• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak przebiega ratowanie załóg okrętów podwodnych

Michał Lipka
10 września 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 
Okręt ratowniczy Belos należący do szwedzkiej marynarki wojennej z podwodną jednostką ratunkową podwieszoną nad pokładem. Okręt ratowniczy Belos należący do szwedzkiej marynarki wojennej z podwodną jednostką ratunkową podwieszoną nad pokładem.

Żaden dowódca okrętu nigdy nie chciałby wydać komendy: "opuścić okręt". O ile jednak w przypadku jednostek nawodnych wiąże się to po prostu ze spuszczeniem szalup ratunkowych i skokiem za burtę, to w przypadku okrętów podwodnych sytuacja jest bardziej skomplikowana.



Mimo nieustannego rozwoju technologicznego nie da się całkowicie wykluczyć możliwości zatonięcia okrętu podwodnego. Przyczyn może być wiele - poczynając od awarii poprzez błędy załogi, kolizje, kończąc na działaniach wojennych.

Czytaj także: Historia polskiego ratownictwa morskiego

Do najtragiczniejszych zatonięć okrętów podwodnych możemy zaliczyć

:

  1. USS Tresher, który w wyniku awarii zatonął wraz z całą 129-osobową załogą w roku 1963
  2. USS Scorpion - rok 1968 i wybuch w przedziale torpedowym, w efekcie którego zginęło 99 osób
  3. rosyjski okręt podwodny Kursk - rok 2000, wybuch własnej torpedy w wyrzutni i w efekcie śmierć 118 osób,
  4. argentyński okręt San Juan, który zaginął w listopadzie zeszłego roku.


W części tego typu przypadków niektóre przedziały okrętów zachowały szczelność, zapewniając załodze zapas tlenu. Gdy zatem nie pojawiło się zjawisko implozji*, a okręt osiadł na dnie, istniała możliwość ratunku. Nie jest to jednak proste. Wręcz przeciwnie - to bardzo skomplikowana operacja.

W przypadku katastrofy czy awarii okrętu podwodnego procedury przewidują dwie możliwości ewakuacji jego załogi. Pierwsza z nich obowiązuje, gdy załoga może sama opuścić jednostkę. Druga - gdy takiej możliwości nie ma.

Obie - wbrew pozorom - mają strony pozytywne i negatywne. Przyjrzyjmy się zatem obu.

Załóżmy, na chwilę, że nasz okręt zatonął na Bałtyku, na przykład w rejonie Basenu Bornholmskiego, na głębokości 100 metrów. Jest to teoretycznie największa głębokość, z której załoga może się samodzielnie ewakuować.

Ale jest kilka warunków. Po pierwsze marynarze muszą mieć możliwość opuszczenia jednostki. Mogą to zrobić albo poprzez wyrzutnie torpedowe, albo włazy ewakuacyjne. Wystarczy przecież je otworzyć i droga na powierzchnię stoi otworem, prawda? Otóż nic bardziej mylnego. Pomijając wspomnianą już kwestię głębokości, trzeba pamiętać o różnicy ciśnienia - rośnie ono w szybkim tempie i może spowodować u ewakuowanych omdlenia, a w efekcie odniesienie dodatkowych obrażeń.

Gdy już załodze uda się opuścić okręt, w drodze na powierzchnię marynarze muszą pamiętać o powolnym wynurzaniu się i tak zwanych przystankach dekompresyjnych, by ich organizm przyzwyczaił się do zmiany otaczającego ciśnienia i nie nabawił się choroby dekompresyjnej**.

Po dotarciu na powierzchnię pozostaje liczyć na szybki ratunek, by nie ulec hipotermii (znane są w historii bowiem takie przypadki, gdy załoga co prawda opuściła bezpiecznie okręt, ale potem umierali na skutek wychłodzenia organizmu). Dodatkowo musimy pamiętać o stresie, z jakim musi zmagać się załoga - nawet najdrobniejszy błąd może tu bowiem kosztować życie.

Druga sytuacja będzie nieco bardziej skomplikowana - tym razem nasz hipotetyczny okręt zatonął głębiej niż 100 metrów. Załoga rozpoczyna procedurę awaryjną i wypuszcza na zewnątrz boję ratunkową. Po dotarciu na powierzchnię rozpoczyna ona nadawanie sygnałów, które umożliwią ratownikom lokalizację okrętu podwodnego. Jest na niej zainstalowany telefon umożliwiający komunikację, jak również odpowiednie przyłącza, dzięki którym w razie potrzeby istnieje możliwość pompowania na zatopioną jednostkę powietrza.

Gdy ratownicy przybędą na miejcie katastrofy, mogą użyć dwóch rodzajów środków ratunkowych - dzwonu lub pojazdu ratunkowego.

Polski okręt ratowniczy ORP Lech z widocznym na pokładzie pomarańczowym dzwonem ratunkowym. Polski okręt ratowniczy ORP Lech z widocznym na pokładzie pomarańczowym dzwonem ratunkowym.
Co ciekawe dzwon ratunkowy można wykorzystać dwojako - przy głębokości do ok. 100 metrów można go osadzić w pobliżu włazów awaryjnych do okrętu. Wtedy ewakuowana załoga dodatkowo zabezpieczana jest przez ratowników i zajmując miejsce w dzwonie nie musi obawiać się choroby dekompresyjnej.

Drugie zastosowanie zakłada bezpośrednie przymocowanie dzwonu do włazu ratunkowego zatopionej jednostki. Wtedy załoga "suchą stopą" opuszcza pokład i udaje się na jednostkę ratowniczą.

Mankamenty tej metody są w zasadzie dwa: gdy chcemy, aby dzwon osiadł bezpośrednio na kadłubie okrętu podwodnego, musi on znajdować się na równej stępce, co w przypadku awarii bądź katastrofy zdarza się niezwykle rzadko. Po drugie może on przyjąć niewielką liczbę osób, stąd też akcja ratownicza może się znacznie przeciągnąć.

Zapewne niejeden z nas oglądał słynny film "Polowanie na Czerwony Październik". W jednej z końcowych scen zaprezentowana jest ewakuacja załogi za pomocą pojazdu DSRV (Deep Submergence Rescue Vehicle, czyli pojazdu ratowniczego głębokiego zanurzenia). W skrócie możemy powiedzieć, że jest to niewielki okręt podwodny wyposażony w samodzielny napęd, niezbędne pomoce nawigacyjne (w tym sonar) i system podtrzymywania życia. Tego typu jednostki mogą zanurzać się znacznie głębiej niż dzwony ratunkowe i przyjmują na swój pokład większą liczbę rozbitków. Co szczególnie istotne, są również bardziej mobilne.

Pojazd ratowniczy DSRV na pokładzie amerykańskiego okrętu podwodnego. Pojazd ratowniczy DSRV na pokładzie amerykańskiego okrętu podwodnego.
Dzwony okrętowe są na stałe zamontowane na okrętach ratowniczych. DSVR może również znaleźć się na pokładzie jednostki ratowniczej (którą czasem może okręt podwodny), ale też może być transportowana przez samolot, dzięki czemu w krótkim czasie może znaleźć się praktycznie w każdym miejscu na świecie, a podczas ratowania załóg okrętów podwodnych najbardziej liczy się czas.

DSRV są na wyposażeniu US Navy, ale mamy również nieco bardziej "rodzime" produkcje, takie jak NSRS czyli NATO Submarine Rescue System (NATO-wski system ratownictwa podwodnego), który opracowany został przez Wielką Brytanię, Norwegię i Francję. Jego założenia są niemalże identyczne jak DSRV, a główną zaletą możliwość transportowania na pokładzie samolotu czy samochodów.

Podwodny okręt ratunkowy działający w oparciu o natowski systemie NSRS. Podwodny okręt ratunkowy działający w oparciu o natowski systemie NSRS.
Polska Marynarka Wojenna jest w stanie przy dobrych warunkach atmosferycznych nieść pomoc zatopionym okrętom do głębokości ok. 100-120 metrów przy wykorzystaniu dzwonów ratowniczych (pisaliśmy o tym w poprzednim artykule na ten temat).

Oczywiście załogi okrętów podwodnych ćwiczą metody ewakuacji we wszystkich przedstawionych powyżej konfiguracjach (przy wykorzystaniu pojazdów ratowniczych flot sojuszniczych, np. z Norwegii). Pozostaje mieć nadzieję, że szumnie zapowiadany projekt Ratownik zejdzie kiedyś ze stołów projektowych na stoczniowe wody, gdyż jednym z jego założeń jest właśnie możliwość przyjmowania na pokład systemu NSRS. Oby do czasu jego wprowadzenia polska flota dysponowała jeszcze jakimś okrętem podwodnym, choć z drugiej strony w odniesieniu do jednostki noszącej biało-czerwoną banderę - oby nigdy ani NSRS, ani DSRV nie musiał zostać użyty.

Wymienione wyżej metody ratownicze dla załóg okrętów podwodnych można stosować przy jednym założeniu - że wiemy, gdzie znajduje się zatopiony okręt.

A gdy nie wiemy? Jak go odszukać? Na to pytanie nie ma niestety jasnej i prostej odpowiedzi. Gdy załoga nie zwolni sama boi ratunkowej lub gdy nie wypłynie ona automatycznie, pozostaje liczyć na łut szczęścia.

Podajmy tu dwa przykłady:

  1. Pierwszym będzie historia zaginionego podczas II wojny światowej ORP Orzeł. Jego wrak jest poszukiwany od lat. Zorganizowano wiele ekspedycji, które zawężały bądź zmieniały obszar poszukiwań. Raz wydawało się, że polski okręt został odnaleziony - jak się jednak potem okazało, poszukiwacze odnaleźli zatopiony podczas wojny HMS Narwal, co było szokiem i dla Polaków, i Brytyjczyków, gdyż ci ostatni do momentu odnalezienia nie wiedzieli, co ostatecznie stało się z ich jednostką.

    Tajemnica zatonięcia Orła po dziś dzień nie została wyjaśniona.
    Opis obrazu: Podnoszenie bandery po wodowaniu okrętu podwodnego ORP "Orzeł" w styczniu 1938 r. Opis obrazu: Podnoszenie bandery po wodowaniu okrętu podwodnego ORP "Orzeł" w styczniu 1938 r.
  2. Identyczna sytuacja miała miejsce w przypadku zaginięcia wspomnianego wcześniej argentyńskiego okrętu podwodnego San Juan. Do jego poszukiwań zaangażowano liczne siły z flot wielu państw, które przeszukały ogromny obszar morski - niestety bezskutecznie.

    Argentyński okręt podwodny San Juan, który zatonął 15 listopada 2017 r. Argentyński okręt podwodny San Juan, który zatonął 15 listopada 2017 r.

    Dlaczego?

    Do poszukiwania zatopionych okrętów podwodnych wykorzystuje się sonary. Te wykorzystywane na okrętach nie zawsze dają poprawne odczyty, natomiast te bardziej dokładne, stosowane na okrętach ratowniczych, mają mniejszy zasięg działania, stąd też potrzebują dużo więcej czasu na sprawdzenie dna morskiego. W zasadzie, aby odszukać zatopiony okręt podwodny trzeba by wykorzystywać zdalnie sterowane roboty podwodne wyposażone w kamery, a byłoby to niezwykle czasochłonne i co za tym idzie - kosztowne.


Miejmy nadzieję, że wszelkie pojazdy ratunkowe dla załóg okrętów podwodnych w przyszłości będą jednak jak najmniej używane.


* Każdy okręt podwodny ma określoną głębokość zanurzenia, do której może bezpiecznie wykonać ten manewr. Określa ją oczywiście stocznia i jest ona jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic wojskowych. Oczywiście założenia w czasie pokoju to jedno, a działania wojenne to już co innego. Istnieje co prawda pewien margines bezpieczeństwa, ale należy pamiętać, że po jego przekroczeniu możemy spotkać się ze zjawiskiem implozji czyli przeciwieństwem eksplozji. Różnią się one kierunkiem wybuchu - eksplozja ma swe ujście na zewnątrz, natomiast implozja do wewnątrz. Mówiąc najprościej - gdy okręt podwodny zejdzie zbyt głęboko, panujące w głębinie ciśnienie zgniecie jego kadłub do wewnątrz, w konsekwencji powodując jego rozerwanie i śmierć załogi.

** Choroba dekompresyjna - najczęściej dotyczy nurków i załóg opuszczających zatopiony okręt podwodny. Cytując tu prawo angielskiego chemika Wiliama Henry'ego "jeśli ciśnienie gazu nad lustrem płynu zostaje zmniejszone, ilość gazu rozpuszczonego w płynie również ulega zmniejszeniu". W naszym konkretnym przypadku oznacza to, iż podczas wynurzania się następuje uwalnianie gazu obojętnego w organizmie. Gdy ten proces przebiega zbyt szybko, gaz obojętny wytrąca się z krwi, tworząc pęcherzyki, co w konsekwencji może doprowadzić do bóli stawów, uszkodzenia układu nerwowego, paraliżu i śmierci.

Opinie (26) 2 zablokowane

  • Aha. (2)

    • 2 6

    • (1)

      Główny problem to fakt że przy konstruowaniu łodzi podwodnych nie przewiduje się systemu analogicznego do katapulty dla lotników i systemu spadochronów dla całego samolotu.
      Łódź podwodna musiałaby "nosić" seryjnie conajmniej jeden pod na zewnątrz kadłuba.
      Dziś podstawie są w użyciu z myślą głównie o desancie podwodnym.

      • 0 0

      • Dziś pods ...

        • 0 0

  • Przekombinowali

    Mogliby nie mieć okrętów podwodnych, jak my, to i nie trzeba by było okrętów ratunkowych...

    • 12 4

  • Masakra (2)

    Panie Lipka co za bzdury! Zasięgnij najpierw opinii znawców tematu z Marynarki Wojennej, a dopiero potem uprawiaj dziennikarstwo faktu. Na razie wyszło Ci science-fiction

    • 8 11

    • Huehuehue

      Z czego? Flota baliowa nie marynarka...wiecej admiralow niz okretow, stateczki starsze od mojego dziadka....dno dna....i co ci "specjalisci" by powiedzieli? Kasy, nowych paskow na rekawach?
      Spojrz prawdzie w oczy nie mamy floty wojennej

      • 5 0

    • gdzie konkretnie zarzucasz autorowi bzdury?

      ja z ciekawością przeczytałem artykuł. Podaj swoje argumenty.

      • 15 1

  • na szczęście w naszej armii prawie taka sytuacja jest niemożliwa, czysto hipotetyczna (2)

    my rozwiązujemy to w kraju poprzez fakt wycofania z użytkowania jednostek podwodnych i zamieniamy je na żyletki do golarek męskich i damskich, dzięki temu oszczędzamy trochę środków finansowych, wspieramy recycling i nie ryzykujemy życia naszych żołnierzy - to jest dobra koncepcja. mam pytanie do polskiego rządu - kiedy Polska ogłosi się państwem neutralnym? może zadać takie pytanie w referendum konstytucyjnym...

    • 17 0

    • nawet jeśli ogłosimy się państwem neutralnym nikt tego nie uszanuje (1)

      niestety takie mamy położenie geograficzne, nizina na drodze Niemcy - Rosja
      kraje neutralne leżą na uboczu, lub w trudnych górskich warunkach ( Szwecja, Szwajcaria )

      • 7 0

      • To w takim razie proponuje aby w referendum zadać drugie pytanie uzupełniające - czy w związku z ogłoszeniem przez Polskę neutralności, jesteś za tym, aby terytorium kraju przenieść gdzieś na ubocze, żeby nie wiało mentalna wiochą?

        • 6 0

  • Artykuł widzę nieprzypadkowy, już w październiku premiera gry Kursk

    W listopadzie natomiast premiera filmu.

    • 4 0

  • do 1989 jakoś nic nie wiemy o katastrofach okrętów w ZSRR (2)

    czyżby nie było takich katastrof u naszych sąsiadów ?

    • 5 0

    • Byly

      K129, K19, Komsomolec i inne.....

      • 8 0

    • Lolo

      A czy wiemy coś o powodziach w Rosji (ZSRR) nie wiemy , bo tam nigdzie się nie przelewa!

      • 0 0

  • Do 1989

    Do 1989 roku takie ćwiczenia w ratowaniu okretu podwodnego w naszej MW wykonywalo się bardzo często.
    Uczestniczyl w tym cały Dywizjon Okrętów Ratowniczych.To byly bardzo widowiskowe cwiczenia w ktorych znudzeni 3letnią służba marynarze lubili brać udzial.
    Lezka w oku się kreci bo nie ma teraz czym i kogo.....

    • 6 1

  • Tak to prawda, oby nigdy ani NSRS, ani DSRV nie musiały zostać użyte.

    Chociaż mogly by służyc pomoca w ratowaniu jednostek krajow nam sasiednich o ile poproszono by nas o taka pomoc. Dodac trzeba tu dwa tragiczne wypadki jakie mialy miejsce w 1939 roku. Angielski nowozbudowany okret podwodny HMS Thetis podczas probnego rejsu juz sie nie wynurzyl i prawie cala zaloga (~99 osob) udusily sie w tej stalowej trumnie. Tylko czterech uratowano. W tamtym ze samym roku ale nieco wczesniej zatonal amerykanski USS Squalus. 26 marynarzy zginelo a 33 uratowano. I to wlasciwie jest moment kiedy zastosowano po raz pierwszy nowa metode ratowania ludzi z okretow spoczywajacych gleboko na dnie morza. Amerykanski komandor Charles "Swede" Momsen nieco wczesniej mial opracowany projekt uzycia specjalnego "dzwonu" (Momsen lung), przy pomocy ktorego potrafiono kolejno transportowac ludzi z unieruchomionego na dnie okretu na powierzchnie. Za ta nowatorska a jednak wyjatkowo sprawnie przeprowadzona akcje Momsen i kilku bioracych w akcji ratowniczej zostali udekorowani Medalem Honorowym Pierwszej klasy. Miedzy nimi byl tez jeden z polskimi korzeniami, John Michalowski z Worcester, Massachusetts. O tych dwoch tragicznych wypadkach wspominaly nasze slynne w latach 50/60-tych Miniatury Morskie pod tytulem "Stalowe Trumny".

    • 6 1

  • Gdzieś dzwonią...

    ....lecz nie wiadomo gdzie. Przy wyjściu awaryjnym, kluczową jest zmiana mieszanek oddechowych. Dekompresja nie ma się co przejmować, bo raz, ekspozycja jest krótka, dwa oddycha się mieszaninami tlenu z helem. Taka mieszanka pozwala wynurzać się znacznie szybciej niż powietrze.

    • 6 0

  • Kursk (2)

    Ta teoria ze starą torpedą ma sie nijak do uszkodzeń kadłuba Kurska , to po pierwsze. Po drugie rosyjskie okręty podwodne klasy oskar ii posiadają kapsułę ucieczkową. Dlaczego akurat na kursku jej nie wykorzystano pozostaję tajemnicą zabraną do grobu przez rosyjskich marynarzy. Kolejną sprawą jest głębokość na jakiej mogą operować płetwonurkowie. Obecny rekord świata wynosi 332,35m i jest to glębokość osiągnięta tylko na chwilę. Czas denny wynosił może kilka sekund. Gdzie tu mowa o skąplikowanych pracach podwodnych związanych z ewakuacją rozbitkow? Atomowe okręty wg oficjalnych danych mogą zejść bezpiecznie na 450m, najnowsza zabawka ruskich nawet na 600 i w takim przypadku sprawą sie nieco komplikuje... Nie chcę mi się rozpisywać o czasach dekompresji, mieszankach oddechowych zależnych od głębokości i ostatecznie ustalanych idywidualnie dla danego pletwonórka. Jak ktoś już wcześniej napisał węszę SF w artykule.

    • 5 3

    • Nie rozpisuj sie, bo po "skąplikowanych" nie mozesz byc dla nikogo autorytetem. (1)

      • 2 0

      • No właśnie.

        Ty pletwonórku.

        • 2 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Promocja i dyskusja nad książką o historii 318. Dywizjonu Myśliwsko - Rozpoznawczego "Gdańskiego"

spotkanie

Sprawdź się

Sprawdź się

Św. Wojciech odwiedził Gdańsk w 997 roku

 

Najczęściej czytane