• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dramatyczny spacer po parku Steffensa

Paweł Pizuński
22 września 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Dorożka z pruskimi oficerami wjeżdża w Grosse Alee (al. Zwycięstwa), w okolicach Bramy Oliwskiej. Drzewo widoczne po lewej stronie zdjęcia to już Park Steffensa. Dorożka z pruskimi oficerami wjeżdża w Grosse Alee (al. Zwycięstwa), w okolicach Bramy Oliwskiej. Drzewo widoczne po lewej stronie zdjęcia to już Park Steffensa.

Ten kurs od początku Brauerowi się nie podobał. Podobnie jak klient, który wpakował mu się do dorożki. Niby elegancki gość: garnitur na miarę, laska z mosiężną rączką w ręce, zegarek z kopertką w kieszeni, ale już spodnie z mokrą plamą, a kapelusz zdeformowany. Do tego chwiejny krok, gadka nietęga i oczy szkliste, mgliste, przekrwione. Bez dwóch zdań: klient sobie wypił.



Do dorożki wsiadł na Targu Siennym i kazał się wieźć na Wrzeszcz. Brauer strzelił więc z bata i ruszyli. Z początku nic się nie działo. Słychać było pobrzękiwanie uprzęży, stukot kopyt i szczęk kół po bruku, a wokół cisza. Właśnie wstawał dzień.

Brauer obejrzał się. Gość grzebał coś przy kapeluszu, pewno więc go poprawiał.

- Szanowny pan z przyjęcia? - zagadnął, ale tamten nic. Rondo kapelusza prostował.
Minęli Bramę Oliwską, więc Brauer popuścił lejce. Jechali szeroką Grosse Allee (dziś to al. Zwycięstwa), można więc było przyspieszyć. Było ciepło, ale nie gorąco. Ogólnie mówiąc było dość przyjemnie.

- Będzie ładny dzień, co nie? - zagadnął, ale tamten znowu nic. - Mruk albo przysnął może? - pomyślał i obejrzał się, by sprawdzić, co z gościem.
Nagle jak nie huknie. Raz, drugi, a po dłuższej chwili trzeci. Zupełnie jakby ktoś z obrzyna wypalił. Koń niemal dęba stanął, a później wpadł w galop.

- Pomocy! Ludzie... pomocy - usłyszeli jakiś krzyk od strony parku Steffensa zobacz na mapie Gdańska i gość z tyłu nagle ożył.
- Zatrzymaj pan konia! - krzyknął do Brauera, a ten ściągnął lejce.

Zwolnili, ale ten z tyłu nie czekał aż dorożka się zatrzyma. Wyskoczył w biegu i pędem wpadł między drzewa. Brauer obejrzał się, ale tamten zniknął.

- Uciekł? - przemknęło mu przez głowę, gdy złaził z kozła.
Wokół żywej duszy, a przed nim pierwsze zabudowania Wrzeszcza. Czyżby wraz z gościem przepadł też jego zarobek? Już się bał, że go okpiono, ale nie - jegomość wrócił, tyle że nie sam. Jakąś młodą kobietę przyprowadził. Jęczała i słaniała się na nogach, a do głowy przyciskała chusteczkę. Czyżby była ranna?

- Jest tu gdzieś blisko szpital lub lecznica? - zapytał gość wpychając kobietę do dorożki.
- Lazaret jest przy Bramie Oliwskiej.
- To zawieź nas pan.... - nakazał gość, sadowiąc się obok kobiety.

Brauer zmierzył ją wzrokiem. Bidula mocno krwawiła i żal mu jej było, ale kto mu zwróci za zaplamione siedzenia? Pewnie nikt.
Park ufundował Franz Wilhelm Steffens, berliński malarz wywodzący się z zamożnej gdańskiej rodziny patrycjuszowskiej. W 1894 r. przekazał na ten cel 50 tys. marek. Dwa lata później gdańszczanie mogli podziwiać rosnące tu kasztanowce, cisy, klony, japońskie modrzewie oraz brzoz. Park ufundował Franz Wilhelm Steffens, berliński malarz wywodzący się z zamożnej gdańskiej rodziny patrycjuszowskiej. W 1894 r. przekazał na ten cel 50 tys. marek. Dwa lata później gdańszczanie mogli podziwiać rosnące tu kasztanowce, cisy, klony, japońskie modrzewie oraz brzoz.

* * *

Nie było tak źle. Jegomość, jak się okazało inżynier Leon, był honorowym klientem. Zapłacił za kurs i dorzucił coś od siebie, Brauer wrócił więc do Gdańska w miarę zadowolony. Gorzej było z kobietą. Strzelano do niej trzykrotnie, w lazarecie musiano ją więc zoperować.

Kuli, która trafiła w lewą skroń, nie udało się zlokalizować, bez trudu usunięto natomiast pocisk, który zranił prawą skroń. Ześliznął się on po kości i utkwił w policzku. Co do trzeciego postrzału, to ten był zupełnie niegroźny. Kula otarła się o drążki gorsetu i przeszła bokiem. Kobieta mogła mówić więc o wielkim szczęściu, bowiem każdy z trzech postrzałów mógł być śmiertelny, gdyby skierowany był pod innym kątem.

Człowieka, który zranił kobietę, zatrzymano tuż po zdarzeniu. Podszedł do żandarmów, którzy szli w kierunku, z którego padły strzały i oświadczył, że właśnie strzelił do swojej żony.

- Dlaczego? - zapytali tamci.
- Nerwy mi poniosły. Rozumiecie panowie... - spojrzał na nich, jakby oczekiwał zmiłowania, ale tamci nie rozumieli. Zakuli go w kajdany i zaprowadzili na posterunek.

Przesłuchano go po południu, wcześniej jednak spisano jego personalia. Gość nazywał się Karl Richard Knoblauch i był sztukatorem. Żonę, Marię z domu Müller, poznał w 1898 r. Przyszła w odwiedziny do swojej siostry, która zamężna była z jego bratem, znaczy się więc, że byli szwagrami. Miała 24 lata, jasne, upięte z tyłu głowy włosy, ładną twarz i rozmarzone oczy. Nie ma co mówić: szwagierka podobała mu się, on jej pewno też, bo zaczęli się spotykać. Zaledwie sześć tygodni później została jego żoną, chociaż wcześniej była już zamężna. Pierwszy mąż zmarł w Afryce na malarię.

Tuż po ślubie Knoublauch miał okazję zapoznać się z drugim, mniej atrakcyjnym obliczem swej żony. Często ulegała nastrojom, potrafiła też denerwować i kłócić się z byle powodu. Kiedy na przykład jego majster zaprosił go kilka razy do siebie na zabawę, ona nie dość, że go nie puściła, to na dodatek wpadła w histerię. Urządziła mu kłótnię, jakiej świat nie widział, a wtedy on w nerwach wymierzył jej policzek.

Sytuacja między małżonkami uspokoiła się na krótko. Po kilku dniach była kolejna awantura, a później następne. W końcu żona spakowała się i wyjechała z dzieckiem do matki do Słupska. Mimo to nadal się widywali. Ona przyjeżdżała ze Słupska do swej siostry, a on wizytował swego brata.

W czwartek 30 sierpnia 1900 r. też spotkali się w domu jego brata na Bergstrasse (dziś ul. Władysława IV w Nowym Porcie) i wybrali się z jej kuzynem, Fritzem Müllerem, na zabawę. Bawili się tam do bladego świtu, po czym dorożką pojechali na Heumarkt (dziś to Targ Sienny). Tu pożegnali się z Müllerem i ruszyli spacerem w stronę Wrzeszcza.

W domu brata Marii przy Bergstrasse (dziś ul. Władysława IV) w Neufahrwasser (Nowy Port) spotykali się małżonkowie Knoblauch. W domu brata Marii przy Bergstrasse (dziś ul. Władysława IV) w Neufahrwasser (Nowy Port) spotykali się małżonkowie Knoblauch.
Gdy byli w parku Steffensa (istnieje do dziś, między Bramą Oliwską a Operą Bałtycką, po prawej stronie al. Zwycięstwa), Knoblauch zaczął przekonywać żonę, by do niego wróciła, ona jednak odparła kategorycznie, że zamierza iść do pracy, a z nim nie chce mieć nic do czynienia.

Wtedy ogarnęła go złość. Był tak wściekły, że wyjął z kieszeni pistolet i strzelił do niej. Nie wiedział co czyni, a gdy się opanował, jej już nie było. Pobiegł za nią i zobaczył, że siedzi na ławce zakrwawiona. Zrobiło mu się jej żal, chciał wezwać lekarza, lecz wtedy nadjechała dorożka. Od razu ruszył w przeciwną stronę, a kiedy zobaczył nadchodzących policjantów, oddał się w ich ręce.

* * *

Zupełnie odmiennie przedstawiała sprawę pani Knoblauch. Twierdziła, że na początku jej pożycie z mężem układało się całkiem poprawnie. Problemy zaczęły się później i po części miały podłoże materialne.

Gdy się pobrali, Knoblauch nie posiadał nic, ona zaś wniosła do małżeństwa całkiem pokaźny majątek - 700 marek w gotówce i posag wartości ok. 1300 marek. Później, chociaż pracował, prawie w ogóle nie dawał pieniędzy na utrzymanie i dlatego większość bieżących wydatków pokrywać musiała ze swych oszczędności.

Banknot 100-markowy, wyemitowany w 1908 r. Banknot 100-markowy, wyemitowany w 1908 r.
Gdy pewnego razu wspomniała mu o tym, on zareagował arogancko, a później zaczęły się kłótnie, w trakcie których Knoblauch był brutalny. Sprzeczki wybuchały zazwyczaj w soboty, gdy on otrzymywał wypłatę, a ona potrzebowała pieniędzy na sobotnio-niedzielne zakupy. Czasami wystarczyła najdrobniejsza wzmianka o konieczności kupna tego, czy innego produktu, a wtedy on stawał się arogancki, kilkakrotnie nawet ją pobił.

Z powodu podłego traktowania kobieta podupadła na zdrowiu. Stała się apatyczna, wystarczyła jednak drobna zmiana nastroju, a już wpadała w złość. Skierowano ją na leczenie w klinice dla nerwowo chorych na Töpfergasse (dziś to ul. Garncarska), skąd jednak wkrótce wyszła i wróciła do męża.

Sądziła, że się zmieni, ale nic takiego nie nastąpiło. Nadal był brutalny, dlatego napisała list do rodziców, że zamierza porzucić męża i matka natychmiast do niej przyjechała.

16 maja 1900 r. pani Knoblauch wyprowadziła się wraz z dzieckiem do rodziców do Słupska, jednak wiele jej rzeczy pozostało w Gdańsku. Mąż zaczął systematycznie je wyprzedawać, mimo że nie mieli wspólnoty majątkowej. Gdy sprzedał wszystko, zaczął pisać listy, zachęcające ją do powrotu, zaś alimentów na dziecko w ogóle nie płacił.

Słupsk na początku XX wieku. Słupsk na początku XX wieku.
W końcu osobiście pojawił się w Słupsku. Chwalił się, że wygrał na loterii 5000 marek, mówił też, że się zmieni i bardzo namawiał ją do powrotu. Choć za grosz mu nie wierzyła, to jednak pojechała z nim do Elbląga, gdzie mieszkała jego matka. Pozostawili u niej dziecko i pojechali na wycieczkę do Zalesia. Tam Knoblauch zaczął zachowywać się dziwnie. Pokazał jej rewolwer i zaczął namawiać do samobójstwa. On miał zabić ją, ona jego, lecz kategorycznie odmówiła. Powiedziała, że jeśli ma ochotę się zabić, to niech to zrobi, jednak ona umierać nie zamierza. W pewnej chwili próbowała odebrać mu broń, ta jednak wystrzeliła i lekko raniła ją w rękę.

Pomimo tego incydentu nadal rozważała możliwość powrotu do męża. 25 sierpnia przyjechała nawet w tej sprawie do Gdańska i spotykała się z nim kilkakrotnie, ostatecznie jednak postanowiła z mężem zerwać. Powiedziała mu to wprost 31 sierpnia, podczas spaceru w parku Steffensa. Oświadczyła mu, że skoro on nie jest w stanie jej utrzymać, to ona ma zamiar pójść do pracy jako bufetowa lub kelnerka i w ogóle nie chce go znać. Wtedy nagle usłyszała straszny huk, poczuła przejmujący ból w lewej skroni, a później ciepło rozlewające się po policzku. Zaczęli się szarpać, on strzelił po raz drugi i wtedy straciła przytomność. Nie wie w jaki sposób zdołała się oswobodzić, pamięta jednak, że jak odzyskała świadomość dostrzegła między drzewami nadjeżdżającą dorożkę. Zawołała o pomoc i tę na szczęście jej udzielono, bo inaczej na pewno by nie przeżyła.

* * *

Sprawą Knoblaucha zajął się sąd przysięgłych 11 grudnia 1900 r. Niespodziewanie w trakcie rozprawy duże zainteresowanie wzbudził pobyt pani Knoblauch w klinice na Töpfergasse. Badał ją tam dr Freymuth, który stwierdził, że chora cierpiała na często zmieniające się urojenia, miewała też halucynacje, w których dużą rolę odgrywał rewolwer i samobójcza śmierć. Uważał, że kobieta powinna pozostać w klinice na dłużej, a mimo to mąż złożył wniosek o jej wypisanie, choć poinformowano go, że przerwanie leczenia może doprowadzić żonę do obłędu. Dlaczego mimo to Knoblauch kazał żonę wypisać wcześniej z kliniki? Tego nikt nie starał się wyjaśnić.

Choć pierwotnie Knoblauch oskarżony był o próbę morderstwa, to jednak zarzut ten się nie utrzymał. Uznano go winnym jedynie próby zabójstwa, a ponieważ przyznano mu też okoliczności łagodzące, dostał trzy lata więzienia, przy czym obciążono go też kosztami postępowania sądowego.

O autorze

autor

Paweł Pizuński

- historyk, autor m.in. Pocztu Wielkich Mistrzów Krzyżackich i Pierwszego Pitawala Gdańskiego. Opisywane przez niego historie kryminalne pochodzą z gdańskiej prasy z początku XX w.

Opinie (20) 1 zablokowana

  • Uwielbiam (2)

    Jak zwykle artykuły historyczne na trojmiasto.pl mają w obie niesamowite przyciąganie. Czyta się je jednym tchem. Brawo dla redaktorów działu Historia na trojmiasto.pl i Autora artykułu.

    • 98 4

    • Gdańsk (1)

      był piękny za Niemca , cudne miasto , teraz to dno !!!!

      • 6 13

      • Od razu przybysze zaminusowali Ciebie,twórcy Szekspirowskiego i ECS.

        • 5 5

  • Fajnie (1)

    Tylko jedna wątpliwość: Halbe Allee to kawiarnia, która znajdowała się w połowie dzisiejszej alei Zwycięstwa. Dzisiaj to chyba gabinet dentystyczny Vis Dent. Ta zaś nazywała się Wielką aleją (Grosse Allee). Oczywiście do czasu.... pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedź redakcji:

    Bardzo dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 38 1

    • tam były dwie kawiarnie Grosse Allee 41 i 42 - nie pamiętam, jest info w ksiażkach telefonicznych

      • 0 0

  • po co ? (6)

    po co dajecie takie historie , one są dobre dla Niemców , których stać na emeryturze by właśnie te miejsca zwiedzać , Gdańsk już nie jest tym Gdańskiem o którym pisze autor , Gdańsk jest nasz , teraz i tu

    • 12 69

    • Różnie to może jeszcze być.

      • 5 5

    • Gdańsk jest nasz, (4)

      ale co w związku z tym? Mamy traktować fakty wybiórczo i wymazać niemiecką część historii naszego miasta? Chwała Bogu, że Gdańsk znów jest w Rzeczpospolitej, ale nie cenzurujmy historii.

      • 25 1

      • Wlaśnie nie cenzurujmy, chciałbym poczytać o powojennej historii Gdańska i to beż tego służalczo-potępieńczego tonu.

        • 1 7

      • (2)

        Ale tu tylko niemieckie przypowieści

        • 0 4

        • popatrz na zdjecie.... (1)

          na zdjeciu widac jaki ten Gdansk/Danzig polski byl.... a teraz to jest antkowy zza Buga...

          • 1 4

          • a ostatnio Gdańsk został zalany imigrantami wiejskimi zwanymi potocznie Słoikami

            • 1 0

  • eee (3)

    Próba zabójstwa i morderstwa to nie to samo?

    • 14 0

    • Nie znam się

      Nie znam się, ale zgaduję że prawo rozróżniało zabójstwo (spontaniczne, w afekcie), od zaplanowanego morderstwa, gdzie napastnik miał czas przemyśleć konsekwencje swojego czynu. Szkoda, że dziś tej różnicy nie widzi i za zaczajenie się i zakatowanie człowieka grozi do 12 lat. Kabaret.

      • 5 0

    • Zabójstwo to termin prawny, zabójstwo jest inkryminowane w kodeksie karnym. Morderstwo to synonim nie znajdujący oparcia w prawie.

      • 2 0

    • Dawno temu rozróżniano te pojęcia. Morderstwo inaczej zabójstwo z premedytacją.

      • 1 0

  • Brawo (1)

    Oby więcej artykułów historycznych

    • 29 3

    • a może?

      Jakiś czas temu ukazał się świetny tekst o rzeźbie bez głowy na Katowni przyprawiony legendami bodajże prof. Sampa i prof. Januszajtisa. Może warto byłoby stworzyć jakiś cykl podobnych artykułów? Legend o Gdańsku sporo, a na tle historii jego zabytków z pewnością bardzo przyjemnie by się je czytało :)

      • 6 0

  • Oj nieładnie Panie Czosnek!

    Nieładnie!

    Żeby do własnej żony z pistoletu??!!

    Śmierdząca sprawa.

    • 24 3

  • Literka

    W nazwisku sprawcy brakuje litery "u". Fajny artykuł.

    • 11 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

Jednym ze współczesnych, związanych z Gdańskiem pisarzy jest:

 

Najczęściej czytane