• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dawny ślub, czyli radni ustalają liczbę talerzy

Piotr Rowicki
5 marca 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 

Śluby w XVII wiecznym Gdańsku były głośne, huczne i uroczyste, ale gdy się im przyjrzeć dokładniej, można dojść do wniosku, że jednak całkiem inne. Tradycje i obyczaje różnymi chadzają drogami, o jednych się zapomina, inne są kultywowane choć w mocno zmienionej formie.



Jeśli rodzina była kupiecka i do tego zamożna, to wesele zamieniało się w skomplikowane przedsięwzięcie organizacyjno-finansowe, połączone z twardymi negocjacjami i szczegółowymi wyliczeniami. Przede wszystkim targowano się o wysokość posagu. Obserwowano kandydata albo kandydatkę, starano się dowiedzieć, czy przyszły pan młody nie ma czegoś na sumieniu, ewentualnie czy panna młoda jest cnotliwą w pełnym tego słowa znaczeniu.

Kiedy dobito targu, odbywały się uroczyste zaręczyny. I widać, że w latach wcześniejszych niektórzy przesadzili, bo w roku 1590 ukazało się rozporządzenie ustalające maksymalną liczbę gości zaproszonych przez obie strony. I tak narzeczony miał prawo do dwunastu osób, narzeczona do dwudziestu.

Zadaniem swatek, które doprowadziły do skojarzenia pary, było osobiste zaproszenie wszystkich gości. Swatanie było zajęciem płatnym i dziś, jeśli nie liczyć biur matrymonialnych, odeszło już do lamusa.

Przejdźmy do tego najważniejszego - z małymi wyjątkami - w życiu młodych ludzi dnia. Aż do połowy XVII wieku przyjętym obyczajem było chodzenie do ślubu pieszo. Trochę to martwiło zamożnych kupców i arystokratów, mających do dyspozycji wspaniałe karety, toteż z czasem dzięki ich staraniom przyjął się zwyczaj podjeżdżania pod kościół powozem.

Ogólnie można powiedzieć, że początek XVII wieku, to nie był dobry czas dla wystawnych ślubów. Surowy protestantyzm sprawił, że dawne kolorowe suknie panien młodych zastąpiły poważne, ciemne, czasem wręcz czarne suknie aż do ziemi, do tego czapki szczelnie zasłaniające włosy. Dziwnie musiała się czuć ówczesna panna młoda, tym bardziej, że te obostrzenia nie dotyczyły druhen. Czegóż się jednak nie robi dla tej szczęśliwości, która miała nastąpić za chwilę. Zresztą były od tej "cmentarnej mody" wyjątki i zdarzyły się w siedemnastowiecznym Gdańsku panny młode ubrane jak królowe, w brokatach, koronkach, z perłami na szyi i lokami na głowie.

Zaproszony na wesele Charles Ogier opisuje je tak: "Koło południa schodzą się jedna po drugiej stateczne niewiasty. Z kolei mężczyźni, idąc parami, przyprowadzają pana młodego i stają w sieni czy może przedsionku domu. Na środku ustawiają ławę. Teraz wchodzi do sieni pastor i staje przy tej ławie z odkrytą głową, nic nie mówiąc. Przywołuje się z głębi domu dziewczęta, które wchodzą parami, na końcu, między dwiema starszymi, idzie panna młoda w czarnej sukni, podczas gdy wszystkie inne wyróżniają się kolorowymi. Otaczają tam stojącego nieruchomo pastora, a panna i pan młody stają przed nim po drugiej stronie ławy. Wówczas duchowny otwiera księgę i czyta im przewidzianą na uroczystość weselną ewangelię, a potem - po udzieleniu krótkiej nauki - wypowiada uroczystą formułę. Wówczas dopiero odzywają się instrumenty muzyczne i śpiewy. Ustawiają następnie pannę młodą w pobliżu drzwi i tam obecni oraz osoby wchodzące składają życzenia i wręczają jej prezenty."

Rada miejska nie wnikała w to, jak uczestnicy ślubu są ubrani, ale już sama uczta weselna znalazła się w zakresie jej kompetencji. Aby zapobiec zbyt masowym przyjęciom, rajcy przygotowali przepis ustalający liczbę talerzy, które na weselu można podać. Biedni rajcy mieli świadomość, że walczą z wiatrakami. Bo cóż dało ograniczenie ilości talerzy do dwudziestu pięciu, kiedy ci podstępni weselnicy zaraz wymyślili wielgachne talerzyska, z których jednocześnie mogło jeść wiele osób?

Próbowano też reglamentować liczbę stołów: zamożni kupcy - osiem stołów czyli dziewięćdziesiąt sześć osób, druga grupa pięć stołów, a trzecia trzy. Były też próby ograniczenia liczby potraw. Wszystko to spaliło na panewce, oprócz jednego: przestrzegane było ograniczenie czasowe. W XVI wieku bawiono się do osiemnastej, w 1628 do dwudziestej drugiej, by w 1675 roku dojść do północy.

Bardzo ważną kwestią oprócz talerzy i tego, co się na nich znajdowało, była też kwestia miejsca przy stole. Obowiązywała hierarchia niemalże wojskowa i z tego powodu dochodziło do kłótni między równymi i równiejszymi. Nie chodziło tu tylko o prestiż, wszyscy dobrze wiedzieli, że siedząc na końcu stołu można wyjść z wesela głodnym.

Podczas wesela, jak to zwykle bywa na tego typu uroczystości, pito i jedzono do syta, a menu zależało od majętności gospodarza. Starano się jednak by potraw było jak najwięcej. Chyba jeszcze bardziej niż dziś dbano o estetykę i wygląd potraw. Zdobiono je czym się dało, ustawiano w piramidy, formowano w najróżniejsze kształty, przystrajano piórami lub sierścią mającą imitować żywe zwierze, w skrajnych przypadkach potrawy pozłacano i posrebrzano.

Trudno wymienić cały weselny jadłospis, najbardziej wartościowe i poszukiwane jako zakąska było mięso wołowe, wieprzowe, baranie, drób, króliki, a także wszechobecna dziczyzna. Popularne też były ryby i ptactwo. Pito dużo, właściwie wszystkiego - w tym zakresie obyczaje weselne niemal wcale nie uległy zmianie.

Tańce zaczynały się zazwyczaj dopiero po skończonej biesiadzie. Nad obyczajnością tańczących, zachowaniem skromności i umiaru czuwali wyznaczeni porządkowi. Ich zadaniem było także zabawianie gości i pilnowanie, by co brzydsze panny zbyt długo nie podpierały ściany.

Różnorodność tańców była dość duża, szlachta polska preferowała dostojnego poloneza, inni bardziej żywiołowego gonionego. Z Zachodu stopniowo wprowadzały się nowe tańce jak cenar i firlej, szczególną popularnością cieszyła się skoczna galarda włoskiego pochodzenia, chociaż przez niektórych uważana była za taniec niemoralny.

Po tańcach następowało uroczyste odprowadzenie młodej pary do domu pana młodego. Towarzyszyła temu muzyka, czasem frywolne piosenki, opisujące młodych i żartujące z nich.

Pisze Ogier w swoim dzienniku: "Oni też rozdawali później wiersze i ody ułożone na cześć panny młodej, w których pannę młodą, choć nie wiem jak była brzydka, nazywają piękniejszą od Wenus lub Heleny, pana zaś młodego, zaś roztropniejszym i mądrzejszym od Merkurego i Sokratesa, chociaż często to karczmarz, stajenny lub co najwyżej drobny kupiec co za zżółkłe w siarce nici szczerby szklane rad wymienia."

Bywało, że niektórzy trefnisie przesadzili z dowcipem, wulgarnością i dosadnością. Z tego też powodu w 1657 roku ukazało się zarządzenie nakazujące informować młodych o treści i formie strof, którymi chce się ich uraczyć. Niezastosowanie się do powyższego rozporządzenia groziło karą dziesięciu talarów.

Zwyczajem ślubnym było wybijanie medali pamiątkowych. Były one na tyle drogie, że mogli na nie pozwolić sobie jedynie najbogatsi. Najbardziej znanym twórcą takich medali był Sebastian Dadler. Ten pochodzący z Alzacji medalier i złotnik, znany był w całej Europie, pracował na wielu dworach królewskich i książęcych, w Gdańsku przebywał w latach 1634-1648. Wykonywał medale i donatywy przedstawiające portrety, sceny alegoryczne, religijne i historyczne oraz widoki miast.

O autorze

autor

Piotr Rowicki

- z wykształcenia historyk, z pasji prozaik i dramatopisarz. Jego ostatnia książka - Fatum, to zbiór opowiadań kryminalnych, których akcja dzieje się w XVII wiecznym Gdańsku. Dla trojmiasto.pl opisuje życie w Gdańsku w jego złotym wieku.

Opinie (5) 5 zablokowanych

  • ciekawe czy rozwody były tak kosztowne jak teraz.... (1)

    • 12 5

    • Trza było myśleć odpowiednią głową ZANIM się żeniłeś.

      • 11 7

  • Naszym radnym niewiele trzeba, aby wskrzesić dawne unormowania co do ilości weselników (1)

    A w lokalach wprowadzić koncesje weselne na ich organizacje.Oczywiście wszystko za odpowiednią opłatą

    • 6 1

    • MiWesele

      Para wcześniej swatana najczęściej przez ,,Kumy,,Do tego wnosiło się posag.Pan Młody nie mógł widzieć Panny Młodej w ślubnej sukni przed ślubem.Suknia biała i wianek tylko dla dziewicy,bo musiała być dziewicą przed ślubem.Młodzi otrzymywali błogosławieństwo.Do ślubu jechało się najczęściej bryczką.Do ołtarza Pannę Młodą prowadził jej ojciec i przekazywał Panu Młodemu.Wesele odbywało się u Panny Młodej ,przez nią wyprawiane a orkiestrę i wódkę organizował Pan Młody.Pierwszy taniec należał do Młodych.O północy były ,,odczepiny,, i związane z nimi zabawy.Biesiadowano przy suto zastawionych stołach,tańczono do rana.Gości z trzysta osób,bo zapraszano całe rodziny z dziećmi.Młodych czekała ,,noc poślubna.Nazajutrz były ,,poprawiny,,.Wesele trwało od trzech dni do tygodnia(obecnie dwa dni) i kończyło pożegnaniem Młodych.Zazwyczaj przeprowadzką już Mężatki( Białki) która ,,weszła,, do rodziny swojego Męża i przyjęła jego nazwisko.Mężatki pochodzenia szlacheckiego zawsze mogły zatrzymać podwójne nazwisko.Przysięga przed ołtarzem trwała aż do śmierci.Wdowa miała być wierna aż do śmierci...,,swojej śmierci,,.i dotyczyło to obojga małżonków.

      • 0 0

  • Władza wprowadzi podatek od ślubów i bedzie jak dawniej

    A wszystko to w ramach ratowania kasy państwa.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Majówka z Twierdzą Wisłoujście

35 zł
w plenerze, wykład / prezentacja, warsztaty, pokaz

Gdynia wielu narodowości

spotkanie, wykład

Sprawdź się

Sprawdź się

Co znajdowało się wcześniej w miejscu, gdzie aktualnie znajduje się parking przy Centrum Handlowym Batory?

 

Najczęściej czytane