• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Historia ratowania promu w Świbnie. Opowieść (prawie) wigilijna

Tomasz Kot
24 grudnia 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Człowiek, który nie chciał być bohaterem
Prom łączący Świbno z Mikoszewem w 1945 r. Prom łączący Świbno z Mikoszewem w 1945 r.

W noc poprzedzającą wigilię 1945 r., podczas przeprawy, spiętrzona kra i porywisty wiatr zerwały prom przeprawiający się ze Świbna do Mikoszewa. Jednostkę zniosło na zaminowaną zatokę. Akcja ratunkowa trwała kilkadziesiąt godzin. Dramatyczne wydarzenia stały się kanwą dla książki i filmu.



Do 1945 r. na przekopie Wisły między Świbnem (Schiewenhorst) a Mikoszewem (Nickelswalde) funkcjonowały trzy przeprawy promowe: dwie dla pieszych, samochodów i wozów konnych i jedna dla transportu parowozu i wagonów kolei wąskotorowej.

Regularne przewozy między brzegami przekopu utrzymywał prom parowy "Schiewenhorst". Jednostka mogła jednorazowo zabrać osiem dwukonnych furmanek, bez konieczności wyprzęgania koni. Między pokładem a mostkiem kapitańskim odległość wynosiła 3,5 m, tak więc załadowane furmanki czy samochody mogły bezpiecznie poruszać się na całej powierzchni promu.

8 maja 1945 r. o godz. 23, załadowany niemieckimi żołnierzami i uchodźcami "Schiewenhorst" opuścił ujście Wisły. Mimo bombardowań radzieckich samolotów dopłynął do Helu, a 11 maja dotarł do Kilonii. Razem z "Schiewenhorstem" wypłynął również prom kolejowy "Aegir". Ze względu na stan morza musiał jednak zawrócić i wkrótce został zatopiony.

Gdy prom parowy nie pływał lub na przeprawie panował wzmożony ruch, uruchamiano prom linowy. Duży prom rzeczny mógł zabrać na swój pokład nawet kompanię wojska.

Po zakończeniu działań wojennych przybywający w te strony polscy osadnicy mogli korzystać jedynie z łodzi, a nieco później ze starego promu linowego.

Kra



Wieczorem 23 grudnia na promie przeprawiającym się ze Śpiewowa (tak do 1947 r. oficjalnie nazywało się Świbno) do Mikoszewa znalazło się 15 pasażerów i załoga (razem 19 osób) oraz wóz zaprzężony w dwa konie i ciężarówka UNRRA. Wśród pasażerów są matki i szóstka dzieci, w tym jedno niemowlę.

Przekop Wisły był pokryty gęstą krą. Wiał silny, porywisty wiatr, który zaczął spiętrzać krę i pchać ją w kierunku ujścia rzeki.

Napór kry na prom spowodował, że pękła stalowa lina, wzdłuż której poruszała się jednostka. Pozbawiony sterowności prom, otoczony lodowym rumowiskiem, ocierającym się ze zgrzytem o kadłub, był spychany przez wiatr i nurt rzeki do ujścia Wisły i dalej do Zatoki Gdańskiej.

Zatoka była wciąż pokryta minami morskimi, których szczególne zagęszczenie przypadało na okolice Mierzei Wiślanej i ujścia Wisły, gdzie walki trwały do 9 maja 1945 r. W Wigilię rano dryfujący prom znajdował się już około 10 mil morskich (ponad 18 km) od linii brzegowej. W pewnym momencie nieopodal promu przepłynął niewielki statek. Pasażerowie rozpaczliwie usiłowali zwrócić uwagę na swoje położenie. Statek popłynął jednak dalej.

Kadr z filmu "Prom" w reżyserii Jerzego Afanasjewa. Kadr z filmu "Prom" w reżyserii Jerzego Afanasjewa.

Determinacja



Dopiero rano zorientowano się, że prom nie dotarł na drugi brzeg. Zorganizowanie pomocy na miejscu było niemożliwe. Jedyny statek parowy, pozostający w dyspozycji dyrekcji kolei w Świbnie, został na zimę odprowadzony do remontu w stoczni rzecznej w Łożyskach (tak przejściowo po wojnie nazywała się Przegalina). Na wyspie nie było też żadnych trałów służących do niszczenia min morskich.

Stanisław Krzyżak, komendant Milicji Obywatelskiej w Świbnie, poprosił stacjonujący w Świbnie oddział wojsk radzieckich o przesłanie telefonogramu z wiadomością o katastrofie do Komendy Rejonu Morskiego MO w Gdańsku. Wiadomość jednak nie dotarła, podobno z powodów technicznych. Nie jest jednak jasne, czy Rosjanie rzeczywiście ją nadali, bowiem stosunki między panoszącymi się w okolicy i wywożącymi, co się da, czerwonoarmistami a Polakami były napięte.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, Krzyżak wsiadł na rower i pojechał do Gdańska. Informacje o katastrofie przekazał 24 grudnia o godz. 10:30. Chorąży marynarki Ludwik Habaj, komendant rejonu morskiego, zażądał od kapitanatu w Nowym Porcie przekazania holownika z załogą na potrzeby akcji ratunkowej. W kapitanacie okazało się, że jedyna nadająca się do akcji jednostka - holownik "Żbik" - jest niezbędny na miejscu.

W dodatku kapitan portu uświadomił milicjantów, że akcja ratunkowa drogą morską jest niemożliwa do przeprowadzenia ze względu na to, że podejście do Świbna od strony morza pokryte jest polami minowymi.

Upór Habaja spowodował jednak, że holownik wypłynął z portu w okolicach południa. Zdecydowano się na okrężną trasę korytem Martwej Wisły i przekopem do zatoki. Ekipa ratownicza liczyła sześć osób (w tym Habaj i Krzyżak) oraz cztery osoby z załogi holownika.

Przeprawa promowa między Świbnem i Mikoszewem w latach 60-70. XX wieku. Przeprawa promowa między Świbnem i Mikoszewem w latach 60-70. XX wieku.

Wigilia



W Przegalinie ekipa ratunkowa napotkała na swojej drodze olbrzymie zatory lodowe. Dzięki determinacji załogi po czterech godzinach holownikowi udało się dotrzeć do ujścia Wisły. Między kapitanem jednostki a ambitnym chorążym doszło do awantury i szarpaniny. Kapitan nie chciał wychodzić na morze w tak ekstremalnych warunkach. Habaj znów postawił na swoim.

W zapadających zmroku ekipie ze "Żbika" udaje się odnaleźć prom, który osiadł na mieliźnie na północ od Świbna. Znajdujący się na promie ludzie są w stanie skrajnego wyczerpania.

W ciemnościach ekipa pomaga przemarzniętym rozbitkom opuścić prom. Holownik jednak zostaje na miejscu. Wysoka fala, ciemność, mgła, pływające w pobliżu miny, a na koniec śnieżyca powodują, że ratownicy podejmują decyzję o przeczekaniu do świtu. Nie mają zresztą żadnych przyrządów nawigacyjnych, mapy, nawet kompasu.

Na opuszczonym promie pozostają konie z wozem, samochód i większość bagaży pasażerów. Ratownicy i uratowani spędzają wigilię w gęstej śnieżycy na miotanym przez fale i wiatr holowniku.

Ocalenie



Świt 25 grudnia przynosi poprawę pogody. O godz. 8:30 załoga "Żbika" rusza w kierunku lądu. Kiedy jednostka wpływa na Wisłę i wydaje się, że najgorsze minęło, okazuje się, że obijające się o holownik kry uszkodziły poszycie. Kadłub zaczyna przeciekać. Załoga i świeżo ocaleni rzucają się do wylewania wody za burtę. Mimo to przeciążony statek zanurza się coraz głębiej w nurty rzeki.

Niemal w ostatniej chwili holownik dociera do Przegaliny. Tam rozbitkowie i ratownicy mogą zejść na ląd, a statek można poddać niezbędnym naprawom.

Ocalał również porzucony prom z końmi na pokładzie, które przeżyły tę peregrynację. Fale zepchnęły jednostkę z mielizny, a prądy zniosły ją dalej, aż na Zatokę Pucką. Prom ponownie utknął na mieliźnie. Tym razem bliżej lądu. Jak napisano w gazecie: "na wysokości wsi Reda".

24 stycznia 1946 r. bohaterowie akcji ratowniczej otrzymali nagrody pieniężne.

Nieścisłości



W publikowanych wówczas artykułach poświęconych akcji jest sporo nieścisłości. Poczynając od różnej pisowni nazwisk bohaterów akcji, po nazwę holownika, który uczestniczył w akcji. W relacji gazety jest to holownik rzeczny "Wrona". Tymczasem w piśmie starosty gdańskiego do Wydziału Społeczno-Politycznego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku starosta informuje, że w akcji uczestniczył holownik "Żbik" i nazywa go statkiem wojskowym. Zmienia się także miejsce, w którym osiadł prom. Raz są to Babie Doły, innym razem Reda.

Film



W latach 60. historię ratowania załogi i pasażerów promu na warsztat bierze Stanisław Goszczurny (1929-2003), pisarz, dziennikarz, redaktor naczelny Gdańskiej Rozgłośni Polskiego Radia.

Powstaje powieść. Goszczurny dość wiernie oddaje wydarzenia wigilijnej nocy 1945 r. na przekopie Wisły. Literacko podrasowuje postaci. Głównym wątkiem różniącym autentyczne wydarzenia od literackiej fikcji jest pojawienie się wątku płynącego na ratunek rozbitkom okrętu Marynarki Wojennej.

Filmowa okładka książki pt. "Prom", autorstwa Stanisława Goszczurnego. Filmowa okładka książki pt. "Prom", autorstwa Stanisława Goszczurnego.
W 1970 r. na ekranach kin ukazuje się film na podstawie powieści Goszczurnego. Scenariusz pisze i film reżyseruje sopocki pisarz i reżyser Jerzy Afanasjew (1932-91). W sumie to przypadek. Ten film to zarazem jego debiut, jak i ostatni film fabularny. Potem co prawda Afanasjew reżyseruje spektakle teatru telewizji, ale na wielki ekran już nie wraca.

Kilka wcześniejszych projektów Afanasjewa zostaje odrzuconych przez zespoły filmowe albo cenzurę. W końcu bierze się za "Prom". Goszczurny jako członek PZPR i pisarz z zacięciem ideologicznym nie budzi zastrzeżeń władzy, która zatwierdza scenariusz.

W "Promie" występują znani aktorzy, m.in. Elżbieta Starostecka, Wojciech Siemion, Zygmunt Huebner, Ryszard Ronczewski, Marian Opania, Maciej Damięcki. Tytułową piosenkę śpiewa Anna German.

Plakat filmu "Prom" z 1970 r. Plakat filmu "Prom" z 1970 r.
Film jednak sukcesem nie jest. Jest dość krótki jak na film kinowy z tamtych czasów. Poza tym trudno wyobrazić sobie gorszą datę na premierę. "Prom" wchodzi do kin 11 grudnia 1970 r., czyli na kilka dni przed masakrą robotników w Gdyni. Dziś można go obejrzeć w serwisie Youtube.

Historia promu między Świbnem i Mikoszewem



Po przekopaniu nowego ujścia Wisły (1889-1895) między Świbnem (Schiewenhorst) a Mikoszewem (Nickelswalde) utworzono trzy przeprawy, dwie udostępniając dla osób pieszych, samochodów i wozów konnych, jedną przeznaczając dla transportu parowozu i wagonów kolei wąskotorowej.

Aby zminimalizować negatywne oddziaływanie spływu kry oraz falowanie od strony morza, przyjęto koncepcję budowy promu spełniającego również rolę lodołamacza, torującego sobie drogę wśród kry lodowej.

Problemem, jak sądzono, była lokalizacja przystani promowych we wcinkach brzegowych. Obawiano się silnego falowania, które mogło mieć negatywny wpływ na stabilność promu, którym przewozić miano głównie furmanki i samochody.

Przedwojenna pocztówka prezentująca przeprawę promową między Świbnem i Mikoszewem. Przedwojenna pocztówka prezentująca przeprawę promową między Świbnem i Mikoszewem.
Niezbędne było wyposażenie jednostki w dwie śruby ulokowane po obydwu jej stronach. Dla uzyskania stabilności podczas wpływania i odpływania promu z przystani przewidywano zbudowanie dwóch równoległych ścian, w miarę elastycznych.

Prom, który ostatecznie powstał, mógł jednorazowo zabrać osiem dwukonnych furmanek, bez konieczności wyprzęgania koni. Początkowo mostek kapitański nie był chroniony przed wiatrem czy deszczem, to zabezpieczenie wprowadzono później. Podczas letnich upałów można było je zdemontować.

Miejsca siedzące dla pasażerów zlokalizowano pośrodku statku, gdzie zamontowano również ściankę ochronną przed bryzą. Udostępniono im również toaletę, co było rzadkością na tego typu jednostkach. Wewnątrz wygospodarowano dwa pomieszczenia skrajne, przeznaczając je na składziki rzeczy podręcznych oraz przechowalnię łańcuchów. Dla gości przeznaczono kajutę wyposażoną w stół i ławy. W pobliżu znalazła się także kajuta dla załogi, izba kapitana i mechanika.

Prom dostosowano do pływania w niesprzyjających warunkach i temperaturach, dlatego też pomieszczenia wskazane do zamieszkania posiadały ogrzewanie parowe.

Począwszy od 1895 r. prom, któremu nadano nazwę "Schiewenhorst", funkcjonował nieprzerwanie, podczas dnia i nocy, także w czasie sztormów i zlodowaceń w Przekopie Wisły. Tylko jeden raz pisano z satysfakcją w 1897 r., przerwano połączenie na godzinę, gdy stan wody przekroczył o jeden metr dopuszczalną normę.

Załogę promu stanowili: kapitan, sternik, mechanik, palacz i dwóch ludzi na pokładzie. Przy całodobowej pracy jednostki obsługa przeprawy była zwielokrotniona.

Podczas pierwszych miesięcy 1945 r. przewoził oddziały niemieckie i ludność cywilną, którą ewakuowano następnie do północnych Niemiec i Danii.

Opinie (26)

  • Artykuł ciekawy i na czasie. (2)

    Książkę czytałem w podstawówce, była w bibliotece szkolnej. A i film pamiętam z dzieciństwa, w latach 70-tych i 80-tych pojawiał się czasem w tv.

    Wesołych Świąt życzę redakcji i czytelnikom trójmiasto pl.

    • 65 3

    • Ach te przygody

      Niemieckiego Gdańska

      • 0 5

    • Rzeczywiście artykuł bardzo fajny, ale są drobne nieścisłości wskazujące na małą znajomość tematu przez autora, np. "zamontowano również ściankę ochronną przed bryzą" chyba raczej przed bryzgami!!

      • 0 3

  • Bardzo dobry artykuł

    Tak właśnie w przeszłości wyglądały zimy i święta. Wesołych świąt dla wszystkich czytelników portalu i autora.

    • 51 1

  • Dzieki

    Bardzo ciekawe informacje! Trzeba zobaczyć film !

    • 40 1

  • Brawo

    Taki artykuł to perełka. Interesuje się historią ale o takim czymś to nie wiedziałem. Oczywiście trzeba zobaczyć film w najbliższych dniach.

    • 55 1

  • Dziekuje za artykul w moim ulubionym dziale Trojmiasta.pl !

    Jak zawsze na poziomie, jak zawsze interesujacy.

    • 46 2

  • Przeczytałem z przyjemnością

    Pozdrawiam i czekam na więcej

    • 40 1

  • Historia nas uczy

    Dzięki za ten tekst.
    Milo poczytać coś przygotowanego i przemyślanego.
    Szacunek.

    • 31 0

  • Wow co za historia. Trzeba obejrzeć film na yt, taka perełka

    • 20 1

  • Piekne..

    Lubię odkrywac takie perełki... Zresztą wyspa sobieszewska jest wspanialym nieodkrytym do konca miejscem

    • 29 1

  • Kozacki artykuł.
    Na tle innych tu to perla.

    • 19 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Kim był Augustyn Tarchała, który stał się jedną z atrakcji sopockiego mola?

 

Najczęściej czytane