• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Morze żywi, ale port kusi. Walka z chorobami wenerycznymi w przedwojennej Gdyni

dr Marcin Szerle
1 kwietnia 2019 (artykuł sprzed 5 lat) 
Dzielnica chińska w Gdyni. Fot. Ernest Raulin. Zdjęcie z 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni. Dzielnica chińska w Gdyni. Fot. Ernest Raulin. Zdjęcie z 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni.

Dzień 1 kwietnia 1929 roku mógł u kilkorga gdynian wywołać smutek zamiast uśmiechu. Zależało to od diagnozy, jaką usłyszeli w poradni chorób wenerycznych, której 90. rocznicę otwarcia właśnie obchodzimy.



Ludność międzywojennej Gdyni charakteryzowała się, co było w skali Polski nietypowe, dużą przewagą mężczyzn. Stan taki wynikał z napływu pracowników do budowy portu, najczęściej młodych kawalerów, z profilu zatrudnienia w branży morskiej, oczekującej głównie mężczyzn, oraz z obsady struktur Marynarki Wojennej, w której nie przewidziano roli kobiet.

Dodatkowo do rosnącego portu przypływali marynarze różnych bander, okresowo zwiększając męską populację. Stan taki przekładał się na życie codzienne Gdyni, która szybko zyskała specyfikę, koloryt i atrakcje, jakich oczekiwać można było od miasta portowego.

Ze zbiorów autora Ze zbiorów autora
Jednym z elementów oferty kierowanej do mężczyzn "w potrzebie", było odpłatne towarzystwo pań. Wątku prostytucji jednak tu nie rozwinę, zostawiając go na odrębny artykuł, ale skupię się na walce z jej następstwami - chorobami wenerycznymi. Nie wszystkie przypadki chorób wiązały się z dzielnicami portowymi, gdyż podczas służby wojskowej czy podróży również dochodziło do zakażeń. Dwoinki, krętki i pałeczki wywołujące zakaźne choroby płciowe do drugiego obiegu ruszały w sypialniach, garsonierach lub służbówkach.

O problemach z chorobami wenerycznymi na Wybrzeżu pisało się już 95 lat temu w kontekście jednostek wojskowych, również puckiej. Szczegółowe statystyki pojawiły się w 1927 r., kiedy w Gdyni odnotowano przeszło sto zachorowań, głównie wśród mężczyzn. Obwiniano za nie prostytutki, kontaktujące się z marynarzami oraz mieszkańcami regionu.

Jadłodajnia portowa w Gdyni. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni. Jadłodajnia portowa w Gdyni. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni.
Nierząd był wówczas zalegalizowany, przy czym od uprawiających go kobiet wymagano rejestracji i poddawania regularnym badaniom lekarskim. Chore wenerycznie kierowano do przymusowego leczenia, najpierw w Toruniu czy Wejherowie, a od 1929 r. również w Gdyni - rzadziej w Szpitalu Sióstr Miłosierdzia, częściej w Miejskim Szpitalu Zakaźnym.

Całość - oględziny, transport i hospitalizacja obciążały budżet gminy. Przy braku środków prostytutki wypuszczano, co skutkowało kolejnymi zakażonymi kiłą, rzeżączką i wrzodem miękkim (szankrem). Dlatego starano się kontrolować i leczyć nosicielki, których w 1930 r. było już ponad sto.

Ze zbiorów autora Ze zbiorów autora
Rozprzestrzenianiu się chorób wenerycznych sprzyjały również bliższe kontakty z tancerkami gdyńskich lokali, prostytuującymi się potajemnie. W latach 30. liczba chorych kobiet sięgnęła 2/3 liczby mężczyzn, co pokazuje, że do zakażeń dochodziło także między partnerami stałymi.

Wychodząc naprzeciw rosnącym potrzebom, 1 kwietnia 1929 r. otwarto pierwszą w mieście przychodnię przeciwweneryczną. Nastąpiło to po kilkunastomiesięcznych przygotowaniach, polegających głównie na gromadzeniu środków finansowych oraz szukaniu odpowiedniego miejsca.

Kawiarnia i jadłodajnia w Gdyni. Ok. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni. Kawiarnia i jadłodajnia w Gdyni. Ok. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni.
W sierpniu poprzedniego roku wynajęto dwa pomieszczenia w budynku w centrum, obok policji. Przeznaczenie lokalu ukryto przed właścicielem, obawiając się cofnięcia zgody na najem. Działano słusznie, choć nieskutecznie - gdy prawda wyszła na jaw, mieszkańcy sąsiednich lokali oprotestowali pomysł, opóźniając uruchomienie placówki.

Jej wyposażenie zakupiono ze środków Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a Skarb Państwa i Kasa Chorych współfinansowali utrzymanie. Przychodnia działała jedynie przez godzinę dziennie (oprócz niedziel), ale duża frekwencja prostytutek sprawiała, że inni chorzy obawiali się przychodzić. Badano - również mikroskopowo, leczono - w tym zastrzykami, uświadamiano, rozdając ulotki i dostarczając ich obcojęzyczne wersje na pokłady wpływających statków oraz odwiedzając chorych w domach. Potrzebującym wydawano owoce i mydło.

Ze zbiorów autora Ze zbiorów autora
Co ciekawe, z czasem po pomoc zaczęli zgłaszać się ubodzy i bezrobotni z innymi schorzeniami, których trudna sytuacja zmusiła do przełamania oporów. Prostytutki, inne kobiety oraz mężczyzn przyjmowano o różnych porach.

Od 1932 r. placówka działała przy ul. Portowej, trzy lata później w Ośrodku Zdrowia na Grabówku. Przy ul. św. Piotra utworzono wówczas (1936 r.) osobną przychodnię, nastawioną wyłącznie na obsługę marynarzy, która stała się elementem struktur sanitarnych portu. Finansowana z pieniędzy państwowych, gwarantowała zagranicznym "wilkom morskim" bezpłatną pomoc medyczną, do czego Polska zobowiązana była umowami międzynarodowymi.

Zapotrzebowanie na takie usługi medyczne było rosnące - już w połowie lat 30. na leczenie szpitalne trafiało rocznie ok. 50 marynarzy zagranicznych. W 1939 roku udzielono przeszło 4 tys. porad, a liczba leczonych zbliżała się do tysiąca. Dla porównania przychodnia miejska odnotowała ponad 10 tys. wizyt sześciuset osób.

Sklep kolonialny w Gdyni. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni. Sklep kolonialny w Gdyni. 1930 r. Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni.
Szacunek tysiąca chorych w stutysięcznym mieście to niby tylko 1 proc., ale dużo większy problem. Choroby weneryczne, jako wstydliwe, często nie były leczone w placówkach publicznych, mimo iż było to bezpłatne. Pacjenci woleli udać się do lekarzy prywatnie, o ile było ich na to stać. Z tego względu statystyki występowania chorób mogą być zaniżone. Poza tym część przypadków nie była zgłaszana do momentu wystąpienia najpoważniejszych objawów. Niekiedy trudna prawda wychodziła na jaw podczas doradztwa przedmałżeńskiego, prowadzonego przez jedną z gdyńskich przychodni. Jaki wpływ informacje miały na przebadane pary, źródła nie podają.

Choroby przenoszone drogą płciową były jednym z głównych problemów społecznych międzywojennej Gdyni. W obliczu znacznych ruchów ludności, rotacji marynarzy, dużej tabuizacji tematu, kwestią trudną do opanowania. Tym bardziej wobec braku terapii antybiotykowych, na których wprowadzenie przyszło poczekać kilka lat.

Podczas prac nad artykułem korzystałem głównie z dokumentów przechowywanych w Archiwum Akt Nowych, Archiwum Państwowym w Bydgoszczy i gdyńskim Oddziale Archiwum Państwowego w Gdańsku.

O autorze

autor

Dr Marcin Szerle

historyk, muzealnik, przewodnik turystyczny, kierownik Działu Historycznego w Muzeum Miasta Gdyni

Opinie (48) 6 zablokowanych

  • (7)

    Dziś hpv i hiv.No i niestety wiele osób z mydłem na bakier.

    • 30 4

    • (5)

      Chyba ty

      • 4 7

      • a to dziś w szkole podstawowej pani wychowaca zwracała rodzicom uwagę. (1)

        że śmierdzące dzieci puszczają do szkoły!!!

        • 9 0

        • I slusznie

          Śmierdziele

          • 5 0

      • Dziś kiła to jak katar (2)

        • 2 0

        • za to jest AIDS (1)

          i tak samo na razie nieuleczalne

          • 0 1

          • Już leczą eksperymentalnie

            • 0 0

    • z mydłem to jedno ale też sporo na bakier z etyką - idą na bok takie połówki w związku i póżniej przynoszą szajs do domu... Chcesz się pobzykać z kimś innym, zakończ związek i nie oszukuj partnera/partnerki.

      • 25 1

  • Ojtam ojtam

    • 12 2

  • syf trypel kiła i mogiła (2)

    no prawie jak dziś

    • 20 0

    • no i sodomia i gomoria jak i dziś.... (1)

      • 4 0

      • Ten twoj wpis to pochodzi pewnie z Gdyni a

        ten jeszcze powyzej to z Gdanska.

        • 0 1

  • Kiedyś to były czasy ;) (2)

    • 14 1

    • (1)

      Można było bez zabezpieczeń

      • 4 0

      • No jasne. I wszyscy byli szczesliwi.

        • 2 0

  • mieli szczecie ze wtedy nie istniało LGBT bo by wymarło całe społeczeństwo (8)

    • 31 25

    • Daję ci tynfa ;)

      • 3 1

    • Pomyśl (1)

      Zanim napiszesz

      • 8 2

      • Co pomyślał to przeciez napisał...

        • 3 1

    • Włącz myślenie

      Czytanie nie boli.

      • 5 0

    • oj istniało i to bardzo :)

      • 6 1

    • Dobry zart to tynfa wart...

      • 1 0

    • Maria Konopnicka z żoną .,.na przykład ....

      • 3 0

    • istniało, istniało...

      ale podobnie jak w średniowiecznych miastach, decymowanych przez epidemie, natura trzymała to zjawisko w ryzach.
      Z tego też m. in. względu przetrwało ono w tzw. "lepszych sferach".
      Żaden hejt, po prostu statystyka i psychologia.

      • 0 0

  • Mój mąż mnie zdradził i sie wydało bo pojawiły sie na jego ,,zawijasie" tzw kłykciny ,wygladało okropnie- (1)

    zobaczcie sobie na google. Wtedy to sie wydało no i pogoniłam dziada...

    • 28 2

    • X

      Miałaś szczęście że to wyszło ,

      • 0 0

  • Sposobem zapobiegania wstrzemięźliwość przedmałżeńska i małżeńska wierność! (3)

    • 20 7

    • Lepszym natomiast sposobem zapobiegania tym chorobom jest

      wstrzemięźliwość małżeńska i przedmałżeńska wierność!

      • 7 1

    • od niepamiętnych czasów prostytutki nie narzekały na brak klientów ... pół godzinki po sumie i do domu na obiadek

      • 3 1

    • a co jeśli ktoś ma wstrzemięźliwość małżeńśką - jak żyć?

      • 0 0

  • Czekam na artykuł o prostytucji, heh (3)

    bez sarkazmu, to jest ciekawe.

    • 35 3

    • szczególnie stawki

      wczoraj i dzisiaj, porównanie, siła nabywcza itp.

      • 11 1

    • Domówki dzisiaj

      Ciekawe jak tam na „domówkach” ?

      • 0 0

    • jest jedna szczególna anegdota

      O bardzo popularnym przybytku uciech wszelakich, który mieścił się w okolicach dzisiejszego Skweru Kosciuszki. Gdy to miejsce zaczęło "szlachetnieć", władze miasta zaczęły intensywnie "sprzątać" okolice. Skutkowało to m. in. przeniesieniem "dzielnicy chińskiej" na Witomino.

      Ale "przybytkowi" długo rady dać nie mogły. Gdy sytuacja doszła do punktu, gdzie eksmisja stała się nieuchronna, zarządzający "przybytkiem" zorganizowali huczną imprezę i zaprosili wszystkich bywalców i "smakoszy".
      Gdy następnego dnia zjawiły się ekipy eksmisyjne i rozbiórkowe, po przybytku nie było śladu. Impreza była tak intensywna, że "bywalcy" rozebrali budynek, zabierając sobie "pamiątki". Historia milczy co z "majątkiem żywym"...

      • 1 0

  • Poruszył mnie ten sklep kolonialny

    Szopa , a przed nią kury ,koza itp.
    Panie Marcinie , proszę o artykuł o PEWEXach i Baltonach lat 80" w Trójmieście było dużo. Ten cudowny zapach pamiętam do dzisiaj.

    • 24 1

  • Statek na redzie ,robota bedzie (1)

    takie powiedzonko krążyło wśród pań tzw,,mewek"

    • 30 3

    • Nie gadaj tak bo zaraz kazdy bedzie mial Gdynie na mysli.

      • 4 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Promocja i dyskusja nad książką o historii 318. Dywizjonu Myśliwsko - Rozpoznawczego "Gdańskiego"

spotkanie

Sprawdź się

Sprawdź się

Który mieszczanin ufundował bibliotekę w kościele św. Jana w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane