- 1 Przymorze kiedyś i dziś. Porównujemy zdjęcia (145 opinii)
- 2 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. Część 2 (11 opinii)
- 3 Te zabytki otwierają się po remontach (88 opinii)
- 4 "Banany jedzą tylko dzieci bardzo bogate" (36 opinii)
- 5 Nietypowa willa prezesa banku nad miastem (55 opinii)
- 6 Kronika oblężenia Gdańska w 1734 r. (11 opinii)
Kościół wobec wydarzeń Grudnia '70
Istnieje przekonanie, że w szeroko pojmowanych wydarzeniach Grudnia 1970 Kościół katolicki stał na uboczu, że zachował się powściągliwie, a protestujący robotnicy nie podnosili haseł religijnych, ograniczając się wyłącznie do sfery materialnej. Tymczasem księża wspierali potrzebujących i organizowali msze za poległych. Niektórzy doznali obrażeń w czasie walk ulicznych. Do długofalowych skutków wydarzeń i postulatów stoczniowców zalicza się wzniesienie "Okrąglaka" na Przymorzu, określanego niekiedy jako symboliczny pomnik ofiar Grudnia '70.
Walki w pobliżu świątyń
Co ciekawe, kilka dni później ktoś podrzucił im kopertę z przeprosinami i tysiąc złotych na nową szybę. Kościół i dom zakonny pallotynów służył jako schronienie dla walczących, miejsce wytchnienia i opatrzenia ran. Zakonnicy byli też na ulicy, gdzie wzywano ich do ciężej rannych. Jeden z nich, ks. Władysław Ciastoń, został nawet trafiony kamieniem w głowę. Inny - pobity przez bezlitosnych zomowców, ale już w godzinie milicyjnej. W okolicy dworca poturbowano też ks. Władysława Pędzika, orionistę z Malborka, który w wyniku zatrucia gazem trafił do szpitala.
W "czarny czwartek" w Gdyni również dało się słyszeć pieśni religijne śpiewane w trakcie pochodów. Najsłynniejszy z nich - z ciałem "Janka Wiśniewskiego" niesionym na drzwiach - przystanął na chwilę pod kościołem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, skąd zabrano krzyż i umieszczono go w nogach zabitego. Gdy walki przeniosły się na ówczesne Wzgórze Nowotki [dziś to Wzgórze św. Maksymiliana - dop. red.], w ich centrum znalazł się kościół franciszkanów, ostrzelany pociskami gazowymi. Ukryło się w nim kilkuset młodych ludzi, którzy później, jak głosiła plotka, wyszli ze świątyni pod pozorem pogrzebu.
Bo właśnie tego samego dnia miał się odbyć pogrzeb zmarłej przed kilkoma dniami parafianki. Wtedy też do funkcjonariuszy SB dotarła informacja, że w nawiązaniu do pogrzebu, ale przede wszystkim na znak poparcia dla demonstrantów, we wszystkich gdyńskich kościołach zamierzano bić w dzwony. Po sprawdzeniu doniesienia szef tamtejszej bezpieki skonstatował, że była to tylko prowokacyjna pogłoska.
Grudniowa kolęda
Już w pierwszym tygodniu protestów w kościołach Trójmiasta rozlegały się naturalne w takim momencie modlitwy o pokój i w intencji narodu. W kolejnych - organizowano podniosłe nabożeństwa w intencji poległych, w trakcie których odczytywano specjalny Apel prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego do wiernych z terenów dotkniętych tragedią. W poniedziałek 21 grudnia 1970 r. mszę taką odprawił ks. prałat Hilary Jastak w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni.
Modlono się też za tych, którzy trafili do więzień, a w ramach corocznej, bożonarodzeniowej pomocy charytatywnej w parafiach wspierano materialnie rodziny aresztowanych i potrzebujących. W lutym 1971 r. w całym kraju podczas specjalnych modlitw za ojczyznę na ten cel zbierano pieniądze, które później rozprowadzono wśród rodzin ofiar pacyfikacji rewolty.
Dużym wyzwaniem dla kapłanów musiała być ówczesna kolęda, czyli wizyta duszpasterska u parafian. Brutalna pacyfikacja protestów była częstym tematem rozmów. Ksiądz Jastak wspominał: "Trudno było się dziwić ludzkiemu gniewowi. Zawziętość, nieutulony żal, nieukojony ból. Wściekłość. Pojawiało się lakoniczne, lecz najtrudniejsze pytanie: dlaczego? Niemało czasu trzeba było poświęcić w niejednym domu. Wracaliśmy późną nocą. Czasem i noc była za krótka, by uspokoić emocje i nastawić umysły na drogę miłości ojczyzny". Wielu kapłanów wspierało wówczas swoich parafian duchowo i moralnie. Była to niedostrzegalna na pierwszy rzut oka działalność, ale jakże istotna dla wielu ludzi, którzy doświadczyli traumatycznych przeżyć.
Taki był wówczas cel Kościoła: wyciszyć wzburzone nastroje i niepokoje, które mogły doprowadzić do jeszcze większej liczby ofiar. Przecież nikt tak naprawdę nie wiedział, ile osób straciło życie na skutek bezlitosnego strzelania do bezbronnych ludzi, chcących tylko pójść do pracy. Plotki mówiły o setkach, a nawet tysiącach. Wiadomo było jedno, że komuniści nie cofną się przed niczym, aby utrzymać się przy władzy. W takich okolicznościach nie sposób sobie wyobrazić, by kapłani mieli zaostrzać sytuację.
Nocne pogrzeby
Ponurym epilogiem grudniowego dramatu były urządzone naprędce, chaotycznie i w nocy pogrzeby ofiar. Według polecenia Zenona Kliszki miały się one odbywać w stalinowskim stylu, anonimowo, pod płotem... Ostatecznie do tego nie doszło, choć i tak pochówki urągały wszelkiej tradycji i zwyczajom. Realizowana przez władze administracyjne ze wsparciem milicji, SB i wojska "akcja" odbyła 18-20 grudnia 1970 r. na różnych cmentarzach Trójmiasta - Centralnym "Srebrzysko" (pochowano 8 osób), Witomińskim (3), św. Franciszka na Emaus (6), Oliwskim (5) i Katolickim w Sopocie (1). W niedzielę 20 grudnia w podobny sposób na cmentarzu "Agrykola" w Elblągu pochowano Mariana Sawicza.
Ciała grzebano w niesamowitym pośpiechu, co pół godziny, przy świetle lamp naftowych lub latarek, w rzadko uczęszczanych ścieżkach, w trakcie godziny milicyjnej, z udziałem zaledwie kilku członków rodziny, choć i to nie zawsze. Sześć osób spoczęło na Emaus zupełnie anonimowo, ponieważ do tamtej chwili nie udało się ich zidentyfikować.
By stworzyć pozory normalności i choć trochę uspokoić uczestników tych "uroczystości", komuniści zaangażowali do nich księży. Mimo prób nie pozyskali pomocy kapłanów diecezjalnych, proboszczów, którzy odmówili udziału w tej farsie. Daliby w ten sposób przyzwolenie na dokonywujące się zło oraz narazili Kościół na utratę zaufania. Nie przeszkodziło to później władzom kłamliwie twierdzić, że pogrzeby odbywały się w porozumieniu z kurią biskupią.
Do tego niechlubnego zadania zatrudniono więc dyspozycyjnych kapelanów wojskowych, którzy z żołnierzami i Ludowym Wojskiem Polskim niewiele mieli wspólnego - oprócz tego, że byli na jego etacie. Bardzo mało łączyło ich też z hierarchią kościelną. Należeli do lojalnych wobec władz "księży patriotów", a w swoich kościołach garnizonowych - św. Piotra i Pawła we Wrzeszczu i św. Jerzego w Sopocie - prowadzili na poły zwykłe, parafialne duszpasterstwo.
Uczestnicząc w pochówkach, księża ci złamali prawa i przepisy kościelne, choć mogli to sobie wytłumaczyć wyjątkową sytuacją. Nie ma jednak pewności, czy ich obecność w jakiś sposób uspokajała bliskich osób grzebanych. Wspomnienia świadczą raczej o tym, że do pewnego stopnia byli tam tylko bezwolnymi figurantami. Niektórzy nawet nie wierzyli, że są prawdziwi. Jeden z kapelanów w trakcie ostrej wymiany zdań na cmentarzu zamiast wstawić się za pokrzywdzonymi, po prostu umył ręce i wyszedł. Na ich niekorzyść przemawia również to, że dwa tygodnie później za swą "obywatelską" postawę i wsparcie udzielone władzom otrzymali... wynagrodzenie.
21 i 22 grudnia na Witominie odbyły się dwa dalsze pogrzeby ofiar gdyńskiej masakry. Miały one już inny przebieg, brali w nich udział gdyńscy franciszkanie, choć dla bezpieczeństwa władz również przeprowadzono je w trakcie godziny milicyjnej. 14 stycznia 1971 r. na tej samej nekropolii pogrzebano, już bez ingerencji komunistów, ostatnią "oficjalną" ofiarę Grudnia '70.
Większość ciał została później ekshumowana i pochowana w bardziej odpowiednim dla zabitych miejscu.
Symboliczny pomnik ofiar Grudnia '70
Choć gros postulatów pojawiających się w grudniu 1970 r. i styczniu 1971 r. miała charakter ekonomiczny, to były wśród nich i te dotyczące spraw wyznaniowych. Chodziło np. o powrót religii do szkół czy dostęp Kościoła do radia i telewizji, bo w tamtych czasach przemawiać mógł on tylko z ambon. Jednym z najważniejszych było podniesione przez stoczniowców żądanie wydania zgody na budowę kościoła na rosnącym z roku na rok Przymorzu.
Od dekady komuniści nie godzili się na wzniesienie tam nowoczesnej świątyni, parafianie zaś musieli korzystać z prowizorycznej kaplicy-baraku, w którym z powodu ścisku zmarły nawet dwie osoby. Nie pomagały liczne petycje, delegacje i inne interwencje. Zmiana nastąpiła dopiero po rewolcie robotniczej i wpisaniu tego żądania do listy oficjalnych postulatów stoczniowców gdańskich. Wielu z nich zresztą mieszkało właśnie na Przymorzu, jak Henryk Lenarciak, który w ich imieniu wskazał na ten problem podczas spotkania robotników z Edwardem Gierkiem 25 stycznia 1971 r. Ostatecznie zgodę wydano pół roku później, dzięki czemu w ciągu kilku następnych lat stanął słynny "Okrąglak", nazywany przez niektórych symbolicznym pomnikiem ofiar Grudnia '70.
W podobnej sytuacji był zaprojektowany pod koniec lat pięćdziesiątych Kościół Morski ojców redemptorystów w gdyńskiej dzielnicy portowej. Dopiero po kilkunastu latach starań i wsparciu tego postulatu przez stoczniowców na jego budowę zezwolono w listopadzie 1971 r.
Nieprawdą jest natomiast często powielane twierdzenie, że rewolta grudniowa przyczyniła się też do odbudowy zrujnowanego w 1945 r. kościoła św. Brygidy w Gdańsku. W rzeczywistości zgoda władz na oddanie ruin świątyni Kościołowi i jej odbudowę na cele sakralne nastąpiła w lutym 1970 r. Była ona efektem wieloletnich i usilnych próśb biskupa gdańskiego Edmunda Nowickiego. Pierwsze prace remontowe ruszyły jeszcze przed protestami. Inna sprawa, że poprawa relacji państwa i Kościoła w latach 70., połączona z energicznością i sprawnością ks. Henryka Jankowskiego, przyczyniła się do odbudowy świątyni w iście zawrotnym tempie.
Dla głodnych wiedzy
Instytut Pamięci Narodowej opublikował właśnie książkę "Grudniowa kolęda. Kościół katolicki w Trójmieście wobec Grudnia '70" autorstwa dr. Piotra Abryszeńskiego i dr. Daniela Gucewicza, autora powyższego artykułu. To pierwsza publikacja na rynku wydawniczym, która stanowi próbę kompleksowego zmierzenia się z tą problematyką
"Grudzień '70 to jeden z najbardziej tragicznych epizodów w historii PRL, który urósł do rangi symbolu. Stał się również ważną cezurą w relacjach państwo-Kościół. Duchowni musieli się wówczas zmierzyć z trudnym zadaniem moralnym i duszpasterskim. Jak w obliczu takiego dramatu mówić o miłości bliźniego i przebaczeniu? Brutalna pacyfikacja strajków przyniosła wiele ofiar, a w polskich domach zagościły rozpacz i cierpienie, niekiedy trauma, ale też gniew... Autorzy, bazując na szeroko zakrojonej kwerendzie źródłowej, prezentują rewoltę grudniową z perspektywy Kościoła katolickiego w Trójmieście. Ukazują postawę biskupów i zwykłych księży, ich działania i wypowiedzi. Omawiają także posunięcia władz komunistycznych wobec duchowieństwa oraz inne wątki z zakresu polityki wyznaniowej na początku lat 70. XX wieku" - czytamy w opisie wydawcy.
W środę, 16 grudnia, w siedzibie IPN-u przy al. Grunwaldzkiej 216 we Wrzeszczu odbędzie się oficjalna premiera "Grudniowej kolędy...". Wydarzenie będzie miało charakter zamknięty, ale będzie transmitowane od godz. 12:30 w serwisie YouTube na kanale IPNtv. W dyskusji o książce, oprócz autorów, weźmie udział także prezes IPN dr Jarosław Szarek.
Publikację będzie można już wkrótce zakupić na stronie www.ipn.poczytaj.pl.
Miejsca
Opinie (92) ponad 20 zablokowanych
-
2020-12-13 21:19
Swietnie ze pokazuja te filmiki jak krzycza robotnicy precz z komuną a na przeciwko nich komunisci do nich strzelają!!! (1)
I tak sie to skonczyło ze ci odpowiedzialni za to komunisci zyli potem jak pączki w mascle a czesc znich obecnie ma stanowiska w Brukseli!!Naszczecie Ubekom zmniejszono emerytury.Ale pozostali jeszce teraz smią wychodzic na ulice i krzyczec w obronie demokracji a zaplecami sie smieją !!
- 11 0
-
2020-12-15 00:41
A najbardziej skorzystała rodzina prokuratora i ministra sprawiedliwości w bierutowskim rządzie
Heńka Świątkowskiego - agenta przysłanego z Moskwy, żeby wymordować resztki AK.
- 4 0
-
2020-12-13 21:21
Pamietam te czasy. Wsryd , ze przez lata tak zmanipulowano wiedze o tym okresie, (1)
Dziwnym się , ze Niemcy zaczynają wypierać się rozpetania II WS i morderstwa 6 000 000 Polaków. POmagają im w tym politycy tzw opozycji. Wśród nich Grzelak z Gdańska.
- 9 8
-
2020-12-13 23:06
Mylna opinia
Niemcy kajaja sie do tej pory . Tv niemieckiej sa caly czas wspomnienia tych okropnych chwil , pokazywali jak niemcy przebierali sie wpolskie mundury, ktorzy niby mieli napasc na niemcow piersi . Niemcy maja mase filmow archiwalnych, ukazujacych rzeczy o ktorych my zwykli ludzie nie mielismy pojecia. Caly czas scigaja i osadzaja tych , ktorzy sadzili i katowali ludzi w obozach . Nie dawno temu zmkneli leciwa " kapo " .
- 2 4
-
2020-12-13 21:26
Znowu lewacka hydra leb podnosi. (1)
Kiedyś uderzyła sierpem i młotem a teraz rzuca w Polskę brukiem prosto z Brukseli.
- 11 9
-
2020-12-13 22:55
przebacz mu Panie !
Gdyby nie ten " bruk "z Brukseli nadal bysmy przez drozek za stodola sie zalatwiali, chyba ze mial ktos rodzine w PZPR , ten bedzie zawsze narzekal i chwlil to co sie teraz dzieje a tak dobrze sie przyjrzec powrot do lat spred 1970. Tylko , ze ludzie nie byli wilkami dla siebie, nie wyzywali i obrazali sie w takim stopniu jak teraz. Nikt nie jest doskonaly i nikt nikomu nie dogodzi obojetnie jak by sie staral. Przykro tylko , ze kosciol w ktory tak wirzylismy ( nie mylic z wiara ) dal sie przekupic, o tak ksieza tez ludzie. Brakuje JPII, ktory by przypomnial przykazanie milosci. Zgoda buduje ,niezgoda rujnuje. Prosze rowniez nie porownywac sierpa i mlota do Brukseli. Dla tego pierwszego trzeba bylo statki budowac, plody rolne, i zywnosc za darmo jako repatriacje wojenne a bez tego drugiego nasza kochana ojczyzna nie wygladala by tak pieknie jak wyglada. Polacy to pracowity narod i z pomoca "bruku" z Brukseli potrafili w ciagu 30 lat odbudowac wspaniala nowoczesna , mocna Polske.
- 2 4
-
2020-12-13 23:53
Kościół katolicki a władza świecka.
Koścół katolicki zawsze działał "ręka w rękę" z władzą świecką. I zawsze w Polsce czerpał zyski z tej współpracy, nawet w okresie komunizmu. Wielokrotnie brał udział w zdradach narodowych. Nawet na początku historii chrześcijaństwa w Polsce "patron Polski" św Stanisław biskup okazał się zdrajcą, współpracującym z cesarzem niemieckim i królem czeskim. Targowica to kolejny przykład zdrady kościoła katolickiego w Polsce, prowadzącej do rozbioru kraju. Nie mniej tragiczne są czasy współczesne - kolaboracja z PIS, grabienie kraju, rozpasanie księży.
Chyba jedynie władze pruskie na terenach swojego zaboru zrobiły z tym towarzystwem porządek.- 5 6
-
2020-12-14 11:19
Kościół w obecnej formie upada (1)
i taka jest kolej rzeczy, mieszanie się w politykę, ochrona przestępców, kłamstwa i buta purpurowej czapy nie wróży dobrze tej instytucji. Idziemy drogą Irlandii, żeby to zatrzymac trzeba by pozbyć się 80% biskupów ze stanowisk, ale to klika nie do ruszenia, ukisi sie we własnym sosie i odejdzie w zapomnienie. Na zachodzie to już się stało, u nas młode pokolenie sie obudziło i jak stare odejdzie, odejdą również wierni z przybytków, tak musi się stać, ta instytucja nie ma nic do zaoferowania młodym. Młodzi chcą wolności a nie klęczenia przed facetami w sukienkach, chcą korzystać z życia a nie żyć według zabobonów i nauk o rodzinie, życiu, dzieciach wygłaszanych przez księży, którzy nie maja pojęcia o życiu rodzinnym i jego problemach.
- 6 6
-
2020-12-18 14:37
Ludzie skonsoliduja sie wokol kosciola jak bedzie jakas tragedia narodowa i jak nadejdzie kres zycia
Tak to dziala.
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.