• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dziadek i Długi Henryk. Utracone symbole gdańskiej stoczni

Rafał Borowski
28 listopada 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
  • Tak prezentowałby się widok na historyczną bramę nr 3 Stoczni Gdańskiej przy ul. Jana z Kolna, gdyby żuraw "Dziadek" nie został zniszczony po wojnie. Na współczesne zdjęcie nałożyliśmy zdjęcie z lat 40., wykonane z identycznej perspektywy.
  • "Dziadek" widoczny z wybrzeża wyspy "Ostrów" (niem. Holm).
  • "Dziadek na tle niemieckiego transatlantyku "Columbus", zwodowanego w Gdańsku w 1922 roku. Okręt poszedł na dno już w 1939 roku. Warto zwrócić uwagę na wieże Kościoła Mariackiego i Ratusza Głównego Miasta, widoczne tuż za rufą.
  • "Dziadek" w całej okazałości.

Do 1945 roku, znajdowały się w Gdańsku dwa, niezwykłe dźwigi stoczniowe. Bez wątpienia, obie konstrukcje były jednymi z najbardziej charakterystycznych elementów w panoramie miasta. Dlaczego dziś możemy podziwiać je jedynie na czarno-białych widokówkach? Jak potoczyły się ich dalsze losy? Poznajcie historie żurawia młotowego "Dziadek" oraz żurawia pływającego "Długi Henryk".



Jaki los powinien czekać nieużywane, stoczniowe dźwigi?

Potężne, stalowe dźwigi, górujące nad terenami stoczniowymi, to obok ceglanych wież ratusza i kościołów Głównego Miasta oraz majaczącej na horyzoncie tafli Bałtyku najbardziej charakterystyczne elementy panoramy Gdańska. Nic dziwnego, że ich sylwetki możemy spotkać w wielu materiałach promujących miasto i przeróżne, odbywające się nad Motławą wydarzenia.

Niemal każdy gdańszczanin wie, jakie skutki przyniósł kataklizm, który spadł na miasto podczas i po szturmie Armii Czerwonej w ostatnich miesiącach II wojny światowej. Wielu z nas widziało zdjęcia całych ulic, ba, całych dzielnic obróconych w rumowiska cegieł. Na szczęście, nowi, polscy gospodarze Gdańska podjęli decyzję o odbudowie części historycznego centrum, tj. wspomnianego już Głównego Miasta i stosunkowo szybko życie tu powróciło do względnej normalności. Niestety, nie wszystkie miejsca udało się odbudować, a ich dawną urodę można już oglądać jedynie w albumach ze starymi fotografiami. Dla przykładu można tu wymienić dwa place: Targ Drzewny i Targ Węglowy.

Podobnie było ze terenami stoczniowymi. Przemysłowe serce Gdańska dość szybko - nomen omen - podźwignięto ze zniszczeń wojennych i wznowiono tu produkcję statków, ale po wielu elementach dawnego wyposażenia nie pozostało żadnego śladu. Jednym z mniej znanych epizodów zniszczenia i grabieży Gdańska w 1945 roku jest zniknięcie dwóch, stoczniowych dźwigów, nazywanych przez przedwojennych gdańszczan "Dziadkiem" i "Długim Henrykiem".

  • Stocznia Schichaua w Gdańsku. Pośrodku zdjęcia widoczne żurawie "Dziadek" i "Długi Henryk". Po lewej stronie zdjęcia, widoczny fragment istniejącego do dziś spichlerza, należącego obecnie do niemieckiej firmy "Cordesmeyer".
  • Oba dźwigi widoczne po lewej stronie zdjęcia.


Olbrzymi młot górujący nad gdańskimi stoczniami

Gdańskie zakłady produkujące statki należały do największych w II Rzeszy Niemieckiej. Do czasów utworzenia Wolnego Miasta Gdańska przeżywały okres spektakularnego rozwoju, co zawdzięczały m. in. zamówieniom realizowanym dla Cesarskiej Marynarki Wojennej (niem. Kaiserliche Marine). Już w końcu XIX wieku, w ówczesnych, gdańskich stoczniach: Cesarskiej (niem. Kaiserliche Werft) i Schichaua (niem. Schichau Werft) funkcjonowało aż kilkadziesiąt, stalowych dźwigów i suwnic.

W 1914 roku, kilka miesięcy przed wybuchem I wojny światowej, przy wejściu do jednego z basenów wyposażeniowych zobacz na mapie Gdańska Stoczni Schichaua oddano do użytku potężny żuraw młotowy. Potężne urządzenie, które swym kształtem rzeczywiście przypominało młotek, mogło przenosić ładunki o wadze do 250 ton. Z reguły były to elementy wyposażenia siłowni okrętowych, czyli różnego rodzaju urządzenia napędowe, które montowano w wybudowanych tuż obok kadłubach.

W wielu publikacjach można przeczytać, że przedwojenni mieszkańcy Gdańska nazywali ten dźwig "Dziadkiem". Nie udało nam się jednak ustalić, jaka jest etymologia tego dość osobliwego przydomku.

Żuraw młotowy Stoczni Schichaua miał aż 60 m. wysokości. Dla porównania, wieża Bazyliki Mariackiej ma niewiele ponad 80 m. Trudno znaleźć jakąkolwiek, przedwojenną fotografię gdańskich stoczni, na której nie byłoby widać tego majestatycznego urządzenia. Warto również wspomnieć, że sylwetka "Dziadka" górowała nad głównym wejściem do stoczni zobacz na mapie Gdańska przy obecnej ul. Jana z Kolna, które po wojnie stanowiło bramę nr 3 Stoczni Gdańskiej.

  • Żuraw młotowy "Dziadek" był widoczny z wielu punktów na mapie dawnego Gdańska. Tutaj na tle katastrofy kolejowej, która zdarzyła się obok wiaduktu "Błędnik" w 1939 roku.
  • Obecna ul. Wałowa w Gdańsku. "Dziadek" widoczny nad budynkami po prawej stronie zdjęcia. W ich miejscu znajduje się obecnie pl. Solidarności. Po lewej budynki obecnego Archiwum Państwowego i I LO.
  • Widok z Żółtego Wiaduktu na Stocznię Schichaua. "Dziadek" widoczny po proawej stronie zdjęcia. Obok niego widoczny budynek tzw. "Wzorcowni", stojący przy ul. Jana z Kolna. Budynek wyburzono kilka lat temu.
  • "Dziadek widziany od strony ul. Jana z Kolna, niedaleko obecnego biurowca C200. Lata 30.

Zmarnowany łup wojenny

"Dziadek" bez większego szwanku przetrwał apokalipsę 1945 roku, a jednak i tak zniknął z krajobrazu gdańskich stoczni. Dlaczego? Pamiętajmy, że władze Związku Radzieckiego nie traktowały Gdańska jako miasta polskiego, ale jako integralną część III Rzeszy. Fakt, że włączenie miasta w granice hitlerowskich Niemiec odbyło się z naruszeniem norm prawa międzynarodowego, mało kogo wówczas obchodził. W ramach reparacji wojennych, Moskwa zadecydowała o wywiezieniu ze zdobytego na Niemcach Gdańska w głąb Związku Radzieckiego do aż 70 proc. urządzeń stoczniowych. Pozostałe 30 proc. miało pozostać na miejscu i zostać przekazane nowym, polskim władzom Gdańska.

Jedno jest pewne. "Dziadek", który przez ponad 30 lat dumnie wznosił się nad wejściem do basenu Stoczni Schichaua, został pocięty palnikami na kawałki i załadowany na radziecki okręt. Jego dalszych losów nie sposób określić. Pozostają jedynie domysły i niczym niepotwierdzone pogłoski oraz nadzieja, że odpowiedź na ten temat wciąż leży w przepastnych, rosyjskich archiwach wojskowych.

Wydaje się mało prawdopodobne, aby pocięty palnikami "Dziadek" został na nowo złożony w którejś z radzieckich stoczni. Najprawdopodobniej, zniszczony nieudolnym demontażem żuraw został po prostu przetopiony w hucie. Warto również przypomnieć pewną niezwykle interesującą plotkę, którą możemy przeczytać w książce "Miasto i morze" autorstwa Aliny Panasiuk. Mianowicie, transport z rozkawałkowanym "Dziadkiem" nigdy nie dopłynął do wybrzeży ZSRR. W wyniku sabotażu Polaków, którzy nie godzili się na rozkradzenie wyposażenia gdańskich stoczni, statek miał zatonąć w okolicach Kłajpedy. Czy kiedykolwiek uda się potwierdzić tę fantastycznie brzmiącą historię?
"Długi Henryk" w stoczni w Rostocku. Lata 50. "Długi Henryk" w stoczni w Rostocku. Lata 50.

Zakrzywiony gigant na pontonie

Kolejnym niezwykłym urządzeniem, które do 1945 roku znajdowało się w Gdańsku był żuraw pływający, nazywany przez danzigerów "Długim Henrykiem". Mobilność dźwigu nie była jednak jego jedyną, szczególną cechą. "Długi Henryk" miał charakterystyczne, mocno zakrzywione ramię, dzięki czemu bez trudu odróżnimy od innych, stoczniowych urządzeń.

"Długi Henryk" został zbudowany w 1905 r. przez firmę "Beckern und Keetmann" z Duisburga. Miał 50 m. wysokości, a więc był jedynie 10 m. niższy od swojego "młotowego" towarzysza. Bystry czytelnik zapewne zwróci uwagę, że na wielu zdjęciach można podziwiać te dźwigi obok siebie. Nic dziwnego, gdyż miejsce, w którym stacjonował "Długi Henryk", znajdowało się nieopodal basenu wyposażeniowego, przy którym zbudowano "Dziadka".

Gdański żuraw pływający ważył ok. 900 ton, a jego obsługa liczyła 14 osób. Ponton o wymiarach 30/20 m., na którym znajdowała się nitowana konstrukcja, miał wyporność ok. 600 ton. Mobilność dźwigu zapewniały dwa silniki o mocy 162 kW. Pływający żuraw mógł podnieść na tzw. dużym haku ładunek do 100 ton, a na tzw. małym haku do 20 ton. Maksymalny wysięg ramienia dźwigu wynosił ok. 20 m. Imponujące dane techniczne dźwigu sprawiają, że do dziś jest on jednym z największych dźwigów pływających na świecie.

Zakrzywiony gigant umożliwiał znacznie przyśpieszenie budowy okrętów. Dzięki niemu można było montować wielotonowe elementy kadłuba czy jego wyposażenia również od strony akwenu, a nie tylko stoczniowego nabrzeża. Spośród setek prac, jakie wykonano przy użyciu "Długiego Henryka", dwie zasługują na szczególne wyróżnienie. Mianowicie, dźwigu użyto podczas akcji podnoszenia z dna ORP "Kaszub", który zatonął w Gdańsku w 1925 roku oraz podczas odbudowy mostów w Tczewie, wysadzonych w czasie Kampanii Wrześniowej w 1939 roku. Ot, dwa epizody, łączące go z zawiłą, polską historią.

Kawałek dawnego Gdańska w Rostocku

Prominentny, gdański polityk Heinrich Sahm, od którego pochodzi przydomek dawnego, gdańskiego żurawia. Niniejsze zdjęcie idealnie obrazuje, czym oprócz pełnionych stanowisk wyróżniał się spośród społeczeństwa. Berlin, 1932 rok. Prominentny, gdański polityk Heinrich Sahm, od którego pochodzi przydomek dawnego, gdańskiego żurawia. Niniejsze zdjęcie idealnie obrazuje, czym oprócz pełnionych stanowisk wyróżniał się spośród społeczeństwa. Berlin, 1932 rok.
W przeciwieństwie do "Dziadka", doskonale znane są zarówno etymologia nietypowej nazwy pływającego żurawia, jak i jego dalsze losy. Osobliwa nazwa dźwigu pochodzi od ostatniego nadburmistrza Gdańska i pierwszego prezydenta senatu Wolnego Miasta Gdańska, Heinricha Sahma, a właściwie od jego niespotykanego wzrostu. Polityk mierzył ok. dwóch metrów wzrostu, co zresztą można zobaczyć na zachowanych do dziś fotografiach.

Pływający żuraw, choć również padł łupem Sowietów i bezpowrotnie zniknął z Gdańska, nie został pocięty na żyletki, ale odholowany. Nie trafił jednak do ZSRR, ale do... Rostocku w późniejszym NRD.

Stocznia w niemieckim Rostocku, podobnie jak inne miejsca na trasie pochodu Armii Czerwonej, została poważnie zniszczona pod koniec II wojny światowej. Po wojnie, teren na którym się znajdowała, znalazł się pod okupacją radziecką. Na Kremlu zadecydowano, że tamtejsza stocznia "Neptun" odegra ważną rolę w powojennym przemyśle zbrojeniowym na usługach ZSRR, produkując wyposażenie dla Bałtyckiej Floty Związku Radzieckiego. Aby jak najszybciej wznowić produkcję, Rosjanie przetransportowali w pełni sprawny dźwig z Gdańska do Rostocku.

W 1950 roku, "Długi Henryk" uległ poważnej awarii. Podczas podnoszenia z dna zatopionego statku, ramię dźwigu doznało poważnego pęknięcia. Na szczęście, jednostka została szybko odremontowana i z powodzenie służyła przez wiele, kolejnych lat. W 1978 roku, "Długi Henryk" został wycofany z eksploatacji. Żartobliwie można by stwierdzić, że kolos "na wygnaniu" odszedł "na w pełni zasłużoną emeryturę". "Długi Henryk" nie trafił bowiem do huty, ale do Muzeum Okrętownictwa i Żeglugi w Rostocku, gdzie stoi aż po dzień dzisiejszy. Dźwig nie tylko cieszy oko podziwiających panoramę stoczni w Rostocku, ale i jest udostępniony do zwiedzania.

  • Od podstawy aż po czubek, czyli "Długi Henryk" w całej okazałości. Widok obecny
  • Świeżo odremontowany "Długi Henryk" przy nabrzeżu stoczni w Rostocku. Widok obecny.
  • "Długi Henryk" podczas kapitalnego remontu. Rostock, 2012 rok.
  • Świeżo odremontowany "Długi Henryk" przy nabrzeżu stoczni w Rostocku. Widok obecny.
Kapitalny remont i fachowa książka

W 2010 roku, władze muzeum odkryły, że "Długi Henryk" znajduje się w fatalnym stanie technicznym. 50-metrowa, kratownicowa konstrukcja wymagała natychmiastowego remontu. Na ratowanie mocno wysłużonego żurawia przeznaczono imponującą kwotę ok. 850 tys. euro. Remont dźwigu zakończył się w 2012 roku.

Okładka książki autorstwa inż. Adreasa Halliera pt. "Długi Henryk - Dźwig pływający opowiada", wydanej wraz z zakończeniem kapitalnego remontu dźwigu w 2012 roku. Okładka książki autorstwa inż. Adreasa Halliera pt. "Długi Henryk - Dźwig pływający opowiada", wydanej wraz z zakończeniem kapitalnego remontu dźwigu w 2012 roku.
Kolejnym dowodem na to, że pływający żuraw o gdańskim rodowodzie jest unikatowym zabytkiem techniki, jest także publikacja, która została wydana wraz z zakończeniem prac remontowych. Jej autorem jest inż. Andreas Hallier, bezpośrednio zaangażowany w renowację żurawia, a jej tytuł brzmi "Langer Heinrich - Ein Schwimmkran erzählt" (pol. dosł. Długi Henryk - Dźwig pływający opowiada, w wolnym tłumaczeniu: Długi Henryk - Opowieści pływającego żurawia).

Post scriptum

Losy opisanych w niniejszym artykule urządzeń stoczniowych to kolejne przykłady skomplikowanej, a zarazem fascynującej historii Gdańska. O ile jednak "Dziadek" jest przykładem katastrofy, jaka spadła na nadmotławskie miasto w 1945 roku, o tyle "Długi Henryk" jest również przykładem jednej z cząstek dawnego Gdańska, które są rozsiane po całym globie.

Niedawno na naszym portalu opisywaliśmy historię fasady kamienicy z ul. Chlebnickiej, która na początku XVIII stulecia trafiła na Pawią Wyspę w Berlinie i znajduje się tam aż po dzień dzisiejszy. Gdzie jeszcze na świecie można odnaleźć przedmioty czy budowle związane z Gdańskiem, dowiecie się w już niedługo.

Miejsca

Opinie (98) 1 zablokowana

  • Ruskie złodziejstwo (2)

    Ruskie złodziejstwo i tak wysiada przy tym co zrobiła PO...

    • 3 4

    • w sumie racja...

      • 1 0

    • Ja już nie wiem kto, ale sąsiedzi z Donbasu dali radę....

      Tak, ale stocznia została odbudowana i miała później niezłe wyniki,z tym że po zmianie systemu trzeba było pracować , a nie brać się za politykę.

      • 3 0

  • ... do dziś jest on jednym z największych dźwigów pływających na świecie (1)

    Buhahahaha

    SSCV Thialf:
    - udżwig w tandemie: 14200t
    - załoga 762 osoby
    - wymiary: 201.6m × 88.4m
    - wysokość: 144m

    • 5 0

    • Ale Thialf to dźwig pływający półzanurzalny, a "Długi Henryk" jest tylko dźwigiem pływającym

      • 2 0

  • Czy Ja wszystkie swoje samochody, a już nieużywane też mam trzymać?

    Nie można podniecać się złomem kuna no......... Zostawić dwa Żurawie stoczniowe i już.

    • 2 2

  • Faktem jest też, że polscy żołnierze w 1945 roku bronili stoczniowej infrastruktury przed Armią Czerwoną.

    • 2 0

  • KAZDY TAKI OCALALY FRAGMENT GDANSKA GDZIE KOLWIEK JEST CIESZY, ZE WOGOLE JEST ...

    Kolejna bardzo ciekawa historia o naszym miescie .
    Szkoda ze wojna tak doswiadczyla cala Europe, te zniszczenia dziel sztuki, zabudowy, czy dziel techniki jak np. te dzwigi.
    Jednak cieszy bardzo ze jak i ten dzwig ,,Dlugi Henryk,, tak i opisana kaminica w wczesniejszych artykulach ocalaly.
    Mam jednak nadzieje ze przy tych obiektach sa jakies adnotacje odnosnie ich historii i tak naprawde skad sie znalazly w danym miejscu.
    Ja jestem dumny ze choc moze nie tu u nas ale tam gdzies znajduja sie obiekty bedace kiedys czescia Gdanska i jesli uda mi sie w nie dotrzec to kazdemu powiem ze to jest fragment Gdanska, tak pieknego i Wielkiego miasta z nad Motlawy :)
    I co warto tu podkreslic ze powinnismy isc za przykladem Niemcow i ratowac takie historyczne obiekty, czy to zabudowe, czy dziela techniki a nie postepowac wlasnie jak Rosjanie co nie dosc ze ograbili nasz kraj to jeszcze tak wiele zniszczyli i nawet o to teraz nie dbaja ...

    • 0 0

  • A, tu Langer Heinrich w gdyńskim porcie.

    Na pierwszym planie bateria nadbrzeżna "Canet"

    http://www.forum.dawnygdansk.pl/files/canet_2aukcyjna_446.jpg

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku Gdańsk po raz pierwszy stał się Wolnym Miastem?

 

Najczęściej czytane