• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Przyczajony kajzer, ukryty koń

Tomasz Kot
1 maja 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
Cesarz Wilhelm II podczas uroczystości oddania do użytku koszar we Wrzeszczu. Cesarz Wilhelm II podczas uroczystości oddania do użytku koszar we Wrzeszczu.

W 1901 roku odbyła się uroczystość oddania do użytku nowych koszar we Wrzeszczu, na której obecni byli m. in. niemiecki cesarz Wilhelm II oraz polski malarz Wojciech Kossak. Spotkanie obu osobistości stało się okazją do wyrównania między nimi porachunków sprzed lat.



Działo się w sobotę 14 września 1901 roku, gdy w obecności Wilhelma II (1859-1941), cesarza niemieckiego i króla Prus, nastąpiło uroczyste wmaszerowanie 1 i 2 Pułku Huzarów Straży Przybocznej do nowo wybudowanego garnizonu przy Hochstrieß (ul. Słowackiego) w Langfuhr (Wrzeszczu). Wojciech Kossak (1856-1942) na zlecenie cesarza namalował wcześniej trzy duże obrazy związane z historią tej formacji: "Walka o sztandar w Bitwie pod Heilsbergiem - 1807", "Czarni husarzy pod Düsselward - 1758" i "Szarża huzarów pruskich na baterie rosyjskie pod Jägersdorf - 1757".

Wszystkie trzy obrazy oraz inne dzieła z cesarskiej kolekcji, sławiące pruską armię i jej dowódców, trafiły na ściany sali królewskiej kasyna oficerskiego w koszarach we Wrzeszczu (w latach 1957-2002 działało tam kino "Zawisza"). Nic dziwnego, że autor otrzymał zaproszenie na uroczystość. Na malarza czekała jednak niemiła niespodzianka przygotowana przez Hohenzollerna.

Cesarski orszak maszeruje przez miasto

Cesarz przybył do Gdańska specjalnym pociągiem z Nowego Portu. Pruski władca na podróże wydawał ogromne pieniądze. Zbudowano dla niego specjalny pociąg z 12 wagonami-salonkami oraz luksusowy jacht "SMY Hohenzollern". Na uroczyście przystrojonym dworcu czekali na cesarza przedstawiciele władz cywilnych i wojskowych. Wilhelm II wjechał do miasta na czele pierwszego pułku huzarów. Przed Dworem Artusa, specjalną mową powitał gościa nadburmistrz Klemens Delbrück (1856-1921), otoczony odświętnie ubranymi radnymi.

Wśród okrzyków zebranych tłumów, orszak cesarski ruszył w stronę Motławy. Za Zieloną Bramą, czekał drugi pułk huzarów, przybyły z Poznania. Na czele obydwu pułków cesarz wrócił pod ratusz, a stamtąd przez gdańskie ulice i Wielką Aleję pochód ruszył do koszar we Wrzeszczu. Od dworca, pełnej pompy defiladzie towarzyszył Wojciech Kossak, ubrany w mundur austriackiego ułana (pochodzący z Krakowa malarz był obywatelem Austro - Węgier).

Najspokojniejszy koń na świecie

Wojciech Kossak Wojciech Kossak
Polski twórca, który do Gdańska przybył pociągiem, nie wziął własnego konia. Kossak uważał, że cały przemarsz do nowych koszar potrwa tylko ok. pół godziny, więc założył, że jakoś się przemęczy na koniu z cesarskiej stajni. Rzeczywiście, przy dworcu na gości czekało kilkanaście koni w pełnym rynsztunku. Koniuszy cesarski, hrabia Wedel, wskazał malarzowi jednego z nich. Cesarz ruszył z kopyta, a za nim goście. Wszyscy poza Polakiem.

Jeźdźcy mijają Kossaka, który szarpie się z koniem. Zwierzę nie chce ruszyć z miejsca. W przypływie rozpaczy nasz batalista gwałtownie popędza kasztana ostrogami. W końcu koń rusza drżąc, drobnym i niepewnymi kroczkami, jakby miał spętane nogi. Po kilkunastu minutach spoconemu z wrażenia i wstydu Kossakowi, na potykającym się koniu udaje się zbliżyć do cesarskiego koniuszego i zapytać, czy nie doszło do pomyłki.

Hrabia Wedel wzdycha i w milczeniu pokazuje malarzowi kartkę, na której Wilhelm II własnoręcznie napisał: "Proszę dać Kossakowi najspokojniejszego konia z całej stajni, bo inaczej go znowu poniesie". Gdy cesarska kawalkada dotarła do Wrzeszcza, w oficerskim kasynie odbyła się uczta dla najważniejszych gości. Tam polski malarz mógł ochłonąć, a ciągu dwutygodniowego pobytu w Gdańsku nawet stanąć w centrum wydarzeń.

Jak napisał w liście do żony: "Nie potrafię Ci opisać, jaki jestem wielki i co za sukces mają moje obrazy. Cesarz i Cesarzowa traktują mnie jak faworytka najdroższego (...) Dziś trzymałem się z grupą cudzoziemskich oficerów, ale od jutra będę przy Cesarzu, bo się za mną i on i wszyscy ci wielcy panowie oglądają (...) Cesarzowa w niedzielę była w kasynie, tylko specjalnie na to, aby zobaczyć obrazy zawieszone. W piątek dla mnie specjalnie wielka uczta u tych huzarów, zaraz po niej, jeżeli się da, tejże nocy wracam do Berlina".

Zadra sprzed lat

Nie była to pierwsza złośliwość, jaką popełnił Wilhelm II w stosunku do polskiego batalisty. Kilka lat wcześniej Wojciech Kossak raczył skrytykować sposób, w jaki cesarz II Rzeszy jeździ na koniu. Hohenzollern mocno sobie to wziął do serca i podczas manewrów na poligonie w Altengrabow kazał dać Polakowi konia, który go poniósł na dźwięk wojskowej trąbki.

Uwagi malarza musiały mocno uwierać "Wilusia", skoro po upływie tak długiego czasu zdecydował się ponownie skompromitować, bądź co bądź, oficera sojuszniczej armii. Trzeba wiedzieć, że konie, wiedza o rumakach i doskonała jazda na nich były w tamtej epoce źródłem prestiżu i - kolokwialnie mówiąc - szpanu, tak jak dziś "wypasione" i szybkie samochody. Każde uchybienie w tej dziedzinie było skazą na męskim honorze.

Kossak uchodził nie tylko za wybitnego malarza, ale również za wszechstronnego i świetnego jeźdźca, znawcę koni i pięknych kobiet. Z Wilusiem sprawa była nieco trudniejsza. Jako "boski pomazaniec" cesarz czuł się nie tylko potężnym, wszechwładnym i rzeczywiście namaszczonym przez Boga władcą, który tylko przed Stwórcą może odpowiadać.

Surowego wychowanie kalekiego chłopca

Wilhelm II Wilhelm II
"Znał się" zatem na wszystkim w stopniu najwyższym i to mimo utrudniającej mu życie poważnej niepełnosprawności, nabytej w wyniku wyjątkowo ciężkiego porodu. Noworodek po przyjściu na świat nie dawał żadnych oznak życia. Dziecko uratowała położna, "która tak długo dawała klapsy martwej z pozoru istocie, aż ta wydała z siebie krzyk". Trzy dni po narodzinach stwierdzono u następcy tronu zwichnięcie stawu łokciowego lewej ręki. Mięśnie kończyny były tak uszkodzone, że żaden z lekarzy nie odważył się nastawić zwichniętej kości pomazańca.

Przez całe życie lewa ręka Wilhelma była wyraźnie krótsza, a dłoń przypominała rękę dziecięcą. Prawdopodobnie poważne upośledzenie mogło być przyczyną wielu dziwnych zachowań cesarza. Objawiało się ono także w postaci dolegliwości fizycznych: trudności z utrzymaniem równowagi, bólami lewej części ciała. Żeby przywrócić Wilhelmowi władzę w lewej ręce, lekarze wykręcali ramię na specjalnej maszynie, razili je prądem, a małego następce tronu kazali kąpać we krwi zwierząt.

Do tego doszło pełne rygorów, spartańskie wychowanie i odrzucenie przez własną matkę, która nie mogła znieść ułomności syna. "Gdyby nie ta ręka, byłby mądrym dzieckiem", zwykła mawiać w gronie dworzan. Gdy młody następca tronu słał jej pełne hołdów listy, jedyną odpowiedzią jaką musiał się zadowolić były wymówki dotyczące błędów ortograficznych jakie popełniał.

Jego osobisty pedagog dr Georg Hinzpeter nie szczędził dorastającemu następcy tronu surowych metod wychowawczych tamtej epoki. Zwykł przy tym mawiać, że Wilhelm "nadaje się co najwyżej na ślusarza". Inna sprawa, że takie wychowanie pozwoliło przyszłemu cesarzowi zapanować nad ułomnościami ciała. Nauczył się np. dobrze jeździć konno i posługiwać bronią. Potem następca tronu trafił do znanej z drylu i bezwzględnej dyscypliny pruskiej armii. O dziwo, to właśnie tam czuł się najlepiej. Później już jako cesarza całe dnie spędzał na defiladach, ćwiczeniach, poligonach. Potrafił tez kilka razy dziennie zmieniać mundury.

Specjalista w obrazowaniu koni i bitew

To właśnie wojskowe fascynacje kazały Cesarzowi zatrudnić Polaka. Kossak uchodził za najlepszego batalistę swoich czasów, a Wilhelm II chciał mieć w swojej kolekcji obrazy ukazujące chwałę pruskiego oręża. Chciał też, aby kopie tych obrazów trafiły do koszar w całych Niemczech. Dla naszego malarza było to zlecenie życia, oprócz sławy, przynoszące spektakularne zarobki.

Kossak wyspecjalizował się w obrazach koni i bitew, które malował w swojej pracowni w Charlottenburgu na zamówienie cesarza, berlińskiej klasy wyższej i pruskiej szlachty. Wiosną 1897 r. Wilhelm II oddał malarzowi do dyspozycji pracownię w pobliżu zamku Monbijou, który pełnił rolę muzeum rodzinny Hohenzollernów. W tym atelier powstały kolejne obrazy, w tym dwa portrety cesarza na koniu. Cesarz spontanicznie odwiedzał go w pracowni i publicznie zachwycał się jego obrazami batalistycznymi, co Kossak skrzętnie wykorzystywał dla własnej reklamy, zapraszając na wizyty również fotografa. Zdjęcia te pojawiały się później na łamach prasy.

  • Wnętrza koszarowego kasyna, przyozdobione obrazami Wojciecha Kossaka.
  • Wnętrza koszarowego kasyna, przyozdobione obrazami Wojciecha Kossaka.
  • Jeden z obrazów Wojciecha Kossaka, który niegdyś znajdował się w budynku koszarowego kasyna.

Cień malborskiego przemówienia

Współpraca obydwu panów zakończyła się po słynnym polakożerczym przemówieniu Wilhelma II w Malborku. 5 czerwca 1902 r. podczas uroczystego otwarcia odrestaurowanego zamku w Malborku. Na fetę przybył cesarz, który podczas przemówienia wezwał do "poskromienia polskiej buty i zuchwałości".

Wojciech Kossak został oczywiście zaproszony na tą uroczystość. Jednak wiedząc, że nie będzie ona miłą dla Polaków, zrezygnował. Zrobił to na tyle późno, że gazety wydrukowały jego nazwisko na liście zaproszonych gości. Oczywiście polska prasa podchwyciła temat i nie zostawiła na malarzu suchej nitki. "Wiluś" na zachowanie malarza zareagował w swoim stylu. "Czego od moich poddanych chce ten Austryjak" - miał powiedzieć.

Do dalszej współpracy już nie doszło. Malarz wrócił do Krakowa i w kolejnych latach malował obrazy związane z polską historią, w tym dzieła o treści antypruskiej. Zatarg próbował łagodzić dowódcą brygady Czarnych Huzarów i późniejszy feldmarszałek August von Mackensen (1849-1945), który w 1904 r. wysłał do Polaka list, w którym napisał m. in: "Z okazji mojej ostatniej wizyty w Berlinie podziwiałem przepyszny Pański obraz bitwy pod Chateau Thierry. Jego Cesarska Mość podzielał mój zachwyt. Czy to ma być ostatnie pociągnięcie Pańskiego pędzla na chwałę bohaterskich czynów pruskich? Sztuka jest przecież międzynarodowa, nie wymaga się tego jednak od artysty (...) Serdecznie bym się cieszył, gdybym na tej samej ścieżce, na której miałem zaszczyt poznać Pana, spotkał go znowu..."

Współpraca z następcą tronu

Kossak pojawił się w Gdańsku 11 lat później, aby namalować portrety dla cesarskiego syna, kronprinza Wilhelma. Jak wspomina sam malarz, następca tronu zaprosił go aby zrobić na złość ojcu i pokazać, że "do mnie Kossak przyjedzie, a do ciebie nie zechce, bo głupstwa w Malborku gadałeś"...

Malborskie przemówienie Wilhelma II okazało się również przełomowe dla obchodów rocznic historycznych przez Polaków. Doszło wtedy do szczególnie manifestacyjnego uczczenia bitwy pod Grunwaldem. W Krakowie w uroczystościach zgodnie brały udział wszystkie siły polityczne, a obchody trwały kilka miesięcy. Wówczas narodził się pomysł uczczenia grunwaldzkiego zwycięstwa pomnikiem. Ideę zrealizowano w 1910 r. odsłaniając pomnik króla Władysława Jagiełły na krakowskim placu Matejki.

Opinie (17)

  • bardzo heppy

    Fajny artykuł widać ze autor bardzo się postarał

    • 32 0

  • Przeczytalem z zapartym tchem. Swietna historia.

    • 34 0

  • Ciekawe

    Świetny artykuł !!!!

    • 24 0

  • zmieniają sie czasy

    Jak to zmieniają się czasy! Malował Kossak dla cesarza dobre obrazy batalistyczne, a dzisiaj niejaki Dowgiałło na zamówienie szumowin maluje obraz "Smoleńsk", który przyprawia widza jedynie o wymioty.

    • 8 6

  • (2)

    Fundatorem Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie był Jan Paderewski.

    • 3 0

    • (1)

      Niemiecka nazwa 1 i 2 pułku brzmiała Leib- Husaren czyli Huzarów Przybocznych i nie ma tam słowa o jakiejś straży!

      • 0 0

      • jednostki Leib - to jednostki straży przybocznej. Taka jest poprawna hermeneutyka wojskowa.

        • 0 0

  • O kurcze! (1)

    Obrazy W. Kossaka w kasynie - nic o tym nie bylo szerzej wiadomo.To wnetrze powinno byc zrekonstruowane tak jak wygladalo na zdjeciu - z kopiami obrazow Kossaka - jest niesamowite - i co za historia! Mam nadzieje, ze Hossa tego nie zaniedba i odpowiednio wyeksponuje.

    • 9 1

    • widziałam oglądałam, bawiłam się tam za dziecka, były całyczas w dobrym stanie. al. było to lat 15 temu co teraz to nie wiem ;)

      sala piekna i z potencjałem, to samo tak naprawdę tyczy się całego budynku, wywalić wstawkę i odczarować wygląd budynku ,"Zawiszy"

      • 2 0

  • swietny artykul (2)

    ciekawa historia, gdzie teraz sa te obrazy?

    • 5 0

    • W Ermitażu

      • 1 0

    • Odpowiedź na pytanie

      Polecam to... http://studioopinii.pl/jerzy-lukaszewski-indiana-jones-i-huzarzy-smierci/

      • 0 0

  • Ciekawe

    Dzieki!

    • 4 0

  • Widac mial Kossak honor.

    Nie dal, zeby Niemiec plul mu w twarz. Nie to co teraz. Szacun.

    • 4 0

  • Interesujący.

    Wilhelm II to ciekawa postać. Jego dziadek, cesarz Wilhelm I mawiał: Ich habe nich Zeit münde zu sein ( Nie mam czasu, aby być zmęczonym) zaś Wiluś: Wann geht mein Zug (Kiedy odchodzi mój pociąg) :-) On też pierwszy dodał do swego podpisu I.R. (Imperator Rex) z czego ulica zrobiła: Ich reise (Ja podróżuję). Uwielbiał po prostu podróżować. Faktycznie jego pociąg (hofzug) składał się z 12 wagonów. Nie wszystkie były wprawdzie luksusowe, salonki były tylko dwie - dla cesarza i cesarzowej. Ciekawostką jest to że nie stykały się ze sobą. Salonka cesarza była zawsze drugim wagonem w składzie za lokomotywą, a cesarzowej zawsze przedostatnia! Niczego oczywiście nie sugeruję :-) Artykuł poleciła mi znajoma. Żałuję tylko, że taki krótki. :-(

    • 3 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym miejscu w latach 70. znajdował się lunapark?

 

Najczęściej czytane