22 węzłów.

Jednostka obsługiwała głównie linię amerykańską (rejsy do Nowego Jorku) sporadycznie pełniąc rolę wycieczkowca. Spokojną służbę miała jednak po raz kolejny przerwać przyszła wojna światowa.

W momencie wybuchu wojny "Columbus" płynął na Antyle. Działając zgodnie z instrukcjami z Berlina, kapitan Wilhelm Dähne zdecydował się wysadzić wszystkich pasażerów i oczekiwać dogodnej okazji na przedarcie z powrotem do Niemiec. Tam na transatlantyk zapewne czekałaby nowa rola: albo transportowca wojska albo krążownika pomocniczego.

W Gdańsku powstał jako "Colubus", ale do służby na morzu wszedł jako "Homeric". Pływał przez 24 lata, aż go zezłomowano w 1936 roku. W Gdańsku powstał jako "Colubus", ale do służby na morzu wszedł jako "Homeric". Pływał przez 24 lata, aż go zezłomowano w 1936 roku.
Powrotny rejs rozpoczął się 14 grudnia 1939 roku, kiedy to "Columbus" opuścił port Vera Cruz. Już pięć dni później jednostka została dostrzeżona przez brytyjski niszczyciel HMS "Hyperion". Na ucieczkę było już za późno, więc załoga transatlantyku podjęła decyzję o otwarciu zaworów dennych. Rozbitków podjął na pokład jeden z amerykańskich okrętów ("Columbus" zatonął ok. 400 mil od wybrzeży Wirginii). Resztę wojny spędzili w obozie internowania.

Tak zakończyła się historia dwóch największych jednostek zbudowanych w gdańskiej stoczni. Warto zaznaczyć, że nazwa "Columbus" jest i dziś obecna na morzu. Nosi ją bowiem wybudowany pod koniec lat 90. wycieczkowiec, którego armatorem jest Hapag-Lloyd.

Największy żaglowiec świata



Pod koniec lat 80. zapadła decyzja, by polscy robotnicy wypoczywali nie tylko nad morzem, ale również na morzu. Do tego potrzebna była nowa jednostka. Wykonanie projektu zlecono inż. Zygmuntowi Choreniowi, znanemu jako "ojciec żaglowców".

Jego projekt był niezwykle nowatorski. Żaglowiec miał mierzyć 110 m długości i 16 m szerokości. Zamiast tradycyjnych żagli miał mieć trzy tzw. żaglopłaty o powierzchni 600 m kw. każdy. Załogę miało stanowić 70 osób, a na pokładzie mogło również znaleźć się 210 pasażerów.

Jednym z ciekawszych elementów wyposażenia nowej jednostki miał być Salon Kapitana Nemo - umiejscowiony w podwodnej części jednostki i dysponujący panoramicznymi oknami, przez które można było podziwiać podwodny świat.

Kadłub "Gwarka" długo rdzewiał przy nabrzeżu w Stoczni Gdańskiej, zanim ostatecznie zmienił się w "Royal Clipper". Kadłub "Gwarka" długo rdzewiał przy nabrzeżu w Stoczni Gdańskiej, zanim ostatecznie zmienił się w "Royal Clipper".
Gdy projekt był już gotowy, jego realizację zlecono Stoczni Gdańskiej. Jednak zmiany, jakie zachodziły wtedy w Polsce i na świecie nie pozostały bez wpływu na budowę żaglowca. Jego kadłub zwodowano w 1991 roku, ale prace przerwano.

Przez szereg lat zastanawiano się, co zrobić z rdzewiejącym przy stoczniowym nabrzeżu kadłubem. Planów było wiele, ale z realizacją było już znacznie gorzej.

Gdy wydawało się, że "Gwarek" (bo tak miała nazywać się jednostka) skończy jako żyletki, pojawił się właściciel linii "Star Clippers" Mikael Kraft. Armator dysponował już dwoma luksusowymi żaglowcami i zapragnął powiększyć swoją flotę do trzech jednostek. Mało tego: postanowił z niedoszłego "Gwarka" zrobić największy żaglowiec świata.

Zdecydowano zatem o wydłużeniu kadłuba oraz o całkowitej zmianie ożaglowania. Nowe zaprojektował również inż. Choreń. Żaglowiec miał dysponować pięcioma masztami, na których znalazłyby się 42 żagle o łącznej powierzchni 4666 m kw.

Zaprojektowany jako "Gwarek", "Royal Clipper" dziś pływa po Morzu Śródziemnym i Karaibach, jako największy wycieczkowiec pod żaglami. Zaprojektowany jako "Gwarek", "Royal Clipper" dziś pływa po Morzu Śródziemnym i Karaibach, jako największy wycieczkowiec pod żaglami.
Prace wykonano w gdańskiej stoczni Cenal, a wykończenia dokonano w holenderskiej stoczni Merwede. W 2000 szwedzka królowa Sylwia uroczyście nadała żaglowcowi nazwę "Royal Clipper". Jednostka mierzy 133 m długości i jest pięciomasztową fregatą. Załoga składa się ze 106 osób, a na pokład może wejść 226 pasażerów.

I tak, nieukończony w Polsce ostatni żaglowiec PRL, stał się największą jednostką żaglową świata.

Opinie (48) 1 zablokowana

  • a tn co lezy z hitlerowcami na dnie pod ustka? i pomyslec ze, wyslano temu durniowi 2 listy aby poddal miasto

    Gdansk. Ale wermchtowcy z SSmanami mowia nie. woleli chrinic sie za plecami cywili mordercy bez czci i wiary. Te przetykane historyji tego historyka skrzetnie omijaja te nasycone nienawiscia geby jak tylko bialy orzelek lopocze na plazy w Brzeznie, Jelitkowie czy Stohach. Historycy na ty Poltalu. Wrzuczcie te wasze smutne historyjki do kibla i sposcie wode 3 razy bo tyle sa warte.

    • 0 0

  • Mam pomysł dla hobbistów

    Otóż fajnie będzie umieścić na stronach polskich stoczni, w dziale 'Historia', wszystkie pobudowane w nich statki i okręty. Wtedy maly Jasio z podstawowej szkoły SAM obejrzy sobie, ile i jak znakomitych niekiedy okrętów wojennych i statków pasażerskich wypłynęło z Gdańska, z Gdyni, ze Szczecina czy z Elbląga. Skończy się zawracanie głów pracownikom sekretariatów muzeów morskich pytaniami o to, czy w Gdansku zbudowano coś większego niż niszczyciel i ile transatlantyków ze Szczecina zdobyło Błękitną Wstęgę Atlantyku. Akurat te ostatnie mogę wymienić: Kaiser Wilhelm der Grosse, Deutschland, Kronprinz Wilhelm i Kaiser Wilhelm II. Wspomniane stocznie istniały na długo przed wojną, bynajmniej nie próżnując! Listy dla hobbisty niech obejmują póki co statki zbudowane po wojnie, gdy stocznie stały się polskie. Jestem przy tym zdania, że jedna czy druga dobrze opracowana lista więcej powie o historii zakładu, niż pięć sal bhp ze szczątkowymi kolekcjami sztandarowych modeli.

    • 0 0

  • Flagowiec F von Hippera z Bitwy przed Skagerriakiem...

    ...TEŻ był stąd! Nazywał się "Luetzow" i został w tej bijatyce zatopiony. Krążownik liniowy, zdaje się młodsza siostrzyca "Derfflingera" i starsza - "Hindenburga" (??)
    Ciekawe jest to, że Niemcy, nie mając morskich bohaterów w stylu Michiela de Ruytera czy Francisa Drake'a, sięgali dla swoich wielkich okrętów po patronów lądowych. Na przykład panowie von Scharnhorst i von Gneisenau byli wyższymi oficerami pruskiej armii. nawiasem mówiąc, nowa Deutsche Marine powinna sobie wprowadzić do linii kolejnego "Scharnhorsta" i kolejnego "Gneisenaua". Okręty - na przykład fregaty kolejnego typu - miałyby szansę zaznać prawdziwej, pokojowej służby z wizytami, manewrami itp. I nie skończyłyby tak, jak ich poprzednicy w obu wojnach światowych! Fajnie byłoby wejść, na przykład, w Gdyni na pokład nowego "Szarnhorsta" i przypomnieć sobie chłopaków z pancernego krążownika z 1914 roku... Było ich tam ponad 800 i wszyscy zginęli wraz z okrętem 8.12.1914 roku. Pal sześć "Bismarcka", ale A P von Tirpitz TEŻ powinien mieć "swój" okręt pod znakami DM. W końcu to był admirał i to nie byle jaki.

    • 0 0

  • (1)

    A jakie piękne Uboty tam produkowano

    • 2 0

    • Typ XXI i XXIII...

      • 0 0

  • A "Luetzow"? (2)

    Przecież to nie byle jaki okręt - flagowiec von Hippera i starszy "brat" znakomitego "Hindenburga"!!!

    • 1 0

    • Lutzow w polskiej literaturze nazywano pancernikiem kieszonkowym. (1)

      • 0 0

      • To nie o tego chodzi. Pierwsza wojna swiatowa sie klania, krazownik liniowy Lützow, zatopiony w bitwie jutlandzkiej, 1916 rok..fakt, piekny okret to byl.

        • 0 0

  • Hmmmm.... (4)

    Ten Royal Clipper, to całkiem jak nie nasz Gwarek. No, chyba że, rufę mu zmienili.

    • 12 4

    • Przedłużyli go to i rufę zmienili. (2)

      Przecież przedłużany był u nas, holendrzy tylko zamontowali wyposażenie.
      Swoją drogą kto pozwala na to aby sprzedawać tanio kadłuby.

      • 5 1

      • Jest video na Youtube gdzie pokazuja montaz masztow i

        ozaglowania ale odbylo sie to juz nie w polskiej stoczni. W ogole malo tam, o ile w ogole wspomina o Polsce w tym video.

        • 0 0

      • A kto pozwalał murzynom sprzedawać złoto za paciorki?

        • 2 0

    • bo to ten sam ... kadłub sprzedany za $$$$$

      miał być gwarek został im ino na browarek :))))

      • 4 0

  • Być pracownikiem stoczni , a pracować w stoczni to zasadnicza różnica. (1)

    Stocznie , za czasów komuny z lotu ptaka wyglądały jak ul. Wielkie zamieszanie , ale efekty pracy niewielkie. Ileż różnych przedmiotów wykonywali stoczniowcy dla własnych celów. Potem tylko trzeba było zorganizować wywóz ze stoczni i np. meble zrobione w stoczni były w domu. Stoczniowcy , to druga po górnikach kasta tamtego okresu.

    • 9 5

    • Już tak nie jedz po stoczniowcach

      bo to miasto w 70tych latach rozwinęło się na przemyśle morskim.
      I nadal korzysta z przewag konkurencyjnych, ktore wyrastają z tamtego okresu, choc bardzo wiele się zmieniło

      • 0 0

  • (5)

    Gdańskie stocznie w dalszym ciągu mogłyby produkować tak piękne statki, Polska zamiast likwidować i sprzedawać stocznie powinna skupić się na przywróceniu ich do czasów świetności. Mamy dostęp do morza i powinniśmy z tego korzystać, wykorzystując cały potencjał jaki to miasto ma, a nie na terenach stoczniowych stawiać osiedle.

    • 32 11

    • Jakby połączyć utrzymanie stoczni z utrzymaniem polskich armatorów to wszystko by grało. (1)

      Ale stocznie - konkurencja dla Niemców musiały upaść a Polskie firmy żeglugowe ... to zasługa takiego pana, który wciskał nam bajki o tym, że kapitał nie zna granic. W rzeczywistości kapitał nie tylko zna granice ale są całe mafie, które nie dopuszczą nikogo z zewnątrz. To szczególnie jest w żegludze. Ale Polska będąca kiedyś krajem z ogromną flotą istniała i mogła dalej istnieć na rynkach światowych. No cóż to też się nie podobało towarzyszom. Rozkradli, sprzedali i teraz są właścicielami m.in. banków (vide UB Czarnecki), itd. Miałeś chamie złoty róg.....

      • 2 7

      • już połączyliśmu utrzymanie kopalń

        z produkcją energii. I widzimy to w cenach a i tak 25% węgla sprowadzamy z Rosji.

        • 1 0

    • Mamy też dostęp do powietrza, a jakiś wielkich ilości samolotow nie produkujemy

      • 3 1

    • (1)

      Statki nie buduje się dla piękna, a dla zysku. Gdańskie stocznie budują statki - te na które jest zapotrzebowanie, a nie te, które są piękne. Stocznia to nie galeria sztuki.

      • 11 4

      • Ale ja nie mówię, że galeria sztuki, widać że nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi

        • 5 2

  • Szkoda że polskie stocznie rozwalono. (13)

    Niemieckie maja sie świetnie, niektórzy zostali zmuszeni do pracy tam... Przypadek!?
    Dziękujemy królowi europy :/

    • 67 70

    • (1)

      Polskie stocznie też mają się świetnie. Te prywatne. Państwowe molochy, które są wyłącznie rezerwuarem etatów dla krewnych, znajomych, i związkowców, oczywiście klepią biedę - ale taki już charakter państwowych molochów.

      • 23 1

      • Niestety polski przemysł stoczniowy

        to głównie podwykonawstwo.
        Jak Crist chciał budować statki to jak się to skończyło? Sam postanowił po kilku próbach że nie będzie robił statków pod klucz. Prom narodowy. Ja rozumiem że to projekt polityczny ale nawet wtedy sprawny przemysł by coś wyprodukował i zarobił. Jedynie Remontowa potrafi coś zbudować.

        • 1 1

    • Kłamiesz (1)

      Polskie prywatne stocznie mają się świetnie - vide remontowa.
      Polskie stocznie "państwowe" za to zamykają produkcję czy ją udają za pieniądze podatników - np. Szczecińska

      • 5 1

      • robią, robią, wiatraki, kible, jakiś sh*t, drobiazgi
        ale związki zawodowe karmią jak poprzednio
        więcej pijawek, niż żywicieli

        • 2 2

    • Państwowe stocznie same sie rozwaliły,

      Na statkach pracuje prawie całe życie . Zacząłęm w 1975 w Stoczni Północnej . Przepracowałem tam na K-2 10 lat. Kilkadziesiąt lat pracuje dla armatorów , czasem w Polsce. W polskich stoczniach dalej jest zacofanie , marna organizacja pracy, brak nowoczesnego sprzętu i arogancja i niekompetencja kierownictwa. W tych warunkach ludzie maja marną wydajność , tracą zdrowie . A tak zwane związki zawodowe sa tam nieobecne. W takich okolicznościach nie widze przyszłości dla tych stoczni . Bredzenie o winie polityków to zławola lub niewiedza.

      • 4 3

    • Swojego czasu byłem w stoczni we Flensburgu (2)

      Tak, masz rację, stocznie niemieckie maja się dobrze, ale tylko dla tego, ze to nie są kolosy jak były w Polsce. 1-2 suche doki, wystarczyło. Jak miałem praktyki w SG, to można było zauważyć ile osób pracuje a ile przebywa na stoczni. Nigdy nie opłacało się budować bardzo dużych statków. Niestety nasze stocznie to były takie PGR'y, masa ludzi, duże tereny i kiepska rentowność. Małe stocznie, specjalistyczne jednostki... maja teraz rację bytu i przemysł stoczniowy ma się dobrze w Polsce. A frazesy, że polskie stocznie rozwalono zachowaj dla siebie - zlikwidowano coś co nigdy nie przynosiło zysku!!!!

      • 28 9

      • Kłamiesz (1)

        Nikt nie jest w stanie zauważyć ile osób przebywa a ile pracuje - choćby stąd, że praca przebiega na duuuużym terenie oraz w zakrytych halach.
        "Nie opłaca się produkować dużych statków" - co za idiotyzm, powiedz to Koreańczykom czy Chińczykom. Oni robią te największe - tankowce i masowce.
        Byłeś w stoczni w Flensburgu to widziałes mała stocznię taką jak. Północna w Gdańsku. Prawda jest taka, że niemieckie, koreańskie chińskie czy norweskie stocznie nie są zwalczane przez rząd. Dobry przykład to zamknięcie stoczni w Gdyni - w momencie wydania tego nakazu, stocznia miała zamówienia na 5 jednostek, które miały pozwolić na oddłużenie zakładu. A w Szczecinie durnie nawet zamknęli wydział budowy statków.... PL miała nawet stracić szansę kształcenia specjalistów.

        • 6 8

        • Własnie dla tego, że chińczycy budują duze statki nam się to nie opłaca

          Jeżeli jesteś na praktykach przez 3 dni w tygodniu to widzisz, kto pracuje a kto nie - a ja wiem co widziałem i jak "pracownicy" snuli się przez cały dzień, jak spali po kątach. Specjalizujmy się w tym co wychodzi nam dobrze - małe, specjalistyczne jednostki - tutaj przemysł stoczniowy żyje i ma się bardzo dobrze. A skoro Ty chcesz "komuno wróć" ponownie otwierać takie molochy jak kiedyś to nie znasz realiów rynkowych - a ja nie znam inwestora, który na takie coś by poszedł!!!!

          • 12 2

    • Najpierw doucz się poczytaj popytaj kto Stocznię Gdańską w 2006 roku sprzedał i komu. Tylko dokładnie kto wtedy był ministrem Skarbu Państwa.

      • 11 0

    • podziekuj Solidaruskom - co to wszystko co Polskie rozwalą

      pisali Hejt-erskie listy do każdego potencjalnego inwestora, bo im się wydawało, że wiecznie będzie tak jak za PRL ... Oni będą podpisywać kontrakty poniżej kosztów ... a Państwo będzie im wiecznie różnicę do strat dokładać?!!! do tego przerośnięte post-PRLowskie zatrudnienie i myślenie "czy się stoi czy się leży ... premia się należy"

      • 15 2

    • ale bredzisz i zżera cię zazdrosć że jest w Polsce ktoś wybitny któremu zaproponowano takie stanowisko (1)

      ta sama zazdrość i nieudacznictwo które podkarmione 500+ zaczęło dyktować warunki a polacy zamiast wykorzystać to tak jak zawsze w historii dali ciała i głosują 27:1 . I ktoś tu mówi o patriotyzmie i interesie narodowym ? hmmm na dziś to widze koperty dla księży i każdy powinien ja zgłosić na picie a potem poprosić Urząd Skarbowy o sprawdzenie czy ksiądz się rozliczył z kolędy.

      • 16 15

      • Sorry taki mamy klimat.

        • 4 2

    • Nie szukaj spisku tam gdzie wystarczy niekompetencja. Chyba że niemieckim spiskiem jest utrzymywanie państwowej formy i umieszczanie tam kolesi.

      • 25 7

  • Stocznie rozwaliliśmy de facto sami...

    ...i dlatego cały przełom '89 roku jest de facto funta kłaków niewart. Pracujące w najlepsze stocznie byłyby prawdziwymi znakami zwycięstwa, a tymczasem mamy to, co mamy!

    • 1 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Kiedy rozpoczęła działalność pierwsza gdańska rozgłośnia radiowa?

 

Najczęściej czytane