• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Polskie sojusze morskie przed II wojną światową

Michał Lipka
16 października 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

Przed II wojną światową Polska szukała sojuszników nie tylko we Francji i Wielkiej Brytanii, ale także próbowała się porozumieć z państwami bałtyckimi i Szwecją.



Zgodnie z postanowieniami traktatu z Wersalu, Polska otrzymała 70-kilometrowy dostęp do morza... Zaraz zaraz, jak to 70-kilometrowy, skoro we wszystkich opracowaniach stoi jak byk 140 km?! Wyjaśnienie jest proste: dyplomaci ustalający dostęp Polski do morza zmierzyli granicę z obu stron Półwyspu Helskiego, co teoretycznie podwoiło naszą granicę, choć praktycznie nie miało wielkiego znaczenia. Nie trzeba tu mówić, że porty wraz z niezbędną infrastrukturą trzeba było dopiero zbudować.

Przed odradzającą się flotą wojenną praktycznie od razu postawiono jeden cel - miała bronić morskich granic Polski. Owszem bronić - ale czym? Pełnowartościowych okrętów nie było, oficerowie i marynarze z rożnych zaborów mieli problemy ze "zgraniem się" (uwidoczniały się bowiem różnice w wyszkoleniu i podejściu do służby). Jedynym, na co Polacy z początku mogli liczyć, to pomoc sojuszników. Tak im się przynajmniej wydawało...

Już w 1919 roku zwrócono się do Brytyjczyków z prośbą o pomoc w tworzeniu struktur naszej floty. I co zaskakujące (biorąc pod uwagę stosunek Davida Lloyd George'a, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii do Polski, autora powiedzenia "przekazać Polakom śląski przemysł to tak, jakby dać małpie zegarek") Anglicy odpowiedzieli pozytywnie i przysłali czteroosobową misję morską.

Jak się jednak szybko okazało, obie strony miały inną koncepcję współpracy. Polacy oczekiwali pomocy w kwestiach organizacyjnych, liczyli na jasne deklaracje dotyczące przekazania czy sprzedaży okrętów, które stanowiłyby zalążek floty. Zamiast tego otrzymali pomoc w kwestiach dotyczących oczyszczania wód z min czy poprawnego stawiania znaków nawigacyjnych.

Wobec braku widoków na osiągnięcie porozumienia, na początku 1921 roku brytyjska misja zakończyła swoją działalność.

Gdy padło pytanie "i co teraz" niespodziewanie pojawiła się idea stworzenia Związku Państw Bałtyckich składających się z nowo powstałych państw, takich jak m.in. Finlandia, Estonia, Litwa i Polska. Ta ostatnia była zresztą jednym z głównych inicjatorów tej idei. Myślą przewodnią było stworzenie sojuszu opartego na wspólnych działaniach politycznych i gospodarczych. Nie zapominano również o postanowieniach militarnych.

Na konferencji w Rydze, dzięki staraniom Polski, zapadła decyzja o utworzeniu Rady Delegatów Państw Bałtyckich. Przyjęto uchwałę mówiącą o utworzeniu sojuszu obronnego mającego chronić swych członków przed ewentualną agresją Związku Radzieckiego (z tej bowiem strony spodziewano się głównego uderzenia).

Prace nad planami były na tyle zaawansowane, iż rozpoczęto opracowywanie wspólnego dowództwa, które czuwałoby nad jednolitym wyszkoleniem i przygotowaniem wojsk państw członkowskich. Dziś mało kto pamięta o sojuszu, jaki zawarto w marcu 1922 roku w Warszawie. Wtedy przedstawiciele Polski, Finlandii, Łotwy i Estonii podpisali porozumienie wojskowe, które zobowiązywało każde z państw do pomocy innemu w przypadku napaści czy agresji ze strony wroga.

Pomimo tych zabiegów Polska nie ustała w poszukiwaniu dalszych sojuszy. Pewne sygnały dawała Francja, która od zakończenia Konferencji Wersalskiej była przychylna Polsce, także dlatego, by zrobić na przekór Anglii. Ostatecznie 19 lutego 1921 roku w Paryżu podpisany został traktat między Francją a Polską, który między innymi mówił o wzajemnej pomocy militarnej. Współpraca między oboma krajami układała się inaczej niż z Anglią. Polscy oficerowie kształcili się na francuskich uczelniach i odbywali staże na okrętach wojennych.

Zgrzyty pojawiły się przy zamawianiu okrętów we francuskich stoczniach. Pierwszą umowę podpisano w 1926 roku, niestety była ona brzemienna w skutkach. O wyborze wykonawcy zadecydowały bowiem nie referencje, lecz obecność w zarządzie stoczni wysokich rangą francuskich polityków. W efekcie czego budowy okrętów przeciągały się, a ich efekty dalekie były od tych planowanych.

W kraju również nie działo się najlepiej - większość naszych granic była bowiem lądowa i decydenci z Warszawy nie widzieli potrzeby przekazywania środków finansowych na marynarkę skoro na północy "może mamy morze, a może nie". Dodatkowo po przewrocie majowym Piłsudski ograniczył i tak już niewielkie środki przeznaczane na rozwój Marynarki Wojennej.

Na szczęście nie brakowało "ambasadorów polskiej floty", którzy często nosili również i zielone mundury. Coraz częściej pojawiały się głosy o potrzebie rozbudowy i utrzymania optymalnych sił morskich. W tym czasie do kraju zaczęły przybywać pierwsze zakończone po wielu trudnościach jednostki wyprodukowane we Francji. Ponieważ nie były one w pełni tym, czego oczekiwano, stąd też współpraca francusko-polska zaczęła przechodzić kryzys. Polacy decydenci podjęli decyzje o ponownym nawiązaniu sojuszu z Anglią. Wspominał o tym i sam Piłsudski, który był zwolennikiem takiego porozumienia. W Polsce w tym czasie kończył się kryzys ekonomiczny i dość ambitnie zaczęto podchodzić do rozwoju polskich sił morskich. Przyjęto plan 6-letni na lata 1936-1942, w ramach którego nasza flota miała stać się silna i nowoczesna (choć trzeba zaznaczyć, że plan rozbudowy znowu należał raczej do bardziej fantastycznych niż realistycznych).

Warto tu wspomnieć o jeszcze jednym mało znanym sojuszu, tym razem ze Szwecją. Na początku lat 30. rozpoczęto rozmowy mające na celu podjęcie współpracy między flotami, a także wspólne szkolenie kadr morskich. Bodźcem były tu niewątpliwie czytelne sygnały zapowiadające agresję, płynące ze strony Niemiec i Związku Radzieckiego. Polska zamówiła w Szwecji działa okrętowe Boforsa oraz działa do przyszłej baterii na Helu. Niestety dalsza współpraca została przerwana po tym, jak stało się jasne, że Szwecja zostanie neutralna podczas ewentualnego konfliktu.

Jak widać, mimo starań Polski, sojusze lub próby ich zawarcia trudno nazwać owocnymi. Związek Państw Bałtyckich do wybuchu II wojny światowej nie był w stanie wypracować żadnego konstruktywnego wspólnego stanowiska. Francja skupiała się wyłącznie na korzyściach finansowych oferując nam przestarzały sprzęt, Wielka Brytania, gdy już zmieniła swe podejście do Polski, skupiła się wyłącznie na dopracowywaniu planu ewakuacji polskich okrętów, by walczyły u boku Royal Navy. W efekcie we wrześniu 1939 roku Polska została sama.

Opinie (18)

  • Nadal

    Robią z naszym krajem co chcą. Po wojnie wykorzystywał wschód a po upadku komunizmu... Zachód.

    • 43 2

  • Na co komu był ten sojusz ?? Wojna pokazala na kogo można było liczyć (9)

    • 43 2

    • Umiesz liczyć? - Licz na siebie... (8)

      Polacy mimo, że nie mieli nowoczesnego sprzętu to walczyli dzielniej od anglików czy francuzów. Z resztą nie do dziś wiadomo, że francuskie czołgi mają 5 biegów do tyłu i tylko 1 do przodu - żeby szybciej się ewakuować z pola bitwy... A angielskie czołgi mają na wyposażeniu białą flagę do kapitulacji...

      co jak co, ale honoru nikt nam nie odbierze.

      bóg - honor - ojczyzna

      • 12 5

      • Nie wiem czego chcesz od Brytyjczyków (7)

        jakoś Hitler tylko ich nie pokonał w zachodniej Europie, i to bynajmniej nie z powodu symbolicznego udziału polskich pilotów w Bitwie o Anglię (bo nazywanie go decydującym było i jest niepoważne, a ciężar walki ponieśli w ogromnej mierze sami Brytyjczycy).

        • 4 16

        • (2)

          Gdyby nie Dywizjon 303 Hitler podbiłby Anglię bez problemu. Nie mówiąc o innych polskich dywizjonach. A tak w '45 roku Churchill sprzedał nas Stalinowi.

          • 11 7

          • (1)

            Daj spokój chłopie, slogan jak z podstawówki...

            • 1 4

            • ale to jest tówj poziom cdzieciaku poziom z podstawówki

              • 1 1

        • z tym symbolicznym udziałem to cię trochę poniosło (3)

          polscy lotnicy w liczbie 144 stanowili 5% wszystkich lotników biorących udział w Bitwie o Anglię zaś odpowiedzialni byli (czytaj zestrzelili) za 12% strat Luftwaffe, dywizjon 303 był NAJLEPSZĄ jednostką lotniczą biorącą udział w BoA, zestrzelili 126 niemieckich samolotów, co do znaczenia Bitwy o Anglię to pewnie nie wiesz ale przez to że Hitler ją przegrał musiał odwołac inwazję na Wielką Brytanię, co do sojuszy to rzeczywiście - jak pokazuje historia - nie są wiele warte, np dziś gdyby napadła nas np Białoruś to myślę że opanowali by większość naszego terytorium w kilkadziesiąt godzin, NATO w tym czasie zastanawiało by się i dyskutowało nad formą reakcji, skończyło by się na tym że nie wystrzelili by w naszej sprawie ani razu a na Białoruś nałożyli by jakieś sankcje czy pogrozili by palcem a my jako państwo stracili byśmy byt, sojusze ok ale ważniejsze jest dbanie o samemu o własne interesy i siłę armii, przykładem jest Izrael, z każdej strony otoczony przez wrogich arabów, państwo w tej chwili ok 20 milionowe ale kiedyś ludnościowo połowe mniejsze a armia i jej siła taka że co ich arabowie napadali to dostawali w p.erdol

          • 14 0

          • Zgadzam się z tobą ale z tymi 5% to przecholowałeś

            kilka godzin temu na tvp historia był angielski program o Polskich lotnikach I sami angole w swych szacunkach przyznali że w pierwszej fazie stanowiliśmy 12% ich sił powietrznych a potem kiedy ponieśli dotkliwe straty(z braku doświadczenia) I bitwa o anglię weszła w drugą fazę nasz udział wzrósł do ponad 20% tj 1/5 to nie mało!

            • 5 0

          • Liczby z okresu komuny :) (1)

            Znaczenie Bitwy o Anglię znam doskonale, dlatego o niej wspomniałem. I specjalnie podkreśliłem, że Brytyjczycy wygrali ją sami dla siebie. Z pewną pomocą lotników WIELU krajów. Polacy, jak wspomniałeś 144 (to prawidłowa liczba), wcale nie byli odpowiedzialni za 12% strat LW... Liczby te są zawyżone i nie przetrwały analizy możliwej dopiero w latach '90. Słynny 303. Sq zestrzelił na pewno nie 126, ale coś ponad 40 samolotów. Faktycznie, wypadł na równi z osiągnięciami (również mocno zweryfikowanymi) najlepszego brytyjskiego 501. Sq. Ale zawyżanie rzekomych zwycięstw wzgl. faktycznych strat na poziomie 3:1 było niestety również polską domeną - taka była specyfika walk. Polecam prace Johna Alcorna w Aeroplane Monthly - "Battle of Britain Top Guns". Naprawdę, udział polskich dywizjonów, choć chwalebny, w żaden sposób nie może być uznany za kluczowy czy decydujący o losach bitwy - to tylko taka nasza martyrologia...
            Zaś nasz najlepszy pilot był faktycznie Czechem, a jego zwycięstwa powstały w mocno kontrowersyjny sposób - opuszczał formację, koledzy się wkurzali, naruszał dyscyplinę i, zamiast atakować wraz z dywizjonem bombowce lecące w szykach obronnych nad Anglię, polował na te pojedyncze powracające, często uszkodzone - stanowiące łatwy łup i małe zagrożenie.

            • 1 1

            • liczby podałem za wikipedią,

              • 0 0

  • Te sojusze bokiem nam wychodzą

    • 24 1

  • co po tym naszym polskim honorze jak tyle ludnosci cywilnej zginelo???

    • 23 5

  • Panie Michale

    Kto jak kto, ale Pan powinien wiedzieć, że słowa statek i okręt nie są synonimami

    • 28 1

  • Oszolomy

    Pilsudzki ograniczyl srodki na marynarke wojenna,a dzisiaj cierpiace na kompleksy oszolomy stawiaja mu pomnik,ludzie opanujcie swoje chore ambicje,Szczurek i tak nie da wam tytulow Za Zaslugi dla Gdyni,

    • 7 15

  • Nie ma czegoś takiego jak...

    Europa środkowa czy kraje Bałtyckie !
    Niemcy tez maja dostep do baltyku co nie czyni ich "krajem baltyckim"

    • 2 10

  • Przykro czytać.

    Panie Michale.
    Przeczytałem ten artykuł i nic on nie wnosi. Wszyscy wiemy jak było ogólnie. Jaki "badacz historii PMW"-tak Pan się podpisuje. Powinien pan wyciągnąć jakieś ciekawe historie i je przybliżyć. A daje nam Pan straszną papkę dziennikarską, tak niestety częstą w naszych mediach.
    Dodatkowo zdjęcie HOOD-a nie mającego nic wspólnego z naszą flotą, ani nawet nigdy nie będącego na Bałtyku i nazwanie Gryf-a statkiem dopełnia przerażająco niskiego poziomu tego artykułu.

    • 21 7

  • smutna refleksja

    Coraz częściej historycy piszą, że to Anglii zależało na tym, aby Polska nie dogadała się z Niemcami.
    Już J. Mackiewicz twierdził, ze trzeba było z Niemcami załatwić Moskwę, a potem dopiero zabrać się za osłabione Niemcy...
    W czasach PRL ten logiczny pogląd był zakazany...
    Przypomnę tez, ze w 1939 roku większość Polski (51%) zajęli Sowieci, a nie Niemcy...
    O tym też w PRL musiano milczeć...

    • 14 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Katalog.trojmiasto.pl - Muzea

Sprawdź się

Sprawdź się

Jaką ulicą Gdyni w 1975 r. przejeżdżał ówczesny prezydent Francji Valéry Giscard d'Estaing?

 

Najczęściej czytane