• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Imprezowe Trójmiasto w XXI wieku. Jak garstka zapaleńców porwała nas do tańca

Patryk Gochniewski
21 września 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
CuCumber za każdym razem trwał niemal do świtu. Imprezowicze nie chcieli przestawać tańczyć. Były to wyjątkowe imprezy, a organizatorzy starali się, aby każda kolejna edycja była lepsza od poprzedniej.
Na zdjęciu jedna z edycji w 2011 roku. CuCumber za każdym razem trwał niemal do świtu. Imprezowicze nie chcieli przestawać tańczyć. Były to wyjątkowe imprezy, a organizatorzy starali się, aby każda kolejna edycja była lepsza od poprzedniej.
Na zdjęciu jedna z edycji w 2011 roku.

Lubimy wspominać. Mówić, że kiedyś to były czasy! A teraz nie ma czasów. Ale w tym tekście nie będzie szukania dziury w całym. Nie. Tu przyjrzymy się, jak zmieniało się imprezowe Trójmiasto w XXI wieku. Przede wszystkim oczami tych, którzy nie tylko uczestniczyli w wydarzeniach, ale także je tworzyli.



Najbliższe imprezy klubowe w Trójmieście



- Mam wrażenie, że chyba załapaliśmy się na ostatni czas, kiedy ludzie nie wyciągali od razu telefonów podczas koncertu i imprez, co pozwalało na w pełni beztroską zabawę - mówi Piotr Wasylik, lider zespołu Vvasyl, kiedyś współtwórca kolektywu Twin Prix, i ma sporo racji.

Czy brakuje ci większej różnorodności na klubowej scenie Trójmiasta?

Ten tekst nie ma na celu udowodnienia wyższości jednego okresu nad drugim. Chodzi bardziej o to, aby pokazać, jak zmieniło się środowisko imprezowo-klubowe. Były to zupełnie inne czasy, inni ludzie. Tak naprawdę wiele rzeczy było nowych. Fakt, że w latach 90. prężnie działało kilka klubów w Trójmieście, dzięki którym w siłę rosły nie tylko same rave'y, ale też gatunki, jak: techno, dubstep czy drum'n'bass, na pewno pomógł. To z tego środowiska wyszło wiele osób, które rozwijały imprezową twarz Gdańska, Sopotu i Gdyni już w XXI wieku.

- Przewinąłem się przez kilka gatunków muzycznych i kilka pokoleń imprezowiczów. Od indie, przez electro i trash, dubstep aż po drum'n'bass ze wskazaniem na neurofunk - opowiada Bartek Filipowicz z Twin Prix. - W każdym z tych okresów były inne grupy ludzi, inni zajawkowicze i kliki, które wsiąkały w dany gatunek, klimat, subkulturę w całości, tworząc wspaniałą, zaangażowaną scenę. Osobiście najlepiej wspominam d'n'b, chociaż byłem już nieco starszy, ale wszystkie miały ten błysk, iskrę, coś wyjątkowego. Ale, uwaga, uwaga - dzisiaj jest tak samo.
  • Sopocka Mandarynka była jednym z najpopularniejszych klubów początku XXI wieku. Stworzyło się wokół niej środowisko stałych bywalców oraz tych wszystkich, którzy później kształtowali klubowe środowisko w Trójmieście.
Zdjęcie pochodzi z sylwestra w 2010 roku.
  • Jeden z wielu sylwestrów, które odbyły się w Mandarynce.
  • Mandarynka to nie tylko imprezy. To także koncerty. Na zdjęciu występ Macieja Maleńczuka w 2004 roku.
  • Mandarynkę chętnie odwiedzali również ci, którzy po prostu chcieli się spotkać i porozmawiać, a niekoniecznie tańczyć do białego rana.
  • Koncert zespołu Kobiety w Mandarynce - 2006 rok.
Przede wszystkim powstały kluby, które w krótkim czasie stały się mekką klubowiczów. Abstrahując już od Sfinksa - były przede wszystkim Soho, a wcześniej Mandarynka. Do dziś przez wielu nieodżałowana. Tak naprawdę to ona stała się początkiem klubowej rozbudowy Sopotu. I też wokół niej powstało niesamowite, zintegrowane środowisko, które później pomagało rozwijać wiele innych miejsc. Soho, Sixty9 czy nawet Mewę Towarzyską. To wszystko ten sam mikroklimat.

Ale najciekawsze rzeczy działy się na przełomie pierwszej dekady XXI wieku. Wtedy na imprezowy rynek Trójmiasta weszła grupa młodych zapaleńców, którzy chcieli ożywić przede wszystkim Gdańsk oraz Gdynię. Odejść od imprez z muzyką klubową. Wykorzystać parcie na inne gatunki. Po New Rock Revolution bardzo szybko popularność zaczęły zyskiwać wszelkie odnogi gatunku indie. Około gitarowa muzyka niezależna królowała wśród większości dwudziestokilkulatków.

Szlakiem gdyńskich barów i spelunek. Kultowe miejsca i osiedlowe centra dowodzenia Szlakiem gdyńskich barów i spelunek. Kultowe miejsca i osiedlowe centra dowodzenia

- Sporą rolę, według mnie, odgrywał wtedy też internet, a konkretnie portal myspace, gdzie po prostu chciało ci się szukać nowej podobnej do twoich gustów muzyki - zauważa Wasylik. - To stamtąd dowiedziałem się o Crystal Castles, Justice czy Boys Noize. Można było tam znaleźć każdy gatunek muzyczny, ale też od razu zapoznać się z historią danego artysty.
  • Gdański CuCumber był największą imprezą z muzyką indie oraz ambitną elektroniką w Trójmieście. W stoczniowej hali CSG nierzadko bawiło się i tysiąc osób.
Na zdjęciu jedna z edycji w 2013 roku.
  • CuCumber za każdym razem trwał niemal do świtu. Imprezowicze nie chcieli przestawać tańczyć. Były to wyjątkowe imprezy, a organizatorzy starali się, aby każda kolejna edycja była lepsza od poprzedniej.
Na zdjęciu jedna z edycji w 2011 roku.
  • CuCumber zawsze starał się podążać za trendami w muzyce alternatywnej. Pojawiali się tu didżeje z Trójmiasta i okolic, którzy później nierzadko stawali się rozpoznawalni w całym kraju. Na zdjęciu kolektyw Twin Prix na jednej ze swoich pierwszych imprez.
  • Pogo? Pogo to była norma na "Ogórku".
Wszystko rozpoczęło się od Cucumbera, później stworzono jego mniejszego brata - This Is Not Another Typical Party. Obie imprezy zawsze prezentowały na początku koncerty mniejszych i większych trójmiejskich kapel. Od Afery, przez Folder, Gypsy Pill, C4030, po Dick4Dick. W Pubie Doki (obecnie działa tu Wydział Remontowy) gościli także zagraniczni goście - szwedzki Asteroid czy ukraiński Marrakesh. W Gdyni z powodzeniem - do dziś zresztą, ale z dużo mniejszą intensywnością - organizowano Indie Night w Uchu. Były takie edycje, kiedy nie można było szpilki wcisnąć. Dla przykładu w Pubie Doki raz było niemal 300 osób (!).

- Indie Night Party w Uchu dla pokolenia, do którego się zaliczałem, urodzonego w drugiej połowie lat 80., były imprezami formacyjnymi. To tu rodziły się znajomości, przyjaźnie, miłości, kształtowały się muzyczne gusta gdyńskiej młodzieży i przede wszystkim królowała nieskrępowana zabawa - opowiada Michał Miegoń z Kiev Office. - Oprócz samej imprezy obowiązkowe były "posiadówki" na plaży. Wiele osób z gdyńskiej ekipy bywalców Indie Night Party z powodzeniem aktywnie gra muzykę w zespołach Lonker See, VVasyl, Leśne Zwierzęta i innych, sam szukałem muzyków do Kiev Office na Indie - kontynuuje. - To tu w praktyce powstawały zręby obecnych formacji muzycznych, które z Gdyni wyszły na cały kraj. Ta impreza ma ogromne zasługi kulturalne w gdyńskim kontekście.
To było istne szaleństwo. Moda na indie - po około czterech latach - zaczęła powoli przeistaczać się w modę na... electro. Duża to była wolta, ale wcale nie taka nieoczywista. Wielu wykonawców po prostu zaczęło romansować z elektroniką. Uczestnicy imprez poszukiwali nowych brzmień, co w końcu zaprowadziło ich w stronę czystej elektroniki.

- Sam Cucumber oraz imprezy typu This Is Not a Typical Party padły ofiarą zarówno koniunktury, przesytu, zmiany pokoleniowej, jak i po prostu warunków ekonomicznych - zauważa Miegoń. - W pewnym momencie szczytowym zespoły lansowanej w Trójmieście sceny indie zaczęły się rozpadać z powodów międzyludzkich, wspólnota pękała, jeśli chodzi o konstrukcję. Życie codzienne zweryfikowało kulturalne szaleństwo.
I tak powstała impreza We All Love Ed Banger, której pierwsza edycja miała miejsce w Buffecie (dziś mieści się tu Nomus). Trzeba też pamiętać, że ta cała historia nie była tylko trójmiejska. Takie zmiany zachodziły w tym samym czasie w całej Polsce. Prym wiodły warszawskie Kamieniołomy, poznańska Cafe Mięsna czy krakowska Łódź Kaliska. Działo się - mówiąc krótko. Całe środowisko młodych organizatorów i didżejów było zjednoczone od Bałtyku po Tatry, grając wzajemnie na swoich imprezach.

  • We All Love Ed Banger w nieistniejącym już klubie Buffet - lato 2010. Na pierwszym planie Bartosz Filipowicz, w tle krakowski kolektyw Junkie Punks.
  • Pierwsza edycja We All Love Ed Banger w Buffecie zgromadziła tłumy. Tego dnia na zewnątrz panował upał, ponad 30 stopni. W klubie było o wiele więcej.
  • We All Love Ed Banger było naturalną ewolucją - muzyka elektroniczna zaczęła koegzystować z tą alternatywną. Nic więc dziwnego, że ci sami ludzie chodzili na oba typy imprez.
We All Love Ed Banger następnie wyewoluowało w We All Love Dubstep. Później, przez jakiś czas, była jeszcze impreza We All Love Bass, która skupiała się wokół szerszej liczby gatunków. Wynikało to z faktu, że electro to było za mało. Pojawiła się nowa, brutalna odmiana dubstepu. Wykonawcy, jak Skrillex, Cookie Monsta, Doctor P czy Modestep porwali swoją wizją wywodzącego się z Wielkiej Brytanii gatunku, który połączyli z zagrywkami rodem ze sceny hardcore'owej, a nierzadko i metalcore'owej, z której wielu z nich się wywodziło. I ten nowy dubstep (później w towarzystwie d'n'b) porwał i rozruszał przede wszystkim sopockiego Sfinksa, który powstał z popiołów pod nowym dowództwem i mógł się rozwinąć w stronę tego, co reprezentuje dziś.

Tu bawiło się Trójmiasto. Kultowe kluby, które zniknęły z mapy Tu bawiło się Trójmiasto. Kultowe kluby, które zniknęły z mapy

Teraz? Teraz mamy przede wszystkim techno. To gatunek, który utrzymuje się na klubowej fali tak długo, jak żaden w XXI wieku. Nie ugiął się pod naporem konkurencji. Imprezy techno - z jego najróżniejszymi odcieniami - cieszą się gigantycznym zainteresowaniem. Tylko że - przynajmniej na pierwszy rzut oka - nie ma tu tej integracji środowiska, która cechowała pierwszą dekadę XXI wieku.

- Pamiętasz może starych didżejów i producentów z moich czasów? - pyta mnie, tak naprawdę znając odpowiedź, Filipowicz. - Grali wcześniej głównie minimal, techno, trance i house. Oni też mówili, że dzisiejsza młodzież, od indie po d'n'b, to już nie ten sam klimat, nie te samo zaangażowanie itp., a jedyne, co było nie na miejscu, to oni - zestarzeli się, jak my wszyscy, nie potrafili, nie chcieli czy też nie czuli zajawki do nowego stylu, więc zaczęli narzekanie.
To też wynika z kilku kwestii. Po pierwsze dzisiejsi młodzi klubowicze nie muszą budować swoich imprez, ponieważ one są - przychodzą na gotowe i się . A te imprezy robią ludzie, którzy w większość wywodzą się z tamtego środowiska. Oni je zbudowali i oni dalej kultywują. To środowisko się mocno skurczyło. Zostali tylko najbardziej wytrwali, którzy postanowili związać z tym całe swoje życie.

- Ludzie generalnie mają tendencję do gloryfikowania, idealizowania i mitologizowania swojej przeszłości, zwłaszcza lat dorastania - zauważa Bartek Filipowicz. - Stąd w nas, starych prykach, co na didżejce połamali sobie palce, poczucie, że nasz okres muzyczny był wyjątkowy, inny niż pozostałe. Ale teraz też są bardzo prężnie działające, zaangażowane grupy promujące swój ulubiony gatunek i tłumnie uczęszczające na imprezy.
  • We All Love Dubstep (na zdjęciu edycja z 2012 roku) to impreza, która wyewoluowała z wcześniejszych wydarzeń z muzyką alternatywną. Ludzie szukali wciąż czegoś nowego, ale z podobną energią, co pozwalało bawić się niemal jak na koncercie rockowym.
  • Twin Prix (na zdj. po lewej Bartosz Filipowicz) rozbujali scenę dubstepową w Trójmieście i stali się jednymi z najwazniejszych promotorów muzyki electro, dubstep i d'n'b w Polsce.
  • Na We All Love Dubstep nie było reguł - każdy bawił się, jak chciał.
  • Twin Prix na jednej z imprez w sopockim Sfinksie.
  • Panowie z Twin Prix nie brali jeńców. Jeśli ktoś z ich imprezy nie wyszedł na wylot mokry od potu, oznaczało to, że coś robił nie tak.
Absolutnie nie można rozpatrywać tego w kontekście - lepsze czy gorsze. Oczywiście, ten początek XXI wieku był wyjątkowy. To zaangażowanie było godne podziwu. Tak ze strony organizatorów, którzy często ledwo wychodzili na "zero", ale też i uczestników - zawsze byli, bez względu na pogodę, czy na to, kto grał. Bawili się, jakby jutra miało nie być.

- Z mojej perspektywy wszystko jest teraz techno albo hip-hop - mówi Piotr Wasylik. - Odbywają się pewnie imprezy z inną muzyką, ale nie odbijają się takim echem jak wspomniane gatunki. Młodzież się bawi, no i w porządku. Mam tylko nadzieję, że wcześniej czy później odkryją, skąd to techno się wzięło - dodaje z uśmiechem. - Hip-hop jak to hip-hop, w moim odczuciu jedyny gatunek muzyczny, który będzie ewoluować. Ale też wydaje mi się, że te 10 lat temu scena muzyczna - lokalna czy globalna - byłą bardziej różnorodna, miała więcej do zaoferowania. Albo jestem już boomerem i nie widzę różnic między takim techno a innym - śmieje się.
Teraz jest inaczej. Ale trzeba oddać tym ludziom jedno - chcieli rozbujać Trójmiasto i to im się udało. To, co mamy dziś - bogactwo wyboru i wiele jakości - zawdzięczamy właśnie tym, którzy poświęcili swój czas i nierzadko środki, aby można było się bawić na wyjątkowych imprezach.

- Nasze czasy były dla nas zajebiste, ale obecne są zajebiste dla dzisiejszej młodzieży i nie odbierałbym im tego - zauważa Filipowicz. I dodaje na koniec, z przekąsem, coś od siebie: - A personalnie mam nadzieję, że techno zdechnie choćby jutro.

Opinie (122) ponad 10 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Ale normiki

    • 6 9

  • Opinia wyróżniona

    Pokolenie lat 70 i 80 rozkręcało w latach 90tych Trójmiasto (20)

    Przełom lat 90/00 był tutaj rewelacyjny imprezowo. Enzym z kopiącymi prądem ścianami, potem Pomarańczarnia, mała i obskurna ale z niesamowitym klimatem. Faktycznie imprez technicznych było bardzo dużo. GGOG to było świetnie miejsce. Praktycznie wcale nie było czarnej muzy, Uboot grał ten gatunek i Non-Stop. Tęsknię za housowymi imprezami na fontannie w Sfinksie. A teraz 40latkowie, ci którzy rozkręcali rynek klubowy, zastanawiają się gdzie pójść na imprezę, bo brakuje miejsc dla starszego pokolenia. Trochę Stocznia i Elektryków ratuje w sezonie sytuację, ale już w okresie jesienno/zimowym jest lipa. Człowiek jeszcze nie taki stary, żeby nie chciał się pobawić raz na jakiś czas, a tu nie ma gdzie...

    • 123 5

    • (1)

      Imprezy zaczynały się 22-23, a nie tak jak teraz po północy...

      • 5 0

      • Zaczynały o 22 i kończyły przynajmniej o 6 rano. W bardziej undergroundowych klubach nawet do 18.

        Pamiętam jak dziś, że w okolicach 2003 roku przyjechałem w piątek na 22 na imprezę z muzyką drum'n'bass. Impreza trwała całą noc, w sobotę w okolicach 10 rano na mainie konie
        muzy i z maina przenieśli się wszyscy na chill-out. Całą sobotę muza na czilu od rana do wieczora. O 22 na mainie zaczynała się impreza z muzą Goa Trance. Już nie pamiętam czy Toga czy SCC.

        Na chill-outcie były materace do spania.
        Można było się zdrzemnąć.

        Start w piątek o 22, koniec w niedzielę po południu.

        • 0 0

    • Ludzie zamiast tworzyć kluby noce, otworzyli restauracje (1)

      Jakoś tak się podziało, że część starej ekipy imprezowej (dejoci) pootwierali jadłodajnie..

      • 13 0

      • A to też prawda

        • 7 0

    • (3)

      "Przede wszystkim powstały kluby, które w krótkim czasie stały się mekką klubowiczów. Abstrahując już od Sfinksa - były przede wszystkim Soho, a wcześniej Mandarynka. Do dziś przez wielu nieodżałowana. Tak naprawdę to ona stała się początkiem klubowej rozbudowy Sopotu. " - I tu zdecydowanie się nie zgodzę. Poza Sfinem, to właśnie Enzym był pierwszym klubem, który grał muzykę nieznaną dotąd w Trójmieście. To tam djki przywoziły muzykę z Londynu, która po 2-3 latach stawała się dopiero popularna w mass mediach. Nim powstało Soho czy Mandarynka, chodziło się na dobre housy do Enzymu.

      Teraz, jak ktoś lubi klubowe klimaty to, poza oczywistym Sfinem, jest Ziemia (kupi ją ktoś czy jednak zamkną od stycznia?), Crak i czasem Bunkier jak ma tematyczne imprezy techenko, egoistik czy coraz bardziej popularne be psychedelic, które w miniony weekend miało 2dniowe urodziny w Ziemi. Wkrótce na Łąkowej otworzy się nowy punkt dla zajawkowiczów klubowych.

      Gdynia nigdy pod tym względem nie dała rady.

      • 9 0

      • Oczywiście, że Enzym był pierwszy!

        • 6 0

      • Ten Enzym to pamiętam że Meduza się nazywał jak tam chodziłem ale nie pamiętam w jakich latach dokładnie była ta nazwa

        • 4 0

      • "Stacja pomp" Polanka Redłowska,

        ale to było dawno, dawno temu.
        Czasem jeszcze w Sopocie na plaży w wakacje były imprezownie z dobrze wykręconą muzą. Ale to takie epizodyczne wydarzenia..

        • 3 0

    • 40latkowie czyli pokolenie 74 - 84 slucha rocka i ciezkiego metalu (5)

      na ogół. Nie zadne techno. Chyba, ze masz na mysli Prodigy ale to nie techno :)

      • 5 7

      • Jako 40 paro latkowie jesteśmy z żoną stałymi bywalcami imprez klubowych minimum 2x w miesiącu. I nie jesteśmy najstarsi na parkietach znanych klubów :)
        Poznaliśmy się na imprezach techno w Sopocie, nasze wesele też było w tym stylu muzycznym. Kochamy to! Żeby bardziej Was zaskoczyć, to latem zaczęliśmy chodzić do klubów z pełnoletnim synem i jego kumplami i każdy z nas bawi się wyśmienicie :)

        • 9 1

      • (2)

        Zawsze mnie drażnił typowy rock i metal.

        Dzisiejsze 40 letnie koleżanki za młodu słuchały hippie punka, ja w tym czasie sluchałem Electro-Industrialu, EBM, Goa Trance.

        Jedni słuchali Pidżamy Porno, drudzy Hallucinogena.

        • 4 0

        • A mnie od zawsze drażnił w muzyce brak gitary i tekstów, przekazu (1)

          Nie lubie techno, trans itp.

          • 4 2

          • Matko jedyna... Ale po co ta jałowa dyskusja? Niech każdy słucha tego co mu pasuje!

            • 8 0

      • A to Ty wiesz czego słuchają wszyscy urodzeni w tych latach? :D

        • 2 0

    • przeciez elektrykow i 100nia to lipa (1)

      • 1 3

      • Może dla ciebie. Dla innych nie. Nie jesteśmy tacy sami.

        • 5 0

    • Może PTTK i różne aktywności dla emerytów

      • 0 2

    • Arek siedział na murku przed ubotem

      A dlaczego nikt nie wspomniał o fortach? O magicznej godzince w której serce zabiło mocniej i inaczej niż miarowo?

      • 3 0

    • Gdzie te lata stracone...

      Krzema, oddaj lampy!
      Funky oddaj torby!

      • 0 0

    • Daliśmy sobie odebrać wolność. Zrobiła to przesadna komercja.

      • 2 0

  • (7)

    Czy zna ktoś dobry klub do tańca dla 40-50 latków w Gdyni?

    • 5 7

    • BRAK

      • 2 0

    • Roza wiatrow, Poklad

      • 1 2

    • (1)

      Sven, musimy takowy założyć;)

      • 3 3

      • U niego na rodos za twoje kieszonkowe.

        Ahahahaha

        • 4 0

    • Sfinks.

      Uczęszczam od 1999 roku.

      • 4 0

    • Pokład, Róża wiatrów, cpt cook, pewnie jeszcze coś

      • 2 1

    • Altanka na ROD-os!

      • 0 0

  • Opinia wyróżniona

    (6)

    Boo były inne czasy. Inni ludzie. Było masę imprez. Zachodziło się do dwóch, trzech jednej nocy. Później nastąpił bardzo duży miks ludności i zrobiło się inaczej.. Jednak najpiękniejsze momenty to nad ranem nad Motławą dopijając jeszcze piwko gdy wschodziło słońce latem. Coś pięknego.

    • 49 7

    • Co ma do tego jakiś miks? (5)

      Po prostu, od trzech lat jest kryzys wywołany covidem i przedłużony przez Putina. Do tego platformy streamingowe wielu trzymają przed telewizorami.

      • 7 15

      • To nie Putin zrobił nam kryzys, to nasze rządy (lokalny, unijny i ten najwazniejszy). (4)

        • 6 9

        • A świstak siedzi i zawija...

          • 5 2

        • To nie rządy zrobiły kryzys (1)

          To wy ludzie nakreciliscie panikę i mam nadzieję że porządnie za to dostaniecie , a to co jest teraz to oby było tylko preludium i za głupotę przyjdzie w końcu wam zapłacić.

          • 8 5

          • Trzeba było iść na oiom dwa lata temu i powiedzieć umierającym ludziom, że nakręcają panikę,a nie teraz głupio mądre gadki wstawiać. Jednak elektorat pedofila JKM jest specyficzną grupą społeczną, taką specjalną.

            • 2 5

        • No tak, ruskim z konfederacji choćby putin matkę odstrzelił, to ci beda go bronić. Obecny kryzys spowodowal morderca putler i reszta kacapii.

          • 0 0

  • Najlepsze imprezy były w GGOGu na Wajdeloty.

    • 16 0

  • kuuurde (3)

    poszłabym na taką imprezę jak ze zdjęć ;] żałuję że chodzę po klubach dopiero od niedawna, chociaż jestem już po 30.

    • 6 3

    • (2)

      Śmiało, nic straconego, ja dopiero po 30-stce odkryłam miejsce gdzie dobrze się czuję i bawię się tam od lat, mimo że już 40-stka na karku.

      • 1 1

      • Co to za miejsce? (1)

        Także po 30-tce i czasem bym się wybrała;)

        • 0 0

        • Wydział remontowy

          • 0 0

  • Temat zahaczył o Indie ;) (1)

    Kto pamięta Bombaj Expresy w Uchu?

    • 10 0

    • Taaaak! To było coś!

      • 0 0

  • Opinia wyróżniona

    (9)

    Szkoda, ze po upadku Metra brakuje miejsca dla fanów rocka/metalu, konkretniej imprezek w tych klimatach, tak samo ze świeczką szukać imprez typu industrial/dark techno, nie mówiąc o ŚW.P. Protokulturze, tym całym undergroundowym klimacie i ciężkim rave ;)

    • 62 5

    • paszcza lwa (1)

      Jedz sobie do paszczy lwa w oliwie na kwietnej tam często rock punk imprezy mały lokal ale klimat jest

      • 7 4

      • albo do wydziału remontowego (przy 3 krzyżach)

        • 6 3

    • Czasem coś zorganizują pod szyldem TOG+

      • 3 1

    • Protokultury brakuje także części środowiska metalowego. Robili koncerty, jakich w Trójmieście nie robi nikt inny. Na niektórych muzyków było więcej, niż fanów :D

      • 13 1

    • (3)

      Wydział Remontowy ma dosyć często imprezy rock-metalowe

      • 6 1

      • (2)

        Typowy koncert w Wydziale Remontowym: godzina obsówki, potem pół godziny grania, potem przerwa pół godziny i ciąg dalszy programu. Dlatego już nawet bardziej tęsknię za Metrem, choć prowadzący imprezy(Dj Jacka) był ogromnym bufonem...

        • 8 0

        • Oprócz koncertów w WR są regularne imprezy rockowe, na których można poptańczyć i nie ma przerw. Chociaż przyznaję że imprezy Jacy mnie nudzą - ma ciągle ten sam zestaw kawałków, o wiele ciekawsze zestawy puszcza Bartek H.

          • 2 0

        • Oprócz koncertów w WR są imprezy rockowe, na których można potańczyć i nie ma przerw. Imprezy Jacy zatrzymały się na roku 2000 - ma ciągle ten sam zestaw kawałków, za to Bartek H. puszcza o wiele ciekawsze zestawy - od popu, po metal, gothic i elektro.

          • 3 0

    • Rockowe i metalowe imprezki odbywają się cyklicznie w WR (Wydział Remontowy). Ekipa z Metra,dj również :)

      • 2 0

  • Moze i te czasy sa nijakie (6)

    Jednak co jest pozytywne, że młodzi ludzie potrafią się bawić, cieszyć, mają do siebie większy dystans i luz niż sztywniackie i zakompleksione lata 90te,-żeby nie było, jestem z tamtej epoki i w zasadzie mam tyle samo dobrych co złych wspomnień z tych czasów. Każda epoka tak ma i nie ma się za bardzo co porównywać. Ważna jest zabawa!

    • 13 31

    • Dziwne (1)

      Lata 90 sztywniackie i zakompleksione? Gdzies ty czlowieku na imprezy chodzil?

      • 27 1

      • Też mnie to ciekawi. Chyba na Oazę chodził :D

        • 17 1

    • (1)

      Zenek, boże, co ty gadasz. Fajne klimaty się skończyły w okolicy 14 roku. Teraz lanserka i zabawa ze smartfonem w ręku. Nie ma nic gorszego jak obecne czasy.

      • 17 3

      • Przestań chodzić do klubów dla małolatów. Zapraszam do Wydziału Remontowego - nikt tam nie tańczy ze smartfonem.

        • 2 1

    • (1)

      zenek, po twoim wpisie sądzę, że w latach 90 nie byłeś jeszcze nawet w planach

      • 6 0

      • I to jest odpowiedź na poziomie.

        Niestety TYCH czasów.

        • 0 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

Co uprawiano na sopockim hipodromie, aby uzupełnić kartkowe przydziały żywnościowe mieszkańców?

 

Najczęściej czytane