• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wyjątkowe losy u-bootów z Gdynią w tle

Michał Lipka
20 października 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Trzy niemieckie łodzie podwodne w Gdyni. Po lewej prawdopodobnie U-469, w środku U-270, zaś po prawej U-630. Zdjęcie zostało wykonane w 1943 r., podczas ćwiczeń taktycznych z udziałem okrętów 27. Flotylli. Trzy niemieckie łodzie podwodne w Gdyni. Po lewej prawdopodobnie U-469, w środku U-270, zaś po prawej U-630. Zdjęcie zostało wykonane w 1943 r., podczas ćwiczeń taktycznych z udziałem okrętów 27. Flotylli.

Bałtyk pełen jest niespodzianek i związanych z nim tajemnic. Niektóre z nich udało się już wyjaśnić, inne nadal na to czekają. Do tych pierwszych możemy dziś zaliczyć historię zaginionej floty Hitlera oraz rejs u-boota U-534.



Po wybuchu II wojny światowej hitlerowskie Niemcy szybko bądź opanowały, bądź podporządkowały sobie większość państw nadbałtyckich. Do rozpoczęcia działań przeciwko Związkowi Radzieckiemu niemieckie okręty mogły zatem niemal niezagrożone odbywać regularne szkolenia czy też przygotowywać się do rejsów bojowych właśnie na Bałtyku. Wśród najczęściej używanych baz była Gdynia, Lipawa i Kilonia.

I to właśnie z tą ostatnią związana będzie nasza historia.

Niedługo po tym, jak Hitler dał zielone światło do realizacji planu Barbarossa, czyli napaści na Związek Radziecki, w dowództwie niemieckiej marynarki wojennej Kriegsmarine powstał plan przerzucenia na Morze Czarne kilku u-bootów, które miały niszczyć radziecką żeglugę. Co zaskakujące, niemieccy planiści zdecydowali się na transport okrętów drogą lądową. Innego wyjścia nie było: zachowująca neutralność Turcja zablokowała wszystkim państwom biorącym udział w wojnie żeglugę okrętów przez cieśninę Bosfor.

Ruszyły przygotowania do tej niezwykłej podróży. Zdecydowano się na wysłanie sześciu okrętów podwodnych stacjonujących w Kilonii: U-9, U-18, U-19, U-20, U-23 i U-24. Wcześniejszym dowódcą U-23 był nie kto inny, jak sam Otto Kretschmer, jeden z niemieckich asów podwodnych, który dorobił się przydomku "króla tonażu".

Wszystkie należały do wybudowanego w stoczni w Kilonii typu IIB, który charakteryzował się długością blisko 43 metrów, prędkością 13 węzłów na powierzchni (7 węzłów w zanurzeniu) a uzbrojony był w trzy wyrzutnie torpedowe oraz jedno działko przeciwlotnicze kalibru 20 mm.

Załoga składała się z 25 oficerów i marynarzy. Warto wspomnieć, że kilka z wymienionych wyżej okrętów przebywało wcześniej na szkoleniach w Gdyni.

Wróćmy jednak do samej operacji. Była ona niezwykle złożona, gdyż okręty musiały przebyć lądem ponad 3,2 tysiąca kilometrów. Aby je odpowiednio przygotować, jednostki zostały rozebrane na części i załadowane na ciężarówki. Z Kilonii ruszyły do Drezna, a stamtąd nad Dunaj, gdzie czekały już przygotowane barki, którymi rozmontowane u-booty dotarły do Konstancy w Rumunii.

Dowódcą flotylli okrętów podwodnych, które przetransportowano z Niemiec nad Morze Czarne lądem i wodami Dunaju, był Helmut Rosenbaum. Dowódcą flotylli okrętów podwodnych, które przetransportowano z Niemiec nad Morze Czarne lądem i wodami Dunaju, był Helmut Rosenbaum.
Tam, w porcie nad Morzem Czarnym, zaczął się żmudny proces "składania" u-bootów. Po jego zakończeniu i odbyciu testów, okręty były gotowe do działania. Utworzono z nich 30. Flotyllę U-bootów, której pierwszym dowódcą został kapitan marynarki Helmut Rosenbaum.

Przez dwa lata działalności u-booty dały się mocno we znaki Rosjanom. Przede wszystkim, skutecznie uniemożliwiały radzieckim okrętom dostęp do wybrzeża, a wypływając na rejsy bojowe zatopiły kilkanaście jednostek o łącznym tonażu blisko 50 tysięcy ton.

Sytuacja niemieckich okrętów zmieniła się diametralnie, gdy 23 sierpnia 1944 roku Rumunia przystąpiła do walki po stronie wojsk alianckich. Dla pięciu jednostek z 30. Flotylli (U-9 został kilka dni wcześniej zatopiony podczas radzieckiego nalotu) nie było żadnej realnej drogi odwrotu. Z Niemiec nadszedł więc rozkaz, by zatopić wszystkie okręty, a załogom nakazać samodzielne przedzieranie się na własną rękę do ojczyzny.

Wiadomo, że U-18 i U-24 zostały zatopione w porcie przez własne załogi. Co jednak stało się z pozostałymi trzema okrętami? Przez długie lata nie było to do końca jasne, stąd też pozostałe u-booty doczekały się miana "zaginionej floty Hitlera".

Liczni badacze starali się rozwikłać tę zagadkę, co nie było proste, gdyż członkowie załóg (żadnemu z oficerów i marynarzy z 30. Flotylli nie udało się podczas wojny powrócić do Niemiec, gdyż zostali internowani w Turcji) nie byli skorzy do zwierzeń.

Ostatecznie zagadka została rozwiązana przez jednego z tureckich badaczy morskich. Po licznych badaniach i rozmowach z mieszkańcami nadbrzeżnych miejscowości na początku XXI wieku odnalazł miejsce zatopienia trzech ostatnich okrętów flotylli.

U-19 leży na głębokości 300 metrów, U-20 spoczywa na dnie na głębokości 3700 metrów, a najgłębiej osiadł U-23 (prawie 5500 metrów pod powierzchnią morza). Co szczególnie istotne, okręty nie noszą żadnych śladów zniszczeń, poza tymi wynikającymi z długoletniego przebywania pod wodą. Dlatego co jakiś czas podnoszą się głosy sugerujące wydobycie zaginionej floty Hitlera. Kto wie, może kiedyś mrzonki staną się faktem...

Kadłub okrętu podowodnego u-534 jest jednym z elementów wystawy "The U-Boat Story", która została otwarta 10 lutego 2009 roku w mieście Birkenhead w Anglii. Kadłub okrętu podowodnego u-534 jest jednym z elementów wystawy "The U-Boat Story", która została otwarta 10 lutego 2009 roku w mieście Birkenhead w Anglii.
Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja z kolejnym U-534, który także na swoim szlaku bojowym miał epizod gdyński.

Była to jednostka typu IX-C/40 i charakteryzowała się blisko 77-metrowym kadłubem, uzbrojeniem składającym się z czterech dziobowych i dwóch rufowych wyrzutni torped, a po drobnej przebudowie dodatkowo ustawionymi na mostku działkami przeciwlotniczymi. Okręt na powierzchni osiągał prędkość przeszło 18 węzłów, a w zanurzeniu 7 węzłów. Załoga mogła składać się nawet z 56 oficerów i marynarzy.

U-534 praktycznie od początku był jednostką pechową: podczas budowy wybuchł na nim pożar, następnie podczas ćwiczeń ćwiczebna torpeda zawróciła i uderzyła w burtę jednostki.

Jego pierwszym, i jak miało się okazać także ostatnim, dowódcą okrętu został 26-letni Herbert Nollau. Podczas kolejnych miesięcy służby pech nie opuszczał załogi: podczas jednego z patroli okręt zderzył się z wielorybem, co nieomalże zakończyło się jego zatopieniem.

Gdy przegrana Niemiec stała się faktem, admirał Karl Dönitz wydał rozkaz, by ocalałe okręty podwodne zgrupowały się w Norwegii. Miał on jeszcze wizję odtworzenia floty podwodnej, która miała służyć powojennym Niemcom.

Według niektórych źródeł kapitan Nollau otrzymał polecenie, by najpierw zawinąć do Gdyni, aby tam odebrać ważne dokumenty. Jednak szybkie ruchy wojsk radzieckich uniemożliwiły mu ten zamiar.

Podczas rejsu do Norwegii na niebie pojawiły się alianckie Liberatory, przeznaczone do zwalczania okrętów podwodnych. I tak, mimo silnego uzbrojenia przeciwlotniczego i drobnego sukcesu, jakim było zestrzelenie jednego z samolotów, u-boot poszedł na dno.

Ta historia nie różniłaby się od innych, gdyby nie pojawiające się plotki, że na pokładzie U-534 znajdowały się tony złota, tajne dokumenty czy nawet informacje, gdzie przebywają zbiegli niemieccy dygnitarze.

Takie mrzonki zawsze mają swoich zwolenników, którzy przystąpili do poszukiwania zatopionej jednostki i faktycznie odnaleźli ją w połowie lat 80. Wydobycie okrętu sfinansował duński miliarder. Gdy u-boota udało się przebadać w 1993 roku, jego odkrywców spotkał spory zawód. Wnętrze jednostki nie zawierało ani tajnych dokumentów, ani wywiezionego złota, ale np. ponad 100 butelek wina z lat 40., karton prezerwatyw, rzeczy osobiste załogi i uzbrojenie.

Wśród tego ostatniego odnaleziono jednak prawdziwy skarb, czyli torpedy typu T11, których zdążono wyprodukować zaledwie niespełna 40 sztuk. Ich szczególną zaletą było to, że nie reagowały na alianckie "ogłupiacze torped", dzięki czemu ich skuteczność wynosiła prawie 100 procent.

Sam okręt można oglądać po dziś dzień w mieście Birkenhead w Anglii.

Opinie (51) 9 zablokowanych

  • U-rety (2)

    Ale heca w Gdyni serwisie się ubot

    • 22 8

    • (1)

      skup się na przyczepkach panie mer

      • 6 0

      • Ja wół

        • 5 0

  • Prosimy o więcej (3)

    Panie Michale.

    • 34 7

    • eeee... nieeee... litości...

      • 6 0

    • Panie

      Michał pan jest dobry w przepisywaniu !!!

      • 1 0

    • To

      taka nowa fucha historyk-przepisywacz ale historyk !!!!!!!!!!

      • 0 0

  • ale co to wnosi panie Lipka? (8)

    Od lat usilnie lansuje się Pan na tym portalu, ale książke to każdy potrafi przepisać. Z pańskich artykułów nic nie wynika odkrywczego, podajesz Pan okelpane fakty, który pierwszy lepszy pasjonat historii zna lub wyczyta w książkach o II wojnie....

    • 18 64

    • Napisz ciekawszy artykuł (1)

      Jestem pewien że redakcja zechce nawiązać współpracę

      • 22 5

      • nie będzie chciała, wartościowe teksty kosztują

        • 7 2

    • Nie czytaj (1)

      Jak się nie podoba. Nie jestem entuzjastą historii, a z przyjemnością przeczytałem artykuł.

      • 14 2

      • Artykuł w kategorii SF, sądząc po ilości błędów...

        • 9 2

    • (3)

      nie podoba się to nie czytaj i nie komentuj....

      • 4 5

      • (2)

        A dlaczego ma nie komentować? Jeśli są błędy należy je wypunktować, panie od Lemingów!

        • 8 3

        • (1)

          no oczywiście panie od moherów komentować dla samego oczerniania to tak po myśli jareczka, co? a już wymyslić coś od siebie to nie bardzo? jasne że znajdą się osoby dla których opisane tu historie są doskonale znane ale też jest sporo osób dla których to coś nowego, napisanego w przystępny sposób a przede wszystkim coś ciekawego. Więc nie leminguj mi tu tylko załóż moherek i idź do jareczka kota podrapać.....

          • 4 3

          • ilość wychwyconych błędów w tekście powala, ilość niewychwyconych zastanawia. Jeśli nie widzisz problemu, cóż wróć kozy pasać.

            • 4 2

  • (2)

    " Jego pierwszym, i jak miało się okazać także ostatnim, kapitanem..."
    Panie Michale, okrętem dowodzi dowódca a nie kapitan.

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 21 2

    • (1)

      jeśli trzymać się nazwnictwa to łodzią dowodzi szyper?

      • 2 3

      • szyper dowodzi co najwyżej rzeczną barką.

        • 4 2

  • U 534 był jednostką szczęśliwą dla Polaków (3)

    chyba że Pan '' trzyma stronę '' faszystowskiej swołoczy

    • 9 22

    • Niech zgadnę: patriota-narodowiec? (2)

      • 5 7

      • nie nie (1)

        ale czytając , czy oglądając '' wyczyny faszystów '' to nie mieści się w głowie jacy to byli zwyrodnialcy

        • 4 3

        • ale to jest tekst o łodzi podwodnej a nie o analizie zbrodni III rzeszy

          • 6 1

  • Głębia tekstu (1)

    jak może cokolwiek spoczywać na dnie Morza Czarnego na głębokości 3000 albo 5500 metrów, jeśli jego maksymalna głębokość to 2258 m?
    muł owszem może i jest ale nie 2 km chyba?

    • 36 2

    • Powstanie błędów wyjaśnił mi inny artykuł. Cyt:
      'Dotychczas nurkowie dotarli do jednego z U-Bootów, U-20, spoczywającego w odległości około dwóch mil morskich od brzegu (3,7 kilometra) na głębokości 80 stóp (ponad 24 metrów). Kolejny, U-23, leży na dwukrotnie większej głębokości, około trzech mil morskich (5,5 kilometra) od miasta Agva."
      Wszystko się zgadza: 3700 i 5500m... Od brzegu! Dodam, że wyjaśnił to artukuł na Onecie...

      • 6 0

  • Klasyczny błąd (3)

    Łodzie "podwodne" to inaczej łodzie pod wodą a więc wraki. Okręty podwodne to właściwa nazwa jednostek które Pan powyżej opisał.

    • 26 7

    • (2)

      w dawnej nomenklaturze nie było okrętów podwodnych tylko łodzie podwodne. wystarczy poczytać kilka książek o tym jak również jak i o samych wspomnieniach ówczesnych oficerów jak nazywali swe jednostki.....

      • 4 8

      • To było dawno i nie jest prawdą . Poczytaj wydawnictwa z lat przedwojennych .

        • 5 2

      • za nazwanie łodzią okrętu podwodnego możesz zostać zatopiony w zatoce

        • 6 0

  • Dobry artykuł (1)

    Nie każdy ma dostęp do niektórych publikacji książkowych. Stąd warto zamieszczać takie informacje w gazetach. Od wielu lat interesuję się tematyką morską, ale o tym nie wiedziałem. Dziękuję i proszę o więcej.

    • 25 2

    • W latach PRL istniało Wydawnictwo Morskie, które wydało dużą ilość materiałów związanych ze sprawami marynistycznymi. Teraz te książki można zdobyć jedynie w antykwariatach. A niby za PRL nic nie było.

      • 4 0

  • "Z Niemiec", nie "z Niemczech" (3)

    I wydaje mi się, że poza głębokością M. Czarnego, odległość pomiędzy Kilonią a Konstancą jest nieco przesadzona. Może to miało być 2,3 tysiąca km?

    A co do braku możliwości przedostania się okrętów podwodnych drogą lądową na M. Czarne, to główną przeszkodą nie była neutralność Turcji a Cieśnina Gibraltarska. O ile dobrze mi wiadomo w tym rejonie podwodne prądy morskie są na tyle silne, że uniemożliwiają przepłynięcie. Natomiast wynurzenie się wystawiałoby okręty na atak ze strony Brytyjczyków z dział umieszczonych na skale gibraltarskiej.

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 13 6

    • Ciekawe, co Redakcja poprawiła?

      Nadal bowiem w artykule jest napisane (przynajmniej w mojej przeglądarce), że odległośc pomiędzy Kilonią a Konstancą wynosi 3,2 tys. km, mozliwość wpłynięcia okrętów na Morze Czarne blokowała Turcja, a U23 spoczywa na głebokości 5500 m (choć Morze Czarne ma maksymalną głębokość 2258 m.

      • 0 0

    • Owszem, prądy w Cieśninie Gibraltarskiej bardzo utrudniały jej pokonanie, nie mówiąc już o patrolujących ją okrętach Royal Navy; jednak większe oceaniczne U-Booty z powodzeniem przedostawały się tym szlakiem na Morze Śródziemne (chociaż ze stratami i do czasu). Natomiast małe U-Booty jw. nie nadawały się do takiej podróży. Generalnie, biorąc pod uwagę dynamiczny rozwój niemieckiej floty podwodnej, szybko wycofano je z linii jako jednostki o niewielkiej wartości bojowej - małe i słabo uzbrojone; pełniły funkcje szkoleniowe, no i można było je bez specjalnego żalu przeznaczyć do zadań specjalnych jw. - tutaj akurat małe gabaryty to zaleta.

      • 0 0

    • Ta poprawka też jest nieścisła. Niemieckie okręty podwodne dawały radę wpłynąć na Morze Śródziemne z prądem. Powrót był raczej niemożliwy, bo pod wodą nie dawały rady pod prąd, a na powierzchni czyhały okręty Royal Navy. Stąd Morze Śródziemne było pułapką dla u-bootów, których zresztą było tam w czasie wojny kilkadziesiąt sztuk.

      • 0 0

  • Smutek (2)

    Artykul jest zlepkiem informacji ogolnie dostepnych dla kazdego, kto umie uzywac klawiatury, nie wnosi nic nowego, ciekawego. Polaczenie zaś historii okretow typu IIB, Morza Czarnego z typem IX-C/40 wynika chyba tylko z koniecznosci wyslania do redakcji odpowiedniej liczy wierszy.

    • 22 9

    • A co ty masz za problem marudo?

      ten artykuł może tylko zachecic ludzi ktorzy nie zglebiaja wiedzy wojskowej bo maja ja gdzies

      • 1 0

    • Pisać!

      Pisać, nie przejmować się!

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Promocja i dyskusja nad książką o historii 318. Dywizjonu Myśliwsko - Rozpoznawczego "Gdańskiego"

spotkanie

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku otwarto Operę Leśną w Sopocie?

 

Najczęściej czytane