• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Katastrofa kolejowa, która wstrząsnęła nie tylko Gdańskiem

Maciej Naskręt
1 kwietnia 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Skutki katastrofy kolejowej. Zdjęcia katastrofy są autorstwa Alexa Geelena, studenta ówczesnej Technische Hochschule w latach 1936-39. Fotograf stał na dawnym wiadukcie Błędnik, w tle widać Żółty Wiadukt. Skutki katastrofy kolejowej. Zdjęcia katastrofy są autorstwa Alexa Geelena, studenta ówczesnej Technische Hochschule w latach 1936-39. Fotograf stał na dawnym wiadukcie Błędnik, w tle widać Żółty Wiadukt.

Był ranek, 18 maja 1939 r. Przez dzisiejszą stację Gdańsk Główny w Wolnym Mieście Gdańsku z prędkością ok. 75 km/h przetoczył się polski pociąg ekspresowy z Warszawy do Gdyni. Nie zatrzymał się, a 300 metrów za stacją wypadł z torów. Pociągiem podróżowało ok. 150 osób. Odkrywamy kulisy największej katastrofy kolejowej w Gdańsku.



Po zakończeniu I Wojny Światowej Gdańsk był Wolnym Miastem, pod ochroną Ligi Narodów. Stosunki między niemiecką większością i polską mniejszością były chłodne, aczkolwiek poprawne, przynajmniej do początku lat 30., gdy władze w Niemczech objęła Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników (NSDAP) z Adolfem Hitlerem jako fuhrerem.

Postępująca hitleryzacja życia w Gdańsku i rosnące tam poparcie dla budowy eksterytorialnej autostrady, przecinającej polskie Pomorze, odbiła się też na transporcie kolejowym. Ówczesne władze miasta zabroniły polskim pociągom pasażerskim, jadącym główną magistralą kolejową z głębi Polski do Gdyni lub Helu, zatrzymywać się na stacjach w Gdańsku i Sopocie.

By dotrzeć do Wolnego Miasta koleją, należało wysiąść w Tczewie i przesiąść się lub podróżować wcześniej w wagonach dołączanych do specjalnego pociągu. Wciąż jednak o infrastrukturę kolejową w WMG dbali polscy kolejarze. W tym zakresie mieszkańcy Gdańska mieli największe wątpliwości wobec ówczesnych kolejarzy. Zarzucano im brak profesjonalizmu.

Po godz. 23:29, w środę, 17 maja 1939 r., z Warszawy Zachodniej do Gdyni wyruszył tzw. kurier (nr 605), czyli pociąg ekspresowy. Skład, który do Trójmiasta jechał przez: Mławę, Działdowo, Brodnicę, Laskowice Pomorskie, i był ciągnięty przez parowóz (seria Ok22), składał się z drewnianego wagonu ochrony i prawdopodobnie ok. ośmiu wagonów pasażerskich, tzw. pulmanów. Podobnie jak obecne wagony pasażerskie, do każdego przedziału było wejście z korytarza. Do Tczewa feralny skład musiał przybyć przed godz. 6:00. Odłączono od niego wagony do WM Gdańska, a w ich miejsce podpięto dwa wagony pociągu, który nadjechał z Elbląga. Później - o 6:14 - skład wyruszył w kierunku Gdańska.

Przez śródmieście Gdańska skład - parowóz z ośmioma wagonami pasażerskimi - przejechał między godz 6:30 a 7:00. Minął stację Gdańsk Główny (ówcześnie Danzig Hauptbahnhof) i  300 metrów za nią wypadł z torów zobacz na mapie Gdańska. Parowóz obróciło o 180 stopni. Wagony powypadały z torów i przechyliły się. Tory z sosnowym podkładem zostały zniszczone, a ich szyny powyginane. Jeden z wagonów pasażerskich uderzył w semafor.

Ciężko ranni zostali maszynista oraz palacz. Dzień po katastrofie polskie gazety donosiły o śmierci obu mężczyzn w szpitalu. Nic się nie stało 150-200 pasażerom podróżującym feralnym składem. Jedynie kilkanaście osób odniosło drobne kontuzje.

W gazetach codziennych wydawanych niemal w całej Polsce napisano, że brak ofiar wśród pasażerów należy zawdzięczać najnowszej, stalowej konstrukcji wagonów pasażerskich.

Akcja ratownicza i przywracanie ruchu przebiegały sprawnie. Już o godz. 14 w dniu wypadku, dzięki wybudowaniu nowego rozjazdu, magistralą pojechały pociągi w obu kierunkach. Składy omijały miejsce wypadku bocznymi torami. Usuwanie skutków zajęło jednak polskim kolejarzom kilka dni.

Śledztwo w sprawie katastrofy prowadziła ówczesna gdańska policja. Według świadków, za wszelką cenę dążyła do obarczenia winą polskich kolejarzy z załogi pociągu.

Po ekspertyzie sporządzonej przez naukowców z gdańskiej Technische Hochschule, czyli obecnej Politechniki Gdańskiej, za winnego wypadku uznano maszynistę. Tory w miejscu wypadku były według członków komisji przystosowane do jazdy z prędkością tylko 20 km/h, tymczasem po wypadku prędkościomierz w parowozie wskazywał prędkość 78 km/h. Ponadto maszynista miał być pijany.

Tymczasem w Polsce katastrofę uznano za zamach. Wydarzenia z 18 maja 1939 r. miały podważyć zdolność zarządzania liniami przez polskich kolejarzy. Według wielu osób miejsce wypadku było nieprzypadkowe - katastrofa miała miejsce przed budynkiem, w którym swoją siedzibę miały organizacje polonijne, w tym polscy harcerze. Dziś mieści się tu dyrekcja gdańskiego oddziału PKP przy ul. Dyrekcyjnej 2/4 zobacz na mapie Gdańska. Do 1 października 1933 swoją siedzibę mieli tam też polscy kolejarze, którzy pod naciskiem i po konfliktach z władzami Gdańska musieli przenieść się do Torunia.

Katastrofa kolejowa z 18 maja 1939 r. wzbudzała ogromne kontrowersje i napięcia wśród polskich mieszkańców Gdańska i całego Pomorza. Pojawiały się kolejne próby wykolejenia polskich pociągów przejeżdżających przez Wolne Miasto. 27 maja 1939 r., nieopodal Biskupiej Górki, nieznana osoba włożyła kostkę brukową w zwrotnicę. Nie zrobiła tego na szczęście precyzyjnie i zwrotnica jednak zmieniła położenie. Nadjeżdżający polski pociąg nie wykoleił się, a bruk, który miał spowodować wypadek został rozłupany na dwie części przez koło lokomotywy.

Informacja o katastrofie kolejowej w Gazecie Gdańskiej. Informacja o katastrofie kolejowej w Gazecie Gdańskiej.

Opinie (104) 7 zablokowanych

  • Gdynia by night (2)

    Sieg heil herr tusk!

    • 2 5

    • Tak mi kazał

      Napisać Władimir Władimirowicz!!!!!

      • 0 0

    • Zryty beret

      Na leczenie już chyba za pózno. Tylko eliminacja permanentna.

      • 2 0

  • dziadek kolejarz z Gdańska (3)

    Pamietam z opowieści dziadka , który był kolejarzem w Gdańsku, że Niemcy robili tyle smrodu przed wojną,ze dziadek w połowie sierpnia wyprowadził się z rodziną do Pelplina. Babcia zawsze z przekąsem mówiła, ze dziadek poczuł sie wielkim patroitą i wyprowadził sie z Gdańska. Pracował i mieszkał na Oruni.

    • 69 2

    • Niemcy to śmierdziele (1)

      • 22 10

      • Może i masz racje tylko dlaczego w takiej sytuacji jeżdziłeś do roboty na budowę i kłaniałeś si w pas jakiemuś rudemu Helmutowi

        • 0 1

    • uratował życie sobie i rodzinie

      Ta decyzja uratowała jemu i najprawdopodobniej całej rodzinie życie. A wrednych niemców za kilka lat pokarało armią czerwoną.

      • 1 0

  • ja stawiam na brawaure =] (3)

    jw.

    • 21 56

    • moim zdaniem brzoza... (1)

      a jesli nie bylo tam zadnego drzewa, to gen. Blasik sterroryzowal maszyniste i Wilczka pistoletem.

      • 4 6

      • Czytaj ze zrozumieniem gamoniu była tam sosna

        Czytaj ze zrozumieniem gamoniu była tam sosna

        • 0 1

    • Wszystkiemu winien był palacz.

      I jestem tego pewien, bo moment wypadku widziałem na własne oczy ukryty wśród żwiru pomiędzy podkładami kolejowymi.

      • 7 3

  • (4)

    Na zdjęciach widać,że w składzie pociągu pośpiesznego był jeden "boczniak" trzeciej klasy,reszta to nowoczesne stalowe wagony o konstrukcji zbliżonej do współcześnie jeżdżących(to są właśnie pullmany),a wagon ochrony?Powinno być ochronny,czyli wagon wstawiany zaraz za lokomotywą dla zabezpieczenia wagonów z podróżnymi,przepisy dopuszczały stosowanie w tym celu wagonu pocztowego,lub bagażowego i tak najczęśćiej praktykowano.

    • 44 2

    • Boczniak w składzie? (3)

      Z czego wnioskujsz, że ten boczniak był w składzie pociągu a nie stał na torze odstawczym z innymi boczniakami?

      • 0 0

      • (2)

        Boczniak leży niemal na torze po którym poruszał się "pośpiech".Tor po stronie dzisiejszej ulicy Dyrekcyjnej jest pusty,a wagony stojące na torach po stronie 3 Maja są nienaruszone.Wagon ten spełniał funkcję wagonu ochronnego,być może w zastępstwie za normalnie używany w tej roli wagon bagażowy,bądż pocztowy,choć prawdopodobne jest,że ambulans odczepiono w Tczewie i dołączono do pociągu zatrzymującego się planowo w Gdańsku,a w miejsce ambulansu,stacja Tczew wlączyła w skład poc 605 "boczniaka" jako wagon ochronny.

        • 0 0

        • Leży... (1)

          ... i ma rozwalony bok. Nie widać, czy był wcześniej przyczepiony do innych wagonów. Równie dobrze mógł tam stać i zostać trafiony w bok. Trudno to jednoznacznie ocenić.

          • 0 0

          • Boczniak

            Boczniak był w składzie tego pociągu i był jednym z dwóch wagonów które zostały podczepione w Elblągu

            • 0 0

  • cytat : (1)

    ... "Akcja ratownicza i przywracanie ruchu przebiegały sprawnie. Już o godz. 14 w dniu wypadku, dzięki wybudowaniu nowego rozjazdu, magistralą pojechały pociągi w obu kierunkach. Składy omijały miejsce wypadku bocznymi torami."

    Teraz tak technika ! - i pracowitość poszły do przodu,że takie sprawy załatwia się co najmniej kilka dni..... a usuwanie skutków - tygodni ! - to taka subtelna róznica :)! w szybkości przebudowywania - odbudowywania - modernizacji... a hoj.

    • 50 1

    • przedwojenne PKP

      to była instytucja, na której można było polegać, poza logo nie ma wiele wspólnego z dzisiejszą bandą roszczeniowców, brudasów i bałaganiaży

      • 0 0

  • fot. archiwum prywatne

    Może w końcu przestaniecie się wygłupiać i zaczniecie rzetelnie podpisywać "pożyczone" zdjęcia? Bo o płaceniu za nie, to chyba nie ma co marzyć.

    • 2 0

  • Takie artykuly ja lublu:-)

    :-)

    • 2 0

  • fajnie sie czyta takie artykuly

    mozna zobaczyc jak ludzie kiedys zyli ubierali sie itd popieram

    • 7 0

  • W Tamtym czasie, Niemcy skazali Polaka maszynistę na rok więzienia , mimo , że jechał o 58 km za szybko. (7)

    Podobnie dzisiaj orzekają sądy Niemieckie wobec " normalnych " ludzi którym coś się przydarzy - łagodnie.

    Niemcy sądzą cię nie za to co zrobiłeś , ale za to jak dotąd żyłeś... !

    I to jest ok. Chociaż uważam , że kolejarz dostał za mało, może dlatego , że pasażerowie nie ucierpieli śmiertelnie. Powinien dostać z 4 lata a odsiedzieć z rok - dwa.

    W kraju niewolniczym walą ci 10 lat by zastraszyć pozostałych.

    Tym się różnimy od Niemców. Oni są u siebie i rządzą nimi Niemcy.

    • 4 14

    • Maszynista był niewinny (5)

      Zorientowawszy się, że Niemcy aby zachować twarz, chcą kolejarzom polskim wytoczyć proces i uznać ich winnymi wypadku, postanowili ich wykraść. Na ucieczkę nie zgodził się maszynista Łuczaj, twierdząc że pociąg pospieszny prowadził zgodnie z przepisami i wystąpi z otwartym czołem na procesie. Odmówił, wierząc w sprawiedliwość gdańską.
      Z ucieczki skorzystał tylko pomocnik Jan Wilczek. Paweł Łuczaj został skazany przez sąd gdański na dwa lata więzienia. Takiej to doczekał się sprawiedliwości!.

      • 3 1

      • aha, czyli prędkość 78 km. wzieli z sufitu ? (4)

        i na tej prowokacji dali takie niskie wyroki ?

        • 1 5

        • (2)

          Jeśli lokomotywa była wyposażona w szybkościomierz rejestrujący,prędkość w momencie wypadku można było odczytać z wykresy zapisanego na taśmie papierowej,będącej "pamięcią" takiego szybkościomierza.Urządzenia takie produkowała m in firma Hasler ,stąd takie szybkościomierze zwane są u nas "haslerami".Powtórzę,że mało prawdopodobne,by ten skład "leciał" przez stację Danzig Hbf z prędkością szlakową,choćby z uwagi na rozjazdy w głowicy południowej,czyli tej znajdującej się w okolicach wiaduktu Hucisko.

          • 6 0

          • 200 osób z pociągu nie potrafiło wskazać na prawdopodobną prędkość 20 lub 78 km ? (1)

            Bardzo dziwne.

            Przy prędkości 20 km / h pociąg byłby tak pokiereszowany ?

            Rzeczoznawca z Politechniki jak rozumiem też był nazistą zamieszanym w zamach?

            Panowie, to że jesteśmy Polakami nie zobowiazuje nas do pisania bzdur.

            • 2 4

            • Pociąg to nie samochód.Z uwagi na dużą masę,rzędu 400 ton,skutki wypadku takiego pociągu pośpiesznego muszą być poważniejsze niż auta ważącego około jednej tony przy tej samej prędkości.Ot po prostu fizyka-dlatego m innymi droga hamowania samochodu z prędkości np 100km/h to ok 80m,a pociągu o masie 400 t,przy tej samej prędkości to będzie około 1500 metrów.

              • 3 0

        • Masz zapewne w rodzinie dziadka który służył w bojówkach niemieckich

          D.S.v.D Widać po komentarzach twoje sympatie do niemiaszków, co łezka się w oczku kręci volksdojczu?

          • 5 2

    • do V kolumny

      " Mijając z ograniczoną szybkością 3 km na godz. miejsce wypadku, zapytałem kolejarzy gdańskich, jaka jest przyczyna katastrofy. Odpowiedzieli, że sabotaż rozkręcenie szyn. Po powrocie swoje spostrzeżenia i uwagi zgłosiliśmy naszym przełożonym i działaczom Związku Maszynistów. Grudziądzkie koło Związku Maszynistów było dobrze zorientowane w sytuacji kolejarzy Polskich w Gdańsku. Nie raz było alarmowane o wydobytych włokach w kolejarskich polskich mundurach z kanałów gdańskich."
      A ile powinni dostać ci co rozkręcili szyny.

      • 5 0

  • Aż sie łza w oku kręci...... (6)

    - Jak sie patrzy na te wagony z tamtego okresu - solidne... z przedziałami.... ogrzewanie działało SUPER !! .... a teraz ??? : syf - kiła - plastik - badziewie i mogiła ! .... jak sie wykolei !

    • 63 11

    • Czas przejazdu - tu dopiero łza w oku sie kręci (3)

      Z Wa-wy wyjechał 23.55 (błąd w artykule, na zdjęciu kopii artykułu prasowego godzina wyjazdu inna, niż podal nasz redaktorek), a katastrofa miala miejsce przed 7-mą, czyli przejazd trwał wtedy mniej, niz 7 godzin!!!!
      Ile dzisiaj jedzie ekspres z Wa-wy do Gdańska?

      • 8 3

      • Kult II RP.

        Są tu dwa zdjęcia z artykułami, w jednym podano godzinę 23:29 a w drugim 23:55 - prawdopodobnie chodzi o dwie różne inne stacje w Warszawie. Ów superszybki ekspres jechał zatem ok. 7 godzin do Gdańska, trasą inną niż dzisiaj, bo dzisiejsza remontowana trasa przechodziła przez Prusy Wschodnie. Obecnie pociąg Neptun - nie ma on nawet statusu ekspresu - jedzie jeszcze dłuższą drogą (przez Kutno i Bydgoszcz) niecałe 5 godzin. Podobnie inny, o nazwie Artus. Inne pociągi, kursujące "normalną" ale remontowaną trasą pokonują ten dystans w ok. 6 godzin.

        Zanim napiszesz te bzdury, to przynajmniej sprawdź rozkład jazdy i się chwilę zastanów...

        • 4 1

      • O - widzę, że Sławuś Nowak zajrzał na stronkę i dał mi minusa (1)

        W 1936r. Fablok skonstruował lokomotywę Pm36, której prędkość maksymalna wynosiła oficjalnie 120km/h, a faktyczna - kilkadziesiąt kilometrów więcej.
        Po ponad 70 latach eksploatacji w 2009r. ostatnia z nich - "Piękna Helena" na trasie normalnego rozkładowego przejazdu z wagonami pasażerskimi z Wolsztyna do Poznania uzyskała 130km/h.
        Minęło 77 lat - ile wynosi maksymalna prędkość najszybszej lokomotywy czysto polskiej konstrukcji (nie produkcji)?
        Postęp zarąb....y - mniej niż 1 km/h rocznie

        • 8 3

        • Kult II RP...

          Pm 36 zbudowano w 2 (dwóch) egzemplarzach, obydwa to były prototypy, jeden miał opływową otulinę. Nie wiem skąd ten mit o "faktycznej prędkości maksymalnej wiekszej o kilkadziesiąt (!) km/h". Za to pozostaje fatem, że w Europie opywowe parowozy, reczywiscie szybsze niż 120 km/h produkowano wtedy seryjnie i obsługiwały one regularny ruch...

          • 3 0

    • ma byc taniej w utrzymaniu a nie bezpiecznie (1)

      • 9 5

      • ZNAKOMITA ALUZJA !! taniej !!! a kasa do wiadomej kieszonki ! :DDDDDDDD

        • 9 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdzie odbył się pierwszy trójmiejski pokaz kinematograficzny?

 

Najczęściej czytane